Tytuł: Winter
Autor:Asia Greenhorn
Wydawca: Dreams
Ilość stron: 456
Ocena: 5/6
Winter Starr miała na swoim koncie już nie jedną
przeprowadzkę, ale ta bezwarunkowo należała do najgorszych w jej życiu. Po
pięciu latach błogiego spokoju, kiedy to dziewczyna mieszkała w Londynie
otoczona przez przyjaciół i miłość, jej życie zostaje wywrócone do góry nogami.
Babcia, będąca jej prawnym opiekunem po śmierci rodziców, trafia do szpitala
zapadając w śpiączkę, zaś dziewczyna zmuszona jest zamieszkać z zupełnie obcymi
ludźmi w Walii. Pięcioosobowa rodzina Chiplinów z otwartymi ramionami wita nieznajomą,
która momentalnie staje się częścią ich małego świata. Chociaż pobyt Winter w Cae
Mefus miał być tylko chwilowy, nikogo specjalnie nie dziwi fakt, iż ulega to
zmianie. Babcia nastolatki w prawdzie obudziła się z komy, ale nie jest w
stanie sprawnie funkcjonować. Z tego też powodu, młoda Starr zmuszona jest
zostać w małym, spokojnym miasteczku na bliżej nieokreślony czas. Wraz z końcem
wakacji rozpoczyna naukę w szkole Świętego Dawida, gdzie jej życie powoli
zaczyna się układać, zaś serce bije szybciej na widok Rhysa, chłopca o
jaspisowych oczach. Niestety, los nie jest dla niej łaskawy. Z pozoru zatęchał
dziura, w której każda nowa twarz wzbudza sensację, okazuje się o wiele
„żywsza” niżby się wydawało – przestępczość wzrasta, chociaż zarówno policja,
jak i gazety zdają się bagatelizować problem, niektórzy mieszkańcy wyraźnie
ukrywają całkiem istotne tajemnice, zaś dociekliwa Winter ma zamiar dociec, co
takiego dzieje się wokół niej, nawet jeśli przyjdzie jej zapłacić za to wysoką
cenę.
Świat pełen jest ludzi stawiających pytania, starających się
odkryć prawdę, zbadać tajemnice, które przed nimi ukryto, chcących wiedzieć
wszystko. Nie mniej jednak, tylko nieliczni byliby wdzięczni światu za
ofiarowaną im wiedzę. Zdecydowanej większości osób wydaje się, iż chcieliby
wiedzieć zaś, gdy ową wiedzę posiądą, gdy wiedzą już, co czai się pod łóżkiem,
kryje w cieniu, szepcze bezgłośnie do ucha, wtedy właśnie odrzucają prawdę nie
potrafiąc, bądź zwyczajnie nie chcąc jej zaakceptować. Winter Starr należy
właśnie do tej ostatniej grupy osób i nie sposób się jej dziwić. Dziewczyna
wydawała się pewna swego, zdeterminowana w dążeniu do celu, a jednak tajemnice
Cae Mefus przerosły ją, rozbiły. W chwili, gdy nastolatka jakimś cudem zaczyna
na nowo układać sobie życie, wzbogacone o nowe informacje na temat świata, coś
znowu wstrząsa ziemią, po której stąpa. Uważam to za bardzo interesujący
element psychologiczny, jako że nie sposób określić, jak my zachowalibyśmy się
w sytuacji ekstremalnej. Bo czy wiemy jak wiele jesteśmy w stanie zaakceptować?
W którym momencie granica między akceptacją, a szaleństwem zanika?
Asia Greenhorn sięga jeszcze głębiej dotykając czułego
niczym organy wewnętrzne tematu miłości. W przypadku Winter samo zakochanie, czy miłosny trójkąt nie stanowią żadnego
wyzwania, chociaż dostarczają dreszczyku emocji. Główna bohaterka postępuje w
sposób, który wydałby się właściwy chyba każdej dziewczynie znajdującej się na
jej miejscu. Bo czym jest walka z całym światem, widmo wojny ras, czy nawet
śmierć bliskich, kiedy w grę wchodzi miłość? Kto w ogóle myślałby o takich
banałach, kiedy spoczywa bezpiecznie w ramionach ukochanej osoby? Problem
zaczyna się jednak, gdy w grę nie wchodzą plany, myśli, fantazje, ale
rzeczywistość, realne zagrożenie, które widzimy na własne oczy, czujemy na
swojej skórze. Jak wiele jesteśmy w stanie poświęcić dla miłości, kiedy zło już
się dzieje? Czy naprawdę potrafimy zaakceptować dosłownie wszystko?
Winter Blackwood Starr to bohaterka pod wieloma względami
interesująca, choć, jak dla mnie, jej największą zaletą jest bez wątpienia
styl, który reprezentuje – godna pozazdroszczenia uroda gotki, grupka kumpli o
uświęconym wyglądzie Jezusa grających w metalowej kapeli o naprawdę genialnej
nazwie – Sin-derella, przyjaciółka z kolczykiem w kąciku ust. To, co jednym
wydawać się może małoznaczącym szczegółem, w moim przypadku decyduje o odbiorze
całej powieści. Dzięki Winter w końcu mam do czynienia z główną bohaterką,
która nie jest przeciętna, nudna i bez wyrazu! \m/(‘>o<’)\m/ Naturalnie, nastolatka
nie jest pozbawiona wad. Wykazuje, bowiem dziwną skłonność do obrażania się, co
jednak może być zrozumiałe gdyż, która z nas nie chciałaby być pępkiem świata
dla ukochanego mężczyzny? Każdy ma w sobie odrobinę z samolubnego dziecka.
Pod względem fabuły powieść składa się z połączonych ze sobą
znanych schematów typowych dla historii o wampirach oraz romansów, a jednak
autorka zdołała przedstawić to w sposób, który nie tylko interesuje, ale
również pozwala doszukać się czegoś nowego, fascynującego. Pojawia się tu,
bowiem wojna ras zakończona Paktem, dwa światy, które mogą współpracować, ale
nigdy nie mogą się ze sobą połączyć, zdrada, której się nie spodziewano,
uczucia, namiętności i pragnienia, które zmuszają bohaterów do działania, do
opowiedzenia się po którejś ze stron. W przypadku Winter do myślenia, analizowania i refleksji zmuszają zarówno
wydarzenia zaprezentowane w książce, jak i liczne postaci, z których każda jest
interesująca, na swój sposób wyjątkowa. Przyznam szczerze, że moje serce podbił
niezaprzeczalnie Darran Vaughan i chyba nic nie jest w stanie zmienić mojego
uwielbienia dla tego wampira – chociaż, czy aby na pewno?
W ogólnym rozrachunku, uważam Winter za pozycję naprawdę dobrą i wartą zainteresowania, gdyż
potrafi rozbudzić emocje nawet w takiej bryle lodu, jak ja. W żadnym wypadku
nie uważam się za znawcę romansu paranormalnego, gdyż moje dotychczasowe
doświadczenia z tym gatunkiem są w mniejszym bądź większym stopniu świeżutkie,
jednakże bez ogródek zaznaczę, iż Asia Greenhorn stworzyła powieść spójną,
sensowną i wciągającą. Emocje bohaterów wydają mi się prawdziwe, miłość jest
rzeczywiście trudna, zaś przyjaźń niepewna, aż do chwili, w której zostaje
poddana próbie.
Znajoma na studiach określiła mnie mianem „Królowej Śniegu”,
co ma związek z moim nastawieniem do tematyki miłości i uczuć. Winter naprawdę musi mieć w sobie to
„coś”, skoro osoba mojego pokroju nie tylko tę książkę przeczytała, ale też
otwarcie deklaruje, iż z rozkoszą sięgnie po kolejny tom! Nie ważne, czy jest
to zasługą metalowego brzmienia muzyki, której słucha Winter, czy może mojej
słabości do atrakcyjnych panów w wieku lat czterdziestu. Liczy się to, że całym
sercem polecam tę pozycję!