Tytuł: Damy we fiolecie
Autor: Marcin Majchrzak
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 322
Loke, trudniący się stosunkowo mało
opłacalnym zawodem złodzieja, od zawsze mógł narzekać na swoje
pokrętne szczęście, ale bez wątpienia nigdy nie sądził, że
odegra jakąkolwiek rolę w politycznych walkach, które zakłócą
monotonię przewidywalnego życia mieszkańców Morbus –
państwa-miasta mieszczącego się w samym sercu Feerii. Niestety
wszystko wskazuje na to, że los zadrwił sobie z niego i powołał
go do „wielkości”, której mężczyzna nigdy sobie nie życzył.
Cesarzowa Segvina również znalazłaby
powód lub dwa do przeklinania Fortuny, jako że zignorowane przez
nią pierwsze głosy sprzeciwu wobec jej tyrańskich rządów
pociągają za sobą kolejne. Okazuje się, że prosty lud planuje
walczyć o swoje, nawet jeśli sam do końca nie wie, w co właściwie
się pakuje. Rewolucja wisi w powietrzu, zaś iskrą, która
przyczynia się do wzniecenia pożaru jest prosta i raczej
nieszczególnie wykształcona Alena.
Tym, co rzuca się nam w oczy już na
samym początku lektury „Dam we fiolecie” jest niewątpliwie
prowadzona z lekkim przymrużeniem oka narracja, dzięki której
powieść nie tylko może nas zainteresować, ale także rozbawić.
Narrator nie jest bowiem patetycznym, martwym głosem relacjonującym
nam chłodno wszystkie wydarzenia, ale miejscami zakrawa na kogoś
równie sarkastycznego, co nasz drobny złodziejaszek. Przyznaję, że
jest to niewątpliwy plus tego tytułu, nawet jeśli na samym
początku musimy przyzwyczaić się do tak charakterystycznego stylu.
Dodajmy też, że sam autor wydaje się nie podchodzić całkiem
poważnie do tworzonej przez siebie historii, ale zachowuje zdrowy
dystans względem fikcji i wręcz się nią bawi. Sami powiedzcie,
czy wyobrażacie sobie żeby bohaterowie innych powieści
fantastycznych byli ścinani na margarynie? Lub żeby do okrutnego
władcy zwracano się per „Wasza Złość”, „Wasza Nienawiść”?
Im dalej zagłębiamy się w lekturę, tym więcej takich smaczków
możemy wyłapać i tym większy jest uśmiech, jaki pojawia się na
naszej twarzy.
Jak więc łatwo się domyślić, w
„Damach we fiolecie” ogromne znaczenie odgrywa humor, który
towarzyszy nam niemal na każdym kroku i naprawdę może wywołać u
czytelnika parsknięcie śmiechem w najmniej spodziewanym momencie.
Wierzcie mi, kiedy traficie na moment, który przypadnie Wam do
gustu, nie pomoże nawet fakt tego, iż często wątek komediowy
został połączony z poważniejszą tematyką. Tym bardziej, że nie
mamy do czynienia z zawoalowanym, ukrytym między wierszami dowcipem,
który zrozumie tylko garstka odbiorców, ale z prostymi,
zrozumiałymi dla każdego humorem. Przyznam, że pod tym względem
podczas lektury w centrum mojego czytelniczego świata znajdował się
przede wszystkim Lock, który całym sobą oddawał to, co
najbardziej lubię w bohaterach jego pokroju – sarkastyczny,
impertynencki pechowiec, którego szczerość względem siebie i
świata potrafi zwalić z nóg. Można tylko żałować, że często
musiał ustępować miejsca innym postaciom, w tym wszędobylskiej
Alenie.
Myślę, że w kontekście tej powieści
należy zwrócić szczególną uwagę także na fakt, iż w
przeciwieństwie do wielu tytułów z gatunku fantasy, „Damy we
fiolecie” kręcą się głównie wokół tematu bardzo rewolucyjnej
polityki. Poruszony zostaje bowiem problem tyranii, wspomnianej przed
chwilą powoli kwitnącej rewolucji oraz demokracji. Niezadowolone z
rządów cesarzowej jednostki zaczynają powoli wszczynać bunt i
stawiać fundamenty pod nowy ustrój polityczny, szukają sposobu na
urzeczywistnienie swoich planów, na „zaistnienie”. Nie bawimy
się więc w zamianę jednego władcy na drugiego, ale w coś
poważniejszego, bardziej skomplikowanego. Jest to więc coś, co
wyróżnia ten tytuł na tle innych, podobnie jak miejscami
humorystyczny sposób przedstawienia tej cięższej tematyki.
Na koniec pozwolę sobie bardzo krótko
wspomnieć o tym, co męczyło mnie podczas lektury, a więc o
problemie z usytuowaniem powieści „w czasie”. Przyznam, że
lubię mieć jasność, co do świata przedstawionego i zawsze staram
się wpasować go w mniejszym lub większym stopniu w znane mi z
historii, bądź literatury okresy w dziejach ludzkości, a z tym w
przypadku tej powieści miałam pewien kłopot. Jakkolwiek byśmy na
to nie spojrzeli, miejscami mamy wrażenie, że życie w Morbus
wpisuje się w ramy dalekiej przeszłości, aby po chwili rozważać
możliwość usytuowania tego państwa-miasta bliżej XIX wieku i
jego dzielnic fabrycznych. Nigdy nie sądziłam, że będę narzekać
na pozostawienie mojej wyobraźni zbyt dużej wolności
twórczo-interpretacyjnej, ale widać zawsze jest ten pierwszy raz.
Podsumowując, „Damy we fiolecie”
to jedna z bardziej charakterystycznych książek, jakie przyszło mi
czytać, co powieść zawdzięcza luźnej narracji oraz
specyficznemu, prostemu humorowi. Skupiając się wokół zmian
politycznych i nic nieznaczących osób, które bardziej lub mniej
dobrowolnie zaczynają odgrywać istotne role w życiu całego kraju,
tytuł ten stanowi niewątpliwie interesującą lekturę. Sądzę
więc, że warto polecić „Damy we fiolecie” czytelnikom lubiącym
powieści odchodzące od ogólnie przyjętych norm, które pozwalają
na chwilę niezobowiązującej rozrywki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!