Tytuł: Kaśka Podrywaczka
Autor: Marta Fox
Wydawca: Akapit Press
Ilość stron: 248
Ocena: 4/6
Kaśka to gimnazjalistka z problemami, która swoją
indywidualnością i poglądami buduje wokół siebie mur oddzielający ją od świata,
który mógłby ją zranić. Otoczona przyjaznymi twarzami, posiadająca przyjaciółkę
oraz kochających rodziców ucieka od tego, co dobre zamykając się w
egoistycznej, atrakcyjnej skorupie swojego ciała. Dziewczyna została w
przeszłości skrzywdzona fotomontażem, którego autor podkochiwał się w niej i w
dość wyjątkowy sposób okazał swoje uczucia. Kaśka nie miała pojęcia, kim jest
tajemniczy sprawca jej nieszczęścia, a jednak zakochała się w stworzonym przez
siebie obrazie swojego prześladowcy. Nie mniej jednak, tamto wydarzenie
zmieniło całkowicie jej poglądy na życie – to ona decyduje, czego i kogo chce,
to ona dokonuje wyboru. Jest Kaśką Podrywaczką, jak nazywają ją znajomi i jak
sama mówi o sobie, a znaczy to tyle, co „niezależna”. Ot i sekret fabuły
książki Marty Fox – życie młodej dziewczyny, która sama nie wie, czego chce.
Chociaż treść jest prosta, pozbawiona wielkich wzlotów i bolesnych
upadków to jednak książkę czyta się przyjemnie, gdyż szybko. Podczas
lektury nerwy nie są napięte jak postronki i nie doświadczmy zaskakujących
zwrotów akcji, ale z całą pewnością czytelnikowi nie grozi nuda i zniechęcenie.
Bardzo możliwe, że w kilku miejscach fabuły na twarzy odbiorcy zagości uśmiech
wywołany zabawnymi sytuacjami, dowcipnymi komentarzami, czy też, co ciekawszymi
dialogami.
Niestety, język powieści, chociaż nie denerwuje to jednak
zmusza to przewrócenia oczyma od czasu do czasu. Myślę, że najlepiej odda to
stwierdzenie: jak to mówiła moja pani profesor od literatury francuskiej „Może
obciachem, jest mówić dzisiaj ‘obciach’, ale to jednak obciach”. Nasza
narratorka, Kaśka, przejawia, bowiem niezdrowe zamiłowanie do powtarzania słów
innych osób, co niesłychanie często podkreśla. Po dziesiątym razie naprawdę
mamy dosyć i błagamy o litość. Co więcej, język, jakim posługuje się Kaśka
to... obciach. Młoda dziewczyna używa powiedzonek, które wyszły z mody na długo
przed jej rozpoczęciem nauki szkolnej, cytuje starych ludzi, a na domiar złego
raczy nas rymowankami, które mogły bawić, i bawiły, naszych dziadków. To
naprawdę odstrasza. Przez sporą część książki nie opuszczała mnie świadomość,
że to jednak starsza kobieta sili się na używanie gwary młodzieżowej, o której
miejscami nie ma pojęcia.
Zupełnie niezrozumiałym dla mnie zabiegiem jest zastępowanie
litery „u” w jednym tylko słowie. Na całą książkę może dwa razy pojawia się
znane wszystkim „dupa” zaś zalewa nas fala „dyp”. Nie wykluczam, że może to
mieć związek z jakąś śląską naleciałością u młodzieży z tamtego regionu. Ja
osobiście nie spotkałam się z czymś takim w czasie mojej małopolskiej kariery
gimnazjalistki.
Bohaterowie stworzeni przez autorkę na pewno zasługują na
uwagę i sympatię. Nie sposób nie polubić pozytywnie myślącej Karoliny,
wyrozumiałego Peceta, szalonego Marcina, czy spokojnego Kamila. Opanowanie
Pańci również wydaje się godne podziwu, chociaż nie wiem na ile zdałaby się jej
metoda nauczania samodzielnego myślenia, kiedy dzisiejsza edukacja opiera się
na zasadzie „wstrzelenia w kluch”.
Sama główna bohaterka do specjalnie przebojowych i
inteligentnych nie należy. Na samym początku naprawdę niewiele w niej było z
nastolatki, a jej problemy wydawały mi się wymuszone, mało konkretne. Z czasem
wrażenie to zatarło się i całkowicie zniknęło. Nie można jednak ukryć, że nasza
Katarzyna ma nawyk powtarzania się – potrafi po wielokroć rozwodzić się nad
przezwiskami, jakie kolega z klasy wymyśla dla znajomych i nauczycieli,
opowiada o rodzinie swojej przyjaciółki Pauli, o koleżankach swojej babci, o
mieszaniu bigosu i elastyczności, wyginaniu się, rozciąganiu, giętkości...
Sądzę, że wspomnienie o tym wszystkim jeden raz byłoby w zupełności
wystarczające. Nie jednokrotnie także używa słów, których znajomości nie
spodziewałabym się po gimnazjalistce, by zaraz potem wyskoczyć z brakiem
zrozumienia zwrotów całkowicie podstawowych. Można jej to jednak wybaczyć.
Spoglądając na Kaśkę
Podrywaczkę całościowo muszę przyznać, że jest to książka, której nie
zaszkodzi przeczytać. Straszy, ale nie odstrasza, załamuje, ale nie irytuje –
napisać coś takiego to sztuka. Poświęcenie tej pozycji jednego wieczoru na
pewno nikomu nie zaszkodzi, a może okazać się strzałem w dziesiątkę i świetną
rozrywką. Kto wie? Ja na pewno nie żałuję, że dałam szansę Kaście Podrywaczce, gdyż bawiłam się nie najgorzej.
Inne książki Marty Fox podobały mi się bardziej, albo czytałam je tak dawno temu, że nie do końca pamiętam, czy nie były podobne. Muszę odświeżyć pamięć!
OdpowiedzUsuń