Tytuł: Kuroshitsuji vol. 11
Autor:Yana Toboso
Wydawca: Waneko
Ilość stron: 194
Ocena: 4+/6
Skoro nie jest już tajemnicą, że
Sebastian Michaelis żyje i ma się świetnie, nadszedł czas na
szczegółowe wyjaśnienia, które na pewno należą się
ciekawskiemu i niezwykle domyślnemu debiutującemu pisarzowi oraz
samym czytelnikom. Tak się, bowiem składa, że za dokonanymi w
posiadłości Phantomhive morderstwami stoi osoba, której wina może
zaskakiwać, zaś obecność nie jest jednoznaczna. Bo czy można
winić nóż za to, że wbija się w ciało? Czyż winą nie powinno
obarczać się osoby dzierżącej narzędzie zbrodni? W tym wypadku
polecenie wydano jednak u samego szczytu tego angielskiego „łańcucha
pokarmowego”, a tym samym pojęcie sprawiedliwości nie ma z tą
sprawą nic wspólnego.
Niestety, nie ma co liczyć na chwilę
spokoju. Sabastian ledwie zdążył w „cudowny sposób”
zmartwychwstać i wydostać się cały i zdrów ze swojego grobu, a
już ma pełne ręce roboty. Londyn obiega informacja o przywracaniu
do życia zmarłych. Jak widać, nasz kamerdyner nie był wcale taki
oryginalny, jak początkowo mogło się wydawać, zaś Pies Królowej
musi trochę powęszyć.
Jedenasty tom mangi Kuroshitsuji
jest mostem, który łączy ze sobą nie tylko koniec epizodu cluedo
oraz początek zupełnie innego, ale również dobrze wpisuje się w
wiktoriański klimat tego tytułu oraz współczesne zamiłowanie do
bardzo wyjątkowego, chociaż niezrozumiałego dla mnie szału na
zombie. Zacznijmy jednak od początku.
Tym razem autorka pozwala nam spojrzeć
na Sebastiana pod zupełnie innym kontem. Choć w dalszym ciągu
niezmordowany i perfekcyjny, nasz demoniczny kamerdyner obnaża przed
czytelnikiem kawałek siebie. Widzimy, bowiem jak wyłazi ze skóry
by doprowadzić do końca sprawę morderstw popełnianych w
posiadłości, stara się wodzić za nos wszystkich w około, ulega
słabości do kotów, a jednocześnie wypełnia polecenia swojego
pana. Niepokonany demon niejednokrotnie był o włos od klęski. To
interesujące, gdyż pozwala wierzyć, że w pewnym momencie nawet
jemu może podwinąć się noga, jeśli taka będzie wola autorki.
Yana Toboso wprowadza także „nową,
ale starą” postać, która najprawdopodobniej będzie towarzyszyć
Cielowi przez najbliższe tomy. Ten niebezpieczny, ale naprawdę
rozkoszny i niewinny bohater z całą pewnością ubarwia jedenasty
tom i sprawia, że młody panicz Phantomhive wydaje się zdecydowanie
bardziej uczuciowy niż dotychczas. Niemniej jednak, cała ta relacja
pomiędzy Cielem, a jego nowym lokajem oparta jest kłamstwie. Czy na
takim niepewnym fundamencie uda się zbudować przyjaźń, która
przetrwałaby ujawnienie prawdy? Tego na pewno chciałabym się
dowiedzieć.
W tym miejscu warto także wspomnieć o
rodzinie Midfordów, jako że rodzice oraz brat Lizzy to zaskakująca
mieszanka. Tego raczej nikt się nie spodziewał, a szczęka sama
opada, kiedy ma się z nimi do czynienia. Nie da się zaprzeczyć, iż
energii i charakteru im nie brakuje, a Ciel zasłużył na odrobinę
cierpienia w ich towarzystwie.
Co się zaś tyczy nowego epizodu,
który mamy okazję liznąć już teraz, jest on połączeniem
wspominanego przeze mnie motywu zombie oraz Frankensteina. Nie
chodzi tu jedynie o szwy widoczne na ciałach zmarłych, które
jednoznacznie przypominają nam o ekranizacjach powieści Mary
Shelly, ale o sam motyw pobudzania ciała do życia elektrycznością,
który jest ściśle związany z epoką, w jakiej rozgrywa się nasza
historia, jak również z samą powieścią. Albowiem wnikliwy
czytelnik na pewno dostrzeże we Frankensteinie mniejsze, bądź
większe podpowiedzi dotyczące sposobu, w jaki ożywiono mściwego,
samotnego potwora. Niemniej jednak, w przypadku Kuroshitsuji
nie możemy raczej mówić o inteligencji żywych trupów.
Kilka słów podsumowania. Jedenasty
tom Kuroshitsuji bez wątpienia jest interesujący i
niezbędny, momentami słodki oraz zabawny, jednak na tle poprzednich
wypada tylko dobrze. Może wiąże się to z nazbyt szybkim
rozpoczęciem nowej przygody, a może z czymś zupełnie innym –
ciężko powiedzieć. Nie zmienia to jednak faktu, że mangę pani
Toboso darzę szczerą sympatią i zamierzam być jej wierną do
samego końca – kiedykolwiek on nastąpi.
Jakkolwiek by na to nie spojrzeć, chyba każdy tomik (nawet słabszy) jest ponad anime, które przecież nie jest złe... Tak mi przyszło teraz do głowy.
OdpowiedzUsuń