wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie roku 2013: Książki i mangi












4 KATEGORIE, A W NICH 3 NAJLEPSZE TYTUŁY ROKU 2013:


Fantastyka:
1. Lalkarz. Odrzucenie - Katarzyna Lisowska (wyd. Kotori) RECENZJA
2. Królewski Wygnaniec - Fiona McIntosh (wyd. Galeria Książki) RECENZJA
3. Więźniowie w Widmowym Zamku - Anna Łagan (wyd. The Cold Desire) RECENZJA

sobota, 14 grudnia 2013

PODSUMOWANIE ROKU 2013: SERIALE

Do końca roku jest jeszcze trochę czas, ale już teraz postanowiłam rzucić małym podsumowaniem, które w mniejszym bądź większym stopniu wpisuje się w literaturę – SERIALE.

SERIAL ROKU 2013: GRIMM

wtorek, 3 grudnia 2013

Dziewięć żyć Chloe King. Upadła - Liz Braswell




Tytuł: Dziewięć żyć Chloe King. Upadła
Autor: Liz Braswell
Wydawca: Filia
Ilość stron: 288
Ocena: 5--/6




W przeddzień szesnastych urodzin Chloe King postanawia uczcić z przyjaciółmi swoje święto i w tym celu wraz z Amy i Paulem robi sobie wolne od szkoły. Trójka nastolatków zaszywa się w budynku Coit Tower, gdzie popijając alkohol rozmawiają na typowe dla młodych ludzi tematy. Wszystko to wydaje się proste, ale perfekcyjne. Przynajmniej do czasu, kiedy Chole chwiejąc się na nogach traci równowagę i spada z wysokości dobrych siedemdziesięciu metrów. Jej szanse na przeżycie są minimalne, a jednak dziewczyna bardzo szybko odzyskuje przytomność, czym zaskakuje nie tylko siebie, ale i przyjaciół. Jak to możliwe, że przeżyła upadek z takiej wysokości odnosząc zaledwie minimalne szkody? To niestety zaledwie początek licznych atrakcji drugiego życia, jak również zaledwie pierwsze z pytań, jakie zadawać będzie sobie dziewczyna. Chloe zaczyna się, bowiem powoli zmieniać, jej ciało odczuwa wyraźny pociąg do płci przeciwnej, co w rezultacie skutkuje namiętnymi pocałunkami z nieznajomym chłopakiem i flirtem z innymi, jej siła i sprawność fizyczna zaczynają wzrastać. Na domiar złego, Amy i Paul zaczynają się spotykać, przez co oboje odsuwają się od Chloe w tym najważniejszym i najtrudniejszym dla niej momencie życia.

W przypadku pierwszego tomu serii Dziewięć żyć Chloe King temat przewodni zdecydowanie stanowią wszelkiego rodzaju zmiany – zarówno te zachodzące w samej bohaterce, jak i te, które dotyczą jej życia. Nie da się ukryć, iż pod względem przemian powieść znajduje się w ciągłym ruchu. Albowiem fizycznie główna bohaterka w końcu staje się kobietą, jej zainteresowanie płcią przeciwną nabiera seksualnego zabarwienia, w ciele budzi się kocia krew. Psychicznie Chloe jest drażliwa, czuje się samotna i opuszczona, a jednak staje się pewna siebie, niemal wyzywająca, poszukuje komfortu, jaki może zapewnić jej tylko bliskość drugiej osoby. W kontekście otoczenia zmiany dokonują się pośród znajomych, których przybywa, niebezpieczeństwa czyhającego na nastolatkę, rujnującego dotychczasowy system codzienności związku jej bliskich przyjaciół. Upadła stanowi więc swoiste studium zmian, które mogą się na siebie nałożyć w tym samym czasie, jak nieszczęścia, które chodzą parami.

W kontekście tej powieści na pewno warto wspomnieć o mocno nakreślonym temacie seksualności. Należy zwrócić uwagę na fakt, iż Chloe nie męczy się ze wzniosłym uczuciem miłości, które wyznacza ramy jej życia, ale całą sobą pragnie fizycznej bliskości. Spogląda na chłopaków przez pryzmat swojej niezaspokojonej potrzeby, która obudziła się w niej przed pierwszym okresem, a później powoli cichnie, choć w dalszym ciągu daje o sobie znać. Autorka daleka jest jednak od tworzenia erotyku, dzięki czemu powieść skupia się na samych pragnieniach, na męczącym i niemal niemożliwym dokonywaniu wyboru między dwoma zupełnie od siebie różnymi chłopcami. Nazwijmy rzeczy po imieniu, nasza bohaterka to poligamistka umawiająca się jednocześnie z dwoma „samcami” i niespecjalnie to ukrywająca. Mało tego, oczekuje, że obaj chłopcy będą zaspokajać jej potrzebę dotyku i pocałunków. W takiej sytuacji zapewne wypadałoby trochę moralizować, jednakże autorka wplatając w Dziewięć żyć Chloe King ten konkretny wątek bynajmniej nie stara się przedstawić postępowania swojej bohaterki za naganne. Jasne, Amy uznaje je za coś nie na miejscu, ale nie przekreśla przez to przyjaciółki. Zachowanie, które w realnym świecie na pewno denerwowałoby i bulwersowało wiele osób, w Upadłej zostało przedstawione w sposób, który nie wywołuje irytacji.

Patrząc na tę powieść przez pryzmat fabuły od razu zauważamy dominację emocji i problemów nad akcją. W tym tytule tak naprawdę nie dzieje się wiele, jednakże uczucia głównej bohaterki za każdym razem wychodzą na pierwszy plan. Czytelnik nie śledzi z zapartym tchem pełnych ruchu strać, niebezpiecznych akcji czy ekscytujących ucieczek, ale jest świadkiem licznych zmian otaczających i przenikających Chloe oraz samotności, która wcale nie pomaga w radzeniu sobie z kłopotami. Prawdę powiedziawszy, nasza bohaterka niemal przez cały czas zmuszona jest stawiać każdy krok ze świadomością odsuwania się od niej bliskich jej osób. Tym samym Upadła szczegółowo ukazuje to, co dzieje się we wnętrzu nastolatki, co czyni jej burzliwe losy bardziej intymnymi.

Reasumując, choć bez fajerwerków, to jednak uważam Dziewięć żyć Chloe King za serię całkiem interesującą i wartą poświęcenia jej czasu. Upadła nie czyni z nas może kłębka nerwów, ale na pewno może rozbudzić zainteresowanie dalszymi losami bohaterki, jak również pozwala nam dobrze ją poznać, wniknąć w jej umysł i patrzeć na świat jej oczami. Dodatkową zaletą jest również fakt, że powieść czyta się w okamgnieniu, toteż nawet wyjątkowo zapracowana osóbka może pozwolić sobie na lekturę.

sobota, 30 listopada 2013

Pet Shop of Horrors vol. 2 - Akino Matsuri




Tytuł: Pet Shop of Horrors vol. 2
Autor: Akino Matsuri
Wydawca: Taiga
Ilość stron: 218
Ocena: 6-/6




Klimatyczna, klasyczna kreska, inteligentne historie pełne głębi i emocji, fantastyczne, niebezpieczne stworzenia, bohaterowie, którzy zdobywają serca czytelników tajemniczością, charyzmą i wewnętrznym urokiem – oto druga odsłona „Pet Shop of Horrors”, naprawdę cudownej mangi, obok której nie sposób przejść obojętnie.

Święta lada dzień, chińska dzielnica rozbrzmiewa śpiewnym „Merry X’mas”, a więc najwyższy czas pomyśleć o wyjątkowym prezencie dla najbliższych. Starszy mężczyzna z zawiniątkiem w ramionach opuszcza właśnie sklep ze zwierzętami hrabiego D. Jego wnuki bez wątpienia będą szaleć z radości, kiedy zobaczą, co dla nich przyszykował. Tym czasem sceptyczny, uparty jak osioł policyjny detektyw, Leon Orcot, nawet w wigilię wpada do sklepu z niezapowiedzianą wizytą. Tak się składa, że w samą porę, gdyż oto okazuje się, że roztargniony hrabia sprzedał poczciwemu dziadkowi smocze jajo!
To jednak nie koniec opowiedzianych w tym tomie historii. Oto spotykamy drobnego złodziejaszka i hazardzistę bez grosza przy duszy, który przemoczony i pobity stara się pomóc małemu kociakowi najwyraźniej porzuconemu na ulicy. Tak się jednak składa, że po maliznę przychodzi sam hrabia D, a więc coś wisi w powietrzu.
Po „smoczym” nowym roku nasz znajomy detektyw również nie może narzekać na brak zajęć. W dzień swojego ślubu ginie niezwykle utalentowana piosenkarka, zaś Leo ma wątpliwą przyjemność pracować nad tą sprawą. Mało tego, śledząc hrabiego D, podczas jego małej wyprawy do muzeum historii naturalnej, Orcot z własnej winy pakuje się w niezwykłe tarapaty.

Drugi tom swojej mangi Akino Matsuri rozpoczyna wyjątkowo zabawnym i lekkim akcentem, o którym naprawdę warto wspomnieć, gdyż wyraźnie odznacza się na tle poprzedniej części. Prawdę mówiąc, zupełnie się tego nie spodziewałam, gdyż jak dotąd mieliśmy do czynienia z poważnymi, krwawymi historiami, które uwydatniały ludzkie słabości. Ta drobna zmiana bynajmniej nie wychodzi „Pet Shop of Horrors” na złe, gdyż odsłania przed nami zarówno zupełnie nowe oblicze hrabiego D, jak i czyni jasnymi motywy kierujące Leonem Orcot. Co więcej, ta dwójka dopełnia się wręcz idealnie i stanowi perfekcyjny humorystyczny duet, a człowiekowi po prostu miękną kolana! Przy tej okazji wspomnijmy także o ekscentrycznej pani dentystce, lubującej się w klimatach BDSM oraz mafiozie ze słabością do pudli. Usta same wyginają się w szerokim uśmiechu, a serce rwie się do czytania!

Po humorystycznym wstępie mangaka pozwala czytelnikowi powoli powrócić do poważniejszego tonu mangi, poświęcając drugi rozdział „Pet Shop of Horrors” zagadnieniu pieniędzy i przeznaczenia. Na pierwszy plan wychodzi biedny jak mysz kościelna William Foster, który postanawia nakarmić zabiedzonego kociaczka jedynym, co posiada – swoją krwią. Ten drobny dobry uczynek sprawia, iż los uśmiecha się w końcu do mężczyzny za sprawą słodkiej dziewczynki, którą pokochał w mgnieniu oka. Niestety, kiedy zasmakuje się w luksusie łatwo zapomnieć o tym, co dla nas najważniejsze. W przypadku Fostera wybór między pieniędzmi, a uwielbianym przez niego „dzieckiem” jest prosty, co sprawia, że mężczyzna kończy w tym samym miejscu, w którym rozpoczynał tę historię – na ulicy, bez grosza, bez domu, za to mając u boku kociaka, którego kiedyś chciał uratować. Tym samym, oczywistym staje się fakt, iż pieniądze to stanowczo za mało, kiedy w grę wchodzą uczucia determinowane przez przeznaczenie. Bo czy można zaprzeczyć temu, iż losem nie rządzi czysty przypadek?

Do sporej gamy emocji, ukazanych w tym tomie, dodać należy również dumę i zaborczość, których znaczenie czytelnik musi odgadnąć samemu. Bez wątpienia czynią one zranioną kobietę niebezpieczną, nieobliczalną, niemal potworną. Czy jednak w tym wypadku to siła kobiecych uczuć miała wpływ na ludzki los podsuwając pod nos hrabiego niesamowite, niebezpieczne stworzenie, które wydaje się wymierzać sprawiedliwość zakłamanemu kochankowi? A może chodzi po prostu o kolejne rzadkie, niespotykane zwierzę? To od nas zależy, co tak naprawdę dostrzeżemy w Delicious.

I w końcu, drugi tom „Pet Shop of Horrors” odkrywa przed nami drobną ciekawostkę dotyczącą hrabiego D, jak również ukazuje nam jego samotność skrywaną pod licznymi maskami dostrzeganymi przez detektywa. Przeszłość młodego właściciela sklepu zoologicznego wydaje się być ciasno spleciona z jego miłością do zwierząt, jak również z niechęcią względem bezlitosnych ludzi, którzy stawiają siebie ponad innymi stworzeniami. D jest podobny do anioła zemsty, który podkreśla ludzką niedoskonałość, ujawnia ich grzechy, a następnie za pomocą mitycznych sił natury wymierza sprawiedliwość. Co więcej, jego zachowanie i tajemniczość rodzą pytania, na które z pewnością chcielibyśmy poznać odpowiedzi, te zaś mogą kryć się w kolejnych tomach tej niebanalnej serii.

Podsumowując, „Pet Shop of Horrors” to manga, na której punkcie naprawdę można oszaleć. Przepełniona mrocznymi tajemnicami, elementami mitologi i fantastyki, ozdobiona odrobiną humoru i głębią przekazu, hipnotyzuje czytelnika, czyniąc go w ten sposób bezbronnym, wciąga go do swojego niesamowitego świata, w którym nikt nie może czuć się bezpieczny. Ja uległam czarowi tego tytułu już przy okazji pierwszego tomu, zaś teraz pozwalam by także część druga wciągała mnie coraz głębiej w te ruchome piaski klasyki, wywołującej drżenie na całym ciele.




Recenzja dla portalu:

czwartek, 28 listopada 2013

Zdobycze Kirhana: listopad




Pet Shop of Horrors tom 2 - od Wydawnictwa Taiga dla Upadli.pl
Dziewczyna wchodzi do baru - od pana Maćka z O-Gate
Toksyna - od mojego kochanego Wydawnictwa Dreams
Dziewięć żyć Chloe King tom 2 - dla Upadli.pl
Dziedzictwo - na Upadli.pl
Czas żniw - na Upadli.pl








Hide and Seek tom 1 - od mojej kochanej Kas *^^*
The Raven Boys - od Kas
The Dream Thieves - od Kas
Wołanie kukułki - prezent od Publicat
Policja - od Publicat
Rytuał Ciemności - od Publicat







Kwiat śliwy, mroczny cień - wczesny prezencik na Mikołaja od Anki "Ani" xP

poniedziałek, 25 listopada 2013

Kuroshitsuji vol. 13 - Yana Toboso






Tytuł: Kuroshitsuji vol. 13
Autor:Yana Toboso
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 194
Ocena: 6-/6




Dramatyczna sytuacja na pokładzie liniowca powoli się uspokaja. Ludzie, a przynajmniej ci, którym udało się przeżyć, wydostali się ze śmiertelnej pułapki wewnątrz statku i teraz, mając nadzieję na pomoc, rozsiadają się w szalupach ratunkowych. Niestety dla Ciela to nie koniec zadania, gdyż do jego obowiązków należy dokopanie się do samego serca całej tej masakry. Mając pewność, że Lizzie i Snake znajdują się w dobrych rękach powraca do wypełniania swoich obowiązków. Tak się jednak składa, że to nie koniec atrakcji, gdyż na scenie pojawia się Undertaker, który ujawnia kilka ze swoich niewątpliwie licznych tajemnic. Któż spodziewałby się takiego obrotu spraw? I nagle sytuacja znowu się zaognia, zaś niebezpieczeństwo kolejny raz staje się naprawdę poważne i nieuniknione. Dla naszego młodego hrabiego i jego demonicznego kamerdynera taniec śmierci trwa nadal.

Trzynasty tom Kuroshitsuji to nie akcja, ale przede wszystkim trzy naprawdę istotne i interesujące rewelacje, o których nie sposób nie wspomnieć, jako że razem tworzą całą fabułę tej części serii. Na samym początku autorka pozwala czytelnikowi na wgląd w psychikę oraz elementy przeszłości Elizabeth, która przecież zaskoczyła nas pod koniec poprzedniego tomu. Uciążliwa, słodka do zemdlenia i wiecznie uśmiechnięta „mała dziewczynka” okazuje się nie tylko utalentowana w dziedzinie szermierki. Ot, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Lizzie ma, bowiem swoje powodu by zachowywać się jak niewinne, słabe dziecko. Wszystkie podejmowane przez nią decyzje mają za zadanie pomoc Cielowi i idealne dopasowanie się do niego, nawet jeśli oznacza to, iż pannica utknie na zawsze w „ciele” dziewczynki. Podejrzewam, że po tym tomie nigdy już nie spojrzę na Elizabeth tak samo, jako że jej obraz naprawdę uległ ogromnej zmianie. To co dawniej irytowało, teraz nabrało sensu.

Niemniej jednak, prawdziwa twarz Lizzie to niewielkie zaskoczenie w porównaniu z tym, co szykuje dla nas Undertaker. Zawsze dziwaczny, trochę niepokojący i zakrawający na niegroźnego szaleńca przydatny człowieczek, okazuje się kimś zupełnie innym. Różnica między osobą, za którą mieliśmy go do tej pory, a jego prawdziwym obliczem jest kuriozalna. Czy można było się tego domyślić? Nie sądzę! Naprawdę trudno jest pisać o nim z jednoczesnym zachowaniem tajemnicy, by nie psuć lektury osobom, które jeszcze z tym tomem nie miały do czynienia. Zdradzę jednak, iż w tym tomie mamy okazję „zajrzeć pod grzywkę” naszego ekscentryka, a jest na co popatrzeć!

I w końcu, ostatnia ciekawostka tego tomu, czyli kolejne elementy wspólnej przeszłości Sebastiana i Ciela zostają ujawnione! Wprawdzie w sposób niecodzienny, trochę niepokojący i zapewne w najmniej odpowiednim momencie, ale przecież śmierć nie umawia się na wizytę z miesięcznym czy przynajmniej tygodniowym wyprzedzeniem. Czytelnik wie już doskonale, w jaki sposób młody Phantomhive wyrwał się z krwawej matni, w jakich okolicznościach po raz pierwszy zetknął się z Sebastianem. Teraz za to mamy okazję obserwować pierwsze kroki demonicznego kamerdynera w jego nowej roli, pierwsze wpadki, otrzymywane napomnienia, bury i spięcia na relacji pan-sługa. Bardzo interesujący jest również fakt, iż poznajemy niektóre opinie naszego demona na temat jego nowego pana. Sebastian z pewnością nie miał łatwego startu, kiedy ze wszystkich zabiedzonych i skrzywdzonych dzieci trafił akurat na Ciela. W tej sytuacji pojawia się pytanie. Jak można zakończyć tom w takim momencie?! To niehumanitarne!

W jaki sposób można więc podsumować trzynasty tom mangi Kuroshitsuji? Fantastyczny, zaskakujący i nieludzko zakończony! I jak tu wytrzymać do grudnia?!

czwartek, 21 listopada 2013

Dziewczyna wchodzi do baru - Helena S. Paige




Tytuł: Dziewczyna wchodzi do baru
Autor: Helena S. Paige (Paige Nick, Helen Moffett, Sarah Lotz)
Wydawca: W.A.B.
Ilość stron: 264
Ocena: 5/6




Przyznam szczerze, iż Dziewczyna wchodzi do baru to moje pierwsze spotkanie z powieścią interaktywną, gdzie czytelnik wybierając jedną z podanych opcji kieruje poczynaniami bohatera, a więc swoimi, odpowiada za jego/swoje przygody, błędy lub, wręcz przeciwnie, powodzenia. Do tej pory moja wiedza na temat tego typu rozrywki ograniczała się do opatrzonych japońską grafiką gier online - „haremówek” - i nawet nie wiedziałam, że podobne powieści pojawiają się na rynku. Jak łatwo się domyślić, byłam naprawdę ciekawa, co takiego może zaoferować mi podobna pozycja, toteż z tym większym zainteresowaniem rozpoczęłam czytanie. To było fantastyczne doświadczenie!

Na tę jedną, niezapomnianą noc wcielamy się w postać stosunkowo młodej kobiety, która do tej pory nie miała czasu na zabawę poświęcając się bez reszty pracy. Z tego też powodu zostajemy zaproszeni przez przyjaciółkę do całkiem niezłego baru, a później zwyczajnie przez nią wystawieni. Niemniej jednak, jest już za późno na bezpośredni odwrót, toteż wypada nam napić się czegoś zanim podejmiemy ostateczną decyzję, co zrobić dalej. Nasz wzrok momentalnie krzyżuje się ze spojrzeniem dojrzałego przystojniaka w kącie, zaś za ladą stoi słodki, młody barman. Pech chce, że przyciągamy uwagę obleśnego faceta o czosnkowym oddechu, ale na nasze szczęście zostajemy bohatersko wybawieni przez pierwszy obiekt naszego zainteresowania tego wieczoru. I teraz możliwości mnożą się na każdym kroku – piękna kobieta, perkusista rockowego zespołu, fotograf, biznesmen czy nawet utalentowany kulinarnie Azjata. Wybór należy do nas!

Nie ulega wątpliwości, iż ogromnym plusem tej konkretnej powieści jest oryginalny i innowacyjny pomysł na zabawę w trakcie czytania. Nie jesteśmy skazani na bierne śledzenie poczynań bohaterki, ale kształtujemy swój własny wieczór spędzany w innym niż na co dzień ciele. To od nas zależy z kim spędzimy ten wieczór, jak szybko się on skończy, na jak wiele pozwolimy tej drugiej osobie. Krótko mówiąc, czytelnik sam „pisze” książkę, która go interesuje. Mało tego, podobnie, jak w prawdziwym życiu, także i tutaj możemy dokonać właściwego wyboru, bądź popełnić okropny błąd. Różnica jest jednak zasadnicza – w rzeczywistym świecie jesteśmy zmuszeni zmagać się z konsekwencjami naszych poczynań, zaś książka pozwala nam w każdej chwili wrócić do punktu wyjścia i rozpocząć przygodę na nowo.

Istotną zaletą powieści Dziewczyna wchodzi do baru jest również różnorodność. Odnosi się ona zarówno do spotykanych na naszej drodze postaci – gwiazda rocka, stateczny biznesmen, niedoświadczony młodziak, atrakcyjna kobieta – jak również do ich upodobań – seks lesbijski, większe czy mniejsze zboczenia, zabawa w nauczycielkę seksu, rozbierana sesja zdjęciowa. Ot, co kto lubi, co kto chce. Możemy wybierać, przebierać, jednakże w granicach rozsądku! Co więcej, w każdej chwili możemy także zmienić zdanie i ponownie spróbować podrywu, bądź nawet zrezygnować z gorącej nocy i wrócić do domu do filmu czy wibratora.

Niestety, nie zawsze mamy pełną, nieograniczoną swobodę wyboru, co może wiązać się z wewnętrznymi oporami autorek, jak również z czymś zupełnie innym, bliżej niezidentyfikowanym. O ile dobór bielizny można jeszcze wybaczyć, o tyle późniejsze ucieczki przed perwersyjnymi akcjami naprawdę mogą wywoływać pełne rozżalenia westchnienia. W końcu nigdy nie wiadomo, który fetysz przemówi do czytelnika, który przypadnie mu do gustu. Skoro zawsze możemy nie zgodzić się na propozycję partnera/partnerki, to dlaczego nie mielibyśmy także przytaknąć ich sugestii i iść na całość? Mogłoby być naprawdę ciekawie!

Z wielkim żalem muszę stwierdzić, że 263 strony to stanowczo za mało, by można było w pełni rozwinąć skrzydła i nacieszyć się powieścią interaktywną. Zabawa trwa zbyt krótko, a przecież mogłaby toczyć się niemal w nieskończoność zaspokajając wszystkie, nawet te najbardziej skryte, fantazje czytelnika. Osobiście widziałabym pozycję Dziewczyna wchodzi do baru jako grube tomisko, które zapewniałoby rozrywkę na cały wieczór i niemal przytłaczało liczbą możliwości i propozycji. W końcu nie codziennie mamy możliwość oddać się miłosnym szaleństwom bez zobowiązań i konsekwencji.

Podsumowując, Dziewczyna wchodzi do baru to strzał w dziesiątkę w dziedzinie erotyków, gdyż to powieść dostosowuje się do czytelnika, nie zaś czytelnik do powieści, dzięki czemu nie jesteśmy skazani na monotonną, jednolitą historię, która toczy się na przekór nam, ale bierzemy czynny udział w jej snuciu. Możemy przebierać w partnerach, powracać na nowo do początku i zmieniać zdanie, za każdym razem czytać tę samą, ale jednak inną książkę. To naprawdę niesamowite doświadczenie i mam nadzieję, że na naszym rynku pojawi się więcej pozycji tego typu.

wtorek, 19 listopada 2013

Toksyna - Jus Accardo




Tytuł: Toksyna
Autor: Jus Accardo
Wydawca: Dreams
Ilość stron: 416
Ocena: 5-/6




Kiedy w grę wchodzi ludzkie życie handel wymienny to czasami jedyny, choć nie najlepszy sposób na rozwiązanie problemu. Deznee Cross dowiaduje się o tym w najmniej odpowiednim momencie. Uzależniona od adrenaliny, nieposłuszna i pijana nie tylko miłością dziewczyna podejmuje ryzykowne wyzwanie wspięcia się na szczyt pokaźnego dźwigu. Wytrwałość, ośli upór i niezachwiana pewność siebie pozwalają jej dotrzeć do celu, gdzie czeka na nią słodka nagroda – ukochany mężczyzna, Kale. I wtedy właśnie wszechświat upomina się o spłatę długu. Na samym szczycie dźwigu okazuje się, że życie Kale'a kosztowało Dez jej zdolność fizycznego kontaktu z chłopakiem i teraz ból jest tak przejmujący, że dziewczyna ostatecznie traci równowagę. Przed niechybną śmiercią w wyniku upadku z wysokości ratuje ją Alex – zdrajca, niedoszły zabójca, były chłopak. To także on pomaga Dez wymknąć się dwóm psom gończym Denazen, kiedy ta nieroztropnie pakuje się w kłopoty. Niestety wysłani w pogoń za nią bliźniacy posiadają niecodzienne zdolności, a tym samym za ich sprawą po ciele Deznee zaczyna rozchodzić się śmiercionośna trucizna. Jakby mało było problemów, w chwili, gdy Dez jest zmuszona trzymać się z daleka od swojego ukochanego, na horyzoncie pojawia się atrakcyjna dziewczyna, która może dotykać Kale'a nie tracąc życia.

Dotyk ukazał czytelnikowi rozkwit uczucia między dwójką bohaterów, których losy w taki czy inny sposób były ze sobą splecione, zaś Toksyna jako drugi tom serii Denazen nie tylko zmusza zakochanych do pokonywania przeciwności losu, ale również kładzie ogromny nacisk na zazdrość, której nie sposób uniknąć w żadnym związku. To właśnie to niewątpliwie wyniszczające, obezwładniające uczucie stanowi emocjonalny trzon tej części powieści. Na uwagę zasługuje fakt, iż Jus Accardo nie przedstawia zazdrości jako bariery, która stanowi przeszkodę na drodze do szczęścia bohaterów, ani jako niewybaczalnego braku zaufania względem drugiej osoby. W Toksynie uczucie to jest w pełni akceptowane, choć na dłuższą metę niebezpieczne w skutkach i nie da się ukryć, że ma dwa niezwykle interesujące oblicza. Ot, z jednej strony przypomina walkę dwóch pokaźnych kogutów o kwokę, zaś z drugiej starcie dwóch zawziętych kwok o koguta. Podejrzewam, że czytelnicy, którzy mają już za sobą ten tom serii przychylą się do tego porównania, zaś cała reszta może przekonać się o jego trafności sięgając po Toksynę.

Podobnie jak miało to miejsce przy okazji pierwszej części, tak także i tym razem na uwagę zasługuje fakt widocznej i wyczuwalnej niewinności Kale'a. Chłopak będący śmiercionośną bronią, który ma na swoim koncie dziesiątki ludzkich żyć, w pełni uświadomiony seksualnie przez swoją dziewczynę bezustannie stanowi chodzące duże dziecko, które dopiero uczy się zasad rządzących światem. Kale bez wątpienia jest stuprocentowym mężczyzną, a jednak jest również nieporadny, niemal boleśnie szczery, bardzo ekspresyjny i wręcz słodki. To naprawdę godne podziwu, że autorka zdołała połączyć w sobie te dwa skrajnie różne oblicza w ciele jednej osoby. Tym bardziej, że, jak zauważa Dez, dla chłopaka świat pozbawiony jest odcieni szarości, istnieje tylko czerń i biel. Jaki w takim razie jest sam Kale skoro potrafi bez mrugnięcia okiem zabić człowieka, a zaraz potem z właściwą sobie prostolinijnością troszczyć się o swoją ukochaną?

Muszę przyznać, że w tym tomie z rozkoszą widziałabym więcej ojca głównej bohaterki, jako że jest on człowiekiem niezwykle interesującym ze względu na swoją oziębłość, bezwzględność, jak również swoistą subtelność wykonywanych ruchów. Można powiedzieć, iż Toksyna jest jego szachownicą, zaś bohaterowie pionkami, których ruchy przewiduje, bądź jest o nich informowany. W tym tomie posługując się dwójką Szóstek zagania niewygodne oraz pożądane osoby w kozi róg, bezustannie trzyma rękę na pulsie, bawi się sytuacją i innymi ludźmi. Za przykład może posłużyć fakt, iż w pełen finezji sposób posługuje się „ludzką trucizną”, na którą istnieje tylko jedno, równie „ludzkie” antidotum i bezustannie ma Szóstki za narzędzia czy zwierzęta. Tym samym jego osoba jest pełna pewnego niezrozumiałego czaru, a jednocześnie wzbudza nienawiść, więc nic dziwnego, że trochę mi go mało.

Jeśli zaś chodzi o akcję Toksyny to jest ona niewątpliwie ściśle powiązana z charakterem głównej bohaterki. Dez jest dziewczyną, która ceni sobie dobrą zabawę z odrobiną dreszczyku emocji, nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu, nie słucha dobrych rad i rozkazów. Nic więc dziwnego, że wszystkie dramaty i problemy tego tomu biorą swój początek właśnie z nieposłuszeństwa i imprez, na których dziewczyna jest obecna. Jest więc oczywiste, iż powieść obraca się w głównej mierze wokół szaleństwa i jego konsekwencji. Tym samym, szare myszki mogą czuć się nieswojo, ale osoby pełne życia na pewno odnajdą się w świecie Dez, gdzie zasady są po to by je łamać.

I tak, w Dotyku nasi bohaterowie szukali swojego miejsca w poplątanej rzeczywistości, kiedy ich świat obrócił się o 180o, a tym samym tom pełen był aktywności fizycznej, czystego ruchu. Toksyna jest z kolei przesiąknięta uczuciami, które w znacznym stopniu wychodzą na pierwszy plan. Historia przypomina tym samym kwiat, którego zapachem i kolorem są emocje, środkiem jest hotel Ginger, zaś płatki stanowią pojedyncze imprezy i inne wydarzenia. Obie części różnią się więc od siebie, ale także dopełniają. Tym bardziej, że w ramach bonusu autorka dorzuciła nam scenę widzianą z perspektywy Kale'a, a to niemal wymusza zadowolone mruczenie.

sobota, 16 listopada 2013

Mechanik Dusz: Autowiwisekcja - R.A. Kulik




Tytuł: Mechanik Dusz: Autowiwisekcja
Autor: R.A. Kulik
Wydawca: The Cold Desire
Ilość stron: 910
Ocena: 5/6




Pochodzący z małej mieściny Piotr „Psycho” Skalski drugi rok z rzędu migruje do Wrocławia celem rozpoczęcia kolejnego roku wieczorowych studiów psychologicznych. Mimo znakomitej sytuacji ekonomicznej ojca, chłopak woli mieszkać na stancji, gdzie jednym z jego współlokatorów jest przystojny, wysportowany student AWF-u, zaś drugim, o zgrozo, pełnokrwiste emo – świeżo upieczony studencina ASP. Mało tego, studencka brać wzbogacona zostaje także przez trzy sąsiadeczki, z których każda jest inna, każda na swój sposób wyjątkowa i każda prędzej czy później potrzebuje męskiej pomocy w trakcie remontu. Do tej szczęśliwej szóstki dorzucić należy także jednego metala i oto nasza banda jest już w komplecie. Naturalnie, jak przystało na typowego polaka, Piotrek swoje ponarzekać musi – na ludzi, na sytuację w kraju, na swoje wątpliwe szczęście w upijaniu się – niemniej jednak, atmosfera panująca na stancji naprawdę sprzyja zawieraniu przyjaźni, a i wszelkiej maści gorętsze uczucia mają swoje pięć minut. W końcu mamy na stanie dwie heteroseksualne dziewczyny, aseksualną gotkę, geja oraz trzech biseksów, a każde z nich to wyjątkowe indywiduum. Nic więc dziwnego, że problemy mnożą się z minuty na minutę, dąs goni dąs, nieszczęścia atakują stadnie, a rozwiązywaniem wszystkich problematycznych kwestii w dużej mierze zajmować musi się Psycho. Czegóż chcieć więcej?

Przyznam się bez bicia, iż spoglądając na ostrzeżenia zamieszczone z tyłu okładki niesłusznie wyobrażałam sobie Mechanika Dusz: Autowiwisekcję, jako książkę ostrą, przesączoną poważnymi, przytłaczającymi problemami młodych studentów, ze wszech miar dołującą, tłumacząc to sobie faktem, iż ludzie w dzisiejszych czasach coraz częściej mają dziwne upodobanie do brutalności, dramatu, pakowania się w bagno, do życia na marginesie. Przygotowałam się więc psychicznie na powieść ciężką, mroczną i boleśnie prawdziwą. Autorka może teraz z powodzeniem patrzeć na mnie z politowaniem, albowiem od początku do końca wykazała się ogromną delikatnością i smakiem przedstawiając tę historię. Jej bohaterowie bez wątpienia są ludźmi inteligentnymi, toteż w ich przypadku alkohol, narkotyki, nikotyna czy seks nabierają zupełnie innego wymiaru. Tutaj nawet przekleństwa zarówno dodają pikanterii niektórym scenom, jak i oddają emocje, czy też charakter niektórych typków.

Ponadto powieść cechuje ogromna dawka humoru, który przenika całe to grubaśne tomiszcze. Sytuacje, dialogi, komentarze, zachowania bohaterów – tutaj naprawdę wszystko może być źródłem rozbawienia czytelnika. Nawet poważne sceny mają w sobie tę odrobinę komizmu, który rozładowuje atmosferę i pozwala wierzyć, że wszystko skończy się dobrze. Mechanik Dusz: Autowiwisekcja nie jest jednak zwykłą komedią, gdyż autorka zgrabnie przemyca całą masę interesujących sentencji, jakimi wymieniają się bohaterowie, jak również pozwala im rozmawiać ze sobą na życiowe, istotne tematy. Psycho, jako inteligentny narrator, który uważnie obserwuje otaczający go świat i ma swoje własne zdanie, także nie stroni od wewnętrznych monologów. Wszystko to czyni z Mechanika Dusz naprawdę znakomitą lekturę, którą czyta się z przyjemnością i ogromnym zainteresowaniem.

Niemniej jednak, do powieści trzeba się przyzwyczaić, jako że dzieje się w niej naprawdę wiele, zaś sceny są stosunkowo krótkie. Podejrzewam, że osoby nienawykłe do „skoków” będą narzekać, kręcić nosem, mruczeć coś do siebie, jednakże należy zwrócić uwagę na fakt, iż podczas lektury tego kolosa nawet przez chwilę nie możemy się nudzić. Tutaj nie ma miejsca na ziewanie, krzywienie się, pomijanie stron czy niezadowolone westchnienia, gdyż nigdy nie ma pewności, co nowego wydarzy się w życiu bohaterów, co jeszcze wymyślą, jakie niespodzianki zgotuje im los, w jaką kabałę wpakują się tym razem. Mając to na uwadze, możemy z powodzeniem porównać budowę Mechanika Dusz: Autowiwisekcji do opowiadanego w ploteczkach ciągu następujących po sobie dni codziennych, kiedy to nie interesuje nas każdy, pojedynczy krok bohatera, ale wydarzenia istotne, ciekawe, te o których warto wspomnieć.

W kontekście Mechanika Dusz temat boys love sam się nasuwa, gdyż stanowiąc zaledwie wątek poboczny jest również jednym z niezwykle istotnych czynników wpływających na głównego bohatera, który odkrywa w sobie biseksualistę. I tak, czytelnik, spragniony odrobiny emocjonującego romansu homoseksualnego, z początku musi obejść się smakiem po tym, jak autorka umyślnie pozwoliła mu wyczuć w powietrzu słodki zapach BL. Z czasem, w ramach entrée, odbiorcy podrzucane są porcje degustacyjne, ale nigdy nie dociera on do soczystego dania głównego, gdyż nie jest ono wliczone w cenę posiłku. Tym samy możemy odczuwać pewien niedosyt, jako że będący naszymi oczami i uszami Psycho nie uczestniczy świadomie czy bezpośrednio w samczych miłosnych igraszkach, a czując wyraźnie przyciąganie płci męskiej, dzielnie stawia temu czoła skupiając swoje zainteresowanie na konkretnej przedstawicielce płci przeciwnej. Nie można jednak na to narzekać, gdyż wspomnianej dziewoi nie sposób nie lubić.

Na koniec pozwolę sobie pojęczeć odrobinę, gdyż Mechanikowi Dusz: Autowiwisekcji zawdzięczam niezdrową fazę na „pasiaste słodkości”. Postać emo w literaturze intryguje mnie już od pewnego czasu, jednakże dopiero teraz miałam okazję naprawdę się tym „naćpać”. Sposób w jaki autorka stworzyła Jacka jest obłędny i bezbłędny! Przede wszystkim nasze Emo jest bardzo rzeczywiste i pasiaste, do czego należy dodać niesamowitą naiwność, słodycz i głupotę. Normalnie miękną kolana! W połączeniu z odrobinę przedmiotowym traktowaniem oraz sporą dawką odnoszącego się do chłopaka rodzaju nijakiego, otrzymujemy prawdziwy majstersztyk. Wszystkie te szczegóły dotyczące Jacka sprawiają, iż jest on zdecydowanie moim ulubionym bohaterem. Nie owijając w bawełnę, też chcę takie Emo! Autorka jest mi teraz winna leczenie specjalistyczne, gdyż cierpię na „syndrom pisklaka” ilekroć o Jacku pomyślę.

Podsumowując, pierwszy tom Mechanika Dusz to lektura bezwarunkowo zasługująca na uwagę – zadowalająca objętościowo, nie stroniąca od życiowych rozważań i inteligentnych dialogów, a jednocześnie niebywale zabawna, pełna ludzkiej głupoty oraz samczej wojny testosteronu. To niemal dziewięćset stron świetnej zabawy w towarzystwie fantastycznych bohaterów, którzy naprawdę stają się nam bliscy. Ja już za nimi tęsknię i drżę na myśl o tym, co autorka zgotuje nam w kolejnym tomie.

Tylko błagam, niech „moje” Emo nie cierpi i trafi w dobre (męskie) ręce! Bo się emować zacznę!

środa, 13 listopada 2013

Pandora Hearts vol. 7 - Jun Mochizuki




Tytuł: Pandora Hearts vol. 7
Autor: Jun Mochizuki
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 182
Ocena: 6-/6




Czasy sprzed tragedii w Sablier. Zwabiona dźwiękami pozytywki Lottie niespodziewanie spotyka w ogrodzie swojego pana, Glena Baskerville'a, oraz Jacka Vessaliusa, twórcę pozytywek, który – o zgrozo – okazuje się dobrym przyjacielem Glena. Dziewczynie trudno w to uwierzyć, a jednak w towarzystwie Jacka jej pan jest w stanie nawet się uśmiechać. Cała ta sielanka nie trwa niestety zbyt długo, gdyż pewnego dnia ogarnięty jakimś niezrozumiałym szaleństwem Glen Baskerville rozkazuje swoim ludziom wymordować wszystkie osoby obecne na zamku w Sablier, a polecenie zostaje posłusznie wykonane.
Chwila obecna. Wezwany przez Lottie Jack bynajmniej nie planuje współpracować. Strasząc użyciem mocy B-Rabbita pozbywa się zagrożenia, ale już samo pojawienie się wyczerpuje jego siły. Tym samym fragmenty wspomnień Jacka docierają do świadomości Oza, co sprawia, iż chłopak pogrąża się w czarnych myślach. Niemniej jednak, dzięki drobnej pomocy Elliota Oz znowu odzyskuje dobry humor. A przynajmniej było tak przez chwilę, gdyż prawda o pochodzeniu Oza mocno zachwiała rodzącą się przyjaźnią między Vessaliusem, a Nightrayem. I pomyśleć, że to najmniejszy, choć tak głęboko przeżywany, problem głównego bohatera.

Swoimi ostatnimi tomikami mangi Padora Hearts Jun Mochizuki niewątpliwie zainteresowała czytelnika tajemnicami przeszłości. Nic więc dziwnego, że rozpoczyna swój siódmy tom od wyjawienia drobnych sekretów, by na koniec niemal ogłuszyć nas rewelacjami. I tak, poznajemy elementy burzliwej przyjaźni Jacka i Glena, która zapowiadała się na idylliczną, zaś ostatecznie została zabarwiona czerwienią krwi i dramatu. Nadal nie znamy szczegółów i pikantniejszych kawałków, ale powoli zbliżamy się do poznania pewnych tajemnic, a to wywołuje dreszczyk emocji. Niemniej jednak, to pod koniec tomu padamy na kolana przed mangaką, która pozwala nam na wgląd w szokującą przeszłość Breaka. Czy ktoś mógł spodziewać się dokładnie tego, co zostaje nam ujawnione? Wątpliwe! Oczywiście, pewne podpowiedzi pojawiły się wcześniej, ale tylko kwestia oka wydawała mi się jasna. Cała reszta była zaskoczeniem. Co więcej, nie sposób ukryć, że ostatni kadr mangi zdecydowanie zapowiada gorącą kontynuację i sprawia, że czytelnik z niecierpliwością czeka na tom ósmy.

A skoro jesteśmy już przy bliższym poznawaniu postaci, nie można zapomnieć o ekscentrycznej stronie słodkiej Sharon. Któż by się spodziewał, że ta idealna dama ma swoje małe „zboczenia”, które teraz wychodzą na światło dzienne? Ładniutka, dobrze wychowana, pozornie niewinna, a w rzeczywistości niebezpieczna Sharon nie tylko jest w stanie uciszyć Breaka, ale i wywołać ciarki u Alice. I nie ma się czemu dziwić. Ten demon w ludzkiej skórze nie szczędzi nikomu razów. Zresztą, zapowiadające się niewinnie lekcje udzielane Alice na przykładzie romansów, także kończą się brutalnym akcentem przemocy fizycznej. Biedny Oz...

Niemniej jednak, wypada także wspomnieć o małej alkoholowej libacji urządzonej na szybkiego przez wujaszka Oskara. Ten drobny epizodzik wart jest uwagi chociażby ze względu na Gilberta. I bynajmniej nie chodzi tu o obraz pijanego, czy też rozkosznego, płaczącego Gila, choć to niewątpliwie cudowny widok. To właśnie w tej chwili Gilbert lepiej niż kiedykolwiek wcześniej zaczyna uświadamiać sobie fakt, że zostaje z tyłu, przestaje być potrzebny, gdyż Oz zaczął się zmieniać i planuje się usamodzielnić. Każda kolejna sytuacja tylko bardziej dręczy poczciwego chłopaka i najwyraźniej go przeraża. Ale czego Gilbert boi się najbardziej? Porzucenia, samotności, utraty celu w życiu?

Tak oto, siódmy tom mangi Pandora Hearts nie obfituje wprawdzie w akcję w czasie teraźniejszym, ale zdecydowanie oferuje czytelnikowi spory kawałek wyśmienitej przeszłości i muszę przyznać, że pod tym względem ta część naprawdę przypadła mi do gustu. Robi się, bowiem coraz goręcej, sytuacja staje się naprawdę napięta, a granice czasu zacierają się jeszcze bardziej.

niedziela, 10 listopada 2013

Podzielone Królestwo. Dobry wiatr - Allan Frewin Jones, Gary Chalk




Tytuł: Podzielone Królestwo. Dobry wiatr
Autor: Allan Frewin Jones, Gary Chalk
Wydawca: Papilon
Ilość stron: 184
Ocena: 5/6




„Żelazny Wieprz” nie daje za wygraną siedząc na ogonie zwinnemu niebolotowi, którym uciekają nasi bohaterowie i tylko niezwykła zwrotność cechująca podniebny stateczek oraz imponujące umiejętności Esmeraldy pozwalają trójce zwierzątek umknąć pościgowi. Dzielni podróżnicy kierują się w stronę Idyllandii, gdzie odbywa się właśnie Doroczny Kiermasz Sera, podczas którego można spotkać tabor Wędrowróżów. Tym samym Esmeralda ma okazję spotkać się z ciotką i poprosić ją o pomoc w znalezieniu drugiej borsuczej korony. Niestety nie wszystko idzie po myśli Bystrostopy, którą spotyka niemiła niespodzianka, zaś ostatecznie trójka świeżo upieczonych przyjaciół zmuszona jest czym prędzej uciekać z Idyllandii. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, toteż Esmeralda, Drepcik i Cezary kierują się we wskazanym przez ciotkę Reginę kierunku – prosto do Weritarii, gdzie swoje korzenie zapuściła Czcigodna Gildia Spostrzegaczy.

Pierwszy tom Podzielonego Królestwa rozpoczynający niesamowitą przygodę kusił czytelnika urokami pirackiego życia, którego aurę z łatwością można było wyczuć w trakcie czytania. Drugi prezentuje za to nie mniej nęcący, chociaż zupełnie inny styl egzystencji. Autorzy w niezwykle barwny sposób odmalowują cygańskie tabory, które zachwycają kolorami, różnorodnymi dziwadłami, magią, łakociami i ogólną atmosferą radości, zabawy i śmiechu. Chociaż wątek ten nie jest dominujący, a wydarzenia bynajmniej nie sprzyjają naszym bohaterom, to młody czytelnik i tak ma okazję zachwycić się wypełnionym niezależnością życiem Wędrowróżów. Nie ulega wątpliwości, że nie jeden zapalony podróżnik z chęcią przyłączyłby się do takiej wesołej gromady bezustannie przemierzającej Podzielone Królestwo.

Dobry wiatr nakreśla także obraz elitarnej szkoły pełnej szalenie inteligentnych i może dlatego całkowicie głupiutkich nauczycieli. Naukowe wywody jednego z członków grona pedagogicznego są nie tyle zagmatwane i niezrozumiałe, co zwyczajnie nie mają najmniejszego sensu. Nie ma wątpliwości, że każdy uczeń czuje się czasami zbyt mało inteligentny by zrozumieć filozoficzny bełkot profesora. To krępujące, ale kto powiedział, że wywyższający się belfer naprawdę pozjadał wszystkie rozumy? Zresztą, w powieści przysypiającemu w swoim gabinecie rektorowi naprawdę daleko do ideału, a przecież stoi ponad wszystkimi innymi nauczycielami. Czyż tym bardziej nauczyciele w świecie rzeczywistym nie są tylko pełnymi wad ludźmi?

Drugi tom Podzielonego Królestwa porusza także temat zupełnie niespodziewanej i niesamowicie bolesnej zdrady, której nikt się nie spodziewał. Cios ten padł ze strony osoby zaufanej, bliskiej, może nawet najważniejszej w życiu Esmeraldy. A jednak osoba, którą młoda Wędrowróżka znała od lat, okazuje się zdrajcą, kimś kto własne ambicje postawił ponad uczuciami. Jakkolwiek bolesne mogło być to doświadczenie, Esmeralda już na samym początku swojej wyprawy postawiła sobie cel, który pragnęła osiągnąć i teraz dzielnie znosi przeciwności losu. Choć głęboko zraniona, szybko odzyskuje dobry humor dziarsko podążając w kierunku wyznaczonym jej przez przeznaczenie. Tym samym, bez wątpienia jest ona przykładem osóbki, która zbyt łatwo się nie poddaje, jest pomysłowa, odważna i energiczna, czego można jej zazdrościć. Zresztą, warto się także od niej uczyć, gdyż każdy boryka się w swoim życiu z większymi bądź mniejszymi dramatami, a jak pokazuje przykład Esmeraldy, wtedy należy podnieść wysoko głowę i brnąć do przodu nie załamując się.

Niemniej jednak, zdrada nie dominuje w powieści, gdyż nasi bohaterowie zawierają także nową, jakże cenną dla nich przyjaźń. Dzięki pomocy jeża o otwartym umyśle i wielkie wiedzy zdobywanej w Gildii, trójka poszukiwaczy borsuczych koron ma okazję wykazać się i zrobić kolejny krok ku swojemu przeznaczeniu. Tylko czy obdarzenie zaufaniem nieznajomego naprawdę jest dobrym pomysłem? Czy ten miły, pomocny jeż, który momentalnie zjednał sobie bohaterów zasługuje na to zaufanie i powierzenie mu pieczy nad cennymi artefaktami? W tym tomie czytelnik się tego nie dowie, ale na pewno przyszłe części pomogą mu w znalezieniu odpowiedzi na wszystkie pytania, włącznie z tymi.

Podsumowując, Podzielonego Królestwa. Dobry wiatr to bez wątpienia bardzo dobra kontynuacja części pierwszej. Akcja rozwija się tu coraz szybciej, jest coraz bardziej interesująca, bohaterowie zmagają się z coraz to nowszymi problemami, a dodatkowo nie brakuje tu również humoru. Młody czytelnik nie może się nudzić stanowiąc część małej załogi, która z łatwością pakuje się w kłopoty i efektownie się z nich wydostaje. Ta książka to prawdziwa gratka dla młodych miłośników przygód!

piątek, 8 listopada 2013

Zakochany tyran vol. 3 - Hinako Takanaga




Tytuł: Zakochany tyran vol. 3
Autor: Hinako Takanaga
Wydawca: Kotori
Ilość stron: 178
Ocena: 5+/6




Jak wiele szkód może wyrządzić jedna przesyłka, która dociera pod niewłaściwy adres? Do czego potrafi posunąć się znudzony delegacją biznesmen? Jak wiele może wydarzyć się w zaledwie trzy dni? I co to wszystko oznacza dla nieświadomego niczego chłopaka, który zauważa dziwne zachowanie swojego kochanka?
Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w trzecim tomie „Zakochanego tyrana”.

Kiedy Souichi Tatsumi i jego młodsza siostra otrzymują przesyłkę ze Stanów jej otwieraniu towarzyszy uczucie ciekawości i pełnego euforii wyczekiwania ze strony dziewczynki, z kolei odkrycie zawartości niesie ze sobą zawód i zaskoczenie, które mają się jednak nijak do reakcji młodego doktoranta na „treść” dołączonego do paczki listu. Nic to, iż pomyłka jest ewidentna, zaś kopertę zaadresowano do Taichirou Isogai. Tatsumi i tak dobiera się do niej, co owocuje u niego żądzą mordu i serią niefortunnych zdarzeń. Tak się, bowiem składa, iż pragnąć odzyskać swoją przesyłkę oraz wykonując małe zadanko dla Kurokawy, Isogai zupełnie przypadkowo staje się świadkiem niezwykle interesującej sceny, do której dochodzi pomiędzy Morinagą, a Tatsumim. To niespodziewane odkrycie budzi w mężczyźnie prawdziwie wrednego demona i podłego szantażystę, który mając haczyk na Souichiego postanawia w pełni wykorzystać swoją przewagę. Sprawę dodatkowo ułatwia mu trzydniowa nieobecność Morinagi, który nieświadomy konsekwencji swoich ostatnich poczynań wyjeżdża na konferencję.

Jak sama autorka zauważyła w posłowiu, poprzedniemu tomowi „Zakochanego tyrana” towarzyszyło zdecydowanie więcej powagi, zaś historia była cięższa, doprawiona odrobiną dramatu i bolesnej przeszłości. Nic więc dziwnego, że tym razem mamy do czynienia z częścią nastawioną w pełni na komedię, która kręcąc się wokół Tatsumiego przypomina nam o jego absurdalnej homofobii oraz okropnym charakterze. Zadziwiające, że te dwie negatywne cechy potrafią w jakiś magiczny sposób dodać mandze humoru, zaś w połączeniu z uczuciem do Morinagi nawet słodyczy. Zresztą, czy naprawdę jest się czemu dziwić, kiedy ma się do czynienia z poważnym i pełnym złości upartym osłem, który zostaje postawiony w sytuacji zawstydzającej, a nawet poniżającej? Souichi bez wątpienia nie należy do osób rozrywkowych i potrafiących się dobrze bawić, więc zestawienie go z jego żądnym karaoke przeciwieństwem po prostu musi wywołać uśmiech na twarzy czytelnika. Co więcej, Isogai jest zwyczajnie bezbłędny we wszystkim, co robi, toteż stanowi dla tego tomu bezcenny element humorystyczny i napędowy.

Dzięki temu mało chwalebnemu dla Tatsumiego epizodowi zauważamy wyraźnie, iż nasz „młody gniewny” jest nie tylko nerwusem, sadystą, egoistą i niebezpiecznym dla otoczenia słodziakiem, ale także osobą, którą bardzo łatwo manipulować. O ile w przypadku Morinagi w grę wchodzi nie tylko szantaż, ale także uczucia, o tyle Isogai zdobywa władzę nad Souichim wyłącznie dzięki nieczystym zagraniom. Jasne, motywy, jakimi kierował się rozrywkowy biznesmen były stosunkowo niewinne, jednakże to nie o nich myślał początkowo doktorant. Należy także wziąć pod uwagę fakt, iż Tatsumi rzadko działa rozważnie i zazwyczaj trzyma się kurczowo jednego postanowienia nie dopuszczając do siebie innych prawd, czy rozwiązań. Jest więc tak nieskomplikowany w swoim sposobie myślenia, że grzechem byłoby tego nie wykorzystać. W takiej sytuacji wodzenie go za nos jest dziecinnie proste i pewnie jeszcze nie raz napsuje naszym bohaterom krwi.

Całkiem interesującym motywem tego tomu jest zazdrość Morinagi, wypływająca z jego niepewności. W końcu nawet słysząc kompromitującą jego kochanka rozmowę nie jest do końca pewny, w jaki sposób powinien ją rozumieć. Chociaż zżerany od środka wątpliwościami, pytaniami i masą dwuznaczności, nie przystępuje od razu do robienia scen, ale stara się w pierwszej kolejności wyjaśnić sytuację. Niestety, nie na wiele się mu to zdaje, gdyż wystarcza słowo „szantaż” by ugodzić go w sam środek otwartej rany, przez co w konsekwencji traci nad sobą panowanie i dopuszcza do siebie myśli o ewentualnych miłosnych ekscesach swojego partnera. Tatsumi nie jest przecież osobą, która chętnie rozwiewałaby wątpliwości i dzieliła wyznaniami, a jego humorki potrafiłyby zachwiać pewnością każdego.

I w ten oto sposób docieramy do najistotniejszego elementu trzeciego tomu „Zakochanego tyrana” – małego kroku dla ludzkości, ale wielkiego dla Tatsumiego. Albowiem intryga tej części kończy się swoistym drobnym wyznaniem, którego niewielu czytelników mogło się spodziewać, a które uszczęśliwia Morinagę. Widać nawet nasz homofob powoli zaczyna zdawać sobie sprawę ze swoich uczuć i powoli otwiera się na to, co nieuniknione. Naturalnie, nie ma co liczyć na nagłe, gwałtowne zmiany, ale przecież właśnie to stanowi o wielkości tej serii – choć ciało bezwstydnie otwiera się na miłość to dusza i wola nadal walczą stawiając zaciekły opór.

Podsumowując, Hinako Takanaga uraczyła nas kolejnym naprawdę dobrym tomem „Zakochanego tyrana”, który zdobywa serca humorem oraz sporą dawką zawstydzenia w wykonaniu wyjątkowo rozkosznego w tej części Tatsumiego. Co więcej, mangaka zaczyna machać przed nosem czytelnika marchewką, którą niewątpliwie jest coraz większa świadomość uczuć odczuwanych przez Souichiego. Wprawdzie mężczyzna nie przestaje terroryzować partnera, ale i tak wznosi się na wyżyny swoich miłosnych możliwości i ewidentnie ulega czarowi zakochanego w nim chłopaka. Zdecydowanie ma się ochotę czytać dalej!

środa, 6 listopada 2013

Więźniowie w widmowym zamku - Anna Łagan




Tytuł: Więźniowie w widmowym zamku
Autor: Anna Łagan
Wydawca: The Cold Desire
Ilość stron: 195
Ocena: 5/6




Władza – namiętne pragnienie ludzi ambitnych, argument usprawiedliwiający przelaną krew, szaleństwo odbierające zmysły, powód do zemsty, źródło ludzkiego nieszczęścia.
Miłość – radość, euforia, przyjemność, życie, przekleństwo, łzy, ból, śmierć.

Belerik to tyran, który siłą zdobył koronę Kantarii bezlitośnie wyżynając członków rodziny panującej. Jak się jednak okazuje, nie zdołał pozbyć się wszystkich prawowitych pretendentów do tronu i w konsekwencji nad krajem zawisło widmo wojny. Cała ta sytuacja odbija się przede wszystkim na Alricu i Arli – bliźniętach, królewskich bękartach zrodzonych z kazirodczego związku Belerika i jego siostry. Rodzeństwo ma po swojej stronie tylko jednego przyjaciela, Vantesa, który pochodząc z ludu zdołał wspiąć się po szczeblach kariery wojskowej. Gdy dochodzi do starcia między ludźmi wiernymi uzurpatorowi oraz sprzymierzeńcami Sulavara, sprawy przybierają dla rodzeństwa fatalny obrót. Alric i Arla tracą wszystko, co było im drogie i są zmuszeni uciekać przed zemstą nowego władcy, skutkiem czego lądują na Mglistych Mokradłach, gdzie życie księcia zamienia się w prawdziwy koszmar. Pragnąć chronić siostrę zmuszony jest poświęcać samego siebie ku uciesze czarnoksiężnika, władcy widmowego zamku, w którym rodzeństwo zostaje uwięzione. Czy z tego piekła w ogóle można się wyrwać?

Tym, co cechuje Więźniów w widmowym zamku jest z pewnością całkowity brak tematów tabu, które wydają się czasami prawdziwym przekleństwem literatury. Niedopowiedzenia mające na celu złagodzenie treści i oszczędzenie czytelnika, niewyraźny obraz bezwzględnego świata – tutaj tego nie doświadczymy. Dzięki całkowitej otwartości autorki, powieść utrzymana jest w wyjątkowym, mrocznym klimacie, który wypływa ze swoistej szczerości działań i wachlarza ukazanych uczuć. O ile homoseksualizm, czy incest są motywami, których można się spodziewać niemal w każdym rodzaju literatury, o tyle w Więźniach w widmowym zamku naprawdę zaskakujący jest sposób, w jaki Jaeden znęca się nad księciem oraz Merenem. Przyznaję, że zupełnie się tego nie spodziewałam, jako że nie łatwo znaleźć powieść, w której ukazany zostanie gwałt bestii na człowieku. Od razu uspokajam osoby, które obawiają się tego motywu – autorka nie bawi się w szczegółowe, bulwersujące opisy, ale subtelnie zarysowuje obraz sytuacji. Czy mogła pokusić się o coś ostrzejszego? Każdy czytelnik musi ocenić to samemu. Osobiście nie miałabym nic przeciwko, ale dla mojej duszy i psychiki nie ma już ratunku.

Muszę przyznać, iż ogromnie zaintrygowała mnie postać Jaedena, który – jeśli wierzyć odczuciom bohaterów – należy do osób niezwykle skomplikowanych psychicznie. Wszelka wiedza na jego temat pochodzi wprawdzie z drugiej ręki, ale jeśli przyjąć, iż zawiera w sobie sporo prawdy, otrzymujemy niesamowitą mozaikę uczuć zamkniętą w tym ponurym ciele. Jaeden, którego poznajemy jest czarnoksiężnikiem wyjątkowo bezwzględnym, brutalnym, szalonym i zazdrosnym, może nawet zakochanym przede wszystkim w sobie. Ten, o którym słyszymy nosi w sobie ślad miłości do kochanka, pragnie śmierci, wybawienia, odpoczynku i ucieczki przed samym sobą. Zdaje się więc być człowiekiem, który z powodzeniem okłamuje siebie, który oddzielił świadomość od uczuć i najprawdopodobniej nie zdaje sobie sprawy z tego, jak dalece jest zmęczony swoją zawiścią. Czy jednak naprawdę chce by klątwa została zdjęta?

Jeśli mam być szczera, postać Jaedena przywodzi mi na myśl Włochate serce czarodzieja – jedną z baśni Barda Beedle'a. Różnice między baśnią stworzoną przez panią Rowling, a Więźniami w widmowym zamku są spore, ale jednocześnie mnożą się także podobieństwa, co nadaje tym historiom jeszcze bardziej wyrazistego klimatu starych baśni opowiadanych z pokolenia na pokolenie, zmienianych, urozmaicanych. Cokolwiek by jednak o tym nie myśleć, muszę przyznać, że fakt znajomości Włochatego serca czarodzieja sprawił, iż Anna Łagan naprawdę zaskoczyła mnie swoją wizją „szkatułki”. Ten wspaniały motyw niesamowicie pasujący do klimatu powieści nie tylko przypadł mi do gustu, ale również szczerze mnie zachwycił.

Na uwagę zasługuje również fakt, iż autorka nie kończy swojej powieści wraz z klimaksem, czy ostatecznym osiągnięciem pierwotnego celu, ale rozwija zakończenie przedstawiając konsekwencje wydarzeń, które miały miejsce na Mglistych Mokradłach. Jej bohaterowie nie wychodzą z tej przygody nietknięci, nie są już tacy, jacy byli na początku. Ostatnia część Więźniów w widmowym zamku skupia się w ogromnej mierze na emocjach towarzyszących nowemu początkowi, radzeniu sobie z przeszłością, na leczeniu głębokich ran powstałych na duszy, sercu i ciele. Tutaj nic nie wraca do normy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale wymaga czasu, siły i poświęceń. Nowe uczucia rodzą się powoli, niepewnie i towarzyszy im strach.

Podsumowując, Więźniowie w widmowym zamku to powieść stanowczo zbyt krótka, ale zaskakująca, nieprzeciętna i naprawdę interesująca, w której zarówno uczucia pozytywne, jak i negatywne odgrywają ogromną rolę i biorą swój początek w miłości. To właśnie one kierują krokami bohaterów, wpływają na ich poczynania, sprawiają ból, przynoszą szczęście. Każde wydarzenie ukazane w powieści uwarunkowane jest właśnie silnymi emocjami, które zachodzą na siebie, ścierają się, mieszają. Tutaj wszystko ma głębię i szczególne znaczenie.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Podzielone Królestwo. Poszukiwania - Allan Frewin Jones, Gary Chalk




Tytuł: Podzielone Królestwo. Poszukiwania
Autor:Allan Frewin Jones, Gary Chalko
Wydawca: Papilon
Ilość stron: 176
Ocena: 5/6




Mówi się, iż pierwotnie Podzielone Królestwo było jednolitą kulą rządzoną przez sześciu borsuczych mędrców, zaś dziś jest skupiskiem zawieszonych w powietrzu wysepek, między którymi można przemieszczać się za pomocą niebolotów. Roztrzęsione Skały są jednym z takich spokojnych, niemal idyllicznych miejsc, gdzie życie toczy się spokojnie, a mieszkańcy są całkiem mili. To właśnie na tej wysepce, jeż imieniem Drepcik Wytrwałek pracuje w charakterze latarnika i prowadzi swoje monotonne, ale całkowicie zadowalające życie. Niestety nic nie trwa wiecznie toteż zbawienna nuda codzienności zostaje przerwana. W domu Wytrwałka pojawia się Wędrowróżka, Esmeralda, która twierdzi, iż przeznaczeniem spokojnego latarnika jest odnalezienie legendarnych sześciu borsuczych koron, dzięki którym możliwe będzie dokonanie poważnych zmian w Podzielonym Królestwie. Esmeralda nie jest jednak jedynym „gościem”, który pojawia się na Roztrzęsionych Skałach. Piracka załoga kapitana Gryzłozgryza również upodobała sobie to miejsce dla swoich brutalnych grabieży. Tym samym Drepcik zostaje wciągnięty w wir przygody, o którą wcale się nie prosił.

Podzielone Królestwo. Poszukiwania to pierwszy tom serii przeznaczonej dla żądnych przygód młodych czytelników, którzy obracając się w świecie fantastyki mogą z powodzeniem rozwijać zainteresowania, jak również poszerzać swoją wiedzę. Specjalnie dla nich Allan Frewin Jones oraz Gary Chalk odmalowują baśniowy świat XVII/XVIII wieku pełen latających okrętów, w którym miejsce ludzi zajmują najróżniejsze zwierzęta. Choć snutą przez autorów, zabarwioną odrobiną magii, opowieść zdecydowanie należy włożyć między bajki, posiada ona pewien historyczny, niemal rzeczywisty, czar, którego nie sposób nie zauważyć. Zresztą, niektóre zwierzęce postaci obecne w książce bynajmniej nie należą do grona delikatnych, miłych i przykładnych, ale posiadają cechy właściwe ich zawodowi, czy też związane ze stylem życia, jaki prowadzą. Najlepszym przykładem na to niewątpliwie są piraci, którzy dają się we znaki naszym głównym bohaterom.

Przygoda, przeznaczenie, efektowne ucieczki, masa kłopotów i załoga piratów na karku to nie wszystko, co młodemu czytelnikowi może zaoferować Podzielone Królestwo. Naprawdę godny uwagi jest fakt, iż w książce tej nie brakuje słownictwa niezbędnego każdemu przyszłemu miłośnikowi pirackich klimatów. Wiąże się ono zarówno z żeglarstwem, jak i uzbrojeniem, a choć obejmuje terminy podstawowe to podejrzewam, że czasami i osoby dorosłe mogłyby nie orientować się w znaczeniu niektórych słów. Mając to na uwadze, jestem przekonana, że każdy młody pirat, który sięgnie po tę powieść będzie zachwycony mogąc zgłębiać znaczenie i użycie wszystkich tych terminów. Nawet jeśli rola spełniana w Podzielonym Królestwie przez wilki morskie nie należy do chwalebnych, to czar rozsiewany przez okręty pozostaje i kusi.

Całkiem interesująca jest również dwójka głównych bohaterów, którzy różnią się do siebie pod naprawdę wieloma względami, dzięki czemu prezentują czytelnikowi dwa różne światy, gdyż przede wszystkim ich charaktery i poglądy dzieli ogromna przepaść. Esmeralda jest typem niezależnego jeża, który pragnie przygody i dąży do celu nie oglądając się na innych, nawet jeśli wymaga to skorzystania ze środków nie do końca uczciwych. Drepcik stanowi jej przeciwieństwo, gdyż podchodzi do wszystkiego z uczuciem i szlachetnością, nie chce uciekać się do metod sprzecznych z jego sumieniem, jak również bardzo cenił sobie swoje spokojne życie latarnika i wcale nie czuje potrzeby pakowania się w kłopoty.

Warto wspomnieć także w kilku słowach o licznych ilustracjach Garyego Chalka, które w pełni oddają wydarzenia opisane w książce. Kreskę Podzielonego Królestwa. Poszukiwania cechuje duża dbałość o szczegóły oraz znaczna przewaga ciemnych barw nad elementami jasnymi. Dzięki ilustracjom, młody czytelnik z jeszcze większą łatwością może wyobrazić sobie zarówno głównych bohaterów, jak również inne postaci, a także ma okazję urozmaicić sobie czytanie. Przecież nie od dziś wiadomo, iż droga do serca młodego człowieka wiedzie właśnie poprzez obrazki.

Podsumowując, Podzielone Królestwo. Poszukiwania na pewno jest lekturą interesującą, która przypadnie do gustu żądnym przygód i rozróby chłopcom, ale może spodobać się również dziewczynom. Młody czytelnik nie powinien się nudzić przy lekturze, a nawet może rozbudzić w sobie pasję i zainteresowanie żeglarstwem, czy piractwem. Jakby na to nie patrzeć, zamiłowanie do tych tematów jest elementem właściwym dla każdego nastolatka.

Może czas pomyśleć o prezencie na Święta?

sobota, 2 listopada 2013

Pandora Hearts vol. 6 - Jun Mochizuki




Tytuł: Pandora Hearts vol. 6
Autor: Jun Mochizuki
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 182
Ocena: 6/6




Vincent Nightray pokazał, co sądzi o ludziach, kiedy zmusił Breaka do dokonania absurdalnego wyboru pomiędzy osłabioną trucizną panienką Sharon, a samolubnym pragnieniem poznania tajemnic tragedii w Sablier. Po raz kolejny udowodnił na co go stać, gdy postanowił rozkoszować się widokiem zdruzgotania na twarzy Breaka po śmierci dziewczyny, która nie miałaby szans na przeżycie, gdyby nie prostoduszna Echo. To dzięki niej Sharon dochodzi teraz do siebie pod okiem swojego wiernego, ekscentrycznego towarzysza. Tym czasem niepoprawny Oskar Vessalius pakuje Oza oraz Gilberta w kłopoty, zmuszając ich do włamania się do budynku Akademii Lutwidge, gdzie aktualnie kształci się Ada – słodka siostra Oza, której chłopak nie miał okazji zobaczyć odkąd powrócił z Otchłani. Powód całej tej afery jest banalnie prosty, tak się składa, że dziewczyna zakochała się w pewnym chłopcu, o którym jej wuj nie wie zupełnie nic i to wystarcza by doprowadzić Oskara do pasji. Nikt nie mógł jednak przewidzieć tego, że w Akademii pojawią się także inni nieproszeni goście, którzy pragną położyć swoje łapska na Ozie.

Ostatnio naprawdę wiele się działo, toteż w szósty tom Pandora Hearts wkrada się zbawienny i jakże niezbędny humor, który pozwala czytelnikowi odetchnąć po pierwszej porcji powagi i emocji, jak również zebrać siły przed kolejnymi kłopotami, jakie czekają na naszych bohaterów. Właśnie z tego powodu kolejny tom tej zachwycającej mangi przywodzić może na myśl kremówkę składającą się z dwóch warstw ciasta zamykających między sobą lekki, słodki środek. Nie ulega, bowiem wątpliwości, że wujaszek Oskar potrafi zapewnić niebanalną rozrywkę i skutecznie odciągnąć myśli od wszelkich poważnych kwestii. Zresztą, stary, brodaty cap w szkolnym mundurku to na pewno niecodzienny widok. Nie sposób zapomnieć także o żądzy mordu u starszego i młodszego Vessaliusa, kiedy w grę wchodzą uczucia słodkiej, niewinnej Ady. Biedny Gil staje się zwierzyną łowną z powodu jednego rumieńca dziewczyny i jej niepewnego spojrzenia. Ups? I w końcu, chociaż pełne niepewności i strachu, ponowne spotkanie Oza i Ady rozgrzewa serce i wywołuje uśmiech.

Nie sposób jednak zaprzeczyć, iż lwia część tego tomu skupia się na tematach niezwykle poważnych, chociaż dotyczących wybranych jednostek. Już na początku mamy okazję ujrzeć szlachetniejsze oblicze Breaka, który nie zastanawia się dwa razy, ale poświęca swoje pragnienia na rzecz ratowania swojej towarzyszki. Nie należy on może do najszczerszych osób, ale nie ulega wątpliwości, że zależy mu na Sharon. Zresztą, z wzajemnością, gdyż także ona jasno daje innym do zrozumienia, jak istotny jest dla niej Xerxes i jego dążenia. Oczywista staje się również bezwzględność Vincenta, który mimo słodkiego, niewinnego uśmiechu jest wilkiem w owczej skórze. Nic więc dziwnego, że jego miłość do brata wydaje się uczuciem człowieka obłąkanego i niebezpiecznego. I oto, zaledwie na początku tomu, pojawia się pierwsza warstwa ciasta na naszej kremówce.

Jeśli zaś chodzi o podstawę tego ciastka to stanowią ją nie wydarzenia tego tomu, ale temat kłótni między Ozem, a świeżo poznanym Elliotem. Przyznaję, że zawsze wyznawałam punkt widzenia młodego Vessaliusa, który uważa za szlachetne oddanie życia za innych, poświęcenie się dla dobra bliskich sobie osób. Tymczasem Elliot swoimi poglądami ukazuje zupełnie inne oblicze tego rodzaju bohaterstwa. Śmierć jest, bowiem łatwiejsza i mniej bolesna, niż życie ze świadomością utraty kogoś bliskiego, ona stanowi upragniony koniec, podczas gdy to osoby pozostawione na tym świecie zmuszone będą do dalszej samotnej walki. To właśnie ten sposób patrzenia na świat oraz szczera bezpośredniość, z jaką młody Nightray wbija swoje racje do głowy chłopaka, otwierają mu oczy, docierają do serca i pomagają w wykonaniu pierwszego kroku ku nowemu, odważniejszemu życiu.

I tym oto sposobem docieramy do podsumowania kolejnego już tomu mangi Pandora Hearts, która nie traci na efektowności, rozwoju akcji, jak również na przekazie, jaki ze sobą niesie. Czytelnik w dalszym ciągu otoczony jest tajemnicami i chociaż poznaje coraz lepiej przeszłość i wnętrze bohaterów, to nadal jest błądzącym w ciemności dzieckiem. Wewnętrzne dylematy i troski postaci nierzadko do nas przemawiają, zmuszają do zatrzymania się i zastanowienia nad pewnymi sprawami, a przecież historia niezmiennie i wytrwale rwie do przodu wciągając nas coraz bardziej. Tej mangi nigdy nie ma się dosyć.

środa, 30 października 2013

Kuroshitsuji vol. 12 - Yana Toboso




Tytuł: Kuroshitsuji vol. 12
Autor:Yana Toboso
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 194
Ocena: 5/6




Kiedy ożywiony przez Elitę Jutrzenki trup młodej kobiety zaczyna zabijać niewinnych, naiwnych ludzi, do akcji wkracza Ronald Knox – przesadnie entuzjastyczny Mroczny Żniwiarz. Jakkolwiek pomocny, jest także niezwykle uciążliwy, co zmusza Sebastiana i Ciela do rozdzielenia się. Niestety dochodzi do tego w możliwie najgorszym momencie, gdyż młody hrabia z pewnością potrzebuje swojego utalentowanego kamerdynera. Tak się mianowicie składa, że pokład Campanii pełen jest żądnych krwi, bezrozumnych bestii, które już rozpoczęły swoją masakryczną ucztę w przerażającym tempie zabijając pasażerów oraz załogę statku. Szalony eksperyment wymknął się całkowicie spod kontroli i teraz Ciel Phantomhive ma pełne ręce roboty dokładając wszelkich starań by ocalić nie tylko swoje życie, ale także swoją słodką narzeczoną. To jednak nie koniec atrakcji, jako że Campania płynie prosto na górę lodową, zaś na pokładzie pojawia się największa zmora Sebastiana.

O ile tom poprzedni był zaledwie przystawką dla fanów krwawych akcji z udziałem zombie, o tyle ten jest już daniem głównym, gdyż rubinowa posoka zalewa pokład statku, a ludzie umierają w męczarniach pożerani przez bezmyślne ożywione zwłoki. Naturalnie także zombie są licznie eliminowane przez garstkę co lepiej wyszkolonych jednostek, do których z pewnością warto zaliczyć naszego kamerdynera. Albowiem trafi nam się także okazja by rzucić okiem na istny taniec śmierci w wykonaniu Sebastiana. Prawdę mówiąc, dwunasty tom Kuroshitsuji należy chyba do najbardziej krwawych spośród wszystkich dotychczas wydanych, jako że tym razem wszelka brutalność nie wynika z szaleństwa, lojalności czy wdzięczności, jak miało to miejsce wcześniej, ale z czystej bezmyślności, której nie sposób nawet nazwać instynktem. Ta część serii naprawdę wymownie oddaje istotę istnienia zombie.

Nie ma wątpliwości, iż przy okazji tworzenia tego tomu Yana Toboso nawiązała bliską znajomość ze znanym każdemu, w mniejszym lub większym stopniu, filmem Titanic. Autorka bardzo wyraźnie podkreśla pewne wspólne dla filmu oraz tego epizodu mangi elementy – góra lodowa, rzut oka na bocianie gniazdo, panika ludzi z niższych pokładów pragnących wydostać się na górę, a nawet „romantyczna” scena na dziobie statku w wykonaniu wiadomego, odzianego na czerwono Żniwiarza oraz Ronalda. Cóż, w starciu między filmem, a mangą, Kuroshitsuji zdecydowanie wysuwa się na prowadzenie i bije na głowę romansidło z Leonardo DiCaprio. W tej chwili aż chce się zacytować fragment serialu Supernatural:

Dean: Why did you un-sink the ship?
Balthazar: Oh, because I hated the movie.
Dean: What movie?
Balthazar: Exactly!

Pośród hektolitrów ludzkiej i trupiej krwi wylanych w tym tomie, autorka nie zapomniała o odrobinie szlachetnych uniesień i odwagi. Ciel prezentuje się nam jako wątły, ale niezwykle odważny rycerzyk, który za wszelką cenę pragnie dotrzymać obietnicy i chronić swoją uroczą narzeczoną, nawet jeśli wymaga to lekko brutalnych środków polegających na zdzieraniu z biedaczki ubrania. Niestety, szlachetna pobudki to za mało by wygrać przeciwko całej chordzie trupów. Sytuacja jest więc opłakana, a serce zatrzymuje się w piersi. I właśnie w tym momencie autorka postawiła na zaskoczenie. Ja na pewno nie spodziewałam się, że nasza zawsze niewinna i dziecinna Lizzie jest kimś więcej, niż tylko słodką upierdliwością na głowie Ciela.

Tak więc, dwunasty tom Kuroshitsuji na pewno rekompensuje czytelnikowi słabszą poprzednią część i wnosi do mangi interesujący element nowości, jaki widzimy w ostatniej scenie. Osobiście jestem wielką zwolenniczką zmiany, jaka wtedy zaszła, zaś pewna uciążliwa osóbka zyskała wiele w moich oczach. Nigdy bym nie pomyślała, że zachowanie Lizzie wypływa po prostu z miłości do Ciela, nie zaś z wrodzonej dziecinności. Poza tym, zadowoleni powinni być także miłośnicy Grella, który wraca po długim czasie nieobecności i wcale się nie zmienił. Oj, robi się ciekawie.

niedziela, 27 października 2013

Pandora Hearts vol. 5 - Jun Mochizuki




Tytuł: Pandora Hearts vol. 5
Autor: Jun Mochizuki
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 182
Ocena: 6/6




Starając się odnaleźć Alice, zupełnie niespodziewanie Oz przenosi się do świata utkanego z jej skrzętnie ukrywanych wspomnień dotyczących tragedii w Sablier. Otoczony krwią i zmasakrowanymi zwłokami chłopak brnie coraz głębiej w potworności, które miały miejsce sto lat wcześniej. To rodzi pytania, na które nie sposób odpowiedzieć. Jak to możliwe, że Alice była świadkiem tego wszystkiego? Co w jej wspomnieniach robi chłopiec do złudzenia przypominający małego Vincenta? Czy młody mężczyzna, którego Oz miał okazję poznać w swojej rzeczywistości miał coś wspólnego tą masakrą? A Gilbert? Czy i on przeżył to wszystko? Fakty odkrywane przed mody Vessaliusem powoli doprowadzają go na skraj obłędu i tylko Gil jest w stanie przywrócić chłopakowi rozum. W tym czasie Break i Cheshire są bez reszty pochłonięci swoją własną walką, a każdy z nich odnajduje w niej inny cel – zdobycie cennych wspomnień czy zabicie znienawidzonego przeciwnika. Krąg tajemnic wokół bohaterów zacieśnia się z każdą chwilą, a odpowiedzi wymykają się z ich rąk. Przeszłość kryje całą masę sekretów, a większość z nich bezsprzecznie wpływa na teraźniejszość.

Piąty tom Pandora Hearts otwiera przed czytelnikiem nowe drzwi, które do tej pory były zamknięte. Wraz z Ozem przenosimy się w miejsce krwawej masakry, o której do tej pory wiedzieliśmy stosunkowo niewiele. Teraz, kawałek po kawałku, pojawiają się nowe puzzle, które w dalszym ciągu nie łączą się z poprzednimi, jednak tworzą coraz to barwniejszy witraż zdarzeń, ludzi, pytań. Czytelnik wie, że wszystko to ma sens, wszystko jest ze sobą w pewien sposób powiązane, jednak nie może uchwycić obrazu całości, gdyż ten jeszcze nie istnieje. Pytania, które pojawiają się z każdym nowo okrytym faktem fascynują, dręczą, nie dają spokoju. To właśnie one zmieniają obraz bohaterów, których poznaliśmy do tej pory, wzmagają atmosferę tajemniczości, która ich otacza. Czytelnik uświadamia sobie z całą powagą, iż nie wie zupełnie nic o bliskich sobie postaciach.

Niezwykle interesującym motywem tego tomu są destrukcyjne myśli Oza, które rodzą się z potrzeby pomocy Alice oraz szoku, który wywołała zdobyta przez niego wiedza. Te same pragnienia kierują poczynaniami kota Cheshire, co czyni ich tak bardzo do siebie podobnymi, a zarazem zupełnie różnymi. Albowiem wsłuchujący się w głos zdrowego rozsądkiem młody Vessalius nigdy nie dążyłby do wyeliminowania największego lęku Alice, czyli jej samej i dopiero zamknięty w skorupie szaleństwa jest w stanie zniszczyć osobę, którą pragnie chronić. Co się zaś tyczy Cheshire, usiłuje on spełnić pragnienie Intencji Otchłani – istoty dla niego najcenniejszej – a tak się składa, że tym pragnieniem jest właśnie śmierć Alice. To nagromadzenie sprzecznych, ale w pewnym stopniu bliskich sobie emocji zespala uczucia pozytywne i negatywne czyniąc je jednym. Nie ulega wątpliwości, że taki klimat idealnie pasuje do mangi Pandora Hearts i nadaje jej jeszcze głębszego wyrazu.

Bardzo istotna w tym tomie jest również wiara we własną wartość, która w przypadku Oza została zachwiana już wiele lat wcześniej przez ojca, zaś teraz jest atakowana obecnością Jacka. Chłopak zdaje sobie sprawę z tego, że ujawnienie się „duszy-lokatora” drzemiącej w jego ciele zmienia całkowicie sposób, w jaki ludzie na niego patrzą. Dla większości nie liczy się Oz Vessalius, ale drzemiący w nim Jack. Prawdę mówiąc, wątpliwości dopadają młodzieńca nawet w kwestii przyjaźni najbliższych mu osób, co naprawdę dobrze oddają staranne kadry mangi. To jednak nie wszystko, gdyż w tej trudnej dla Oza sytuacji z pomocą przychodzi osoba, po której nigdy byśmy się tego nie spodziewali. Jak widać, w Pandora Hearts każdy bohater potrafi nas zaskoczyć.

Tak więc, piąty tom mangi Pandora Hearts jest równie emocjonujący, co poprzednie, a może nawet jeszcze bardziej niż one. Już od pierwszych stron manga pokazuje jak niewiele wiemy jeszcze o fascynującym świecie stworzonym przez Jun Mochizuki, jak wiele tajemnic kryje przed nami mangaka i jak trudno będzie nam samodzielnie powiązać fakty w całość. Jest to więc tytuł coraz bardziej wymagający i nietuzinkowy, a nade wszystko, godny polecenia każdemu, kto jeszcze się mu opiera.

czwartek, 24 października 2013

Śnieg w czerwcu - Demon Lionka




Tytuł: Śnieg w czerwcu
Autor: Demon Lionka
Wydawca: The Cold Desire
Ilość stron: 155
Ocena: 5+/6




Gabriel Shelley jest świeżo upieczonym nauczycielem matematyki, który mając do wyboru bezrobocie bądź użeranie się z matematycznie niepełnosprawnymi uczniami liceum, wybrał słabo płatną fuchę psora. Jak się jednak okazuje, los uśmiechnął się do niego w dosyć przewrotny sposób, gdyż to właśnie pośród uczniów maturalnej klasy polonistycznej, Gabriel odnalazł miłość swojego życia, Krzysztofa Lewandowskiego – atrakcyjnego metala o zielonych oczętach. Pozwalając sobie na odrobinę egoizmu, młody nauczyciel postanawia udzielać wymarzonemu ideałowi korepetycji ze swojego przedmiotu, co skutkuje spełnieniem marzeń.
Zakochani w sobie bez pamięci młodzi mężczyźni rozpoczynają wspólne życie wraz z ukończeniem przez Krzyśka liceum oraz rozpoczęciem studiów na Politechnice. Ich pożycie cechują sielankowa atmosfera i ogólna harmonia, które zostają zakłócone odwiedzinami matki Gabriela. Tak się składa, że poza dwoma braćmi mężczyzny nikt w rodzinie nie wie o jego seksualnych preferencjach i tak mogłoby pozostać, jednakże Gabryś postanawia wyjść w końcu z szafy i przyznać się do swojego homoseksualizmu. Przeprawa z matką nie zapowiada niestety końca większych oraz mniejszych problemów. Rodzeństwo Shelley oraz Krzysiek mają przed sobą długie miesiące nieustępliwej zimy i skrajnie różnych przeżyć.

Śnieg w czerwcu to stosunkowo krótka lektura, która swoją pierwszą młodość przeżywała wiele lat temu jako opowiadanie publikowane w sieci, zaś teraz zaktualizowana oraz wzbogacona o drobne bonusy powróciła do życia w formie powieści. Nie można zaprzeczyć, iż tę lekką, zabawną i idealną na chandrę historię czyta się szybko i z najprawdziwszą przyjemnością. Co więcej, mimo iż nie jestem w tej dziedzinie ekspertem, odnoszę wrażenie, iż Śnieg w czerwcu jest pozycją, która wręcz idealnie nadaje się do stworzenia na jej podstawie mangi. Podczas czytania bez przeszkód możemy wyobrazić sobie szczegółowo wszystkie wydarzenia, niemal widzimy miejsca, w których rozgrywa się akcja, jak również mamy okazję poznać uczucia bohaterów, które sprecyzowane są jasno i klarownie, co na pewno ułatwiłoby pracę rysownikowi. W takich chwilach naprawdę żałuję, że jestem artystycznym beztalenciem!

Gusta literackie są tak różne, jak różni się ludzie i z pewnością nie sposób zadowolić każdego. Jedni wolą łzawe dramaty, inni poszukują po prostu ostrych scen łóżkowych czy incestu. Osobiście jestem wieloletnią, zagorzałą zwolenniczką wszelkich romansów, w których pojawia się motyw uczucia pomiędzy uczniem i nauczycielem, zaś różnica wieku między kochankami jest większa niż kilka miesięcy, czy niespełna dwa lata. Nie skłamię jeśli stwierdzę, że Śnieg w czerwcu w pełni zaspokaja właśnie te z moich małych „zboczeń”. Jeśli dodać do tego moje niezdrowe uwielbienie dla metali, które obrało sobie za cel zaślinienia postać Krzyśka, nie ma chyba żadnych wątpliwości, co do mojej opinii na temat tej powieści.

Co więcej, jestem osobą, która do literatury podchodzi bardziej uczuciowo niż do prawdziwego życia, toteż w pozycjach boys love przykładam ogromną wagę do słodyczy, romantyzmu oraz minimalizacji dramatu. I tym razem powieść okazała się strzałem w dziesiątkę, gdyż na brak wywołujących zadowolone mruczenie scen nie mogłam narzekać. W przypadku tej pozycji do listy zalet z czystym sumieniem mogę dopisać również dowcip, który pozwolił mi zapomnieć o wszystkich udrękach życia studenckiego, jako że Śnieg w czerwcu to masa dobrego, prostego humoru, który potrąca dokładnie te struny, które powinien. Krótko mówiąc, powieść ta naładowana jest pozytywną energią i z całą pewnością stanowi dobry lek na chandrę, chociaż należy wspomnieć, iż w pewnym momencie autorka z premedytacją zatrzymuje akcję serca czytelnika!

Niemniej jednak, muszę także ponarzekać. Mało mi! Śnieg w czerwcu powinien być stanowczo dłuższy, jako że jest miodem dla duszy i serca. Pod wpływem tej lektury problemy przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, zaś świat wydaje się miejscem zdecydowanie weselszym. Może jestem nudziarzem, ale książki takie jak ta mogę czytać w nieskończoność! Tak, uwielbiam słodycze w każdej formie, także tej papierowej. I właśnie dlatego chcę więcej, więcej, więcej!