Tytuł: Jake Ransom i Wyjący Sfinks
Autor: James Rollins
Wydawca: Dolnośląskie
Ilość stron: 336
Ocena: 5+/6
Po powrocie z Kalipso, Jake i Kady
Ransom starają się przygotować do kolejnej podróży, która wisi
w powietrzu. Dziewczyna rozpoczęła naukę szermierki, zaś Jake
prowadzi swoje małe archeologiczne badania i wytrwale trenuje
taekwondo. To właśnie podczas jednego z treningów dochodzi do
nieszczęśliwego wypadku, który zapoczątkowuje serię innych
nieprzyjemnych zdarzeń: pozbawiony kierowcy, rozpędzony czarny
sedan wpada do budynku szkółki taekwondo niemal rozjeżdżając
Jake'a i jego przyjaciela, dwójka podejrzanych typów napada na
rodzinną posiadłość Jake'a szukając starego, złotego zegarka
należącego do ojca chłopaka, zaś Morgan Drummond, podejrzany szef
ochrony nie mniej szemranej firmy, zjawia się z ratunkiem akurat w
odpowiedniej chwili. Czy to możliwe, że mężczyzna przebył taki
kawał drogi z Anglii do Ameryki tylko z troski o dwójkę młodych
Ransomów? A może ma z tym coś wspólnego nowojorska wystawa
egipskich eksponatów, którą współfinansuje firma Drummonda?
Pytania pozostają jednak bez odpowiedzi, gdyż rodzeństwo przenosi
się niespodziewanie w czasie i przestrzeni na sam środek
niebezpiecznej pustyni, gdzie spotyka swoich dobrych przyjaciół z
czasów pobytu w Kalipso. Tylko dlaczego zjawili się akurat w tym
miejscu? Kolejna niesamowita przygoda stoi przed nimi otworem.
Jake Ransom i Wyjący Sfinks to
druga i jeszcze bardziej fascynująca część przygód odważnego
rodzeństwa. Na tempo akcji w poprzednim tomie na pewno nie można
było narzekać, a tym razem zostaje ono jeszcze bardziej podkręcone.
Oj, naprawdę wiele się dzieje! Wroga organizacja wykonuje pierwsze
śmiałe ruchy, Władca Czaszek nie ustaje w próbie zbliżenia się
do Jake'a, ratunek okazuje się prowadzić do niewoli, a do tego
mroczna sekta, groźba tortur, niespodziewane zjazdy w dół,
ucieczki przed dinozaurami, karkołomne loty. To naprawdę zaledwie
namiastka tego, co czeka na czytelnika w tym tomie powieści. Zero
nudy, masa akcji i naprawdę multum wyjątkowej, absorbującej
przygody! A wypada dodać, iż autor w niezwykle kuszący
sposób wydaje się obiecywać kolejny tom serii. Nic tylko zacierać
ręce i żałować, że nowej księgi nadal nie widać na horyzoncie.
Jake Ransom i Wyjący Sfinks to
także jeszcze bardziej interesujący świat, do którego trafiają
nasi bohaterowie. Tym razem mają, bowiem do czynienia z egipskim
klimatem, który posiada swój niewątpliwy czar. Któż potrafi
oprzeć się tym fantastycznym bóstwom, tajemniczym hieroglifom,
urokowi piasków pustyni i czarowi piramid? Do tego pozytywnego
obrazu dodajmy jednak odrobinę mroku w postaci rządnej krwi sekty,
szlachetnych kamieni o magicznych właściwościach, paskudną
wiedźmę oraz Wielki Wicher, będący śmiercionośną burzą
piasku, która jest w stanie zedrzeć ciało do kości. Prawda, że
brzmi zachęcająco?
Niemniej
jednak, autor ma dla swojego czytelnika także jeszcze jeden
fascynujący element, który sprawia, że drugi tom powieści nie
tylko nabiera wyrazistości, ale również wprowadza coś nowego do
tej przygody – latające egipskie okręty! Nie ma wątpliwości, iż
motyw ten z powodzeniem można zaliczyć do delikatnego powiewu
steampunku, albowiem statki unoszą się ponad ziemią na ogromnych
balonach i są zaopatrzone we wspomagające lot skrzydła. Również
sami ludzie mogą poruszać się swobodnie w przestworzach za pomocą
napędzanych wybuchowymi owocami skrzydeł. Nie mam najmniejszych
wątpliwości, co do tego, że steampunk i Egipt idealnie do siebie
pasują i autor zdołał uchwycić tę zależność między nimi.
Drugi
tom przygód rodzeństwa Ransomów i ich przyjaciół obfituje
również w niełatwe do przewidzenia zdarzenia, które mogą
czytelnika zaskoczyć. Pojawia się coraz więcej pytań, przygoda
jest coraz to niebezpieczniejsza, a końca zmagań z Władcą Czaszek
nie widać. Kalverum Rex nie jest, bowiem kimś, kogo można się
łatwo pozbyć, a jego macki sięgają daleko. Zresztą, pod koniec
tomu nawet sam Jake stanowi dla czytelnika niemałą zagadkę, która
fascynuje i prosi się o rozwiązanie. Jego pytania są pytaniami
czytelnika, jego koszmary senne pobudzają wyobraźnię i niemal
zmuszają do tworzenia własnych teorii.
Podsumowując,
Jake Ransom i Wyjący Sfinks to
książka, która na pewno przypadnie do gustu młodemu czytelnikowi,
w którym drzemie odkrywca, dodatkowo rozbudzi zainteresowanie
historią i archeologią oraz zapewni godną rozrywkę. Niemniej
jednak, przygoda znajduje się na wyciągnięcie ręki także dla
osób starszych, więc czemu po nią nie sięgnąć? Tę niezwykłą
podróż poprzez czas i przestrzeń naprawdę warto odbyć w każdym wieku.
Fajna przygodówka. Mimo, że od jakiegoś już czasu do młodziezy się nie zaliczam to lubię takie książki.
OdpowiedzUsuńLatające statki egipskie?! Coś dla mnie! Kręci mnie ten klimat biorąc pod uwagę moje zainteresowanie Egiptem, nie mogę sobie tego odmówić.
OdpowiedzUsuńRaf