Tytuł: GONE: Zniknęli. Faza czwarta: Plaga
Autor: Michael Grant
Seria: GONE: Zniknęli
Wydawca: Jaguar
Ilość stron: 525
Ocena: -5/6
Albert to urodzony biznesmen ETAP-u i
jedyna osoba, która tak naprawdę wzbogaciła się na barierze, ale
nawet on wydaje się powoli tracić panowanie nad swoją branżą,
jako że dzieciakom zaczyna brakować wody zdatnej do picia. Jest
wprawdzie za wcześnie by panikować, ale trzeba jak najszybciej
zapobiec najgorszemu. W tym celu, starając się zachować ścisłą
tajemnicę, chłopak wysyła Sama oraz kilkoro innych mutantów na
poszukiwanie jeziora, mogącego ocalić skórę naprawdę wielu
dzieciom. Niestety, to właśnie pod nieobecność najbardziej
przydatnych osób, wszystko zaczyna się sypać. Lana jest bezsilna
wobec szerzącej się epidemii zmutowanej, naprawdę ekstremalnej
grypy, która na nowo dopadła mieszkańców ETAP-u. Nie ważne kto
już swoje przechorował, gdyż nikt nie może czuć się bezpieczny,
zaś niektórzy dosłownie wypluwają płuca. Na domiar złego, na
scenie pojawiają się niemal niemożliwe do zabicia pasożyty, które
sieją postrach pośród świadomych zagrożenia dzieci. Jeśli komuś
wydawało się, że nie może być już gorzej i dziwniej, musi
zastanowić się raz jeszcze, gdyż plaga, która przejdzie przez
Perdido Beach zmieni obraz świata, do którego dzieci zdołały już
przywyknąć.
Nasi bohaterowie już od trzech tomów
starają się ułożyć sobie życie w ETAP-ie, ich potrzeby stają
się coraz normalniejsze, ale także gwałtowniejsze z powodu
ciągłych zmartwień, ciężkiej pracy, płynącej w żyłach
adrenaliny. Seksualność, która została wcześniej zdominowana
przez próbę przetrwania i zepchnięta na dalszy plan, teraz zaczyna
się budzić i przypominać o sobie tym dręczącym, cichym
głosikiem, który na każdym kroku wystawia na próbę silną wolę.
Pragnienie zwykłej bliskości i pożądanie mieszają się ze sobą,
dręczą, nie odpuszczają, prowadzą do sprzeczek i bezmyślnych
błędów. Teraz walka odbywa się także we wnętrzu niektórych
dzieciaków kuszonych kolejnym „grzechem”. W tym miejscu pojawia
się kolejny już kontrast między dwiema najważniejszymi parami
ETAP-u – Sam/Astrid oraz Caine/Diana. Czytelnik dostrzega więc te
same dręczące pragnienia oraz różne przekonania, idee, zasady
moralne w zupełnie niepodobnych do siebie braciach i w dwóch
całkowicie różnych dziewczynach.
Autor kolejny już raz porusza także
temat religii, który pojawiał się w mniejszym bądź większym
stopniu w poprzednich tomach. Tym razem czytelnik zapoznaje się
dokładnie z pokrętnym sposobem myślenia bogobojnej Astrid, która
miejscami wydaje się oceniać ludzi przez pryzmat swojej wiary.
Podczas gdy na innych patrzy bardzo krytycznie, samą siebie traktuje
po macoszemu i przymyka okno na swoje własne winy. Prawdę
powiedziawszy, przy okazji wcześniejszych części temat religii
wydawał mi się niezwykle interesujący, niestety teraz irytował
mnie i rozpraszał. ETAP i istnienie gaiaphage niejako przeczą
istnieniu Boga, toteż naprawdę męczący był dla mnie fakt, że
Astrid bezustanne idzie w zaparte starając się kurczowo trzymać
zasad wyznaczonych przez ten „Wielki Znak Zapytania”. Jasne, pod
kopułą zasady moralne są naprawdę potrzebne, ale czy ich
hierarchia nie powinna być dostosowana do panujących warunków?
Minusik ode mnie za „upierdliwość” motywu.
Faza czwarta: Plaga
bardzo szczegółowo ukazuje czytelnikowi kontrast między ambicjami
a rozsądkiem. Tym samym, jest to walka pomiędzy pragnieniami i
planami Caine'a oraz marzącą o spokoju Dianą. Dziewczyna, która
chce zapomnieć o przeszłości, zmuszona jest raz po raz z nią
walczyć, jak również stawiać czoła czającej się w jej chłopaku
nienasyconej bestii. Caine z góry znajduje się na straconej
pozycji, gdyż nawet nie próbuje ze sobą walczyć czy też zważyć
plusów i minusów wiążących się za każdym wyborem. On wie czego
chce, ale nie zamierza się do tego jednoznacznie przyznawać do
ostatniej chwili. Zresztą, nie zważa również na ewentualne
konsekwencje swoich wyborów, a przecież ambicja może kosztować
człowieka nawet życie.
Jeśli o mnie chodzi, na kilka słów
zasługuje także motyw choroby, jako że czytając Fazę
czwartą: Plaga sama byłam w naprawdę beznadziejnym stanie.
Nie mam wątpliwości, że teraz już zawsze kaszel powodujący ból
w całym ciele będzie kojarzył mi się z serią GONE.
Zniknęli.
Nie wspominając nawet o tym, jak trudno mi sobie
wyobrazić, sytuację, w której słabe i niemal nieprzytomne z
powodu gorączki dzieci musiały walczyć o życie z krwiożerczymi
robalami... Cóż, może jednak nie tylko kaszel będzie przywodził
mi na myśl ten tom, ale każdy przejaw choroby. To w końcu robi
wrażenie.
Na koniec jeszcze wielki MINUS za
korektę tego tomu, jako że literówki można znieść, ale błędy
logiczne w imionach to już za wiele.
Podsumowując, mimo irytujących
aspektów czwartego tomu GONE. Zniknęli zdecydowanie
stoję murem za tą serią, jako że wciągnęła mnie w przeciągu
chwili i poważnie zaniepokoiła mrokiem przedstawionej historii, a
co więcej, wycisnęła z oczu łzy.
Uważam, że jesteś zbyt pobłażliwa dla błędów. Literówki i błędy logiczne, to brak szacunku dla czytelnika.
OdpowiedzUsuńGONE jakoś do mnie nie przemawia...
OdpowiedzUsuńMuszę wreszcie sięgnąć po tę serię
OdpowiedzUsuń