Tytuł serii: Shadowhunters
Sezon: 1
Odcinek: 1
Liczba odcinków: 13
Czas trwania: 42 min.
Ocena: 2/6
Recenzje zazwyczaj mają to do siebie, że są oparte na pierwszym wrażeniu, jakie przedmiot recenzji wywiera na recenzencie. W przypadku Shadowhunters jest jednak inaczej, a wszystko dlatego, że w chwili, kiedy piszę te słowa, oglądam wyemitowane dotąd odcinki po raz trzeci. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta i zawiera się w jednym słowie – Malec. Mimo wszystko, postaram się przedstawić Wam możliwie najlepiej to, co sądzę o każdym z odcinków bez wybiegania w przyszłość. Czy mi się uda? Przekonamy się!
Shadowhunters? WTF?!:
Shadowhunters to serial oparty na stworzonej przez Cassandrę Clare serii Dary Anioła (The Mortal Instruments), która swoją przygodę z ekranem rozpoczęła od filmu Miasto Kości. Ze względu na bardzo słabą oglądalność pełnometrażówki, producenci zaniechali prób kręcenia kontynuacji. Projekt zekranizowania bestsellerowej serii okazał się jednak na tyle kuszący, że ostatecznie pojawił się pomysł serialu, który mógłby w lepszym i dokładniejszym stopniu oddać to, czym autorka zaczarowała swoich czytelników. I tak oto powstali Shadowhunters (Nocni Łowcy).
Sneak peek:
Clary Fray nawet w najśmielszych snach nie sądziła, że jej osiemnaste urodziny potoczą się w taki sposób. Wprawdzie dzień zaczął się dla niej cudownie, ponieważ dostała się na wymarzone studia artystyczne, ale wielkie radości przyniosły ze sobą także ogromne dramaty. Lawina zdarzeń ruszyła, kiedy zupełnie przypadkowo na drodze Clary stanął tajemniczy wytatuowany blondyn, którego nie widział nikt poza nią. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i dziewczyna podążyła za chłopakiem do klubu Pandemonium, gdzie najwyraźniej przyłożyła ręce do zabójstwa. Jej świat wywrócił się do góry nogami w jeszcze większym stopniu, kiedy ktoś napadł na jej dom i uprowadził matkę. Nagle wszystko zaczęło wymykać się rozumowi i racjonalnemu myśleniu, bo niby kto normalny uwierzy w istnienie demonów.
Książka vs. serial:
Co tu dużo mówić, chociaż to dopiero pierwszy odcinek, osoby znające powieść Cassandry Clare od razu zauważą różnice między książkowym pierwowzorem, a serialowym tworem. Czy są one rażące? Czy można je zaakceptować? Na to pytanie naturalnie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Ze swojej strony mogę jednak zdradzić, że mnie one jakoś szczególnie nie zabolały i uważam, że twórcy serialu nie dopuścili się grzechu wprowadzając swoje większe lub mniejsze zmiany. Dodam, iż kilka urozmaiceń naprawdę przypadło mi do gustu, a najważniejszym z nich jest fakt, że Luke Garroway pracuje jako policjant i jest bohaterem ciemnoskórym. Ot, taki mały plusik dla serialu.
Obsada:
Dobór aktorów – tego tematu nie da się uniknąć w przypadku, kiedy w grę wchodzi przełożenie druku na ruchomy, realny obraz. Przyznaję, że nie jest źle, chociaż jednocześnie mam zastrzeżenia i załamuję ręce. To wprawdzie dopiero początek, ale już teraz widzimy kluczowych bohaterów, co pozwala na wyrażenie naszej opinii na temat tego, na ile spełniają pokładane w nich nadzieje „estetyczne”. W tym miejscu pozwolę sobie mało ambitnie wyłożyć kawę na ławę.
Katherine McNamara jako Clary Fray
Clary Fray to najprawdziwsza porażka. Zamiast zwyczajnej nastolatki, która może być bliska większości dziewcząt, otrzymaliśmy istną „dziunię”. Nie będę owijać w bawełnę, jej wygląd mnie irytuje i stoję murem za filmową Clary, która w moim odczuciu o niebo lepiej pasowała do książkowego ideału.
Dominic Sherwood jako Jace Wayland
Jace Wayland to zupełnie inna sprawa, jako że w tym wypadku dobór aktora ani mnie grzeje, ani ziębi. Nie zaprzeczę jednak, że patrzy się na niego z przyjemnością, co jest jego ogromnym atutem, czego nie można było powiedzieć o jego filmowym odpowiedniku.
Alberto Rosende jako Simon Lewis
Simon Lewis to po prostu Simon Lewis i nic więcej powiedzieć o nim nie można. To chyba znaczy, że nie jest źle, prawda?
Emeraude Toubia jako Isabelle Lightwood
O Isabelle Lightwood również niewiele mogę napisać. Ot, przypadła mi do gustu i uważam, że jest równie miła dla oka, co Jace. Muszę jednak zauważyć, że wypada zdecydowanie lepiej od filmowej Lizzy i za to jej chwała.
Matthew Daddario jako Alec Lightwood
Alec Lightwood to jeden z największych plusów obsady. O ile filmowy był chodzącym koszmarem, o tyle ten jest palce lizać i nie sposób oderwać od niego spojrzenia. Wielki, naprawdę wielki plus dla serialu!
Harry Shum Jr. jako Magnus Bane
Magnus Bane nie był dla mnie łatwym „przeciwnikiem”. Zakochana do szaleństwa w filmowym Magnusie zawahałam się przed zaakceptowaniem serialowego. Przyznaję jednak, że ma w sobie to drapieżne „coś”, które mieć powinien. Krótko mówiąc, lubię go!
Isaiah Mustafa jako Luke Garroway
Jak wspomniałam powyżej, Luke Garroway to jedna z największych zmian jakie twórcy serialu zafundowali bohaterom. Osobiście jestem jego zwolenniczką i chociaż niesamowicie odbiega od książkowego Luke'a, nie widzę w tym żadnego problemu.
Maxim Roy jako Jocelyn Fray
Jocelyn Fray nawet nie skomentuję, ponieważ naprawdę nie ma czego komentować. Ona po prostu jest i niewiele więcej mogę na ten temat powiedzieć.
Alan van Sprang jako Valentine Morgenstern
Valentine Morgenstern to kolejna wielka zmiana aparycji. Zamiast przystojnego, jasnowłosego „psychola” otrzymaliśmy łysego, mało zachęcającego gościa. Auć!
Katherine McNamara jako Clary Fray:
Klękajcie narody! Katherine McNamara to bez wątpienia najgorsza aktorka jaką możemy znaleźć w tym serialu. Jest sztuczna i naprawdę trudno uwierzyć, że jej kariera aktorska trwa już od lat. Nie ma wątpliwości, że twórcom musiało chodzić o jej wygląd, bardziej niż o talent, ponieważ tego drugiego wcale nie posiada. Co tu dużo mówić, ręce opadają. Jest więc źle, ale czy w jej przypadku może być lepiej? Trudno mi to ocenić, nawet mając za sobą wyemitowaną dotąd resztę serialu.
Krótko mówiąc:
Pierwszy odcinek Shadowhunters wypada bardzo, bardzo marnie i w moim odczuciu nie zachęca do dalszego oglądania. Chociaż niewątpliwie znajdziemy jakieś dobre strony, są one tak malutkie, że nie można dziwić się tym, którzy machną ręką na serial po obejrzeniu tego potworka. Mogę Was jednak zapewnić, że z czasem robi się trochę lepiej, a miejscami jest wręcz cudownie, co jest jednak zasługą wspomnianego przeze mnie na samym początku Maleca, ale o tym innym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!