Tytuł: Innocent Bird vol. 3
Tytuł oryginalny: Na Mo Naki Tori No Tobu Yoake
Autor: Hirotaka Kisaragi
Wydawca: BLU
Ilość stron: 184
Ocena: 6+/6
Karasu i Shirasagi podążają za Koumorim przez rozległe
pustynie Czyśćca do miejsca, w którym narodzą się na nowo, staną się ludźmi, a
ich miłość nie będzie już nikomu przeszkadzać. Tak niewiele dzieli ich od celu,
od spełnienia marzeń. Niestety, na ich drodze staje Sariel, który ma za zadanie
wyeliminować tych, którzy ośmielili się sprzeciwić odgórnym nakazom i
zignorować zakazy. Nie łatwo odmówić Serafinom toteż Panowanie gotów jest
wykonać powierzone mu zadanie nie pozwalając sobie na kwestionowanie rozkazów
istot wyższych od siebie rangą. W tym samym czasie także Belzebub pojawia się
przed szukającą ucieczki trójką. Nie przybył jednak by stanąć do walki z nimi,
ale zmierzyć się z tym, który wiele wieków wcześniej był jego przyjacielem, a
teraz ślepo wykonywał polecenia Serafinów. Właśnie to pozwoliło dwójce
zakochanych i ich przewodnikowi na przedostanie się do Bliźniaczych Wież
Rozwagi, gdzie ma się rozegrać ostateczna walka, którą muszą podjąć, a o wyniku,
której zadecydować może zaledwie szczegół.
Dwa poprzednie tomy Innocent
Bird były doprawdy piękne, ale to, co mangaka zaprezentował nam teraz
przechodzi ludzkie pojęcie. Manga z pięknej stała się metafizycznie piękna, a
przekaz, jaki ze sobą niesie dociera głębiej niż można to sobie wyobrazić.
Prawda zawarta w przemyślanych, pełnych mądrości dialogach niemal boli, zaś
religia nabiera zupełnie innego wydźwięku, bardziej indywidualnego,
emocjonalnego i szczerego. Doprawdy trudno opisać to, co w głębi serca czuje
czytelnik, gdy pochłaniając ten tytuł nagle uświadamia sobie, jak prawdziwe
zdają się wypowiedzi bohaterów, jak czyste i realne są ich poglądy. Ze swojej
strony uważam się za osobę wierzącą nie w instytucję kościoła i kłamstwa,
jakimi karmi ona świat, ale w Boga będącego Miłością. Może właśnie, dlatego za
każdym razem, gdy czytam Innocent Bird
czuję zbierające się pod powiekami łzy, a moje ciało zaczyna swędzieć od
środka, jakby wypełniały je drobne owady, które obsiadają serce próbując dostać
się do jego wnętrza.
Wydaje się stosownym wspomnieć, iż tę mangę można
rozpatrywać na tysiące sposobów, zaś recenzje mogą uwzględniać tak wiele
aspektów tego tytułu, że zamienią się w rozprawę filozoficzną i naprawdę nie ma
się, czemu dziwić. W tym wypadku punkt widzenia naprawdę zależy od
indywidualnego czytelnika i tego, co sobą reprezentuje. Im głębiej wdrożymy się
w historię, jaką przedstawił Kisaragi tym więcej pojawi się pytań, tym więcej domysłów
i odpowiedzi, których musimy udzielić sobie sami.
Pod względem fabuły Na
Mo Naki Tori No Tobu Yoake naprawdę zaskakuje, a to czego dowiadujemy się o
niektórych bohaterach sprawia, że usta same się uchylają. Czytelnik w końcu poznaje
tożsamość tajemniczego Koumori, ale również odkrywa sekret papugi, która
towarzyszyła chłopakowi w drodze. Czegoś takiego zdecydowanie nikt nie mógł się
spodziewać, a przynajmniej dla mnie było to niesamowitym zaskoczeniem. Jak
najbardziej pozytywnym, ale nie do odgadnięcia. Co więcej, poznajemy także
historię Belzebuba i Sariela, widzimy, co grozi każdemu buntownikowi, w jaki
sposób karane jest spiskowanie przeciwko władzy Serafinów i sami możemy ocenić
postępowanie najwyższych bożych Sług.
„Kochać inną istotę
to być kochanym przez Boga, a każdy z nas ma prawo do bożej miłości.”*
Miłość, jaką Hirotaka Kisaragi przedstawia swojemu odbiorcy
w trzecim tomie jest bardziej rozwinięta niż do tej pory, gotowa do realnych
poświęceń, gorąca, naprawdę szczera i wyjątkowa. To nie płytkie uczucie bez
najmniejszej głębi, jakie często pojawia się w filmie, czy literaturze, ale
trudne do opisania szaleństwo, które stawia ukochaną osobę ponad wszystkim
innym, co na świecie i poza nim. Miłość między Karasu, a Shirasagim jest tak
daleka od ludzkiej niestałości, jak to tylko możliwe, a jej siłę porównać można
wyłącznie z nieskończonymi uczuciami Boga, który przecież sam jest Miłością.
Autor nie prezentuje jednak wyłącznie jednego obrazu tej szalonej namiętności,
ale ukazuje jej drugie oblicze, bardziej tragiczne i niezrozumiałe dla
większości osób. Tym samym bije ono na głowę wszelkie dramaty miłosne – także
te klasyczne, jak Romeo i Julia. To,
co podarował nam Kisaragi doprawdy trudno opisać i ubrać w słowa, które w pełni
oddadzą uczucia, jakie wywołuje jego manga. To piękno skąpane we łzach. To
pocałunek stanowiący mieszankę śliny i krwi.
„Czy Bóg kiedykolwiek
cię kochał? Nie potrafisz odpowiedzieć. A dlaczego? Ponieważ coś, co nie
istnieje nie może kochać.”*
Świat wykreowany przez autora kwestionuje istnienie Boga, a
jednocześnie wyraźnie wskazuje na jego obecność. To, co wydaje się być
zwyczajnym błędem w obliczeniach nabiera zupełnie innego znaczenia, gdy dociera
się do końca mangi. Zmechanizowany świat Nieba zasiewa ziarenko niepokoju
podobnie jak prawda o Serafinach, którzy kierują poczynaniami aniołów niższych szczebli,
ale także ich „sprawiedliwość” tak bardzo przypomina nasz świat realny, że
czytelnik zawaha się i zastanowi zanim zacznie kontynuować lekturę. Prawdziwą
odpowiedzią na pytanie o istnienie Najwyższego jest zakończenie mangi, które
wzrusza do łez i wypala swój ślad w sercu każdego człowieka.
Pisałam to już przy okazji recenzji pierwszego tomu Innocent Bird, ale z rozkoszą napiszę to
po raz kolejny. Stworzona przez Hirotakę Kisaragi manga Na Mo Naki Tori No Tobu Yoake to najpiękniejszy tytuł, jaki uraczył
światowe półki księgarń. To niesamowita miłość, ogromne wzruszania i
teologiczna rozprawa na temat uczuć oraz samego Boga. Ta manga naprawdę potrafi
zmienić sposób patrzenia na świat, a także przekonania religijne. Jest zbyt
idealna by można było przejść obok niej obojętnie toteż z całego serca zachęcam
do zapoznania się z nią i odkrycia Stwórcy na nowo, patrząc na Niego w zupełnie
innej perspektywy.
*Oba cytaty pochodzą z mangi i zostały przetłumaczone przeze mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!