Tytuł: Silver
Autor: Asia Greenhorn
Wydawca: Dreams
Ilość stron: 440
Ocena: -5/6
Choć nie minęło wiele czasu, Winter Starr nie jest już tą samą osobą, którą była w poprzednim tomie. Gdy widzieliśmy ją po raz ostatni, obawiała się skutków dzielenia Mocy z Rhysem, zaś teraz pogodziła się z myślą o nienaturalnej bliskości z chłopakiem, z faktem, iż stali się swoistą jednością, mogą porozumiewać się bez słów, odczytywać swoje nastroje, myśli. Także strach przed związkiem odszedł w niepamięć, dzięki czemu nastolatkowie na nowo rozpoczynają swoją grę potajemnych spotkań, ukrywania swojej miłości. Świat wydaje się teraz tak niemożliwie piękny, a uczucia tak czyste, niewinne i szczere... Czy cokolwiek może stanąć na przeszkodzie dwójce zakochanych po uszy młodych ludzi, w których żyłach płynie ta sama Moc? Niestety, okazuje się, że to właśnie owa siła stanowi ich największy problem. W Winter powoli budzi się do życia jej druga natura, krew ojca – krew wampira. Pragnienie daje o sobie znać, Pakt Dwóch Ras okazuje się coraz bardziej niestały, zaś wkoło coraz częściej słyszy się o napadach i zabójstwach dokonanych przez wampiry. Winter nie mogła przewidzieć, że chęć pomocy ukochanemu i podzielenie się z nim krwią może mieć tak poważne konsekwencje, a jednak teraz na własnej skórze doświadcza Mocy, która w niej drzemie, Mocy, którą darowała Rhysowi. Czy miłość jest w stanie przeciwstawić się zgubnym podszeptom niewyobrażalnej siły? A może przegra z kretesem i tylko łut szczęścia oraz poświęcenie zdołają zwalczyć Moc?
O ile esencją Winter były czyste, niewinne uczucia i strach przed prawdą, o tyle Silver stanowi przeciwieństwo poprzedniego tomu. Tej części towarzyszą, bowiem gwałtowne uczucia, silne emocje, namiętność i pasja. Miłość nie jest już dziecinnym pragnieniem objęć, czy pocałunków, ale rozpalającą ciało i duszę żądzą, nad którą ciężko zapanować. Z resztą, nawet bohaterowie nie są już tacy sami. W przeciągu kilku chwil dorośli, zmienili się, przejrzeli na oczy. Także ich życie wymaga od nich zdecydowanie więcej odwagi, zaś problemy nabrały powagi, narażają ich na niebezpieczeństwa. Wcześniej wrogiem była prawda i zdrada, zaś teraz można go utożsamić z naturą, wnętrzem, a nawet miłością. Nie, teraz nic nie jest już takie samo. Asia Greenhorn nie zatrzymuje swoich bohaterów, ale pozwala by weszli w zupełnie nowy etap życia, albowiem każdy z nas ugina się pod naporem przeciwności losu, w każdym z nas dokonują się zmiany, a oni wcale tak bardzo się od nas nie różnią.
Prawdę powiedziawszy, choć w Silver główną rolę odgrywają uczucia, to jednak powieść nie należy do zwyczajnych romansów paranormalnych. Sposób, w jaki autorka przedstawia miłość, wyróżnia ten tytuł na tle wielu innych. Należy, bowiem zauważyć, iż uczucia nie są tu niepokonaną potęgą, ale prowadzą do zguby. Namiętność między dwiema osobami z łatwością może okazać się bronią w niepowołanych rękach, nie koniecznie osób trzecich. Nawet uczucia, które z reguły uznaje się za czyste, piękne i niewinne mają także swoją mroczną stronę. W przypadku Silver to właśnie ta niepochlebna natura zostaje uwydatniona, zaś miłość jest w stanie zranić, a nawet zabić. Co więcej, Asia Greenhorn podkreśla fakt, iż siła afektu stanowi jego największą zgubę. Im silniejsza namiętność, tym większe stanowi zagrożenie. Postać Rhysa w pełni oddaje znaczenie tego fenomenu, jako że znajduje się on w oku miłosnego cyklonu powstałego z uczuć oraz Mocy. Poprzez niego autorka zdołała w naprawdę emocjonujący sposób ukazać szaleństwo wywołane tym rozpalającym wnętrze żarem.
To jednak nie wszystko, gdyż autorka poruszyła także temat akceptacji zła poprzez usprawiedliwianie go miłością. Niejako wyznacza i jednocześnie zaciera granicę między tolerancją przewiny, a całkowitym jej potępieniem. Ten fenomen widać dokładnie w przypadku Winter, która przymyka oko na drobne wyskoki ukochanego, by w pewnym momencie odwrócić się od niego, gdy ten posunął się za daleko. A jednak, dziewczyna nie jest w stanie całkowicie odrzucić Rhysa, jest skłonna zapomnieć o jego wyskokach. To przywodzi na myśl sentencję: „Kochaj grzesznika, nienawidź grzechu.” Czy Silver rzeczywiście podąża za tym przesłaniem, a może zupełnie je ignoruje? Myślę, że to każdy musi ocenić sam.
I w końcu, ostatnia istota uczuć, jakie swoim czytelnikom przedstawia Asia Greenhorn: W którym momencie miłość staje się niebezpieczna? Czy głęboka namiętność wyklucza brutalność, fanatyzm, chore uwielbienie zdolne sprowadzić człowieka, i nie tylko człowieka, na złą stronę? Do czego zdolna jest zakochana osoba? Jak daleko jest w stanie się posunąć w imię miłości? Autorka nie próbuje na te pytania odpowiedzieć, ale stara się je zadawać od samego początku, aż po ostatnią stronę powieści, chce by czytelnik zastanowił się nad nimi, wyciągnął wnioski.
Niestety, pośród tych gwałtownych uczuć postać Winter wydaje się zbyt niewinna i czysta. Oczywiście, dziewczyna zmieniła się od poprzedniego tomu, stała się silniejsza, bardziej zdecydowana, gotowa jest ryzykować nawet własne życie, ale niezmiennie pozostaje delikatną sobą. W powieści zauważa to mój niekwestionowany faworyt, Darran Vaughan i prawdę mówiąc sama zadaję sobie pytanie, jak to możliwe, że dziewczyna nie straciła tej godnej pozazdroszczenia i jednocześnie irytującej cechy. Ciężko mi jednak ocenić, czy ta subtelność bycia Winter naprawdę kontrastuje z bezlitosnym światem przedstawionym. Może jestem po prostu zazdrosna, że główna bohaterka nie utraciła swojej niewinności podczas, gdy ja stałam się z wiekiem Królową Śniegu. Któż to wie?
Podsumowując, pani Greenhorn otoczyła swoją powieść mocną muzyką, stworzyła niewinną i delikatną, choć gotycką bohaterkę i ostatecznie nadała Silver melancholijnego, ciężkiego charakteru ukazując miłość pod zupełnie innym kontem. Winter było pierwszym tytułem z gatunku paranormalnego romansu, który przebił się przez moją lodową powłokę i muszę przyznać, że kontynuacja tylko wzmogła we mnie chęć zapoznawania się z tego typu powieściami. Nie mniej jednak, to właśnie niekonwencjonalne ujęcie miłości naprawdę do mnie przemówiło, podsyciło moją miłość do niektórych postaci i zjednało tej powieści jeszcze większe moje poparcie.
Sami przekonajcie się, jak wiele twarzy posiada miłość i jak pociągające potrafi być zło, które ją deprawuje.
Nie czytałam pierwszego tomu, ale po Twojej recenzji ma ochotę na zapoznanie się z tą serią
OdpowiedzUsuńostatnio jakos tak sie złozyło, ze lubie watki milosne :) wiec z checia siegne po ta ksiazke.
OdpowiedzUsuńTakże jestem już po lekturze (recenzję dodałam wczoraj) i jestem czytelniczo zadowolona. Szkoda tylko, że na ewentualną kontynuację trzeba tak długo czekać :)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze do nadrobienia tom pierwszy, ale na pewno nie omieszkam sięgnąć także i po ten :D
OdpowiedzUsuń