czwartek, 8 listopada 2012

Raz wiedźmie śmierć - Kevin Hearne




Tytuł: Raz wiedźmie śmierć
Autor: Kevin Hearne
Wydawca: Rebis
Ilość stron: 400
Ocena: 5/6





Atticus O’Sullivan jest chodzącym dowodem na to, że nie wystarczy zabić uciążliwego boga by rozwiązać wszystkie swoje problemy. Niestety, dowiedział się o tym zbyt późno, gdyż w przeciągu chwili okazuje się, że jeden zgon wysoko w hierarchii potrafi nieźle skomplikować życie nawet ostatniemu druidowi na świecie. Przecież w każdym panteonie znajdą się jacyś odwieczni wrogowie, zaś rudowłosy przystojniak najwyraźniej awansował na płatnego zabójcę bogów, jako że propozycji „pracy” wcale mu nie brakuje. Rozsądnie odrzuca jednak każdą z nich zauważając, iż imię Thora pojawia się wyjątkowo często, co jednoznacznie wskazuje na to, że bóg ten musiał nieźle zaleźć za skórę całym zastępom innych bóstw, jak i magicznych istot, w tym przyjaciołom druida. Tak się jednak składa, że Atticus i bez tego ma pełne ręce roboty. Demony wypuszczone z piekła dają o sobie znać, zaś Kojot oczekuje pomocy w pozbyciu się jednego wyjątkowo nieprzyjemnego paskudztwa. Jakby tego było mało, do Tempe zbliżają się niezwykle groźne bachantki, wobec których druid jest bezsilny. To zaś dopiero początek jego problemów! Nie obejdzie się, bowiem bez kolejnych utarczek z policją, a na dokładkę nazistowskie wiedźmy – Die Töchter des dritten Hauses – chcą pozbyć się druida zagrażając przy tym wszystkim jego przyjaciołom. Nie można zapomnieć także o pewnym szemranym rabinie, który uczepił się Atticusa, jak rzep psiego ogona plątając się pod nogami. W tej rozgrywce po prostu nie sposób polegać wyłącznie na własnych siłach, a to oznacza, że mężczyzna będzie musiał zaciągnąć nie jeden dług chcąc poradzić sobie ze wszystkim.

Jeśli ktoś liczył na to, że kolejny tom Kronik Żelaznego Druida przyniesie poprawę stylu to niestety może czuć się zawiedziony, gdy sięgnie po Raz wiedźmie śmierć. Forma języka, w którym napisano książkę nie różni się, bowiem od poprzedniej nadal pozostając prostą i męczącą, ale do przeżycia dla osób mniej drażliwych na tym punkcie. Nie mniej, nie łatwo przejść do porządku z literaturą o tak nieskomplikowanym stylu.

Autor w pełni wynagradza nam jednak wszystkie niedoskonałości warsztatu pisarskiego humorem oraz wartką akcją. Tym, czego nie można odmówić powieści jest właśnie wyjątkowo duża dawka pozytywnej energii zamknięta w wielu zabawnych scenach, barwnych dialogach i niesamowitych wydarzeniach. Dla przykładu podać można fakt wymęczonego brutalnym seksem Atticusa, czy liczne komentarze, jakimi raczy nas Oberon. Także fabuła, choć nie można „zarzucić” jej specjalnej oryginalności, okazuje się zdecydowanie bardziej uwypuklona i bogata w przygody. Albowiem, druid wielokrotnie staje do walki z licznymi przeciwnikami mając u swego boku różnorodnych wspólników, bez których niezaprzeczalnie przegrałby starcie. Nie sposób zaprzeczyć, że w książce ciągle coś się dzieje, akcja z każdą stroną nabiera tempa, zaś bohater nie siedzi bezczynnie, ale zawsze jest w ruchu, co nie pozwala czytelnikowi na nudę.

Tym, co zasługuje na szczególną uwagę jest fakt, iż tym razem Kevin Hearne nie tylko odniósł się do różnych panteonów, ale również sięgnął w głąb chrześcijaństwa ukazując nam siłę ludzkiej wiary, a równocześnie z przymrużeniem oka nawiązując do tematu najpopularniejszej religii. Nie często widujemy w literaturze postać Marii, która między pomocą chorym i uzależnionym znajduje czas na poświęcenie strzał dziwnemu, wytatuowanemu młodzieńcowi z mieczem na plecach. Co więcej, nie każdy za pośrednictwem Matki Bożej przesyła pozdrowienia Jezusowi planując zaprosić go na piwo. I jak tu nie wybaczyć autorowi wszelkich niedociągnięć?

Raz wiedźmie śmierć to część pełniejsza niż poprzednia, wzbogacona o odrobinę dramatu, nieuchronność losu i trudne wybory, ale nadal utrzymana w znanym już czytelnikowi klimacie, któremu pozwolił się oczarować. Doprawdy nie sposób odmówić sobie tej odrobiny przyjemności, jaka płynie z humor tego obłędnego urban fantasy. Prawdę mówiąc, po drugi tom Kronik Żelaznego Druida warto sięgnąć z tych samych powodów, dla których kuszący wydawał się Na psa urok – dla dobrej zabawy, śmiechu i odrobiny absurdu w wyważonych idealnie dawkach.

1 komentarz:

  1. Czytałem i chociaż styl naprawdę męczy, tu masz rację, to warto sięgnąć po tę lekturę. Ma w sobie coś naprawdę ciekawego i w ogóle uwielbiam fragmenty z Oberonem. Jest obłędny, nawet jak na psa!

    Raf

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!