Fanfiction
Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XVI
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia
- Zanim jednak pozwolimy żeby jakiś
naćpany demon wywołał jeszcze większy niż dotychczas chaos w
mieście, musimy zebrać jak najwięcej informacji o tym, jakie
zamieszanie już wywołał w poszczególnych miejscach pentagramu. -
Magnus postukał palcami w mapę w miejscach, które nie kryły już
przed nimi żadnych tajemnic. - Wiemy, co spotkało wilkołaki z
watahy Luke'a, jak skończyły wampiry w Du Mort, mamy siebie i
okrojone informacje na temat niektórych czarowników. Teraz z całą
pewnością mogę stwierdzić, że to za mało. Jeśli chcemy pokonać
demona, musimy poznać jego truciznę.
- Truciznę? - Clary spojrzała na
mężczyznę bez zrozumienia.
- Jego uzależnienie. To czym się
truje. - wyjaśnił jej krótko Jace.
Dziewczyna spojrzała na Isabelle i
Aleca, ale rodzeństwo wyraźnie nie chciało rozmawiać o tym, skąd
blondyn czerpał swoją wiedzę na ten temat.
- Hej, czytam książki, dobra?! -
poirytowany chłopak zabiłby wzrokiem, gdyby tylko potrafił. - Nie
jestem alkoholikiem, jak taki jeden! - wskazał na Magnusa, który
zamachnął się ręką, planując zdzielić go w głowę, ale Jace
zrobił unik i wyszczerzył się zadowolony z siebie. - Nie
zaprzeczysz?
- Nie będę kłócił się z idiotą!
- prychnął rozsądnie czarownik, co ucieszyło chłopaka.
- Ponieważ mam rację!
- Czy my naprawdę nie mamy niczego
ważniejszego na głowie w tej chwili, niż debatować nad tym kto
jest, a kto nie jest alkoholikiem? - Catarina przewróciła oczyma,
jakby miała do czynienia z wyjątkowo uciążliwymi dziećmi, co
poniekąd nie mijało się z prawdą.
- Rozprawię się z tobą później. -
Magnus rzucił groźnie do Jace'a i prychnął niczym obrażony
kociak odwracając się do chłopaka tyłem.
- Dlaczego on to robi w moim ciele... -
Alec westchnął ciężko, chowając twarz w dłoniach. Siostra
poklepała go po ramieniu pokrzepiająco.
- Są gorsze rzeczy, które mógłby ci
robić, braciszku.
- To mnie nie pociesza, Izzy. - chłopak
spojrzał na nią poważnie. - To Magnus, a więc moje ciało siedzi
na bombie, która może w każdej chwili wybuchnąć.
- A to cię pocieszyło? - dziewczyna
uśmiechnęła się lekko pod nosem.
- Prawdę mówiąc to ani trochę. -
przyznał Alec i głośno wypuścił powietrze z płuc. Naprawdę
wszyscy mieli większe zmartwienia niż te, które właśnie sobie na
siłę wyszukiwali. Czyżby nerwy dawały im o sobie znać?
- Wynosimy się stąd. - zakomenderował
Magnus. - Catarino, zabierz ze sobą klucze, musimy zamknąć Śpiącą
Królewnę, żeby nikt jej nie odkrył. Nie chcemy żeby sprawa
została przypadkiem rozdmuchana w Podziemiu. Przy okazji, rzuć
kilka zaklęć ochronnych. Przezorny zawsze ubezpieczony, a skoro ja
nie dysponuję swoją mocą, wolę unikać ewentualnej konfrontacji.
Przynajmniej chwilowo.
- Magnusie, nie panikuj. Wiem, co
robić. - kobieta uśmiechnęła się do niego uspokajająco. - Zanim
jednak zabierzemy się do pracy, powinniśmy chyba podzielić teren,
który musimy przeszukać i sprawdzić.
- Słusznie. - czarownik skinął
głową. - W każdej innej sytuacji zastosowałbym metodę dzielenia
pizzy, ale jesteśmy w różnych ciałach, a to wiele utrudnia.
Będziemy działać dwójkami na większym terenie. Jedna trzecia
pentagramu na parę. Catarina i Isabelle przejmą część
południowo-wschodnią aż do południowego zachodu w tym miejscu.
Jeśli moja magia wymknie się spod kontroli, chcę żeby pod ręką
był czarownik, który zdoła wszystko ogarnąć. Północ z
odgałęzieniem na zachód należeć będzie do Clary i Jace'a. Tam
mieści się instytut, więc wolę żeby to wasza dwójka kręciła
się w tamtym rejonie. Ja i Alec zajmiemy się tym wachlarzem na
zachodzie. - przesunął palcem po kolejnym skrawku na mapie. To
spory teren biorąc pod uwagę, że szukamy wszelkich odstępów od
normy, dziwactw i ogólnie tego, co nie pasuje do całej reszty.
Bądźcie ostrożni. Wszyscy mają mieć przy sobie włączone
komórki na wypadek gdyby ktoś potrzebował pomocy. Co dwie godziny,
meldujemy się telefonicznie zgodnie z ruchem wskazówek zegara
począwszy od Jace'a i Clary. To nie jest zabawa, więc chcę mieć
pewność, że wszystko gra. Zaczekajcie. - rzucił nagle i zniknął
za barem, który mieścił się w rogi pokoju. Wrócił z nożem,
niewątpliwie ostrym, sądząc po tym, jak bez większych trudności
pociął mapę na trzy części, wręczając właściwą każdej z
par. - W ten sposób będzie nam łatwiej. Każdy ma dokładnie
wyznaczony obszar i wie, gdzie najlepiej szukać, w zależności od
splotów pentagramu. Nie liczę na to, że uwiniemy się ze wszystkim
dzisiaj. Jest już późno, więc sprawdźmy istoty, które wychodzą
po zmroku. Jutro zajmiemy się tymi dziennymi i całą resztą tej
bajki. No więc... Rozejść się! - zakończył wesołym, chociaż
wymuszonym tonem i ruchem dłoni dał znać towarzyszom, że powinni
zacząć się podnosić.
Catarina wyszła z salonu, wracając po
chwili z kluczami w dłoni. Zadzwoniła nimi cicho, jakby chciała w
ten sposób dać wszystkim do zrozumienia, że czas uciekać.
Upewnili się więc pospiesznie, że nie zostawili za sobą niczego
podejrzanego i po prostu opuścili willę Sigfrida, wracając do
Nowego Jorku tą samą drogą, którą go opuścili.
1/3 pentagramu,
Clary i Jace
Blondyn i jego dziewczyna w ciele Isabelle spojrzeli na siebie trochę
wyczekująco, jakby oceniali, które z nich w naturalny sposób
przejmie dowodzenie, a które się podporządkuje. Nic dziwnego, w
końcu Jace był urodzonym przywódcą, podczas gdy Clary należała
do osób, które nie potrafiły słuchać poleceń i chodziły
własnymi ścieżkami. Współpraca tej dwójki zawsze miała w sobie
coś ze starcia, przepychanki, niewinnej, dziecięcej wojny.
- Od czego zaczynamy? - Clary przerwała ciszę pytaniem, czym
nieświadomie przekazała pałeczkę dowodzenia zadowolonemu z
takiego obrotu spraw Jace'owi.
- Wpadniemy do Instytutu. Dowiemy się czy wszystko gra, powiemy
komuś, że jesteśmy wszyscy na misji, na wypadek gdyby nas szukano,
i zaczniemy sprawdzać nasz obszar od zewnątrz do środka.
- Brzmi jak plan. - przyznała skinąwszy głową dziewczyna.
- Naturalnie, w końcu mój.
- Brzmi jak puste przechwałki. - skomentowała poważnie, nic sobie
nie robiąc z urażonego prychnięcia chłopaka.
Skierowali kroki do sporego, opuszczonego kościoła, a przynajmniej
takim widzieli go Przyziemni. Bez problemu dostali się do środka,
oświetlonego jasno i pełnego ludzi, którzy nawet nie zwrócili na
nich uwagi.
- Raj! - Jace zawołał przechodzącego w pobliżu mężczyznę,
który nie wydawał się zachwycony jego widokiem. Zresztą Raj nigdy
nie był niczym zachwycony. Należał do osób, które najwyraźniej
urodziły się z twarzą wykrzywioną w grymasie niezadowolenia.
Szkoda, ponieważ mężczyzna należał do grupy raczej atrakcyjnych,
a jego ciemniejsza karnacja robiła swoje, dodając mu egzotycznej
urody, której tak ciężko się oprzeć. - Powiedz mi czy w
Instytucie wszystko gra. Ja, Clary i Lightwoodowie jesteśmy na misji
i nie było nas tutaj od wczoraj, a słyszeliśmy pogłoski, że
dzieje się coś niepokojącego.
Mężczyzna zmarszczył brwi, a jego mina wydawała się jeszcze
bardziej ponura niż zazwyczaj.
- Nic mi nie wiadomo o jakichkolwiek problemach w Instytucie. Skąd
macie takie informacje?
- Nieistotne! - Jace machnął lekceważąco ręką. - Najwyraźniej
ktoś musi rozgłaszać jakieś kłamstwa na nasz temat żeby demony
poczuły się pewniej i wylazły z ukrycia. Pewnie trafi się też
kilku Podziemnych, którzy mogą nam zaleźć za skórę jeśli
uznają, że mamy wewnętrzne problemy. Zajmiemy się tym z Clary...
No i z Isabelle, oczywiście! - wskazał na stojącą obok siebie
dziewczynę. - Ale jesteś pewny, że wszystko tutaj gra?
Raj patrzył na blondyna jakby ten był jakimś wyjątkowo dziwacznym
okazem przybyłego na ziemię kosmity.
- OK, OK! Nie było pytania! - chłopak uniósł ramiona w geście
poddania i zwrócił się szybko do swojej towarzyszki - Chodź,
wezmę kilka rzeczy od siebie z pokoju. Na razie, Raj!
Mężczyzna odburknął coś mało uprzejmie i wrócił do swoich
zajęć, jakiekolwiek nie były.
- Czasami zastanawiam się dlaczego trzymamy tutaj takie mruki jak
on. - Jace pozwolił sobie na zgryźliwy komentarz wbiegając po
kilku schodkach na wyższą kondygnację i zmierzając w stronę
swojej sypialni. Clary podążała posłusznie za nim, chociaż nie
miała pojęcia czego blondyn mógłby potrzebować w czasie ich
samozwańczej misji. - Wracamy po mojego misiaczka. Bez niego nie
mogę spać w nocy.
- Hę?
- Zastanawiałaś się właśnie, co chcę zabrać, prawda?
Żartowałem! - chłopak roześmiał się. - Ależ miałaś głupią
minę! Nie sądziłem, że Isabelle potrafi taką zrobić. Auć!
Clary kopnęła chłopaka mocno w tyłek, nie zwracając większej
uwagi na to, w co wbił się obcas jej buta.
- Nie mamy czasu na twoje zabawy, Jace. Zabieraj to, czego
potrzebujesz i już nas nie ma. - tym razem to ona przejęła
dowodzenie i najwyraźniej nie mogła go oddać zbyt łatwo, jeśli
chciała dojść do czegokolwiek. Blondyn był kompetentny kiedy
chciał i bezużyteczny, kiedy tylko miał na to ochotę. Nie było
na to reguły.
Jace otworzył przed dziewczyną drzwi swojego pokoju i wpuścił ją
do środka. Gdyby nie strach przed spotkaniem z matką Isabelle i
Aleca, pewnie zaczekałaby na blondyna przed drzwiami, jednak znając
Maryse Lightwood, wolała uniknąć spotkania z nią twarzą w twarz
będąc w ciele jej córki. Poza tym była już kiedyś w pokoju
Jace'a i nie było w tym nic złego!
Obrzuciła szybkim spojrzeniem wnętrze, które nie zmieniło się
wcale od jej ostatniej wizyty i zamarła patrząc na swojego
rozbierającego się właśnie chłopaka.
- Jace? - wydusiła.
- Muszę się przebrać, daj mi chwilę! - odpowiedział
niewzruszony.
Jasne, dla niego była tylko Isabelle, ale on dla niej był Jacem,
jej chłopakiem, obiektem westchnień, sennych fantazji i sercem
całej tej romantycznej otoczki, za którą szalały nastolatki.
Na Anioła, dlaczego musiała chodzić z taki głupkiem?! Chociaż
musiała przyznać, że i tak była w lepszej sytuacji niż Alec i
Magnus, nawet jeśli w tej chwili nie do końca potrafiła to
szczerze przyznać. W końcu właśnie wpatrywała się w szerokie,
umięśnione plecy blondyna, który starał się znaleźć
odpowiednią koszulkę wśród tak wielu innych, które z jakiegoś
powodu w tej chwili mu nie odpowiadały.
- Jace, jeśli się nie pospieszymy... - próbowała zmienić temat.
- Tak, tak, już! Daj mi chwilę.
Pikanie do drzwi przestraszyło ich oboje.
- Jace? - z zewnątrz dał się słyszeć głos Maryse Lightwood, co
sprawiło, że serce Clary podeszło jej do samego gardła.
Dziewczyna i blondyn spojrzeli na siebie wystraszeni, a chłopak
wskazał jej palcem drzwi szafy. W każdej innej sytuacji Clary
oponowałaby, ale w tej chwili naprawdę nie było czas na myślenie
o całym tym absurdzie, w który się pakowali.
- Daj mi chwilę, chcę się przebrać! - odpowiedział kobiecie
chłopak i zamknął dokładnie drzwi szafy za dziewczyną, która
niemal zwinęła się w kłębek na jej dnie.
Albo będzie siedzieć w szafie Jace'a, albo stanie twarzą w twarz
ze swoją, ale nie swoją matką. W takiej sytuacji naprawdę wolała
się ukrywać, nawet jeśli zewsząd otaczał ją przyjemny i znajomy
zapach jej ukochanego, który był dla niej niedostępny tak długo,
jak długo znajdowała się w ciele jego siostry.
Ironia losu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!