Tytuł: Saihôshi
Autor: Studio Kôsen
Wydawca: Kasen
Ilość stron: 160
Ocena: -5/6
Dzień ślubu młodego księcia Anela
zbliża się wielkimi krokami, co sprawia, że młodzieniec musi
wyruszyć w niebezpieczną podróż do innego królestwa, gdzie
odbędzie się ceremonia, a on na zawsze połączy się z
księżniczką, którą mu przeznaczono. Do eskorty wynajęty zostaje
jeden z legendarnych Strażników, Sastre, zaś miejsce księcia na
czas podróży zajmie jego sługa – Kaleth. Niestety, nie wszystko
idzie zgodnie z planem, gdyż książę i jego ludzie zostają
zaatakowani przez bezlitosnych żołdaków Riota. I tak oto, w
przeciągu jednej chwili Anel zostaje pojmany i poddany „torturą”,
zaś Kaleth wpada w ręce Yinna – Strażnika Wschodu. Czy
osamotniony Sastre zdoła wyswobodzić dwójkę młodych mężczyzn,
którzy odgrywają w jego życiu niezwykle istotne, chodź zupełnie
odmienne, role? I dlaczego Riot tak bardzo chce pojmać księcia
Anela? Zagadka niewątpliwie zostanie rozwiązana, ale na to trzeba
czasu.
Saihôshi to jednotomowa manga
yaoi autorstwa hiszpańskiego Studia Kôsen. Opublikowana w Polsce
wiele lat temu przez wydawnictwo Kasen przez długi czas stanowiła
perełkę gatunku na naszym rynku. Może właśnie dlatego nadal
czuję pewien sentyment do tego tytułu, który był jednym z
zaledwie kilku yaoi w naszym kraju. Ach, stare czasy średniowiecznej
ciemnoty i zacofania...
O samej mandze słów kilka. Tytuł ten
niewątpliwie cechuje się staranną i przyjemną dla oka kreską,
godnymi zainteresowania przystojniakami oraz uroczymi postaciami
„chibi”. Od typowo japońskich mang Saihôshi różni
zastosowanie rastrów, których autorki zdecydowanie nie żałują
każdej stronie. Mimo wszystko tomik nie traci wartości estetycznych
i zdecydowanie pozwala na przystosowanie się do odmiennego stylu.
Nie jest to na pewno dzieło sztuki na poziomie, znanego polskim
czytelnikom, niebywale szczegółowego Kuroshitsuji, ale
cechuje je przyzwoitość wykonania i zarys męskich atrybutów, co
należy zauważyć, gdyż istnieją tytuły, w których mężczyźni
nie posiadają ich zupełnie.
Pod względem
fabuły manga prezentuje się całkiem zgrabnie, jako że łączy w
sobie fantastykę, komedię, odrobinę naiwnej tragedii i miłosne
perypetie. Myślę, że tę konkretną historię z powodzeniem można
rozłożyć na zdecydowanie więcej tomików, urozmaicić ją,
rozwinąć, co wyszłoby jej na dobre, jako że ma ona potencjał i
bardzo żałuję, iż autorki Saihôshi zdecydowały się
ograniczyć przygody zamykając je w tym jednym tomie. Albowiem,
zarówno Anel, jak i zazdrosny o kochanka Kaleth mogliby spędzić
więcej czasu w niewoli, zaś ich wybawcy nie musieli od razu ich
ratować. Biorąc pod uwagę zapędy Riota, jak również seksualne
uzależnienie księcia, czytelnik nie nudziłby się czytając
historię zaprezentowaną w tym tomie w formie rozbudowanej. Ja na
pewno chętnie bym po takową sięgnęła.
A skoro wchodzimy
na temat bohaterów... Postaci stworzone przez Studio Kôsen na pewno
są interesujące i całkiem zabawne, chociaż nie wiemy o nich
wystarczająco wiele, co może w pewnym stopniu denerwować, kiedy
już polubimy je i jesteśmy ciekawi ich dalszych losów, bądź
bardziej szczegółowej przeszłości. Któż nie chciałby wniknąć
do umysłu Riota i poznać dokładniej kierujących nim namiętności,
bądź dokładniej przyjrzeć się postaci Yinna? Z resztą, nie
łatwo w jednym tomie w dostatecznym stopniu rozwinąć skrzydeł.
Czytelnik musi zadowolić się więc tym, co zostało mu podane w
teraźniejszości i nie dane jest mu do końca poznać bohaterów
Saihôshi.
Podsumowując,
Studio Kôsen stworzyło całkiem dobrą, choć jednotomową mangę,
która jednym będzie się podobać, podczas gdy innych nie zadowoli.
Nie jest to w prawdzie uczta dla duszy, ale sposób na poprawienie
sobie nastroju, zaspokojenie mniej wybrednych potrzeb na ten
konkretny gatunek. W tej chwili na polskim rynku Saihôshi nie
zrobiłoby furory, ale w roku 2007 było tytułem zdecydowanie
lepszym, niż żaden i ja nadal lubię tę mangę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!