Tytuł: Kapitanowie 1941. Pseudonim Grzmot
Autor: Tomasz Stężała
Wydawca: Instytut Wydawniczy ERICA
Ilość stron: 488
Ocena: 5/6
Bolesław Nieczuja-Ostrowski wraz z rodziną przenosi się z Przeworska do Krakowa, gdzie dzięki swojej przenikliwości, kontaktom oraz talentowi kulinarnemu żony jest w stanie rozpocząć produkcję oraz naprawę broni.
Borys Borysewicz Awiłow i jego Dywizja Pancerna muszą poradzić sobie ze znajdującymi się w opłakanym stanie „tetkami”, które mają przecież przybliżyć ich do zwycięstwa nad Niemcami i pomóc im przeżyć piekło, które zbliża się wielkimi krokami. Mężczyzna nawet nie podejrzewa, jak pokręcona czeka go przyszłość.
Siergiej Iwanowicz Bars także nie ma łatwo. Jego doświadczenie wojenne z każdą chwilą wydaje się obracać przeciwko niemu, kiedy oczekiwania względem mężczyzny wzrastają, a misje okazują się czystym szaleństwem. Jak długo pożyje mając po swojej stronie niebywałe szczęście i niezaprzeczalny talent?
Otto Wending, Hilmar Schoepffer, Herbert Engbrecht pną się w górę, upadają by powstać i nadal dążą do celu, który chwilami tracą z oczu, gdy ogarnia ich zwątpienie. W czasie wojny żadna droga nie jest prosta i nikt nie może czuć się bezpiecznie.
Kapitanowie 1941. Pseudonim Grzmot to książka, której zawiła fabuła opiera się przede wszystkim na prawdziwych losach naprawdę sporej grupy osób. Sama wspominałam wyłącznie niektórych bohaterów, jako że przedstawienie ich wszystkich byłoby karkołomnym zadaniem. W roku 1941 w życiu tych ludzi działo się naprawdę wiele, a ich drogi wiodły w różnych kierunkach, krzyżowały się, prowadziły w górę, bądź w dół, ciągnęły się w nieskończoność lub kończyły przerażająco szybko. Czytelnik musi wykazać się spokojem i wytrwałością by ogarnąć tę mnogość postaci, wydarzeń, w które ma wgląd, jak również powiązać je ze sobą, by mieć przed oczyma ogólny obraz przedstawionej przez autora historii. To na pewno nie jest łatwe zadanie, ale kiedy czytelnik wdroży się w narzucony z góry rytm, nie jest w stanie przerwać lektury, chce więcej i więcej, drży z niepewności i z troski o ludzi, których żywot poznaje.
Wspomnijmy, iż Kapitanowie 1941 to nie powieść, co zaznacza sam autor, ale biografia. Ba, biografia beletryzowana. Czego więc czytelnik powinien się po niej spodziewać? Przede wszystkim rzeczywistych bohaterów, których losy opisano w sposób przywodzący na myśl powieść historyczną. To prawdziwy strzał w dziesiątkę! Tomasz Stężała sprawił, że życie wszystkich tych ludzi nie jest tylko zbiorem suchych faktów, kolejnym podręcznikiem historii, ale czymś więcej. Postaci, jak również ich losy stają się żywe, bliskie czytelnikowi, docierają do serca i zapadają w pamięć. Wydaje się nam, że naprawdę znamy tych ludzi, możemy wyobrazić sobie to przez co przeszli, jak bardzo cierpieli. Ich przeszłość staje się elementem naszej teraźniejszości, częścią nas samych. Przeszłości nie sposób zmieni, ale można przeżywać ją na nowo.
W swojej przedmowie, autor wspomina, iż starał się podchodzić do bohaterów neutralnie i to czytelnikowi pozostawia ich ocenę. Cóż, mimo wszystko pan Tomasz Stężała stworzył demona, jako że sposób, w jaki ukazuje postaci ma w sobie coś niesamowitego. Mimo krwawych wydarzeń, bezlitosnych decyzji podejmowanych często przez wojskowych, a także wiedzy historycznej na temat krzywd wyrządzonych Polakom przez Niemców i Rosjan, po prostu nie sposób nie odczuwać sympatii względem ukazanych w książce bohaterów, niezależnie od ich narodowości. Naprawdę trudno uwierzyć, że mamy do czynienia z prawdziwymi ludźmi, którzy tworzyli historię. Kiedy docieramy do ostatniej strony pierwszego tomu czujemy wyraźną chęć sięgnięcia po kolejną część, chcemy wiedzieć, co działo się dalej z bohaterami. Czy aby na pewno zginęli? Czy zdołają wyjść z opresji? Czy wrócą do rodzin?
Kapitanowie 1941. Pseudonim Grzmot to książka, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie i zmieniła mnie bezpowrotnie. Nudne i beznamiętne lekcje historii skutecznie zniechęciły mnie do zgłębiania tematyki II wojny światowej, która do niedawna była dla mnie wyłącznie zbiorem statystyk i faktów powiązanych z „ludźmi bez twarzy”. Porównałabym to do jedzenia plastikowych owoców, które nie mają ani smaku, ani zapachu. Tym czasem Kapitanowie 1941 sprawiają, że przeszłość nabiera kształtów, ukazują prawdziwe dramaty, wielkie zwycięstwa, bolesne upadki, nadają historii smaku i zapachu, pozwalają na wzruszenie, ból i tęsknotę za tymi, których nie znaliśmy osobiście, a którzy naprawdę istnieli.
To chyba jednak książka nie do końca dla mnie.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to nie moje klimaty, choć Twoja opinia jest bardzo pochlebna. Może się jeszcze zastanowię i spróbuję :)
OdpowiedzUsuń