Tytuł: Urojenie
Autor: Janusz Koryl
Wydawca: Dreams
Ilość stron: 216
Ocena: 6/6
Spokojna, wręcz nudna noc Sylwestrowa zamykająca rok 2011, zaś otwierająca nowy, być może lepszy, nie zapowiadała żadnych rewelacji rzeszowskim policjantom odbywającym służbę. Ludzie bawili się w knajpkach, w restauracjach, na rynku i nikt ani przez chwilę nie pomyślał o biednych funkcjonariuszach skazanych na monotonię kolejnej nocki. Oni sami nie wierzyli w szczególnie interesujący scenariusz służby, póki w Komendzie Miejskiej nie zjawił się tajemniczy mężczyzna w długim płaszczu i staromodnym kapeluszu dzierżący w dłoni zakrwawiony nóż. To całkowicie zmieniało obraz tej sylwestrowej nocy. W tym samym czasie aspirant Mateusz Garlicki ratował życie młodej kobiecie, którą przypadkowo dostrzegł na przystanku autobusowym. Kilku młodocianych zbirów dało się policjantowi nieźle we znaki, zaś okropny początek roku przypieczętowało zgłoszenie zabójstwa, a tym samym obowiązek opuszczenia żony i powrotu do pracy. Garlicki z całą pewnością nigdy nie spodziewał się sprawy, która od razu ruszyłaby z kopyta – morderca, Tadeusz Olczak, sam oddał się w ręce policji przynosząc ze sobą narzędzie zbrodni, podał nawet dane zamordowanej kobiety i bez przeszkód pozwolił zamknąć się w celi. Ach, gdyby wszystko szło zawsze tak szybko i sprawnie! Niestety! Adres podany przez Olczaka okazuje się fałszywy, a sam dowcipniś zwyczajnie znika z zamkniętej celi. O jego istnieniu świadczyć mogą wyłącznie: nagrania z popsutej kamery, ślady krwi na łóżku w areszcie i narzędzie zbrodni, które w dalszym ciągu znajdowało się w rękach policji. Teraz dopiero rozpoczynała się prawdziwa zabawa, którą bez wątpienia należało jak najszybciej zakończyć.
Nie ulega wątpliwości, że Urojenie przykuwa uwagę czytelnika wspaniałą okładką, która obiecuje niezapomnianą lekturę, a na którą książka ta w pełni zasługuje. O ile Sny Janusza Koryla nie były złe, o tyle Urojenie jest wręcz fantastyczne. Nigdy nie myślałam, że polska książka zdoła wciągnąć mnie już od pierwszej strony, a jednak tak właśnie się stało. Jak to możliwe? Nie mam pojęcia. Nie mniej jednak, sposób, w jaki autor przedstawił ludzi bawiących się na rzeszowskim rynku przy muzyce Budki Suflera sprawił, że pozycja ta momentalnie podbiła moje serce, zaś każda kolejna strona upewniała mnie w przekonaniu, iż moje uczucia zostały dobrze ulokowane. Autor nie tylko zdołał zainteresować mnie swoją powieścią, ale również w perfekcyjny sposób oszukał, dzięki czemu zakończenie książki było dla mnie nie lada zaskoczeniem. Do tej pory nie mogę ochłonąć po ostatnich stronach powieści! Przyznam się bez bicia, byłam przekonana, że mam do czynienia z pętlą czasową! A tym czasem...
Ciekawa i zaskakująca fabuła to jednak nie wszystko, co ma nam do zaoferowania Urojenie. Janusz Koryl kolejny raz uderzył w mój czuły punkt prezentując wręcz rozbrajających, idealnych funkcjonariuszy policji, którym nie brak odwagi, zdeterminowania i poczucia humoru. Chociaż najdokładniej poznajemy aspiranta Garlickiego, który prowadzi sprawę Olczaka, to o każdym z bohaterów jesteśmy w stanie co nieco powiedzieć, jak również wyobrazić sobie ich charaktery, styl bycia, zupełnie jakbyśmy znali ich już wcześniej. Osobiście uwielbiam sposób, w jaki autor kreuje policjantów i szczerze wątpię bym kiedykolwiek miała ich dosyć, jako że każdy z nich jest na swój sposób czarujący, interesujący i prawdziwy. Sama z charakteru przypominam Stopyrę, zaś w sposobie przedstawienia rzeszowskiego komendanta jest tak wiele autentyczności, że nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż rzeczywiście zajmuje on jeden z pokoi w Komendzie Miejskiej Policji w Rzeszowie.
W tym miejscu postanowiłam wspomnieć także o 41-szym rozdziale powieści, którego początek nie tylko wydaje się niebywale realny, ale i rozbawił mnie do tego stopnia, że byłam zmuszona zakrywać usta przez dobre kilkanaście minut by moi współpasażerowie w pociągu nie patrzyli na mnie dziwnie, kiedy śmiałam się podejrzanie do książki trzymanej w dłoniach. Po prostu kocham ten rozdział i zrobił on na mnie tak wielkie wrażenie, że wróciwszy do domu od razu opowiedziałam o nim mojemu tacie. Uznałam, że kto, jak kto, ale emerytowany policjant doceni realizm tego jakże zabawnego początku. Nie myliłam się. Tata potwierdził moje przypuszczenia, iż reakcja komendanta Mazura na „genialny” pomysł Garlickiego brzmi jak wyjęta z rzeczywistości i chociaż niedługo później fikcja przejęła kontrolę nad fabułą, to niezapomniane wrażenie po tym rozdziale pozostają z czytelnikiem na stałe. Czegoś takiego łatwo się nie zapomina.
Podsumowując, Urojenie to książka, na którą czekałam od dawna. Zawiera w sobie wszystko to, co cenię w literaturze: przygodę, zagadkę, spirytyzm, cudownych bohaterów i nienarzucającą się intrygę miłosną; jak także karmi moje wyobrażenia dotyczące „herosa w mundurze”, które są moją słabością od dzieciństwa, jak przystało na córeczkę tatusia gliniarza. Co więcej, powieść Janusza Koryla nie tylko trafiła na listę moich ulubionych tytułów, ale także sprawiła, że marzę o autografie autora na moim egzemplarzu książki. Czy spodziewałam się, że właśnie ten twórca przywróci mi wiarę w polską literaturę? Na pewno miałam taką nadzieję, chociaż jako urodzony pesymista nie pozwalałam sobie na jej przesadne rozbudzanie. Tym czasem, Urojenie udowodniło, że żyłę złota można znaleźć wszędzie!
Wygląda interesująco, ale ja wciąż nie miałam okazji zanajomić się z polską literaturą...
OdpowiedzUsuńCóż, może kiedyś zacznę czytać tytuly rodzimych autorów.
Również nie lubię zbyt przesłodzonych i wysuniętych na pierwszy plan wątków miłosnych...
Książka również mi się podobała, a to zakończenie! Warto się zapoznać. :)
OdpowiedzUsuń