Tytuł: Forteca. Oblężenie Gawilghur, 1803
Autor: Bernard Cornwell
Seria: Kampanie Richard'a Sharpe'a
Wydawca: Instytut Wydawniczy ERICA
Ilość stron: 458
Ocena: 6/6
Podporucznik Richard Sharpe rozpoczyna swoją oficerską karierę od przewodzenia bardzo samodzielnemu 74. Regimentowi pełnemu Szkotów, którzy w najmniejszym stopniu nie szanują swojego nowego przełożonego. Zresztą, także wyżsi rangą wojskowi traktują go jako zło konieczne, zaś oliwy do ognia dolewa fakt, iż doradzają mu nawet sprzedanie nominacji. Sam pułkownik William Wallace planuje w przyszłości przenieść Sharpe'a do 95. Regimentu Strzelców co, jego zdaniem, wyjdzie mężczyźnie na dobre. Tymczasem Richard zostaje oddelegowany do pomocy leniwemu kapitanowi Torrance'owi, a to pociąga za sobą całą lawinę niefortunnych wypadków. Jak się, bowiem okazuje, wojskowe magazyny niemal świecą pustkami z powodu ciągłych „zaginięć” broni, podków, czy wiader. Sharpe od razu zajmuje się tą sprawą, co przysparza mu wrogów, w tym także w osobie przełożonego. Niestety, na zwykłej niechęci się nie kończy, zaś w konsekwencji, powody do krwawej zemsty mnożą się zaskakująco szybko. Podporucznik ma pełne ręce roboty szukając zarówno sprawiedliwości, jak i okazji do walki z nieprzyjacielem, który zaszył się w podniebnej twierdzy Gawilghur.
Przy okazji kolejnego spotkania z Kampaniami Richarda Sharpe'a, Bernard Cornwell raczy swojego czytelnika nie tylko emocjonującymi scenami walk, ale również tematem życia społecznego. Już na samym początku nasz bohater zostaje rzucony w sam środek „wielkiej szkockiej rodziny”, w której momentalnie awansuje na pozycję czarnej owcy. Napięte stosunki między Szkotami, a Anglikami nie są żadną nowością, jednakże tym razem przyjmują one formę wyrafinowanej gry, w której żołnierze dają odczuć świeżo mianowanemu oficerowi, że nie jest mile widziany w ich szeregach i nigdy nie zostanie zaakceptowany. Brutalne, ale prawdziwe. Niemniej jednak, autor pozwala nam zauważyć także wagę, jaką Szkoci przywiązują do odwagi. Odrzucony przez 74. Regiment, Sharpe znajduje sposób by udowodnić swoją wartość i niewątpliwie zdobywa uznanie kapitana Campbella oraz innych ludzi, którzy za jego przykładem wdrapali się na mury Wewnętrznego Fortu.
Forteca. Oblężenie Gawilghur, 1803 to także bardzo aktualny problem siły pieniądza i znajomości. Oczywiście, to również nie nowość w kontekście Kampanii Richarda Sharpe'a, jednakże tym razem autor położył mocniejszy nacisk na ten konkretny temat. I tu najlepszym przykładem jest Torrance, który dzięki rodzinnym koneksjom nie tylko zajmuje wysokie stanowisko w wojsku, ale również jest w większości przypadków nietykalny. Skorumpowany do granic możliwości mężczyzna bardziej martwi się swoimi długami, niż toczonymi przez swój kraj walkami. Chociaż jego wina jest ewidentna, nikt nie ma odwagi, ani wystarczającej mocy by zakwestionować lojalność Torrance'a. A przecież nie ulega wątpliwości, że takich ludzi jak on, jest w armii o wiele więcej.
Jeśli zaś chodzi o akcję, której w powieści naprawdę nie brakuje, z powodzeniem możemy powiedzieć, iż tym razem w życiu Richarda Sharpe'a wydarzenia pozytywne pozostają w równowadze z tymi negatywnymi. Początkowo sytuacja naszego bohatera jest opłakana i wydaje się z każdą chwilą pogarszać, by w pewnej chwili oficer wypłynął na powierzchnię i ponownie opadł na dno. Ostatecznie jednak wychodzi zwycięsko ze starcia z ponurym i bezlitosnym losem. Należy jednakże zauważyć, iż żadna z opisanych w tym tomie przygód Sharpe'a nie jest jednoznacznie dobra, bądź zła. Cornwell pozwala czytelnikowi poznać różne oblicza fortuny, która wyraźnie czyni z głównego bohatera urodzonego pechowca, nad którym czuwa jakiś wyrozumiały anioł stróż.
Tym razem wypada również przyjrzeć się dokładniej samemu głównemu bohaterowi, którego charakterystykę Forteca bezsprzecznie ubarwia. Albowiem Richard Sharpe, z jakim mamy do czynienia tym razem, okazuje się fajtłapą bez wiary we własne siły i umiejętności, łatwowiernym głupcem, skończonym dupkiem, jak również bezlitosnym aniołem zemsty. W poprzednim tomie Sharpe był wojownikiem, który zabijał w ferworze walki, teraz widzimy go również jako skrytobójcę. I w końcu, nasz bohater jest również człowiekiem, który łatwo daje się ponieść emocjom, nie obawia się podjąć ryzyka i posiada w sobie tę iskierkę niezbędną przywódcy. Bernard Cornwell naprawdę fantastycznie to rozegrał, gdyż ciężko uwierzyć, że ofiara losu z początku książki i prawdziwy bohater z jej końca to ta sama osoba.
Mając za sobą kolejny tom przygód Richarda Sharpe'a, jeśli to możliwe, jestem jeszcze bardziej zachwycona twórczością Bernarda Cornwella, jeszcze bardziej zahipnotyzowana Kampaniami Richarda Sharpe'a i bezgranicznie łasa na kolejne tomy serii. Kawał dobrej lektury, wyraziści bohaterowie, interesujący okres w historii Anglii w tle – czegóż chcieć więcej? Ale ostrzegam, czytanie grozi zakochaniem!
Od dawna miałem na oku tę serię i czuję, że jej nie odpuszczę. Mam tylko nadzieję, że doczekam się wydania u nas wszystkich części, bo jeśli naprawdę się w tym zakocham, to wyjdzie ze mnie zaborcza bestia.
OdpowiedzUsuńRaf