Tytuł: Wilkołak
Autor: Jonathan Maberry
Wydawca: Amber
Ilość stron: 288
Ocena: -5/6
Romans paranormalny zdominował
współczesną literaturę. By się o tym przekonać wystarczy zajrzeć do działu
„nowości” w lepszej księgarni, czy też śledzić „zapowiedzi” na stronach
internetowych wydawnictw. Cały świat oszalał na punkcie romansów wypełnionych fantastycznymi
istotami, które pierwotnie stanowiły podstawę horrorów. Literatura wkroczyła w
erę wampirów wegetarianów, wilkołaków salonowych, pięknych trolli, a wszystko
to okraszone zostało wątkiem miłosnym, który niczym nie różni się od tysięcy
innych. Nic dziwnego, że bardziej wymagający czytelnicy wahają się sięgając po
tego typu lekturę.
Kiedy trafiłam na Wilkołaka Jonathana Maberryego przed
oczyma stanęły mi niezliczone tytuły o banalnej fabule, w których głównym
wątkiem jest wielka, prawdziwa, zakazana i, jakże by inaczej, niebezpieczna
miłość. Niestety, w większości przypadków czytelnik nie otrzymuje niczego poza
wyświechtaną historyjką ociekającą naiwnością.
Dlaczego więc zdecydowałam się
wkroczyć na ten grząski grunt? Otóż słabość do wilkołaków robi swoje, podobnie
jak zwykła ludzka ciekawość.
Wilkołak jest powieścią filmową opartą na horrorze w reżyserii Joe
Johnstona o tym samym tytule. Jak to zazwyczaj w takich przypadkach bywa,
czytelnik jest zmuszony zignorować okładkę, która wyraźnie wskazuje na
podrzędne romansidło i odważę się zaryzykować stwierdzenie, iż wręcz odpychała.
Mimo wszystko, postanowiłam sprawdzić, co takiego zaoferuje mi autor. Jako że
nie miałam okazji obejrzeć filmu, nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po
książce, a przeczuwając najgorsze, nie stawiałam poprzeczki zbyt wysoko. Ku
mojemu wielkiemu zaskoczeniu, już na samym początku autor pozytywnie mnie
zaskoczył. Wystarczył zaledwie prolog bym nie chciała odkładać książki na bok
nawet na chwilę.
Jonathan Maberry z wielkim
poszanowaniem potraktował temat likantropii nadając mu mistycznego piękna i
przerażającego romantyzmu. Nie doświadczymy tu zwyczajnej przemiany podczas
pełni księżyca, ale ukaże się nam polująca Bogini Łowów, która karmi swoje
dzieci rządzą świeżej krwi. Wilkołak nie jest tu słodkim, potulnym pieseczkiem,
ale szkaradną bestią, która kieruje się instynktem i niezaspokojonym
pragnieniem zabijania. Autor nie wypełnił swojej powieści postaciami o
niezniszczalnym ciele i wodzie zamiast krwi. Wręcz przeciwnie. Życiodajna
posoka leje się tu strumieniami, zaś ciała przypominają porcelanowe lalki, które
bardzo łatwo stłuc. Co więcej, książka utrzymana jest w gotyckim klimacie
pełnym mroku, wściekłości i szaleństwa, który idealnie komponuje się z tematem
powieści.
Sama fabuła nie należy może do
specjalnie skomplikowanych, czy rewolucyjnych, trzeba jednak przyznać, że jest
prowadzona w sposób płynny i interesujący. Po wielu latach spędzonych w Nowym
Świecie Lawrence Talbot – młody, obiecujący aktor odnoszący sukcesy na scenie –
powraca do rodzinnego domu pełnego wspomnień, tajemnic i cierpienia. W tym
czasie jego brat zostaje uznany za zaginionego, niestety, bardzo szybko okazuje
się, iż został on brutalnie zamordowany, jego ciało zmasakrowano, zaś piękna
narzeczona zmarłego prosi Lawrence’a o pomoc w odnalezieniu sprawcy. Młody
aktor postanawia zająć się tą sprawą osobiście nie wierząc w umiejętności
policji. Nie szczędzi nawet kąśliwych uwag inspektorowi Aberline ze Scotland
Yardu, któremu powierzono zadanie rozwiązania zagadki licznych zgonów, a który
już na samym początku wziął na celownik Lawrence’a. Tak rozpoczyna się walka o
życie, w której nie zabraknie cygańskiego taboru, posępnego cmentarzyska,
szpitala dla umysłowo chorych, jak i wielkiej masakry w Londynie.
Na uwagę zasługuje fakt, iż wątek
miłosny zostaje zepchnięty na dalszy plan, dzięki czemu nie stanowi
dominującego elementu powieści lecz subtelnie przyozdabia fabułę wzbudzając
zainteresowanie nie powodując przy tym przesytu. Czytelnik nie zostaje
przytłoczony wielkim uczuciem do naiwnej panny, ale sam może ocenić, ile warte
są namiętności bohaterów.
W tym miejscu wypadałoby
powiedzieć parę słów na temat samych postaci, które niewątpliwie idealnie
komponują się z powieścią, jej klimatem i mistyką. Poza głównym bohaterem,
którego historię czytelnik poznaje najdokładniej, mamy tu także znanego z wielu
historii, filmów oraz komiksów inspektora Aberline; powiew orientu w osobie
służącego na dworze – Singha; sir Johna – ojca Lawrence’a, chłodnego łowcę
zwierząt; upartą i odważną narzeczoną – Gwen; oraz mało inteligentnych ludzi
zamieszkujących Blackmoor, którzy w czasie pełni po prostu „padają jak muchy”. Niestety,
bardzo żałuję, iż wielu z tych bohaterów czytelnik nie ma okazji poznać bliżej,
a historie ich życia pozostają tajemnicą, co jest bez wątpienia najsłabszą
stroną książki. Ciężko odgadnąć, czy winą za to należy obarczyć twórców filmu, którzy
nie pozwolili autorowi rozwodzić się zbytnio nad psychiką i przeszłością
postaci, czy też sam Jonathan Maberry uznał to za zbędny dodatek, który wolał
pominąć.
Czy mimo to warto sięgnąć po Wilkołaka? Zdecydowanie tak. Mimo iż książka
nie wnosi niczego nowego do kanonu horroru, jest lekturą wartą uwagi ze względu
na dobrze utrzymany gotycki klimat oraz szacunek dla wilkołactwa. Pozwala
wierzyć, że w literaturze dla starszych czytelników jest jeszcze miejsce dla
tego, co paranormalne.
Rawr!
OdpowiedzUsuń