Tytuł: Kuroshitsuji vol. 12
Autor:Yana Toboso
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 194
Ocena: 5/6
Kiedy ożywiony przez Elitę Jutrzenki
trup młodej kobiety zaczyna zabijać niewinnych, naiwnych ludzi, do
akcji wkracza Ronald Knox – przesadnie entuzjastyczny Mroczny
Żniwiarz. Jakkolwiek pomocny, jest także niezwykle uciążliwy, co
zmusza Sebastiana i Ciela do rozdzielenia się. Niestety dochodzi do
tego w możliwie najgorszym momencie, gdyż młody hrabia z pewnością
potrzebuje swojego utalentowanego kamerdynera. Tak się mianowicie
składa, że pokład Campanii pełen jest żądnych krwi,
bezrozumnych bestii, które już rozpoczęły swoją masakryczną
ucztę w przerażającym tempie zabijając pasażerów oraz załogę
statku. Szalony eksperyment wymknął się całkowicie spod kontroli
i teraz Ciel Phantomhive ma pełne ręce roboty dokładając
wszelkich starań by ocalić nie tylko swoje życie, ale także swoją
słodką narzeczoną. To jednak nie koniec atrakcji, jako że
Campania płynie prosto na górę lodową, zaś na pokładzie pojawia
się największa zmora Sebastiana.
O ile tom poprzedni był zaledwie
przystawką dla fanów krwawych akcji z udziałem zombie, o tyle ten
jest już daniem głównym, gdyż rubinowa posoka zalewa pokład
statku, a ludzie umierają w męczarniach pożerani przez bezmyślne
ożywione zwłoki. Naturalnie także zombie są licznie eliminowane
przez garstkę co lepiej wyszkolonych jednostek, do których z
pewnością warto zaliczyć naszego kamerdynera. Albowiem trafi nam
się także okazja by rzucić okiem na istny taniec śmierci w
wykonaniu Sebastiana. Prawdę mówiąc, dwunasty tom Kuroshitsuji
należy chyba do najbardziej krwawych spośród wszystkich dotychczas
wydanych, jako że tym razem wszelka brutalność nie wynika z
szaleństwa, lojalności czy wdzięczności, jak miało to miejsce
wcześniej, ale z czystej bezmyślności, której nie sposób nawet
nazwać instynktem. Ta część serii naprawdę wymownie oddaje
istotę istnienia zombie.
Nie ma wątpliwości, iż przy okazji
tworzenia tego tomu Yana Toboso nawiązała bliską znajomość ze
znanym każdemu, w mniejszym lub większym stopniu, filmem Titanic.
Autorka bardzo wyraźnie podkreśla pewne wspólne dla filmu
oraz tego epizodu mangi elementy – góra lodowa, rzut oka na
bocianie gniazdo, panika ludzi z niższych pokładów pragnących
wydostać się na górę, a nawet „romantyczna” scena na dziobie
statku w wykonaniu wiadomego, odzianego na czerwono Żniwiarza oraz
Ronalda. Cóż, w starciu między filmem, a mangą, Kuroshitsuji
zdecydowanie wysuwa się na prowadzenie i bije na głowę romansidło
z Leonardo DiCaprio. W tej chwili aż chce się zacytować fragment
serialu Supernatural:
Dean: Why did you un-sink the ship?
Balthazar: Oh, because I hated the
movie.
Dean: What movie?
Balthazar: Exactly!
Pośród
hektolitrów ludzkiej i trupiej krwi wylanych w tym tomie, autorka
nie zapomniała o odrobinie szlachetnych uniesień i odwagi. Ciel
prezentuje się nam jako wątły, ale niezwykle odważny rycerzyk,
który za wszelką cenę pragnie dotrzymać obietnicy i chronić
swoją uroczą narzeczoną, nawet jeśli wymaga to lekko brutalnych
środków polegających na zdzieraniu z biedaczki ubrania. Niestety,
szlachetna pobudki to za mało by wygrać przeciwko całej chordzie
trupów. Sytuacja jest więc opłakana, a serce zatrzymuje się w
piersi. I właśnie w tym momencie autorka postawiła na zaskoczenie.
Ja na pewno nie spodziewałam się, że nasza zawsze niewinna i
dziecinna Lizzie jest kimś więcej, niż tylko słodką
upierdliwością na głowie Ciela.
Tak więc,
dwunasty tom Kuroshitsuji na pewno rekompensuje czytelnikowi
słabszą poprzednią część i wnosi do mangi interesujący element
nowości, jaki widzimy w ostatniej scenie. Osobiście jestem wielką
zwolenniczką zmiany, jaka wtedy zaszła, zaś pewna uciążliwa
osóbka zyskała wiele w moich oczach. Nigdy bym nie pomyślała, że
zachowanie Lizzie wypływa po prostu z miłości do Ciela, nie zaś z
wrodzonej dziecinności. Poza tym, zadowoleni powinni być także
miłośnicy Grella, który wraca po długim czasie nieobecności i
wcale się nie zmienił. Oj, robi się ciekawie.
Poziom nadal się trzyma :) Choć do tego tomu jeszcze nie dotarłam :)
OdpowiedzUsuń