sobota, 10 listopada 2012

Między młotem a piorunem - Kevin Hearne




Tytuł: Między młotem a piorunem
Autor: Kevin Hearne
Wydawca: Rebis
Ilość stron: 408
Ocena: 4+/6





Nie każdy obdarzony jest smykałką w dziedzinie negocjacji, a Atticus O’Sullivan w szczególności nie ma do tego nosa i na pewno nie powinien targować się z osobami, których później nie da się wystrychnąć na dudka. Tak się jednak składa, że u takich właśnie osób druid zaciągnął kilka długów, które teraz musi spłacić narażając przy tym życie. Ale czy mogło być inaczej, kiedy nie potrafi się usiedzieć spokojnie na tyłku? Wątpliwe. Tak więc nie mając innego wyjścia, Atticus wyrusza w drogę do Asgardu skąd musi wykraść magiczne jabłko dla Lakshy, a przy okazji zdobyć niezbędne informacje mające pomóc mu podczas powrotu w to miejsce w roli przewodnika. Jak to zwykle w jego przypadku bywa, narobił niezłego zamieszania zabijając o trzy staruchy za dużo i ratując się usztywnieniem jednego z kruków Odyna. Cóż, nasz rudzielec zawsze słynął z mocnych wejść i efektownych wyjść. To jednak nie jedyny panteon, w którym narobił sobie wrogów, gdyż nieźle zalazł za skórę również Bachusowi, co kwituje efektowny pościg, którego może pozazdrościć nie jeden kierowca. Byłoby niestety zbyt miło, gdyby lista wrogów kończyła się tak szybko, toteż podejrzany rabin wraca w asyście przyjaciół, by dobrać się do skóry zabieganemu ostatnimi czasy druidowi, a tutaj nawet Jezus nie pomoże, chociaż stoi zaraz obok i uśmiecha się głupio, jakby walka o życie naprawdę mogła być czymś zabawnym.

Kevin Hearne po raz trzeci wita swoich czytelników w przepełnionym paranormalnymi istotami Tempe, gdzie niemożliwe staje się możliwe, a człowiek nigdy nie może być pewny tego, co widzi. Niestety, niedługo zabawimy w tym ciepłym miasteczku, które zmienia się z każdą chwilą. Obowiązki wzywają, więc wraz z głównym bohaterem przyjdzie nam spędzić masę czasu na mrozie pośród lodu i śniegu. Tak jak zmieniają się towarzyszące nowej przygodzie zjawiska pogodowe, tak samo ton książki staje się cięższy i poważniejszy, chociaż nie zabraknie tu akcentów humorystycznych, które pozwolą odprężyć się przed ostatecznym starciem, które czeka na bohaterów porywających się z motyką na słońce. Nie ważne, czy wrócą z tarczą, czy na tarczy, gdyż nic już nie będzie takie samo.

Między młotem a piorunem nie jest lekką komedyjką, jaką były dwa poprzednie tomy serii. Wyczuwa się wiszące nad historią widmo śmierci, rozmowy między bohaterami częściej toczą się na poważne tematy, a historie, jakie poznajemy przy ognisku dotyczą narodzin nienawiści względem nordyckiego boga piorunów, chęci zemsty. Autor kładzie także nacisk na temat przemijania i starości, zmian, jakie następują wbrew naszej woli w otaczającym nas świecie. Tym razem nie mamy do czynienia z przypadkową śmiercią ludzkich istot będących marionetkami bogów, ale z zatrzymującym się zegarem biologicznym, z pędzącym czasem, którego nie sposób zatrzymać w miejscu w sposób naturalny.

Całe szczęście, autor nie pozwolił by trzeci tom Kronik Żelaznego Druida ociekał melancholią przeszłości, przygnębiającą atmosferą bliskiej walki, ewentualnej śmierci, czy też poczucia straty, co odcinałoby się wyraźnie na tle poprzednich historii. W chwilach, w których może pozwolić sobie na zabawniejszy komentarz lub wydarzenie Hearne wykorzystuje okazję i wplata luźniejszy wątek, bez którego książka nie byłaby taka sama. Przecież Kroniki pełne są postaci „z jajami”, które muszą pokazać, na co je stać. Co ciekawe, na przykładzie trzech ociekających testosteronem samców autor bardzo wymownie ukazał zasadę rządzącą całym światem mężczyzn. Tak często literatura stara się odkryć myśli i uczucia kobiet, że zapomina o drugiej, mniej skomplikowanej płci, która wydaje się komiczna, jeśli spojrzeć na nią z perspektywy, w jakiej przedstawił to Kevin Hearne. I za to autorowi należą się gromkie brawa!

W przypadku Między młotem a piorunem nie wypada nie wspomnieć o Jezusie i fenomenalnym sposobie, w jaki został on przedstawiony (mój Jezus przyjdzie w wysokich glanach, skórzanej kurtce nabijanej ćwiekami, a za rękę trzymać będzie Judasza). Żale Boskiego Syna wywołują uśmiech na twarzy, ponieważ są naprawdę trafnymi spostrzeżeniami i w komicznym świetle przedstawiają zwyczajnych ludzi, a pokuszę się nawet o stwierdzenie, że również kler. Kolejny wielki plus dla autora!

Kiedy skończyłam czytać Między młotem a piorunem nie mogłam usiedzieć na miejscu. Chciałam wiedzieć, co wydarzy się dalej, wciągnęłam się w historię, która wcześniej była po prostu odskocznią od poważniejszej literatury i problemów dnia codziennego. Przez wszystkie trzy części serii uzależniłam się od cudownych postaci, jakie wykreował Kevin Hearne. Kroniki Żelaznego Druida to mieszanka adrenaliny, feromonów i serotoniny, która uzależnia, ale w ten nałóg naprawdę warto wpaść. Życie wydaje się o wiele ciekawsze, a to podniesie na duchu każdego pesymistę!

1 komentarz:

  1. Motyw pościgu naprawdę był świetny, przyznaję się bez bicia, że miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, kiedy to czytałem. Walka na testosteron dobijała.

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!