Tytuł: Przypływ
Autor: Daniela Sacerdoti
Wydawca: Dreams
Ilość stron: 392
Data premiery: 31 stycznia
Ocena: 6/6
Po klimatycznych, pełnych akcji i
emocji Wizjach, przyszedł czas na wypełniony
uczuciami i smutkiem Przypływ. Drugi tom tego
mrocznego, paranormalnego romansu niesie ze sobą spory ładunek
dramatu potęgowany, tak dobrze nam już znanymi, krótkimi wierszami
bądź sentencjami na początku każdego rozdziału. Tym samym,
całość otacza niesamowita, wywołująca dreszcze aura. To jednak
dopiero zaczątek tego, co tym razem przyszykowała dla nas Daniela
Sacerdoti.
Prawda o kłamstwach Seana pchnęła
Sarę w ramiona niedawno poznanego, czarującego chłopaka, który
już kilka razy wybawił ją z opresji, a wcześniej nawiedzał w
snach. Teraz Nicholas jest całym jej światem, wspiera ją,
uzależnia od siebie. Przy nim dziewczyna czuje się zupełnie
inaczej, niż przy innych – jej umysł okrywa mgła, nie odczuwa
głodu, znikają gwałtowne emocje i smutki, a co najważniejsze,
przestała śnić swoje prorocze, przepełnione demonami koszmary.
Raj, chciałoby się powiedzieć. Mimo wszystko, rozgoryczona
nastolatka nie może zapomnieć o młodzieńcu, który udając jej
kuzyna, wkradł się w jej łaski, zdobył zaufanie, rozbudził
uczucia, których nie powinna do niego żywić. Z tego też powodu,
Sara staje się kwintesencją walczących między sobą sprzeczności.
Z jednej strony jest wściekła na Seana, pragnie by zniknął z jej
życia na zawsze, podejrzewa go o najgorsze, a z drugiej chce by
wrócił, znowu stał się integralną częścią jej rzeczywistości.
Równie żywy kontrast odnosi się do Nicholasa. Chłopak jest dla
niej bardzo ważny, czuje się przy nim bezpieczna, a jednocześnie
obawia się go, nie potrafi pojąć powodów swoich zachowań w jego
obecności, wyczuwa, że coś jest z nim nie tak, choć wytrwale
odrzuca te myśli. Jej miłosne problemy nie są niestety jedynymi,
jakim musi stawić czoła. Demony czają się w pobliżu, Król Cieni
snuje swoją mroczną sieć rękoma syna, a nad głową Sary wiszą
burzowe chmury prawdy o rodzie Midnightów.
Choć już na samym wstępie Przypływu
możemy dostrzec różnicę między tym a pierwszym tomem trylogii,
to przede wszystkim, wart zauważenia jest fakt, iż druga część
serii posiada pewien zaskakujący motyw, którego zupełnie nie
spodziewałam się tu znaleźć, a który od razu rzucił mi się w
oczy. Przecież każdy z nas w mniejszym bądź większym stopniu zna
mitologiczne historie złagodzone przez Parandowskiego i wykładane
uczniom w szkołach. Nie mam więc wątpliwości, że wiele osób
doskonale kojarzy porwaną do świata podziemi Persefonę. Oto
największe zaskoczenie i ogromny plus Przypływu.
Zaznaczmy jednak, iż autorka nie nawiązuje bezpośrednio do mitu o
porwanej przez Hadesa bogini, ale niewątpliwie atmosfera powieści
narzuci wielu czytelnikom to właśnie skojarzenie w kontekście
związku Sary i Nicholasa. Albowiem wspomnienia chłopaka dotyczące
matki i Króla Cieni, rozważanie metod użytych przez ojca dla
zdobycia upragnionej kobiety, a także plany Nicholasa odnoszące się
do Sary Midnight mają w sobie coś niezwykłego, mrocznego i
znajomego. Naturalnie, autorka daleka jest od powielania mitu, jak i
od trzymania się w konwencji większości romansowych motywów. W
końcu Przypływ nie należy do lektur, gdzie wokół
zakochanych unoszą się kwiatuszki, a w tle dominuje róż. Wręcz
przeciwnie, połączenie Nicholasa i Sary może nastąpić tylko
poprzez śmierć – odrzucenie cielesnej powłoki. Mało tego, ma to
nastąpić poprzez rozpacz spowodowaną utratą wszystkich bliskich
oraz przez fizyczne wycieńczenie. To bez wątpliwie brutalna metoda,
której ze świecą szukać w innych powieściach.
„Zauważyła, że
ma strasznie chude nogi i bladą twarz. Straciła na wadze i wcale
dzięki temu lepiej nie wyglądała.
Czy
z miłości się nie rozkwita?” (str. 93)
Niezwykle interesujący jest również
sposób, w jaki autorka ukazuje symptomy miłości. Brak apetytu,
utrata wagi, nieskładne myśli, spokój wiążący się z bliskością
ukochanej osoby – tutaj ukazane zostają w krzywym zwierciadle.
Sara nie potrafi odróżnić zgubnego działania Nicholasa od
miłosnego zawrotu głowy, o którym tak często się słyszy. Nie
jest pewna, czy wszystkie dziwne uczucia, jakie stają się jej
udziałem przy chłopaku są efektem emocji, czy może coś jednak
jest z nią nie w porządku. Oczywiście, dostrzega swoje
wyniszczenie, jednak nie dociera do niej fakt możliwych
konsekwencji, jak również nie próbuje szukać powodów swojego
stanu. Wszystko to sprawia, że obraz miłości w Przypływie
ma w sobie wiele z choroby, kiedy patrzymy na nią oczyma Sary.
„Każdy zapach
niesie wspomnienie
Morze i trawy
Torf i sól
Tego, skąd jesteśmy
I co zostawiliśmy”
(str. 165)
W kontekście drugiego tomu trylogii Sary Midnight odczuwam
nieodpartą potrzebę wspomnienia także o bolesnej przeszłości,
która już od pierwszych stron znaczy tę część powieści. To
także ona buduje ten mroczny, dołujący klimat przepełniony
dramatem. Nasza bohaterka spogląda przede wszystkim za siebie,
zarówno w swoją przeszłość, jak i w przeszłość swoich
bliskich. Decyzje podjęte przez rodziców napełniają ją żalem,
nie potrafi się z nimi pogodzić. Ponadto odkrywając prawdę o
swojej rodzinie musi walczyć z demonami rodzącymi się w wiedzy.
Już w Wizjach poznała mało chwalebne fakty z życia
ojca, ale dopiero teraz dostrzega jego prawdziwe oblicze, dowiaduje
się o zbrodniach swojej babki. Zresztą, podobnie sprawa wygląda z
Nicholasem, który powraca myślami do tego, co było, do ważnych i
dramatycznych chwil, których nie potrafi zostawić za sobą. W ten
właśnie sposób, Daniela Sacerdoti dosięga psychiki swoich
bohaterów obnażając ją przed nami, a co więcej, pogłębia
wydźwięk Przypływu.
Reasumując, Przypływ to powieść wyjątkowa, która
naprawdę robi wrażenie. Znany z poprzedniego tomu świat, okazuje
się jeszcze bardziej bezwzględny i skąpany w ciemnych barwach, zaś
bohaterka musi stawić czoła kłamstwom, niebezpieczeństwu,
potężnemu i nieprzebierającemu w środkach wrogowi, wilkowi w
owczej skórze ocierającemu się o nogi pastereczki, a także
przerażającej prawdzie, która potrafiłaby zachwiać każdym.
Tutaj nie ma łatwych rozwiązań, nie sposób uciec przed
dziedzictwem i następstwami posiadanej mocy. A co to oznacza dla
czytelnika? Przekonajcie się sami! Naprawdę warto.
Coś mnie tchnęło, kiedy to przeczytałem. Lubię takie mroczne klimaty, chociaż romans to nie mój konik. Zaopatrzę w to dziewczynę, wtedy i ja skorzystam!
OdpowiedzUsuńRaf