Tytuł: Drużyna. Wyrzutki
Autor: John Flanagan
Wydawca: Jaguar
Ilość stron: 480
Ocena: 6/6
Zanim sięgnęłam po pierwszy tom Drużyny miałam pewne obawy, co do tego,
czy powinnam zainteresować się tą serią. John Flanagan był mi przecież dobrze
znany z kilkunastotomowych Zwiadowców
i chociaż nie jestem „fanem jednego tytułu”, patrzyłam na Drużynę przez pryzmat wielkiego hitu autora. Teraz zupełnie nie
żałuję, że postawiłam wszystko na jedną kartę i ostatecznie zabrałam się za
czytanie! Wyrzutki nie tylko okazały
się lepsze niż się tego spodziewałam, ale i zapadły mi w serce głębiej niż sami
Zwiadowcy. Wielu zapewne nie zgodzi
się z tą opinią, jednakże, moim skromnym zdaniem, Drużyna zapowiada się na najlepszą serię Flanagana.
Głównym bohaterem opisanej w Wyrzutkach historii jest Hal Mikkelson,
drobny półsierota zrodzony z aralueńskiej matki i skandyjskiego ojca. Chłopiec
jest bardzo inteligentny i pomysłowy, niestety nie posiada fizycznych
predyspozycji niezbędnych by zostać zaakceptowanym w społeczeństwie wojowników.
Mimo to, podejmuje się uczestnictwa w wyczerpującym treningu mającym na celu
zahartowanie młodych chłopców i przygotowanie ich do dorosłego życia. Właśnie
wtedy Hal zostaje przywódcą Czapli – jednej z trzech drużyn, składającej się z
rówieśników odrzuconych przez innych. Wybuchowa mieszanka charakterów,
umiejętności i wad, jaką stanowią, sprawia, że bardzo szybko grupa uznawana za
najsłabszą okazuje się godnym przeciwnikiem podczas rywalizacji i licznych
zadań. Chłopcy rozwijają skrzydła, udowadniają swoją wartość i uczą się życia.
Niestety, ich spokój zostaje zakłócony, gdy na horyzoncie pojawiają się kłopoty
w postaci piratów, a wtedy to los staje się tym, który wyzywa na pojedynek
dzielnych, młodych wojowników.
Głównym atutem Wyrzutków są bez wątpienia postaci.
Autor nie ograniczył się do wyraźnego zarysowania głównego bohatera, ale dorzucił
do „kociołka” większe grono ludzi tworząc tym samym drużyny, nauczycieli,
rodziny, a każda z tych osób różni się od innych pod wieloma względami. Co
więcej, Flanagan stopniowo przybliża czytelnikowi każdą z postaci pozwalając by
czynem udowadniała zgodność posiadanych cech z ich opisem, dzięki czemu
czytelnik nie musi ślepo wierzyć narratorowi, ale ma okazję przekonać się o
jego prawdomówności. Tym samym autor sprawił, iż jego bohaterowie są
trójwymiarowi, realni i stają się bliżsi odbiorcy, który ma pełne prawo
obdarzyć ich miłością bądź nienawidzić. Ponadto mnogość bohaterów pozwala
czytelnikowi znaleźć tego, z którym mógłby się identyfikować. Nie ważne czy
postrzegasz siebie przez pryzmat swoich wad, czy też zalet. Możesz być młodym
geniuszem, szybkim biegaczem, wielkim siłaczem, krótkowidzem, drobnym złodziejaszkiem
lub mieć bardzo konfliktowy charakter – Drużyna
pozwoli Ci nie tylko na odnalezienie siebie, ale i udowodni, że jesteś
wyjątkowy!
W tym miejscu chciałabym zwrócić
szczególną uwagę na postać Thorna. John Flanagan zaprezentował czytelnikom „bohatera”,
który w literaturze młodzieżowej wydaje się być pomijany, bądź stanowi
wyłącznie „element dekoracji” świata przedstawionego. Tym czasem tytuł
pierwszego tomu powieści nie odnosi się jedynie do młodych ludzi
nieakceptowanych przez rówieśników, ale także do osób starszych, które zostały
odrzucone przez społeczeństwo dorosłych. Thorn jest kaleką, który straciwszy
rękę sam siebie uznał za wyrzutka i pozwolił by alkohol koił brak wewnętrznej
akceptacji. Odrzucając dumę stoczył się na samo dno nie mogąc oczekiwać
szacunku od innych jeśli nie miał go dla siebie. A jednak przy drobnej pomocy
zdołał się podnieść i udowodnić, jak wiele jest wart. Stał się mentorem, przyjacielem,
na nowo odnalazł w sobie wojownika, który tkwił gdzieś pod odpychającą powłoką
brudnego zapitego kaleki. Na marginesie pozwolę sobie wspomnieć, iż jest to
jedna z moich ulubionych postaci serii.
Kolejnym ogromnym plusem powieści
jest kilkutorowa fabuła, która pobudza ciekawość i wciąga czytelnika w
opowiadaną historię niczym ruchome piaski. Bardzo przypadł mi do gustu fakt, iż
autor nie napędza akcji wyrywając bohaterów z ich środowiska naturalnego i
rzucając na głęboką wodę, ale pozwala im się przygotować na czekające ich
wyzwanie. Daje im czas na zacieśnienie więzi przyjaźni, na bliższe poznanie
swoich wad i zalet, ustalenie miejsca w hierarchii. Pozwala także wierzyć, że
ewentualna wygrana w starciu nie będzie przypadkiem, ale ciężko wypracowanym
zwycięstwem, które bohaterowie zawdzięczają swoim umiejętnościom i treningowi.
W ogólnym rozrachunku, Wyrzutki to wspaniały początek serii, która
już teraz wybija się ponad pierwszą powieść autora. Bogaty w znaczenia i
przesłania pierwszy tom stawia poprzeczkę bardzo wysoko i jeśli John Flanagan
będzie konsekwentny w tym, co tworzy to bez wątpienia Drużyna zdoła przekonać do siebie także tych, którzy poza Zwiadowcami nie dostrzegają niczego
innego.
Chyba dotychczas miałem podobne odczucia co Ty przed przeczytaniem "Wyrzutków". Trochę mnie zniechęca fakt, że rzecz znowu o Skandianach, o których w Zwiadowcach było już wiele. Ale myślę, że i tak po skończeniu Zwiadowców sięgnę i po tę serię i pewnie wcale się nie zawiodę, a być może też mnie zaskoczy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wygląda bardzo zachęcająco. Muszę przyznać, że nie zabrałam się jeszcze za Zwiadowców, ale sądząc po tej recenzji - to Zwiadowcy poczekają na rzecz tej książki :)
OdpowiedzUsuńMuszę przeczytać tę książkę, jako że jestem wielką fanką ZWIADOWCÓW. Dodaję do obserwowanych i zapraszam do siebie: http://kraina-ksiazek-stelli.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń