Tytuł: Pandora Hearts vol. 7
Autor: Jun Mochizuki
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 182
Ocena: 6-/6
Czasy sprzed tragedii w Sablier.
Zwabiona dźwiękami pozytywki Lottie niespodziewanie spotyka w
ogrodzie swojego pana, Glena Baskerville'a, oraz Jacka Vessaliusa,
twórcę pozytywek, który – o zgrozo – okazuje się dobrym
przyjacielem Glena. Dziewczynie trudno w to uwierzyć, a jednak w
towarzystwie Jacka jej pan jest w stanie nawet się uśmiechać. Cała
ta sielanka nie trwa niestety zbyt długo, gdyż pewnego dnia
ogarnięty jakimś niezrozumiałym szaleństwem Glen Baskerville
rozkazuje swoim ludziom wymordować wszystkie osoby obecne na zamku w
Sablier, a polecenie zostaje posłusznie wykonane.
Chwila obecna. Wezwany przez
Lottie Jack bynajmniej nie planuje współpracować. Strasząc
użyciem mocy B-Rabbita pozbywa się zagrożenia, ale już samo
pojawienie się wyczerpuje jego siły. Tym samym fragmenty wspomnień
Jacka docierają do świadomości Oza, co sprawia, iż chłopak
pogrąża się w czarnych myślach. Niemniej jednak, dzięki drobnej
pomocy Elliota Oz znowu odzyskuje dobry humor. A przynajmniej było
tak przez chwilę, gdyż prawda o pochodzeniu Oza mocno zachwiała
rodzącą się przyjaźnią między Vessaliusem, a Nightrayem. I
pomyśleć, że to najmniejszy, choć tak głęboko przeżywany,
problem głównego bohatera.
Swoimi ostatnimi tomikami mangi Padora
Hearts Jun Mochizuki niewątpliwie zainteresowała czytelnika
tajemnicami przeszłości. Nic więc dziwnego, że rozpoczyna swój
siódmy tom od wyjawienia drobnych sekretów, by na koniec niemal
ogłuszyć nas rewelacjami. I tak, poznajemy elementy burzliwej
przyjaźni Jacka i Glena, która zapowiadała się na idylliczną,
zaś ostatecznie została zabarwiona czerwienią krwi i dramatu.
Nadal nie znamy szczegółów i pikantniejszych kawałków, ale
powoli zbliżamy się do poznania pewnych tajemnic, a to wywołuje
dreszczyk emocji. Niemniej jednak, to pod koniec tomu padamy na
kolana przed mangaką, która pozwala nam na wgląd w szokującą
przeszłość Breaka. Czy ktoś mógł spodziewać się dokładnie
tego, co zostaje nam ujawnione? Wątpliwe! Oczywiście, pewne
podpowiedzi pojawiły się wcześniej, ale tylko kwestia oka wydawała
mi się jasna. Cała reszta była zaskoczeniem. Co więcej, nie
sposób ukryć, że ostatni kadr mangi zdecydowanie zapowiada gorącą
kontynuację i sprawia, że czytelnik z niecierpliwością czeka na
tom ósmy.
A skoro jesteśmy już przy bliższym
poznawaniu postaci, nie można zapomnieć o ekscentrycznej stronie
słodkiej Sharon. Któż by się spodziewał, że ta idealna dama ma
swoje małe „zboczenia”, które teraz wychodzą na światło
dzienne? Ładniutka, dobrze wychowana, pozornie niewinna, a w
rzeczywistości niebezpieczna Sharon nie tylko jest w stanie uciszyć
Breaka, ale i wywołać ciarki u Alice. I nie ma się czemu dziwić.
Ten demon w ludzkiej skórze nie szczędzi nikomu razów. Zresztą,
zapowiadające się niewinnie lekcje udzielane Alice na przykładzie
romansów, także kończą się brutalnym akcentem przemocy
fizycznej. Biedny Oz...
Niemniej jednak, wypada także
wspomnieć o małej alkoholowej libacji urządzonej na szybkiego
przez wujaszka Oskara. Ten drobny epizodzik wart jest uwagi chociażby
ze względu na Gilberta. I bynajmniej nie chodzi tu o obraz pijanego,
czy też rozkosznego, płaczącego Gila, choć to niewątpliwie
cudowny widok. To właśnie w tej chwili Gilbert lepiej niż
kiedykolwiek wcześniej zaczyna uświadamiać sobie fakt, że zostaje
z tyłu, przestaje być potrzebny, gdyż Oz zaczął się zmieniać i
planuje się usamodzielnić. Każda kolejna sytuacja tylko bardziej
dręczy poczciwego chłopaka i najwyraźniej go przeraża. Ale czego
Gilbert boi się najbardziej? Porzucenia, samotności, utraty celu w
życiu?
Tak oto, siódmy tom mangi Pandora
Hearts nie obfituje wprawdzie w akcję w czasie teraźniejszym,
ale zdecydowanie oferuje czytelnikowi spory kawałek wyśmienitej
przeszłości i muszę przyznać, że pod tym względem ta część
naprawdę przypadła mi do gustu. Robi się, bowiem coraz goręcej,
sytuacja staje się naprawdę napięta, a granice czasu zacierają
się jeszcze bardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!