Tytuł: Między młotem a piorunem
Autor: Kevin Hearne
Wydawca: Rebis
Ilość stron: 408
Ocena: 4+/6
Nie każdy obdarzony jest smykałką w dziedzinie negocjacji, a
Atticus O’Sullivan w szczególności nie ma do tego nosa i na pewno nie powinien
targować się z osobami, których później nie da się wystrychnąć na dudka. Tak
się jednak składa, że u takich właśnie osób druid zaciągnął kilka długów, które
teraz musi spłacić narażając przy tym życie. Ale czy mogło być inaczej, kiedy
nie potrafi się usiedzieć spokojnie na tyłku? Wątpliwe. Tak więc nie mając
innego wyjścia, Atticus wyrusza w drogę do Asgardu skąd musi wykraść magiczne
jabłko dla Lakshy, a przy okazji zdobyć niezbędne informacje mające pomóc mu
podczas powrotu w to miejsce w roli przewodnika. Jak to zwykle w jego przypadku
bywa, narobił niezłego zamieszania zabijając o trzy staruchy za dużo i ratując
się usztywnieniem jednego z kruków Odyna. Cóż, nasz rudzielec zawsze słynął z
mocnych wejść i efektownych wyjść. To jednak nie jedyny panteon, w którym
narobił sobie wrogów, gdyż nieźle zalazł za skórę również Bachusowi, co kwituje
efektowny pościg, którego może pozazdrościć nie jeden kierowca. Byłoby niestety
zbyt miło, gdyby lista wrogów kończyła się tak szybko, toteż podejrzany rabin
wraca w asyście przyjaciół, by dobrać się do skóry zabieganemu ostatnimi czasy
druidowi, a tutaj nawet Jezus nie pomoże, chociaż stoi zaraz obok i uśmiecha
się głupio, jakby walka o życie naprawdę mogła być czymś zabawnym.
Kevin Hearne po raz trzeci wita swoich czytelników w
przepełnionym paranormalnymi istotami Tempe, gdzie niemożliwe staje się
możliwe, a człowiek nigdy nie może być pewny tego, co widzi. Niestety, niedługo
zabawimy w tym ciepłym miasteczku, które zmienia się z każdą chwilą. Obowiązki
wzywają, więc wraz z głównym bohaterem przyjdzie nam spędzić masę czasu na
mrozie pośród lodu i śniegu. Tak jak zmieniają się towarzyszące nowej
przygodzie zjawiska pogodowe, tak samo ton książki staje się cięższy i
poważniejszy, chociaż nie zabraknie tu akcentów humorystycznych, które pozwolą
odprężyć się przed ostatecznym starciem, które czeka na bohaterów porywających
się z motyką na słońce. Nie ważne, czy wrócą z tarczą, czy na tarczy, gdyż nic
już nie będzie takie samo.
Między młotem a
piorunem nie jest lekką komedyjką, jaką były dwa poprzednie tomy serii.
Wyczuwa się wiszące nad historią widmo śmierci, rozmowy między bohaterami
częściej toczą się na poważne tematy, a historie, jakie poznajemy przy ognisku
dotyczą narodzin nienawiści względem nordyckiego boga piorunów, chęci zemsty.
Autor kładzie także nacisk na temat przemijania i starości, zmian, jakie
następują wbrew naszej woli w otaczającym nas świecie. Tym razem nie mamy do
czynienia z przypadkową śmiercią ludzkich istot będących marionetkami bogów,
ale z zatrzymującym się zegarem biologicznym, z pędzącym czasem, którego nie
sposób zatrzymać w miejscu w sposób naturalny.
Całe szczęście, autor nie pozwolił by trzeci tom Kronik Żelaznego Druida ociekał
melancholią przeszłości, przygnębiającą atmosferą bliskiej walki, ewentualnej
śmierci, czy też poczucia straty, co odcinałoby się wyraźnie na tle poprzednich
historii. W chwilach, w których może pozwolić sobie na zabawniejszy komentarz
lub wydarzenie Hearne wykorzystuje okazję i wplata luźniejszy wątek, bez
którego książka nie byłaby taka sama. Przecież Kroniki pełne są postaci „z jajami”, które muszą pokazać, na co je
stać. Co ciekawe, na przykładzie trzech ociekających testosteronem samców autor
bardzo wymownie ukazał zasadę rządzącą całym światem mężczyzn. Tak często
literatura stara się odkryć myśli i uczucia kobiet, że zapomina o drugiej,
mniej skomplikowanej płci, która wydaje się komiczna, jeśli spojrzeć na nią z
perspektywy, w jakiej przedstawił to Kevin Hearne. I za to autorowi należą się
gromkie brawa!
W przypadku Między
młotem a piorunem nie wypada nie wspomnieć o Jezusie i fenomenalnym sposobie,
w jaki został on przedstawiony (mój Jezus przyjdzie w wysokich glanach,
skórzanej kurtce nabijanej ćwiekami, a za rękę trzymać będzie Judasza). Żale Boskiego
Syna wywołują uśmiech na twarzy, ponieważ są naprawdę trafnymi spostrzeżeniami
i w komicznym świetle przedstawiają zwyczajnych ludzi, a pokuszę się nawet o
stwierdzenie, że również kler. Kolejny wielki plus dla autora!
Kiedy skończyłam czytać Między
młotem a piorunem nie mogłam usiedzieć na miejscu. Chciałam wiedzieć, co
wydarzy się dalej, wciągnęłam się w historię, która wcześniej była po prostu
odskocznią od poważniejszej literatury i problemów dnia codziennego. Przez
wszystkie trzy części serii uzależniłam się od cudownych postaci, jakie
wykreował Kevin Hearne. Kroniki Żelaznego
Druida to mieszanka adrenaliny, feromonów i serotoniny, która uzależnia,
ale w ten nałóg naprawdę warto wpaść. Życie wydaje się o wiele ciekawsze, a to
podniesie na duchu każdego pesymistę!
Motyw pościgu naprawdę był świetny, przyznaję się bez bicia, że miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, kiedy to czytałem. Walka na testosteron dobijała.
OdpowiedzUsuń