środa, 3 października 2012

Akademia Wampirów - Richelle Mead




Tytuł: Akademia Wampirów
Autor: Richelle Mead
Wydawca: Nasza Księgarnia
Ilość stron: 336
Ocena: 3+/6





            Po Akademię Wampirów sięgnęłam w ramach Dyskusyjnego Klub Książki i podejrzewam, że nie odważyłabym się na lekturę tego typu powieści w innych okolicznościach. Chciałam jednak sprawić przyjemność koleżance, która oszalała na punkcie wampirów i tego konkretnego tytułu. Jako osoba o miękkim sercu spięłam się w sobie i odrzucając niechęć do paranormalnych romansów z „wampirami bez kłów” rozpoczęłam czytanie. Prawdę mówiąc, książka mnie nie porwała, ale i nie odrzuciła mimo licznych niedociągnięć i wad.
            Główną bohaterką powieści jest będąca w połowie wampirem Rose, atrakcyjna nastolatka o wybuchowym temperamencie, która wraz ze swoją spokojną i niewinną przyjaciółką Lissą Dragomir uczęszcza do szkoły imienia świętego Władimira – placówki szkolącej dampiry (półkrwi wampiry) na strażników oraz opiekunów, a także moroje (wampiry czystej krwi) w posługiwaniu się ich nadnaturalnymi mocami. Dziewczęta skrywają przed światem pewne tajemnice, które dla ich bezpieczeństwa nie mogą wyjść na jaw. Jedną z nich jest wyjątkowa więź, jaka istnieje pomiędzy dwiema przyjaciółkami. Pozwala ona Rose na wnikanie w głąb umysłu Lissy, w chwilach szczególnego napięcia emocjonalnego. Jest to zarówno ich przekleństwem, jak i błogosławieństwem, jako że dzielna i nieustraszona główna bohaterka obrała sobie za cel życia ochronę narażonej na niebezpieczeństwa panienki Dragomir.
Niestety, już na samym początku uderzył mnie fakt istotnych dla zrozumienia powieści pojęć, takich jak dampiry, moroje, czy strzygi, które nie zostają czytelnikowi wyjaśnione zaraz na wstępie. Chcąc rozumieć, z czym mam do czynienia byłam zmuszona przetrząsnąć Wikipedię i dopiero wtedy czułam, że jestem gotowa by kontynuować lekturę. Oczywiście, w swoim czasie autorka definiuje każde z pojęć, jednakże mam wrażenie, że następuje to zdecydowanie za późno. Odbiorca został już zmuszony do zagłębiania się w lekturę bez zrozumienia tekstu, a to może wprowadzać pewne zamieszanie i zirytować. Jest to dla mnie jednym z największych minusów książki. Musze jednak przyznać, iż autorka zadała sobie trud uhierarchizowania wampirystycznego świata i podzielenia go na dodatkowe grupy ze względu na czystość krwi oraz „zapędy” (strzygi, dziwki krwi), co w porównaniu z niektórymi tytułami zakrawa na spory wyczyn.
             W tym miejscu nie mogę się powstrzymać przed skomentowaniem idei szkoły, do której uczęszczają dziewczęta. Nie uważam tego konkretnego pomysłu za specjalnie oryginalny, jednakże z pewnością przywodzi on na myśl wiele pozytywnych skojarzeń. Motyw elitarnej placówki edukacyjnej, której patronem jest zmyślony święty, stanowi częsty element używany w japońskich mangach. Stąd też moja słabość do wyżej wymienionej szkoły. Jak widać, z pewnych rzeczy się nie wyrasta, ale pozwala by wpływały na nas przez lata.
            Najsłabszą stroną Akademii Wampirów są bezsprzecznie postaci. Rose została wykreowana na współczesną Xenę, a więc typową superbohaterkę – pożądaną, ale niebezpieczną, utalentowaną i inteligentną, a do tego z charakterem. Ot, chodzący kociak. Postać ta ma także inną istotną wadę, a mianowicie monotematyczność myśli. Czytelnik postrzega świat oczyma Rose, która wydaje się nie interesować niczym innym poza ratowaniem Lissy oraz seksem, fizycznością płci przeciwnej. Co więcej, jest to postać wyraźnie przejaskrawiona. W rzeczywistym świecie Rose byłaby postrzegana, jako denerwująca „laska” uznawana przez rówieśników za „łatwą”. W każdej szkole znajdzie się podobna dziewczyna i najczęściej nie stanowi ona wzoru do naśladowania. Tym czasem w Akademii Wampirów każda dziewczyna chciałaby być Rose. Lissa, z drugiej strony, jest naiwną, delikatną, wrażliwą dziewczyną, która nie potrafi opuścić w potrzebie żadnej umierającej istoty. Cierpi na depresję i potrzebuje bezustannej opieki swojej przyjaciółki – „chodząca ciepła klucha”. Także pojawiające się w powieści postacie męskie nie grzeszą oryginalnością - szlachetny Dymitr, mroczny Christian.
            A jednak, nie mówię Akademii „nie”. Chociaż wady można wyliczać „w nieskończoność”, zaś zalety „na palcach jednej ręki”, to książka zasiewa w czytelniku ziarno, które może wykiełkować w każdej chwili. Ma w sobie to „coś”, nawet jeśli jest ono dobrze ukryte. Mimo licznych słów krytyki muszę przyznać, że w przypadku, gdy alternatywą dla Akademii Wampirów jest Zmierzch, bez wątpienia należy sięgnąć po książkę Richelle Mead i nie oglądać się za siebie.

2 komentarze:

  1. Nie czytałem i jakoś nie planuję. Chociaż? Nigdy nie wiadomo, czy coś mi nie odbije, prawda? Na dzień dzisiejszy, daleki jestem od skłonności masochistycznych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam i nie specjalnie mi się podobało. Może zwyczajnie jestem zwolennikiem wyłącznie jednego rodzaju wampirów (Anne Rice).

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!