środa, 31 lipca 2013

Podsumowanie 7/2013

Podsumowanie: LIPIEC 2013

Przeczytane:
1.Grim: Pieczęć Ognia - RECENZJA
2. Mariah Mundi i szkatuła Midasa - RECENZJA
3. 6000 - RECENZJA
4. Zagubiony w Chinach - RECENZJA
5. Morza szept - RECENZJA
6. Pedagog - RECENZJA
7. Pet Shop of Horrors -  RECENZJA
8. Kwiat śliwy, mroczny cień -  RECENZJA (w trakcie pisania)
9. Tancerze Burzy (w trakcie)

Plany: SIERPIEŃ 2013



poniedziałek, 29 lipca 2013

Pet Shop of Horrors vol. 1 - Akino Matsuri




Tytuł: Pet Shop of Horrors vol. 1
Autor: Akino Matsuri
Wydawca: Taiga
Ilość stron: 194
Ocena: 6/6




Nie od dziś wiadomo, że obcowanie ze zwierzętami wpływa pozytywnie na samopoczucie i zdrowie, nie wspominając już o szczególnej więzi, jaka tworzy się między właścicielem i jego pupilem. Któż nie słyszał japońskiej historii wiernego Hachikō, który przez 10 lat czekał niezmiennie w tym samym miejscu na swojego właściciela? Tak się jednak składa, że nie każde zwierzę pozwala się oswoić, nie każde nadaje się do hodowli. Także opieka nad ukochanym pieszczochem nierzadko okazuje się ogromnym wyzwaniem, a o tym wiedzą doskonale klienci niecodziennego sklepu zoologicznego Hrabiego D. A przynajmniej ci, którym udało się przeżyć.

Znajdujący się w dzielnicy Chinatown niewielki sklepik ze zwierzętami Hrabiego D. prowadzi wyjątkowy, młody człowiek, który dokłada wszelkich starań, by wyjść naprzeciw pragnieniom i oczekiwaniom swojej klienteli. To dzięki niemu każdy znajdzie tu coś dla siebie i nawet najbardziej wymagający klient nie wyjdzie stamtąd z pustymi rękami. Albowiem nie wszystkie sprzedawane przez Hrabiego zwierzęta należą do grona popularnych pupili. Wystarczy przejść na zaplecze, by znaleźć najbardziej egzotyczne i niecodzienne okazy. To właśnie tam dochodzi do czterech transakcji, których świadkiem staje się czytelnik. Oto bogata nastolatka kupuje najpiękniejszego i najpiękniej śpiewającego ptaka, chcąc okazać się lepszą od koleżanki, atrakcyjny aktor z problemami traci głowę dla niebezpiecznej jaszczurki, załamani rodzice kupują królika, chcąc pozbierać się po stracie córki, zaś niewidoma dziewczynka zaopatruje się w psa przewodnika, który staje się również jej ochroniarzem. Nie mniej jednak, zakup każdego z tych zwierząt wiąże się z warunkami, które należy spełnić, zaś złamanie umowy może mieć naprawdę poważne konsekwencje.

Pierwszy tom mangi „Pet Shop of Horrors” składa się z czterech naprawdę interesujących historii pozwalających na wgląd w psychikę poszczególnych klientów sklepu Hrabiego D., opowiadających o ich tragicznych losach, o ich pragnieniach, uczuciach i walce, jaką każdego dnia toczą z życiem. Nie mniej jednak, nieważne, kim są i co ich spotkało, gdyż wszystkich łączy pragnienie posiadania zwierzęcia, które jest w stanie odmienić ich skomplikowany los. To właśnie owo pragnienie, jak również zdarzenia ich życia potęgują dramatyzm i horror późniejszych wydarzeń, których motorem napędowym staje się ludzka słabość. Albowiem manga w pełni ukazuje niesłowność, lekceważenie zasad, słabość charakteru i wszystkie inne braki, które charakteryzują przeciętnego człowieka.

„Pet Shop of Horrors” oferuje swoim czytelnikom także kilka stałych elementów, w skład których wchodzą na przykład: intrygująca postać młodego Hrabiego oraz zabawny i rozczulający dociekliwością policyjny detektyw. Tych dwoje skrajnie od siebie różnych osób w żadnym razie nie powinno wchodzić sobie w drogę, a jednak sprawa śmierci znanego aktora krzyżuje ich drogi i od tej chwili detektyw nie omieszka pojawić się w sklepie od czasu do czasu. Nie zaprzeczę, że ten motyw naprawdę przypadł mi do gustu, zaś ta konkretna dwójka bohaterów idealnie pasuje do mangi „Pet Shop of Horrors”. Posiadają oni bowiem swój nieodparty urok i zapowiadają niewątpliwie ciekawą kontynuację.

Jeśli zaś chodzi o kreskę, która charakteryzuje mangę Akino Matsuri to na pewno przypadnie ona do gustu fanom dawniejszego stylu, jak i w żadnym razie nie zrazi zwolenników współczesnego. Przedstawione w „Pet Shop of Horrors” zwierzęta z zaplecza stanowią niewątpliwie dopracowane i pełne szczegółów cudeńka, którym nie sposób odmówić urody. Naturalnie, jak przystało na tytuł tego typu, nie zabraknie tu również odrobiny krwi i wnętrzności. Nikt nie powinien się jednak czuć tym zniesmaczony, jako że podobnych scen jest stosunkowo niewiele, a ich obecność wpływa pozytywnie na całą mangę. W końcu mamy tu do czynienia z horrorem.

Tak więc, „Pet Shop of Horrors” oceniam bardzo wysoko, jako że manga nie tylko spełniła wszystkie moje oczekiwania i idealnie trafia w mój gust, ale także naprawdę zasługuje na wysokie noty oraz zainteresowanie czytelników. Ten tytuł to nie niewątpliwie zaczątek czegoś naprawdę fantastycznego – interesujące historie, fascynujący bohaterowie, głębia ludzkich dramatów. Nie mam wątpliwości, że z „Pet Shop of Horrors” po prostu trzeba się zapoznać.


Recenzja dla portalu Upadli.pl

sobota, 27 lipca 2013

Premiera: Tajemnice Gwen Frost

TAJEMNICE GWEN FROST

Ilość stron: 328
Oprawa: miękka + skrzydełka
Autor: Jennifer Estep
Tłumaczenie: Anna Rojkowska
ISBN: 978-83-63579-30-2
Format: 140 x 205



Data wydania: 30 lipca 2013



W Akademii Mitu wszyscy znają Gwen Frost jako Cygankę, która dzięki psychometrii jest w wstanie znaleźć zgubę i która chodzi z Loganem Quinnem, najbardziej atrakcyjnym chłopakiem w szkole. Gorąco pragną ją zabić żniwiarze chaosu. Zamordowali jej mamę i uwzięli się także na nią. Okazuje się, że pożądają sztyletu z Helheimu, który ukryła matka Gwen tuż przed śmiercią. Artefakt obdarzony jest wielką mocą i żniwiarzom wydaje się, że dziewczyna wie gdzie go szukać – tymczasem to nieprawda. Magia Cyganki jest zbyt słaba, aby to ustalić. Jedno jest pewne: żniwiarze jej nie darują. Czeka ją walka na śmierć i życie.

piątek, 26 lipca 2013

Pedagog - Karolina N. Wiechowicz




Tytuł: Pedagog
Autor: Karolina N. Wiechowicz
Wydawca: Yumegari
Ilość stron: 332
Ocena: 3+/6




Niezaprzeczalnie, człowiek jest istotą pod każdym względem złożoną, nieskończenie skomplikowaną, nieodkrytą do końca. Czy jesteśmy więc w stanie stwierdzić, kim tak naprawdę jesteśmy? Co musi się wydarzyć, byśmy odnaleźli samych siebie? Byśmy byli ze sobą szczerzy? I co tak naprawdę staramy się ukryć przed własną świadomością? „Pedagog” to powieść, która odpowiada na te pytania, sięgając do Émila Zoli i podążając drogą naturalistycznej koncepcji życia. Została więc stworzona w sposób przemyślany i z powodzeniem może służyć zarówno rozrywce, jak i nauce.

Sergiusz Rosenberg nie należy do ludzi, którym się w życiu poszczęściło. Chcąc utrzymać jakoś swoją matkę-alkoholiczkę był zmuszony zadłużyć się u brata, jego praca doktorska stoi w miejscu, zaś od nowego roku szkolnego rozpoczyna pracę pedagoga i nauczyciela filozofii w jednej ze szkół, co okazuje się kolejnym gwoździem do jego trumny, albowiem na lekcjach z jedną z klas mężczyzna jest zmuszony znosić częste uwagi i docinki Aleksa Trojanowskiego – pewnego siebie chłopaka z dobrego domu, który uważa się za pępek świata i nie pozwoli nikomu odebrać sobie niewątpliwej popularności. Pozornie niewinne słowne przepychanki okazują się jednak prowadzić do wzajemnej nienawiści, a w ostateczności do rękoczynów, które zarówno w Sergiuszu, jak i w Aleksie obudzą dotąd uśpione skłonności, o które się nie podejrzewali. Więź, jaka rodzi się między nastolatkiem, a mężczyzną nie jest normalna, ale okazuje się nieunikniona.

Prawdę powiedziawszy, „Pedagog” to książka, którą bardzo trudno mi ocenić, jako że plusy i minusy powieści równoważą się, przenikają, nie dają jasnego obrazu sytuacji. Niewątpliwie mamy do czynienia z tytułem, który nie każdemu przypadnie do gustu, nie każdego poniesie, ale innych może zachwycić. Dlaczego? Przyjrzyjmy się powieści dokładniej.
Już na samym wstępie czytelnik wystawiony jest na próbę, gdyż musi przebrnąć przez specyficzny początek, w którym poznajemy dwójkę głównych bohaterów, dowiadujemy się drobnych szczegółów z ich życia, jesteśmy świadkami ich pierwszego spotkania. W tym miejscu „Pedagog” nie porywa, ale im dalej posuwamy się w lekturze tym łatwiej przychodzi nam czytanie, tym prostszy w odbiorze staje się styl autorki. Wszystko jest na dobrej drodze. Niestety, do czasu. Karolina N. Wiechowicz postanawia urozmaicić swoją powieść postaciami kobiecymi, które odgrywają niesamowicie ważne role w życiu Aleksa, a których pojawienie się mnie osobiście zirytowało. O ile byłam w stanie znieść Pyzę, o tyle zupełnie nie trawiłam Darii, która zwyczajnie zepsuła mi całą zabawę. Nic więc dziwnego, że końcówkę powieści zaliczyłabym do grona tych męczących.

Bardzo interesujący wydaje mi się jednak fakt, iż fabuła powieści nie pędzi, nie doświadczymy tu jakiś szczególnych zwrotów akcji, a jednak „Pedagog” nie nudzi (poza samym początkiem) i stopniowo wciąga czytelnika w swój wyjątkowy świat (z wykluczeniem fragmentów dotyczących związku Aleksa z Darią). Chociaż akcja powieści osadzona jest w polskim mieście, stanowi ono zaledwie mało istotne tło dla wydarzeń, które rozgrywają się w życiu dwójki bohaterów. Jest to zdecydowanym plusem dla czytelnika, który nie przepada na naszymi polskimi realiami w powieści, a ja zdecydowanie zaliczam się do tej właśnie grupy.

Co się zaś tyczy postaci, to właśnie dzięki nim dostrzegamy wyraźny związek „Pedagoga” z naturalizmem Zoli, którego autorka bardzo ceni. Bohaterowie są zdeterminowani przez dziedziczność, co potwierdza zarówno przypadek matki Sergiusza, jak i jego samego, czy nawet Aleksa. Sadyzm, masochizm, alkoholizm – wszystko zbudowane jest na fundamencie przeszłych pokoleń. Mimo wszystko, autorka stara się rozbudować wnętrze bohaterów, nadać im głębi, pozwala nam śledzić ich niepewne kroki na nowej drodze, jaką odkrywają. Nie mniej jednak, mimo zastosowania narracji pierwszoosobowej, opisom nadal brak niezbędnego ładunku emocji, nie sposób doszukać się „tego czegoś”, które jest tak niezbędne dla całkowitego oddania się książce.

Należy jednak przyznać, iż Karolina N. Wiechowicz sięgnęła po niełatwy do przedstawienia temat BDSM, który, mimo pojawiających się od czasu do czasu rodzynków, nie jest zbyt popularny na polskim rynku. Czy autorka poradziła sobie z tematyką, jaką wybrała? Naprawdę, nie mnie to oceniać. Jednakże, na pewno zdołała niejednokrotnie pobudzić wyobraźnię czytelnika i wywołać perwersyjny uśmiech na twarzy. I to się ceni.

Podsumowując, „Pedagog” to powieść, o którą można toczyć spory. Jedni będą jej bronić, inni – nigdy jej nie zaakceptują. Ja zajmuję miejsce pośrodku, jako że książka łączy w sobie wątki, które naprawdę lubię, z tymi, których szczerze nienawidzę. Komu w takiej sytuacji powinnam polecić tę historię? Przede wszystkim fanom wielkich dramatów, miłośnikom tematyki patologicznej, tym, których ciężko zniechęcić. Odradzam jednak „Pedagoga” osobom nadwrażliwym, romantykom i tym, których nie kręci BDSM.


Recenzja pisana dla portalu Upadli.pl

wtorek, 23 lipca 2013

Morza szept - Patricia Schröder




Tytuł: Morza szept
Autor: Patricia Schröder
Wydawca: Dreams
Ilość stron: 336
Ocena: 6/6







Elodie nie potrafi poradzić sobie ze śmiercią ojca, co zmusza ją do podjęcia niecodziennej decyzji o półrocznym wyjeździe na maleńką wysepkę Guernsey, na której mieszka jej cioteczna babka. Dziewczyna sama nie do końca rozumie, co popchnęło ją do zrobienia tego milowego kroku, jako że panicznie boi się wody, a już sam jej widok potrafi wywołać swędzenie kostek. Mimo wszystko, dzielnie znosi trudy podróży, podczas której niezastąpioną pomocą okazuje się Javen Spinx – atrakcyjny, nieznajomy mężczyzna zmierzający na tę samą wyspę. Jakiż ten świat mały. Będąc na miejscu, Elodie poznaje całą masę innych osób, które w mniejszym, bądź większym stopniu stają się jej bliskie, jak chociażby niezwykle opiekuńcza nowa przyjaciółka, Ruby, czy też pewny siebie, czarujący Cyril, który już od pierwszego spotkania zdaje się zainteresowany dziewczyną. Prawdę mówiąc, pobyt na Guernsey mógłby zakrawać na rajski, gdyby nie fakt, iż niedługo później w niewyjaśnionych okolicznościach ginie młoda dziewczyna, notabene, należąca do paczki Ruby. Czy z jej śmiercią mogą mieć coś wspólnego atrakcyjni chłopcy z Sark? Cały świat Elodie kolejny już raz staje na głowie, rozum nie jest w stanie pojąć tego, co dzieje się na Wyspach Normandzkich, zaś legendy okazują się mieć w sobie więcej prawdy, niżby się początkowo wydawało. Świat może i jest mały, ale na pewno nie został do końca zbadany.

Nie będę owijać w bawełnę, Morza szept to najprawdziwsze cudo, które już od pierwszych stron wciąga czytelnika w niesamowity świat pełen barw, intensywnych doznań i magii morza. Patricia Schröder nie skupia się na opisie wyspy, czy otaczających ją wód, a jednak potrafi sprawić, że czytelnik niemal czuje ciepły piasek pod stopami, intensywny zapach morza, smak wyśmienitych potraw. Co więcej, bez problemu możemy wyobrazić sobie uczucia targające bohaterami, a nawet na własnej skórze odczuć niezaprzeczalny czar cudownych chłopców, których tutaj nie brakuje. Osobiście od samego początku żałowałam, że jestem tylko biernym czytelnikiem, nie zaś bohaterką tej powieści, albowiem Morza szept uzależnił mnie momentalnie.

O niezwykłym potencjale książki może świadczyć fakt, iż autorka nie poszła na łatwiznę sięgając po tematykę syren, ale stworzyła swoją własną, dobrze przemyślaną rasę. Nie przypominam sobie by w jakiejkolwiek powieści pojawiły się niksy, nie wspominając już o niksach rekinich, delfinich, czy wielorybich. Podobne istoty widziałam wyłącznie w formie avatarów w grze online, ale nigdy o nich nie czytałam. Mało tego! Patricia Schröder dodała do bestiariusza nie tylko samą nawę, ale również całą masę dodatkowych szczegółów, które dotyczą tej niezwykłej rasy. Nie mniej jednak, żyjące w morskich głębinach niksy nadal są dla nas zagadką i chociaż na ich temat można już powiedzieć naprawdę wiele, to przecież kolejne książki dopiero przed nami.

Jako osoba mieszkająca na południu, ale zakochana w morzu i pragnąca przyłączyć się kiedyś do akcji WWF (World Wide Fund for Nature), za niezwykle istotny i innowacyjny element powieści uważam wyraźne nawiązanie do walki w obronie mórz. Autorka nie obawia się pisać otwarcie o krzywdach, jakie istotom żyjącym pod powierzchnią wody wyrządzają ludzie. Sam Godrian zdradza głównej bohaterce, jak zgubna dla niksów bywa ludzka interwencja, zaś Javen Spinx nie przebiera w środkach opowiadając się przeciwko zanieczyszczaniu i eksploatacji mórz. Co więcej, oczyma Elodie widzimy brutalność, z jaką człowiek niszczy to, czego nie pojmuje, poznajemy jej zdanie na temat ludzkiej natury, której nie sposób czasami zrozumieć.

I w końcu, Morza szept nie jest niewinną powieścią, w której poza romantyzmem i ogromnym uczuciem nie znajdziemy niczego innego. Patricia Schröder nie ucieka od seksualności, targającego każdym popędu, ale czyni seks motywem zabójstwa, bez ogródek pisze o badaniach DNA nasienia, pozwala Cyrilowi opisać całkiem dokładnie nagie zwłoki Lauren. Jej bohaterowie nie są więc dziećmi, ale prawdziwymi nastolatkami, których hormony buzują, a pragnienia okazują się dominować nad zdrowym rozsądkiem.

No właśnie, bohaterowie... Nie wiem, jak Patricia Schröder to robi, ale jej postaci są naprawdę wspaniałe. Każdego z bohaterów cechują jakieś konkretne, wyjątkowe cechy charakteru, bądź niedoskonałości fizyczne, czy psychiczne. Co więcej, autorka nie zdradziła nam jeszcze wszystkich sekretów Elodie i jej znajomych, a więc wiele może się jeszcze wyjaśnić, wiele skomplikować. Nie mniej jednak, już teraz możemy oszaleć na punkcie tych wspaniałych postaci, bo któż z nas nie chciałby mieć takiej paczki znajomych, jaką ma Ruby, bądź poznać tajemniczej i boskiej wakacyjnej miłości? O tak, czytelnik z łatwością może pokochać nawet niebezpiecznego, wyraźnie złego Kyana.

Podsumowując, Morza szept to najlepsza książka, tegorocznych wakacji i bez wątpienia zasługuje na szczególną uwagę, jako że nie tylko wprowadza do literatury zupełnie nową rasę żyjących w morzu istot, ale także podgrzewa atmosferę odrobiną flirtu, rozkochuje w sobie obłędnymi bohaterami. Na mnie wywarła ogromne wrażenie i w dalszym ciągu czuję się zahipnotyzowana tajemnicami, których nadal nie odkryłam, jak również pytaniami, jakie nasuwają się przy okazji sporego grona postaci. Polecam, polecam, polecam!

niedziela, 21 lipca 2013

Godzina Czarownic tom 1 - Anne Rice




Tytuł: Godzina Czarownic tom 1
Autor: Anne Rice
Wydawca: Rebis
Ilość stron: 756
Ocena: -5/6




Michael Curry jest nieprzeciętnie przystojnym mężczyzną o irlandzkich korzeniach, który nie potrafi pogodzić się ze swoją przeszłością, do której często wraca myślami, którą rozpamiętuje. Na co dzień prowadzi całkiem nieźle prosperującą firmę zajmującą się odnawianiem starych budynków i w gruncie rzeczy nie może narzekać na swój los. Niestety, mojry szykują dla niego niemiłą niespodziankę. Któregoś dnia Michael tonie i zostaje cudem uratowany przez doktor Rowan Mayfair, której losy są od tej chwili nierozerwalnie splecione z jego. Dochodząc do siebie w szpitalu, mężczyzna odkrywa dar, który obudził się w nim po wypadku. Jest w stanie za pomocą dotyku poznać los ludzi, którzy wcześniej mieli styczność z przedmiotami, których teraz dotyka on sam. Nie mniej jednak, jego niebywały dar oraz rodząca się szybko zażyłość z Rowan Mayfair kierują jego krokami i sprowadzają do Nowego Orleanu, gdzie wychowywał się jako dziecko. Na jego drodze stają także ludzie z Talamaski, dzięki którym Michael ma okazję poznać historię czarownic z rodu Mayfair, do których należy urodziwa i utalentowana pani doktor. Niebezpieczna i pełna tajemnic historia dopiero się rozpoczyna.

Osoby, które zapoznały się już z całą serią Kronik Wampirów Anne Rice doskonale znają zarówno Rowan Mayfair, jak również Michaela Curry i kojarzą niektóre wątki wchodzące w skład Opowieści o Czarownicach z Rodu Mayfair. Jak wskazuje nazwa tejże serii, tym razem poznajemy ze szczegółami długą i tajemniczą historię najbardziej niebezpiecznych czarownic, których los łączy się z bohaterami najpopularniejszych książek o wampirach napisanych przez tę autorkę. Czy jednak warto napalać się na ten tytuł i drżącymi rękoma sięgać po pierwszy tom Godziny Czarownic? To trudne pytanie.

Anne Rice kolejny raz zaprasza swoich czytelników do mrocznego, pełnego magii i demonów Nowego Orleanu, który niewątpliwie tworzy z wielką pasją, dbałością o szczegóły i miłością. Miasto, które poznajemy pełne jest niezapomnianego klimatu przyprawiającego o dreszcze, znajduje się w rękach bogatej rodziny, której sekrety zdają się przenikać każde miejsce i każdą osobę, która zamieszkiwała Nowy Orlean w czasach świetności rodu Mayfair. Nie wątpię, iż osoby zafascynowane twórczością pani Rice oddałyby wiele by na własne oczy przekonać się jakie jest wysławiane przez autorkę miasto, czy aby na pewno jest tak fascynujące, jak się nam zdaje po przeczytaniu pierwszego tomu Godziny Czarownic.

Starą, dobrą Anne Rice znajdziemy również w opisach wydarzeń z przeszłości, które wciągają czytelnika bez reszty w niesamowity świat minionych czasów, a które udokumentowała Talamaska. Osobiście jestem wielką zwolenniczką pani Rice właśnie w tej kwestii, jako że jej opisy przeszłości są niesamowicie barwne, plastyczne i potrafią przyprawić o drżenie. Czytelnik z niecierpliwością czeka na dalszy rozwój wypadków, na odkrycie kolejnych tajemnic, stara się na własną rękę odgadnąć, co się dzieje i w jaki sposób związane jest to z teraźniejszością w powieści. Osadzenie części fabuły w przeszłości to niewątpliwie największy plus Godziny Czarownic.

W przypadku Opowieści o Czarownicach z Rodu Mayfair spotkamy się także z interesującymi postaciami, do których bez wątpienia należy przede wszystkim Michael Curry. Osobiście uwielbiam go i bez problemu potrafię zrozumieć zainteresowanie Rowan Mayfair tym wspaniałym osobnikiem. Michael należy, bowiem do bohaterów nie tylko fascynujących, ale także dokładnie skonstruowanych. Jesteśmy w stanie poznać jego myśli i uczucia, odczuwamy targające nim emocje, a przecież to zaledwie początek dłuższej historii.

Mimo tych niewątpliwych plusów, powieść nie jest już tak wciągająca, jak niektóre tomy Kronik Wampirów. Ciężko określić czego jej brakuje. Może nieprzewidzianych zwrotów akcji? Może większej ilości wydarzeń, które nie pozwoliłyby nam na nudę? Myślę, że nie sposób jednoznacznie określić, czym są braki widoczne w tej powieści, ale są one wyczuwalne i w pewnym stopniu utrudniają pełne oddanie się lekturze. Fani przymknął na nie oko, inni mogą narzekać, ale nic nie zdoła umniejszyć niebywałego talentu autorki.

Tak więc, Godzina Czarownic to nie najgorszy, ale także nie najlepszy początek serii opowiadającej o fascynującej rodzinie Mayfair, którą naprawdę trzeba poznać bliżej. Książkę na pewno warto przeczytać, chociaż nie wprowadzi nas w słodki stan euforii. Mimo wszystko zachęcam do zapoznania się z tą pozycją, gdyż nigdy nie wiadomo, czy dla Was nie będzie ona przełomem.

czwartek, 18 lipca 2013

Zagubiony w Chinach - J. Maarten Troost




Tytuł: Zagubiony w Chinach
Autor: J. Maarten Troost
Wydawca: Wydawnictwo Dolnoślądkie
Ilość stron: 376
Ocena: 6/6




Maarten Troost zwiedził jedne z najbardziej odległych i (poniekąd) najmniej popularnych zakątków świata by ostatecznie ustatkować się i rozpocząć normalne życie u boku żony i syna. Kiedy na świat przyszło drugie dziecko, małżeństwo postanowiło wyprowadzić się z nieprzyjaznego dzieciom Sacramento i wynająć mieszkanie w miejscu bardziej odpowiednim dla maluchów. Pod wpływem drobnej sugestii znajomego autor zastanawia się nad osiedleniem w Państwie Środka. To właśnie te myśli stają się powodem, dla którego Maarten Troost ostatecznie wyrusza w podróż do Chin. Jego zadaniem jest zbadanie terenu, na którym miałyby wychowywać się jego dzieci. Jak się jednak okazuje, Chiny są krajem, który zadziwia już od pierwszej chwili, a im bliżej się je poznaje, tym bardziej mieszane uczucia wzbudzają w podróżniku. Troost powoli odkrywa pełne egzotyki Chiny, zwiedza ten kraj nie znając języka, stara się zrozumieć mieszkających tu ludzi i przyzwyczaić się do licznych chińskich osobliwości. Jego podróż staje się udziałem czytelnika, któremu autor pozwala śledzić swoje kroki stawiane w tej egzotycznej krainie sprzeczności.

Zagubiony w Chinach to książka, która już od samego początku fascynuje i wciąga, choć prezentuje przecież prawdziwą historię autora. Nie brak w niej humoru, szczerych uwag i szczegółów, które pozwalają czytelnikowi dokładniej przyjrzeć się Chinom i ich kulturze, poznać kraj, który ulega ciągłej ewolucji, nigdy nie stoi w miejscu, a jednak nie jest w stanie oderwać się od swojej niechlubnej historii. Wraz z Troostem przekonujemy się, iż niełatwo poznać Chiny czytając o nich z książek, zaś język chiński to nie lada wyzwanie dla osoby chcącej go zgłębić. To zdecydowanie dopiero wierzchołek góry lodowej, na jaką składają się różnice między Chinami a Europą, czy nawet Stanami Zjednoczonymi, a przecież już samo to skutecznie utrudnia życie podróżnika w Państwie Środka.

Nie mniej jednak, razem z autorem docieramy do Chin, które witają nas brakiem błękitu nieba, okropnym, trującym powietrzem, smrodem papierosów i nietuzinkowymi kolejkami, w których należy walczyć o swoje miejsce, bądź przy pomocy łokci przedostać się bliżej celu. Równie niecodziennym widokiem są dzieci załatwiające swoje potrzeby na ulicach, czy dorośli wypluwający na chodnik flegmę, bądź opróżniający nos. Oto czym witają przybyszów Chiny! Należy przyznać, że Troost zdołał przedstawić to w sposób perfekcyjny łącząc ze sobą pełną powagę sytuacji oraz humorystyczny aspekt niezrozumiałej dla wielu kultury.

Co więcej, książka Zagubiony w Chinach zdaje się przykładać dużą wagę do historii kraju i dziedzictwa, jakie pozostawiła po sobie przeszłość. Niezmiernie podoba mi się fakt, iż autor bardzo szczegółowo przedstawia wpływ jaki przeszłość w dalszym ciągu wywiera na współczesne Chiny. Już na samym początku możemy poznać interesującą, chociaż szokującą historię władzy Mao Zedonga, by później dostrzec wyraźnie powiązania pomiędzy jego czasami, a życiem ludzi we współczesnych Chinach. Troost przedstawia także dowody świadczące o niezdrowym, niemal bogobojnym podejściu chińczyków do polityków, którzy mają prawo nie przestrzegać prawa. Brzmi to w prawdzie dziwnie, ale jest prawdziwe. Autor nie owija w bawełnę, z pełną szczerością pisze o tym, czego dowidział się o systemie prawnym w Państwie Środka, jak również o łamaniu wszystkich tych zasad.

Zagubiony w Chinach poświęca także dużą uwagę jedzeniu. Dzięki przychylności autora do kulinarnych eksperymentów dowiadujemy się, iż w Chinach można zamówić każdy rodzaj mięsa poza ludzkim, zaś nasz posiłek niekoniecznie musi być martwy. Chińskie menu zdaje się więc jednym z najbardziej oryginalnych i niestandardowych, ale także zmusza do ostrożności, gdyż jeden błąd może zamienić naszego kurczaka w mózg owcy.

Podsumowując, jeśli ktoś interesuje się Państwem Środka, czy też planuje podróż po Chinach, zdecydowanie powinien sięgnąć po książkę Maartena Troosta! Polecam ją również każdemu, kto ma ochotę na coś interesującego i pełnego niespodzianek. Przy Zagubionym w Chinach nikt nie będzie się nudził, zaś po lekturze wiedza na temat Chin naprawdę wzrasta, albowiem tytuł ten to odrobina historii, kultury, gastronomii i geografii zamknięta w jednym tomie. Polecam tę książkę z całego serca każdemu bez wyjątku!

Zapowiedzi: PASSWORD - Mirjam Mous





Tytuł: PASSWORD

Ilość stron: 328
Oprawa: miękka + skrzydełka
Autor: Mirjam Mous
Tłumaczenie: Anna Stolarczyk
ISBN: 978-83-63579-27-2
Format: 140 x 205
Cena: 37 zł


Data wydania: 25 lipiec 2013


Mirjam Mous 
urodziła się w 1963 r. w Made (Holandia). Zanim zawodowo zajęła się pisarstwem, pracowała jako nauczycielka w szkole specjalnej. Pisze książki dla dzieci i młodzieży i jest znana szczególnie z trzymających w napięciu thrillerów.

Mick, wchodząc do pokoju swego najlepszego przyjaciela Jerro, dostrzega, że ten leży nieprzytomny. Szybko powiadamia pogotowie. Ponieważ nie należy do rodziny, nie wolno mu towarzyszyć w karetce. Lecz gdy chwilę później w szpitalu chce się czegoś o nim dowiedzieć, spotyka go coś osobliwego.
Na Stefana czeka pod szkołą nieznany mężczyzna. Chłopiec mu nie ufa, więc odchodzi. Czego ten facet od niego chce? Stefan rozpaczliwie próbuje zgubić śledzącego go człowieka.
Życiorysy trzech chłopców splatają się ze sobą w szczególny sposób. Przedziwne wydarzenia następują jedno po drugim, a Jerro i Stefan znajdują się w wielkim niebezpieczeństwie. Natomiast Mick dochodzi do szokującej prawdy...

Budynek szpitala składał się z szarych kamieni i mnóstwa szkła. Mick przemknął niepostrzeżenie obok portiera i skierował się w stronę recepcji. Przed ekranem komputera siedziała kobieta. Na jej przednim zębie z prawej strony migotał diamencik.
– Dzień dobry – powiedziała. – W czym mogę pomóc?
– Przed chwilą przywieziono tu karetką mojego przyjaciela – Mick wciąż nie mógł złapać tchu po szaleńczym pędzie na rowerze. – Jerro Prins. Chciałbym się dowiedzieć, jak się czuje.
– Hmmm – kobieta kliknęła coś na komputerze. – Jerro Prins mówisz?
– Tak – Mick skinął głową tak mocno, że miał wrażenie, jakby mu miała odpaść.
– Przykro mi, nikogo o tym imieniu i nazwisku do nas nie przywieziono.

wtorek, 16 lipca 2013

6000 - Nokuto Koike




Tytuł: 6000
Autor: Nokuto Koike
Wydawca: Yumegari
Ilość stron:
Ocena: -5/6




Kiedy szaleństwo przenika rzeczywistość, ambicja okazuje się prowadzić do zguby, a jedyna droga ucieczki zostaje zamknięta, demony powstają ze swojego długiego, cierpliwego snu. To wtedy człowiek zdaje sobie sprawę z tego, jak cienka jest granica między czystą głupotą, a uzasadnionym strachem. W nieprzeniknionych ciemnościach czai się zło, którego nie sposób uniknąć. Słaba ludzka istota nie ma szans w walce z czymś, czego nie rozumie, czego nie da się powstrzymać. Jedna nierozważna decyzja może zamienić ludzkie życie w horror, który będzie trwał aż do chwili, kiedy nadejdzie ostateczny koniec.

Kadokura Kengo to młody, naiwny mężczyzna, który obawiając się utraty pracy postanawia za wszelką cenę pozostać w wykupionej przez zagraniczną korporację firmie. Przejęty chęcią utrzymania się na nowym stanowisku dopiero pierwszego dnia dowiaduje się, gdzie przyjdzie mu pracować i na czym polegać będą jego obowiązki. Tak się bowiem składa, że przyjdzie mu zejść dobre 6000 metrów pod powierzchnię morza Filipińskiego, gdzie mieści się zamknięta przed trzema laty baza Cofdeece. Niestety, przełożony nie jest skłonny odpowiadać na jakiekolwiek pytania Kengo, nie wspominając już o przybliżeniu owianych tajemnicą, potwornych wydarzeniach, które doprowadziły do zamknięcia Cofdeece. Jakby tego było mało, mężczyzna jest świadkiem przykrego incydentu, kiedy to jego stary znajomy zostaje wywieziony z podmorskiej bazy z paskudnie rozciętą szyją. Wszystko to zapoczątkowuje serię niefortunnych zdarzeń, podejrzanych wypadków, krwawych incydentów i dziwnych omamów, które każdego mogłyby doprowadzić do szaleństwa.

Manga „6000” to pierwszy tom czteroczęściowego horroru autorstwa Nokuto Koike, który prezentuje swoim czytelnikom Wydawnictwo Yumegari. Jak przystało na początek serii, czytelnik nie zostanie uraczony pikantnymi szczegółami dotyczącymi fabuły, nie pozna prawdziwej przyczyny wydarzeń mających miejsce w podmorskiej bazie, jak również nie odkryje tajemnic wiążących się z wypadkiem sprzed lat. W głównej mierze nasza wiedza powiązana jest nierozerwalnie z niewiedzą Kengo oraz kilkorga innych bohaterów, którzy odgrywają w „6000” istotne role. Podobnie jak oni, nie możemy być pewni tego, czego doświadczamy, jesteśmy zagubieni pośród domysłów, usłyszanych plotek, wizji, których prawdziwości nie sposób potwierdzić.

Pierwszy tom mangi jest więc nacechowany sporą dawką niepewności oraz nasuwających się w trakcie czytania pytań. Czy to, czego doświadczają bohaterowie, jest prawdziwe, czy może okaże się szaleństwem wywołanym zejściem pod powierzchnię wody, brakiem tlenu, wewnętrznym strachem? Albowiem nie sposób jednoznacznie określić, co jest ostatecznym powodem wizji, jakie nawiedzają bohaterów. Każde z nich ma pewne podstawy by rozum płatał figle, jako że są obciążeni psychicznie czy to śmiercią bliskiej osoby, czy też wypadkiem znajomego; każde z nich jest zestresowane nieoczekiwanymi zbiegami okoliczności, które sprzysięgły się przeciwko nim, nieprzyjemną atmosferą w pracy, denerwującym szefostwem. Skąd więc pewność, że to, czego doświadczają, nie świadczy o ich szaleństwie? Czy ktokolwiek może zapewnić czytelnika, iż bohaterowie nie zaczynają szaleć jedno po drugim, jak wiele innych osób przed nimi? Pod tym względem „6000” na pewno trzyma w napięciu i rozwija zainteresowanie czytelnika ciągiem dalszym.

Co się zaś tyczy kreski, trzeba się do niej przyzwyczaić. Z jednej strony widzimy przyjemne dla oka postaci, z drugiej zaś ujęcia z nieproporcjonalnymi głowami, czy też dziwnym wyrazem twarzy, który dodatkowo wywołuje dreszcze. Pod względem kolorystyki, w mandze królują szarości i czerń, które zostały wykorzystane w naprawdę dobrym stylu. Każdy z nas zna to niepokojące uczucie, kiedy wpatrując się w mrok niemal oczekujemy, iż nagle coś się z niego wyłoni, ktoś nas zaatakuje, coś nieoczekiwanego zaraz się wydarzy. Także patrząc na czarne kadry tej mangi, będziemy mieć wrażenie, że coś czai się poza zasięgiem naszego wzroku, czeka by się pojawić, a przecież dobrze wiemy, że raz stworzony obraz nie zmieni się na naszych oczach.

Podsumowując, pierwszy tom mangi „6000” to całkiem niezły początek emocjonującego horroru, w którym drogi ucieczki zostają ograniczone do minimum. Bohaterowie tkwią pośród labiryntu korytarzy podmorskiej bazy, nie ufają sobie nawzajem, czują na karku ciężki oddech przeszłości, zaś zewsząd otacza ich nieprzenikniona, czarna głębina. Co tak naprawdę ukrywa szefostwo? Co wydarzyło się przed trzema laty? Czytelnik na pewno będzie chciał poznać odpowiedzi na nasuwające się pytania i nie spocznie, póki nie dotrze do ostatniego tomu.


Recenzja pisana na potrzeby portalu Upadli.pl

niedziela, 14 lipca 2013

Mariah Mundi i szkatuła Midasa - G.P. Taylor




Tytuł: Mariah Mundi i szkatuła Midasa
Autor: G.P. Taylor
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 344
Ocena: -5/6




Mariah Mundi ma zaledwie 15 lat, ale już teraz jest zdany wyłącznie na siebie, jako że jego rodziców uznano za zmarłych, w co chłopak naturalnie nie wierzy. Niedługo po zakończeniu edukacji w Szkole Kolonialnej w Chiswick, Mariah rozpoczyna swoją życiową przygodę od nieoczekiwanego spotkania z Perfidnym Albionem – nieznajomym, który będąc śledzonym powierza pieczy chłopaka talię kart. Jeszcze tego samego dnia w przedziale pierwszej klasy piętnastolatek ma okazję zawrzeć znajomość z Kapitanem Charity oraz podejrzanym typem, Isambardem Blackiem, a jak się okazuje, trójka podróżnych zmierza do tej samej nadmorskiej miejscowości, gdzie Mariah ma podjąć pracę w ekskluzywnym, bardzo nowoczesnym hotelu Regent. Niestety, w mieście wrze od plotek o powrocie Krakena, który porywa młodych chłopców, zaś Luger – ekscentryczny właściciel hotelu – również ma swoje tajemnice, które Mariah postanawia odkryć sprzymierzając się z Saczą, nową przyjaciółką. Co takiego kryje się w podziemiach hotelu? Czego naprawdę chce Kraken? I czego w Regencie szuka Black? Odpowiedzi na te pytania okażą się nie tylko skrzętnie ukryte, ale i otoczone mgiełką niebezpieczeństwa.

Zacznę od tego, iż dla mnie powieść G.P. Taylora Mariah Mundi i szkatuła Midasa okazała się strzałem w dziesiątkę na pierwsze tygodnie lipca, jako że właśnie w tym czasie rozpoczęłam swoje praktyki w hotelu, a więc zdecydowanie czułam pewną więź z głównym bohaterem. W prawdzie nie mogę poszczycić się pracą w wysokiej klasy kolosie nad morzem, ale na pewno moi przełożeni mają w sobie coś z Lugera! W takiej sytuacji łatwo się domyślić, że książka przypadła mi do gustu, ale jestem pewna, iż spodoba się każdemu żądnemu przygód i zagadek czytelnikowi, jako że w tej powieści akcja posuwa się do przodu całkiem szybko i ciekawie. Nigdy nie możemy być pewni czym zaskoczy nas autor, jako że posiada niewątpliwie masę pomysłów, które w połączeniu z oryginalnym światem sprawują się nie najgorzej.

Kolejnym ogromnym plusem powieści, który również łączy się z moimi osobistymi preferencjami, jest morze. Główny bohater trafia do nadmorskiego hotelu, gdzie przypływ każdorazowo zalewa podziemia Regenta, a zapach soli unosi się w powietrzu. Mało tego, Kapitan Charity prowadzi restaurację, w której serwuje świeże, smażone ryby, a każdy kto raz poznał smak takiego rarytasu nie zdoła oprzeć się chęci skosztowania wykwintnej kuchni przedstawionej w powieści. Nie możemy zapomnieć także o tym, iż morze Taylora to nie tylko piękno, ale również niebezpieczeństwo wiążące się z zamieszkującymi głębiny potworami. Ogromny krab żywiący się mięsem, hybryda smoka z krokodylem i naturalnie Kraken potrafiący przybrać postać człowieka! Ciarki na pewno niejednokrotnie przejdą Wam po plecach!

Co więcej, autor nie szczędzi swoim czytelnikom pewnych nawiązań do mitologii, czy literatury, co nadaje powieści dodatkowego wymiaru. Albowiem, poza wspomnianym już przeze mnie wcześniej Krakenem, czytelnik już w tytule odnajdzie wyraźną wskazówkę dotyczącą właściwości artefaktu, o który pośrednio toczy się gra. Któż nie słyszałby o królu Midasie i jego nieszczęsnym darze zamieniania wszystkiego w złoto? Nie zabraknie tu także magicznego, morskiego ptaka, który nie jednej osobie skojarzy się na pewno z ulepszoną wersją feniksa. I w końcu, czy komukolwiek nazwisko Grimm nie kojarzy się jednoznacznie z twórcami bajek? Jakby tego było mało, partnerem Grimma okazuje się Grendel – imię potwora pojawiającego się w staroangielskiej legendzie o Beowulfie. Muszę wspomnieć także o motywie zaczerpniętym z historii o Jasiu i Małgosi, bowiem w powieści Mariah Mundi i szkatuła Midasa główny bohater ma okazję zmierzyć się z morską wiedźmą.

I w końcu, czy Mariah Mundi w jakimkolwiek stopniu przypomina Harry'ego Pottera? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna, a jednocześnie dziecinnie prosta, albowiem wiele kwiatów może pachnieć podobnie. Historia stworzona przez G.P. Taylora jest na pewno oryginalna i niezwykle interesująca, zaś fabuła nie przypomina w niczym książki pani Rowling. A jednak skojarzenia z bestsellerową, wiecznie żywą serią pojawiają się w kilku miejscach, jak na przykład na wspomnienie dworca King's Cross, przy okazji zachwytu nad mnogością wspaniałych słodyczy, które jednak nie są w żadnym stopniu magiczne, czy też sam motyw spotkania z przyjacielem ojca może wydawać nam się znajomy. Wymieniać można dalej, są to jednak detale, które nie mają szczególnego znaczenia dla jednych, zaś mogą okazać się niezwykle istotne dla innych. Wszystko zależy od indywidualnego podejścia czytelnika.

Reasumując, Mariah Mundi i szkatuła Midasa to powieść, która pozwala na dobrą zabawę nie tylko dzięki ciekawej fabule oraz całkiem szybko prowadzonej akcji, ale także dzięki dużym i małym nawiązaniom do innych dzieł. Jedni odnajdą w powieści postać Fantomasa, inni kameleona, a wszystko to zależy od nas samych. Co więcej, możemy nieźle się nagłowić próbując odgadnąć zamiary poszczególnych postaci, a na pewno nie łatwo jest je rozgryźć. Tak więc, ja przygodom Mariaha Mundi daję zielone światło i bezsprzecznie sięgnę po drugi tom serii, kiedy tylko się on pojawi. Was również do tego zachęcam.


piątek, 12 lipca 2013

Grim: Pieczęć Ognia - Gesa Schwartz




Tytuł: Grim: Pieczęć Ognia
Autor: Gesa Schwartz
Wydawca: Jaguar
Ilość stron: 628
Ocena: -5/6




Dzięki niebywałemu talentowi francuskiego pisarza Victora Hugo oraz pomysłowości korporacji mediowej Walt Disney, każdy – zarówno duży, jak i mały – zna „Dzwonnika z Notre Dame”, a tym samym kojarzy pocieszne gargulce, które przyjaźniły się z głównym bohaterem. Co więcej, może znajdą się wśród Was także osoby kojarzące serial animowany „Gargoyles”, który zachwycał młodych ludzi wiele lat temu, opowiadając o grupce potężnych istot, które nocami budziły się z kamiennego snu. Jak zatem widać, gargulce nie są czymś zupełnie nowym w świecie animacji, niemniej jednak w dziedzinie literatury to Gesa Schwartz wykonała odważny, milowy krok w stronę świeżych motywów, jako że z tego rodzaju kamiennymi bohaterami czytelnik nie miał jeszcze do czynienia we współczesnej powieści. A co jeszcze oferuje nam autorka?

Witajcie w Paryżu, mieście pełnym istot z innego, nieznanego ludziom świata. To tu, na straży porządku i Kodeksu Gargulców stoją Cienioskrzydli – elitarna jednostka policji Gargulców. Albowiem ludzie nigdy nie mogą dowiedzieć się o istnieniu Innoświata, jak również nie powinni wiedzieć nic o zamieszkujących go istotach. Z pozoru słabi, pozbawieni jakichkolwiek mocy ludzie są jednak bardzo niebezpieczni, toteż w interesie Gargulców leży ukrywanie egzystencji Innostot przed odwiecznym wrogiem. A jednak nie każdy zgadza się z postanowieniami KG, nie każdy respektuje prawa. Grim jest Gargulcem który mimowolnie nawiązuje przyjaźń z ludźmi, choć nie chce się do tego przyznać nawet przed samym sobą. Nie pamięta wiele ze swojej przeszłości, a teraz w jednej chwili zostaje zamieszany w sprawy ściśle powiązane z tym, co działo się w jego życiu, zanim utracił wspomnienia. Mało tego, na jego drodze stają istoty znienawidzone przez jego lud – Hartydzi, potrafiący widzieć to, co ukryte przed ich wzrokiem oraz Hybrydzi będący mieszańcami zrodzonymi z ludzi i Gargulców – a on nie jest w stanie bezwarunkowo odepchnąć jednych ani drugich. W ostateczności Grimowi przyjdzie walczyć o wyzwolenie zarówno ludzi, jak i swojego ludu, zaś na horyzoncie pojawi się także cieplejsze uczucie, przed którym nie może już dłużej uciekać.

„Pieczęć Ognia” to powieść, której nie da się jednoznacznie sklasyfikować, gdyż świat czystej fantastyki przeplata się tu z rzeczywistością, co z jednej strony tworzy klimat znanego nam dobrze urban fantasy osadzonego w Paryżu, zaś z drugiej steampunku, który mieści się pod Paryżem, w stolicy Gargulców. Co więcej, autorka wplotła w swoją powieść elementy powieści gotyckiej, mitologii i horroru. Tym samym „Pieczęć Ognia” stanowi naprawdę zakręconą sałatkę gatunkową, którą łączy delikatny sos miłosnej intrygi.

Klasyfikacja gatunkowa to jednak nie jedyna mieszanka, jaką spotkamy w tej powieści. Dużą różnorodnością charakteryzują się także świat przedstawiony oraz obecne w historii postaci. Autorka tworzy wszechświat serii poprzez zestawienie ze sobą współczesnego świata ludzi, który czytelnik zna doskonale ze swojej codzienności, niemal średniowiecznego ustroju Ghrogonii wzbogaconego o nowości techniczne, z których część nadal wykracza poza możliwości ludzkie, zaś wszystko otacza magią, która pozwala na podróże w czasie, na tworzenie Hybrydów, na walkę o życie. Niemniej jednak powieść posiada także zaświaty, a więc miejsca, gdzie po śmierci udaje się zmarły, i gdzie również toczy się walka o „życie”; inne wymiary, w których żyją magiczne stworzenia, czy też te, w których istoty pokutują za swoje winy.

Co zaś tyczy się bohaterów to są oni naprawdę różnorodni i oryginalni. Gesa Schwartz wykorzystała znane każdemu wilkołaki i wampiry, ale sięgnęła także do mitologii germańskiej, co urozmaiciło jej powieść, uczyniło ją zdecydowanie różną od innych. Znajdziemy tu zarówno przyjazne duszyczki, jak również niebezpiecznych sprzymierzeńców, czy nawet przerażających wrogów. Wiele postaci nierzadko wprowadza atmosferę grozy, gdyż autorka nie owija w bawełnę, ale szczerze opisuje bestialstwo mitologicznych istot. Przykładem może być Karciarz, który z jednej strony stanowi postać niezwykle fascynującą, zaś z drugiej przerażającą. A przecież im dalej posuwa się historia, tym gorszych rzeczy uświadczymy, tym bardziej brutalny okazuje się świat przedstawiony.

Tak więc, „Pieczęć Ognia” stanowi mieszankę wybuchową również pod względem klasyfikacji wiekowej. Fantastyczny świat przeznaczony jest zdecydowanie dla czytelnika młodego, jednakże brutalność niektórych scen podnosi poprzeczkę i nie pozwala na podrzucenie powieści maluchowi. Gesa Schwartz z pewnością nie lubi łagodzić mitologi, jak czyni większość współczesnych pisarzy. Jej krwiożercze bestie na naszych oczach pożywiają się ludzkimi ciałami, zabijają, znęcają się nad słabszymi istotami, a jednak niektórym z nich nie brak uroku, czy elokwencji. Prawdę mówiąc, w tym świecie ciężko znaleźć istoty bezwarunkowo dobre, czy do reszty złe. Nie sposób także opowiedzieć się po którejś ze stron, jako że zarówno ludzie, jak i gargulce, czy Hybrydzi wyrządzili już wiele zła, co sprawia, iż czytelnik z większą niecierpliwością oczekuje na finał.

Podsumowując, „Pieczęć Ognia” to najprawdziwszy koktajl wszystkiego – tego, co znane i całkowicie nowe, realne i fantastyczne, łagodne i brutalne, piękne i okropne. To powieść, która przywodzi na myśl wspomnienia innych tytułów, ale jednocześnie tworzy wszystko na swój własny, wyjątkowy sposób. Możecie mi wierzyć, czytając „Pieczęć Ognia” będziecie się cieszyć, że nie Wam przypadło w udziale stworzenie zakończenia, jako że nie łatwo znaleźć złoty środek, który jednocześnie wynagrodzi poniesione krzywdy i zmusi oprawców do ich odpokutowania. Nie, w tym świecie nic nie jest proste, zaś czytelnik może spać spokojnie, gdyż znajduje się po tej bezpiecznej stronie powieści.




Recenzja pisana dla portalu:

czwartek, 11 lipca 2013

Książka w kinie: Yoko

Kochani, już 14 lipca w HBO będzie miał swoją premierę film  "Yoko" w reżyserii Franziska Buch na podstawie książki "Yoko - mój wyjątkowy przyjaciel" autorstwa Knister. Dzięki Wydawnictwu Dreams macie okazję zapoznać się z powieścią.

Zapraszamy przed telewizory!


poniedziałek, 8 lipca 2013

Premiera: Morza Szept - Patricia Schröder





Tytuł: MORZA SZEPT

Ilość stron: 336
Oprawa: miękka + skrzydełka
Autor: Patricia Schröder
Tłumaczenie: Anna Maria Adamczyk
ISBN: 978-83-63579-28-9
Format: 148 x 215


Data wydania: 12 lipiec 2013




- Kiedy cię widzę, chcę być przy tobie – zaczął powoli. – A kiedy jestem przy tobie, chcę cię dotykać.
Słuchałam jego słów i zatapiałam się w jego spojrzeniu. Gdyby zechciał, z miejsca mógłby mnie zamordować. Z pewnością bym się nie broniła.
- A kiedy cię dotykam, Elodie…
Jego głos wnikał w moje uszy, w moją pierś i brzuch. Wypełniał mnie od czubków palców aż po głowę, czułam, jakby mnie ktoś głaskał od środka.


Jako morska istota pewnego dnia przed Elodie pojawia się Gordian. Tajemniczy. Magiczny. Oszałamiający. Odtąd nie może przestać o nim myśleć, o jego turkusowo-zielonym spojrzeniu, jego dłoniach, które dotykają jej z zaciekawieniem. I zaczyna się domyślać, jakie tajemnice rzeczywiście kryje w sobie ocean i jak bardzo jej osobiste przeznaczenie jest związane z mrocznymi legendami Wysp Normandzkich.

Upojna saga miłosna z zapierającym dech w piersi krajobrazem wybrzeża wyspy Guernsey w tle – wstęp do porywającej morskiej trylogii.

piątek, 5 lipca 2013

Kuroshitsuji vol. 9 - Yana Toboso




Tytuł: Kuroshitsuji vol. 9
Autor:Yana Toboso
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 194
Ocena: 6/6




Po krwawych i pełnych gwałtowności wydarzeniach poprzednich tomów, Londyn znowu wydaje się miejscem spokojnym. Królowa wykorzystuje ten czas by uprzykrzyć życie młodemu hrabiemu Phantomhive i tym samym w jego posiadłości organizuje bankiet dla samej śmietanki angielskiej arystokracji. Tylko co w tym zacnym gronie robi byle gryzipiórek? Cokolwiek jednak nie myślałby o tym Ciel, nie ma nic do gadania, jako że musi odzyskać zaufanie królowej. Niestety, pozornie niewinny bankiet zamienia się w śmiertelną pułapkę, albowiem zaproszeni do posiadłości goście zostają uwięzieni w budynku, gdy na zewnątrz szaleje okropna burza, zaś w środku grasuje morderca, który nie waha się podnieść ręki nawet na samego Sebastiana Michaelisa. Ile osób musi zginąć zanim zabójca zostanie złapany? I kim tak naprawdę jest? Kryminalna zagadka pani Toboso czeka by ją rozwiązać. Kto się skusi?

Chociaż fabuła kolejnego tomu Kuroshitsuji brzmi poważnie, to jednak należy do luźniejszych i w pewnym stopniu przyjemniejszych, a przede wszystkim idealnie wpasowuje się w klimat wiktoriańskiej Anglii. Morderstwo, detektywistyczna łamigłówka, tabun podejrzanych i drobne wskazówki. Tak oto, czytelnik ma okazję zagrać w Cluedo wraz ze wszystkimi bohaterami tego tomiku, wytężyć umysł i snując domysły śledzić dalsze wydarzenia, by z każdą chwilą być bliżej rozwiązania zagadki, a jednocześnie odsuwać się od prawdy. Bo kto tak naprawdę pasuje do profilu mordercy, kiedy każdemu można coś zarzucić?

Poza naprawdę dobrą zabawą przy mangowym Cluedo, Yana Toboso raczy nas również kolejną porcją wyśmienicie stworzonych bohaterów. Albowiem poza znanymi nam już dobrze postaciami i przypadkowymi gośćmi, których możemy więcej już nie spotkać na naszej drodze, poznajemy również ekscentrycznych, świetnie wyszkolonych kamerdynerów królowej, na których z pewnością warto zawiesić oko. Warto wspomnieć także, iż pan Tanaka odgrywa w tym tomie znacznie istotniejsza rolę niż we wszystkich wcześniejszych. Nie oszukujmy się, do tej pory nasz staruszek niespotykanie rzadko pojawiał się w pełnej krasie, zaś teraz możemy podziwiać go w roli kamerdynera.

Sama historia, z którą mamy tym razem do czynienia na pewno spodoba się osobom rozkochanym w zagadkach kryminalnych, powieściach detektywistycznych, czy też po prostu fanom Kuroshitsuji. Nikomu nie zaszkodzi odrobina wysiłku intelektualnego i zabawy, a autorka z całą pewnością szykuje dla nas coś wyjątkowego. Przecież tracimy Sebastiana! Ciężko w to uwierzyć, prawda? Co więcej, czytelnik w końcu może pozbierać myśli po dołującej sprawie z Cyrkiem Noah's Ark. Tym razem nie doświadczymy tu szalonych morderstw małych dzieci, ani też obrzydliwego rozmiłowania w krwawej jatce. Ot, mamy mordercę i musimy go złapać!

Osobiście uwielbiam historię, którą tym razem zaprezentowała nam pani Yana Toboso i potrzebowałam jej by ukoić nerwy po poprzednich tomach pełnych mroku i szaleństwa. Z resztą, moja słabość do Sherlocka Holmesa jest niezaprzeczalna, więc czemu nie odbić jej sobie właśnie dzięki Kuroshitsuji?

Kochani, polecam Wam 9 tom tej mangi równie mocno, co wszystkie poprzednie i każdą następną! Naprawdę warto sięgnąć po to cudowne maleństwo.

środa, 3 lipca 2013

Podsumowanie 6/2013

Podsumowanie: CZERWIEC 2013

Zdobycze czerwca, jako że nie chcę się "chwalić" ile książek przeczytałam w czerwcu. Sesja zrobiła swoje, a teraz nadszedł czas praktyki... Ubolewam nad tym, ale cóż poradzę?

1. Zakochany Tyran - RECENZJA (od wyd. Kotori)
2. Dotyk Julii - RECENZJA (od wyd. Otwarte)
3. Złoty most (nagroda w konkursie)
4. GRIM. Pieczęć Ognia (czyta się, do recenzji dla portalu Upadli.pl)
5. Mariah Mundi i szkatuła Midasa (od wyd. Publicat)
6. Zagubiony w Chinach (jw)
7. Mitologia Japońska (kupione za jedyne 20 zł, książka kosztuje normalnie 70 zł)

Poza tym otrzymałam również:
8. Kuroshitsuji XI (prenumerata z Waneko)
9. Pandora Hearts 5 (jw)