Tytuł: Hrabia Monte Christo
Autor: Aleksander Dumas (ojciec)
Wydawca: Hachette Polska
Ilość stron: 563 (tom 1) + 504 (tom 2)
Ocena: 6/6
„Klasyka to książki, które każdy chciałby znać, a nikt nie chce czytać.„
(Mark Twain)
Gdy
rozpoczynałam swoją przygodę z książkami Aleksandra Dumas ojca miałam nie
więcej niż trzynaście lat. Trzej
Muszkieterowie nie byli wtedy lekturą obowiązkową, a jednak sięgnęłam po
ten tytuł z ogromnym entuzjazmem i zakochałam się w świecie, jaki zaklęto w
słowach na kartach powieści. Nic, więc dziwnego, iż z chęcią zagłębiłam się w
lekturze innych książek tego autora poznając na własnej skórze znaczenie
klasyki literatury światowej.
Niestety,
nie sposób nie zgodzić się z opinią Marka Twaina, gdy na każdym kroku młodzi
ludzie dowodzą prawdziwości tezy, iż „klasyka to książki, które każdy chciałby
znać, a nikt nie chce czytać.„ Może właśnie, dlatego tematem mojej recenzji
chcę uczynić Hrabiego Monte Christo?
Powieść uznawaną za najwybitniejszą w dorobku Aleksandra Dumas, a obecnie
niemal zapomnianą przez młodych ludzi nazbyt zafascynowanych wampiryzmem.
„Jeżeli książka wysokiego
lotu nie natrafi na czytelnika wysokiego lotu – zawiśnie w
powietrzu, chybi. Gotowość,
aktywność,
wysiłek twórczy
potrzebne są
na obu krańcach
tego połączenia.”
(Ryszard Kapuściński, Lapidarium II)
W swoich licznych
dziełach Aleksander Dumas wielokrotnie otwierał przed czytelnikami podwoje
francuskiej historii okraszając ją zarówno wątkami miłosnymi, bohaterskimi
czynami swoich protagonistów, jak i wyjątkowo wyraźnie nakreślonym obrazem
antagonistów. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż jego dzieła wypaczyły obraz niektórych
postaci historycznych. Wymienić należy tu chociażby kardynała Armanda-Jean du
Plessis de Richelieu, który jako człowiek wybitny, mąż stanu, stał się w ciągu
chwili złowrogim spiskowcem na kartach powieści i ten właśnie obraz zapisał się
w pamięci czytelników najwyraźniej. Dowodzi to zarówno kunsztu, jak i
niezwykłego talentu pisarskiego pana Dumas, którego dzieła nadal inspirują
twórców na całym świecie.
Cóż
więc takiego ma w sobie Hrabia Monte Christo,
że plasuje się na samym szczycie najwspanialszych dzieł autora? Dla wielu
młodych czytelników intrygi polityczne i miłosne, wielkie uczucia i bolesne
zdrady, rozkosz i konsekwencje zemsty to za mało, by sięgnąć po książkę. Ale
czy Le Comte de Monte-Cristo
zawdzięcza sukces tylko tym kilku składnikom? Z pewnością nie. Gdybym miała
przyrównać tę powieść do innego gatunku literackiego wybrałabym baśń. Dlaczego?
Ponieważ historia, jaką przychodzi nam się w tym wypadku rozkoszować łączy w
sobie elementy Czerwonego Kapturka, Kopciuszka, Śpiącej Królewny, a nawet Królewny
Śnieżki!
Czytelnik przenosi
się do czasów restauracji Burbonów, kiedy to Francja znajdowała się pod
panowaniem tejże dynastii, przerwanej przez 100 dni Napoleona. Tło historyczne
jest w tym wypadku niezwykle istotne, gdyż to ono napędza całą akcję powieści.
Młody, zaledwie dziewiętnastoletni, naiwny marynarz Edmund Dantès wraca do
Marsylii, gdzie czeka na niego ukochana Mercedes, ale i kłopoty – bezwzględny
rywal Fernand Mondego, zazdroszczący sukcesu Danglars, a także przebiegły
zastępca prokuratora królewskiego de Villefort. Każdy z nich przyczyni się do
upadku niewinnego idealisty i osadzenia go w więzieniu na zamku d’If.
To właśnie
pośród mroków celi, w której spędził czternaście lat, Edmund Dantès przechodzi
przemianę pod okiem swojego współwięźnia – włoskiego księdza i uczonego – i staje
się zupełnie innym człowiekiem. Co więcej, śmierć darzonego przez Edmunda synowską
miłością starego człowieka umożliwia ucieczkę już nie nastolatkowi, ale
mężczyźnie. Wiedza i wolność to jednak nie wszystkie dary poczciwego księdza.
Gdy w Rzymie
spotykamy naszego bohatera po raz kolejny, jest jeszcze starszy, bardziej
doświadczony i nosi nazwisko hrabiego Monte Christo. Przystojny, o bladej
cerze, dystyngowany, uchodzi pośród arystokracji za wampira. Los stawia na jego
drodze Alberta de Morcerf – syna Fernanda i jego ukochanej Mercedes – i
równocześnie pozwala by młody człowiek zawdzięczał mu życie, co w dalszej
części powieści pozwala czytelnikowi przenieść się na paryskie salony, gdzie
zbrodniarze, którzy przyczynili się do nieszczęścia Edmunda Dantès odnoszą
życiowe sukcesy.
„Książek nie czyta
się po to, aby
je pamiętać. Książki czyta się po to, aby
je zapominać,
zapomina się
je zaś po to, by
móc znów je czytać.”
(Jerzy Pilch, Bezpowrotnie utracona leworęczność)
Jeśli przyjmiemy
sentencję Pilcha za słuszną Hrabia Monte
Christo stanowić będzie wyjątek potwierdzający regułę. Jest to bowiem historia,
która zapada w pamięć i, co najistotniejsze, trafia prosto do serca odbiorcy, a
jej magię stanowią właśnie uczucia, jakie lektura budzi w odbiorcy. W chwili,
gdy czytelnik przesuwa wzrokiem po ostatnim zdaniu zaczyna odczuwać nieodpartą pokusę
by ponownie sięgnąć po pierwszy tom powieści.
Co więcej,
jeżeli istnieje powód, dla którego warto uczyć się języka francuskiego to z
pewnością jest nim właśnie Le Comte de
Monte-Cristo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!