Fanfiction
Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XIV
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia
Catarina uśmiechnęła się smutno i
oparła głowę o ramię mężczyzny. W ten sposób nie widział jej
twarzy, co pozwoliło jej z powodzeniem przewrócić oczyma, aby w
ten sposób pozbyć się napięcia związanego z całą tą grą,
jaką musiała odstawiać.
- Cóż, nie myślmy o tym więcej. -
powiedziała żeby dodać sobie otuchy i sił, a przynajmniej chciała
żeby Sigfrid tak właśnie to odebrał. - Może będzie lepiej jeśli
jednak sobie pójdę. Na pewno jesteś bardzo zajęty, a ja przyszłam
bez zapowiedzi.
- Nie, nie! - mężczyzna poderwał się
z miejsca. - Proszę, zostań. Dopiero co przyszłaś, a przecież na
pewno mamy sobie tyle do opowiedzenia. Nie widzieliśmy się przez
całe wieki! Napijesz się czegoś?
Catarina uśmiechnęła się do niego z
wdzięcznością. Ech, gdyby tylko doszło do tego spotkania w innych
okolicznościach... Sigfrid zawsze był czarujący. Z czasem wydawał
się jej już nazbyt czarujący i to skłoniło ją do odejścia. Ale
teraz? Teraz wydawał się trochę inny. A może tylko jej się
wydawało?
- Może wina? - zaproponowała
niepewnie po chwili namysłu. - Chciałabym oczyścić umysł i
rozerwać się, nie myśląc zbyt wiele o wszystkim, co się
wydarzyło ostatnimi czasy. I bardzo chciałabym odbudować nasze
relacje, spędzić miło czas... - uśmiechnęła się ponownie, tym
razem niezwykle czarująco, zwieszając zalotnie głos.
„Na trzeźwego mogłoby być
trudno...” dodała w myślach. „Co ja wygaduję! Jest tak
przystojny, że i bez wina bym się z nim rozerwała, ale na to nie
ma czasu. Zapłacisz mi za to Magnusie!”.
- Ależ oczywiście, moja droga! -
czarownik podszedł do barku i wyciągnął z niego dwa kieliszki.
Catarina martwiła się przez chwilę, że zdecyduje się na otwarcie
innego wina niż to, które przyniosła, ale na całe szczęście
Sigfrid nie planował zostawiać go na inną okazję. Nalał wina do
pierwszego kieliszka i podał kobiecie. Następnie napełnił drugi i
wyciągnął go w jej stronę. - Za nas! - powiedział raźnie.
- Za nas. - powtórzyła z uśmiechem i
lekko stuknęła swoim kieliszkiem o jego.
Sigfrid już miał wziąć łyk, kiedy
zadzwoniła jego komórka. Catarina zaczęła przeklinać w myślach
tego, który ośmielił się zadzwonić. Mężczyzna wyjął komórkę
z kieszeni z zamiarem jej wyłączenia, ale kiedy tylko spojrzał na
wyświetlacz, zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- Wybacz, muszę odebrać. Zaraz do
ciebie wrócę. - rzucił odkładając wino na stolik i wyszedł z
salonu odbierając telefon.
Szlag! A mogli to szybko zakończyć!
Kiedy tylko za Catariną zamknęły się
drzwi frontowe, Jace dał sygnał przyjaciołom, informując, że
teraz mogą bezpiecznie dostać się na teren posesji czarownika.
Zaraz potem zakradł się pod okno salonu, do którego właśnie
weszły dwie interesujące go osoby. Wprawdzie nie wiedział o czym
rozmawia dwójka czarowników, ale sądząc po tym, co widział,
Catarina całkiem nieźle grała damę w opałach – bezbronną,
smutną, potrzebującą pocieszenia.
Cholera, kobiety naprawdę wiedziały,
jak owinąć sobie faceta wokół palca! Gdyby to Jace był na
miejscu Sigfrida i miał do czynienia z dziewczyną, która mu się
podoba, na pewno dałby się tak samo obrobić. Tak, bez wątpienia
byłby zwykłym mięsem armatnim gotowym spełnić każdą zachciankę
ukochanej.
- Cholera! Myślałby kto, że to
mężczyźni rządzą światem. - prychnął pod nosem.
„Nareszcie!” krzyknął w myślach,
kiedy mężczyzna zaczął nalewać wina do kieliszków.
Jace zacisnął dłonie w pięści, z
otwartymi szeroko oczyma wpatrując się w scenę, której wyczekiwał
z niecierpliwością od samego początku. Jeszcze tylko kilka
milimetrów i...
I co się u licha stało?! Dlaczego
odsunął kieliszek?! Czyżby się domyślił? A może coś wczuł?!
Czy Catarina znalazła się właśnie w niebezpieczeństwie?!
- Szlag! - syknął widząc, jak
czarownik sięga po telefon. - W takiej chwili?
„Zabiłbym tego, który ma takie
wyczucie czasu! Wypatroszył gołymi rękoma! Gdzie leziesz,
ofermo?!” wrzeszczał do siebie w myślach.
Całe szczęście, że był
niewidzialny, ponieważ miny jakie w tamtej chwili robił zdołałyby
rozbawić nawet człowieka stojącego nad grobem bliskiej osoby.
Pośmiewisko murowane. Twarz Jace'a chyba nigdy jeszcze nie była tak
żywa, jak w tamtej chwili, kiedy Sigfrid zniknął mu z oczu.
Zresztą, mina wpatrzonej w okno Catariny również zdradzała
wewnętrzny krzyk. Nocny Łowca był pewny, że kobieta go nie widzi,
ale zapewne domyślała się, że tam jest, że ją obserwuje. Cóż,
zapewne miała także świadomość, że chłopak podziela jej
frustrację.
Na twarzy Jace'a pojawił się uśmiech
rozbawienia. Pomyśleć, że tak przyjemnie i naturalnie
współpracowało mu się z czarownikami. Niemal nie znał Catariny,
a jednak w tej właśnie chwili, kiedy głupi telefon przeszkodził w
ich misternie uknutym planie, czuł więź łączącą go z tą
wiekową kobietą. Więź silniejszą, niż te, które czuł
współpracując ze świeżo poznanymi Nocnymi Łowcami.
Catarina odwróciła wzrok od okna i
spojrzała w stronę drzwi salonu, co powiedziało chłopakowi, że
najwyraźniej Sigfrid właśnie wracał by znowu jej towarzyszyć.
Chłopak miał nadzieję, że telefon
nie był zapowiedzią końca spotkania, że czarownik nie wyprosi
teraz Catariny pod pretekstem niecierpiących zwłoki obowiązków
lub czyichś odwiedzin. W takiej sytuacji Jace wpadłby do tego
cholernego mini-pałacyku i na siłę wlałby to wino do gardła
czarownika.
Jakby na to nie spojrzeć, nie lubił
bezczynności, a w tej chwili tylko na nią był skazany. Jak to w
ogóle możliwe, że tyle się dzieje w Świecie Cieni, a on zamiast
działać musi ciągle być bierny? W końcu wyczekiwanie,
przeglądanie książek i archiwów oraz spacerki z Instytutu do
Magnusa, od Magnusa do Catariny, od Catariny do Sigfrida ciężko
było nazwać aktywnym udziałem w akcji.
„No dalej, podnieś kieliszek. Dobry
chłopiec! A teraz pij. Pij do dna. Pokaż pani, że potrafisz
dotrzymać jej towarzystwa jak należy.”
Blondyn patrzył w napięciu, jak
Sigfrid wychyla kieliszek wina i uśmiechając się do Catariny
podejmuje rozmowę na jakiś temat. Kobieta tylko bawiła się swoim
trunkiem, przykładała go do ust i odsuwała, kiedy wygłaszała
swoje długie tyrady. Grała na zwłokę, jak domyślił się Jace.
Czarownik nadal trzymał się na nogach, jakby nigdy nic, więc
presja musiała być ogromna.
Kobieta przysunęła się bliżej
Sigfrida i odłożyła swój kieliszek na bok. Najpierw dolała wina
mężczyźnie, a następnie odrobinę sobie, żeby stwarzać pozory
powolnego sączenia trunku. Nie podała jednak kieliszka
towarzyszowi. Nie chciała być zapewne natrętna, żeby nie zaczął
być podejrzliwy. Wsunęła za to rękę we włosy czarownika, bawiąc
się nimi w zalotny sposób, co wielu mężczyzn doprowadziłoby do
szału.
Jace był z niej dumny. Catarina
doskonale wiedziała jak postępować z facetami. Palcami drugiej
dłoni wodziła subtelnie po linii szczęki oraz szyi Sigfrida i
przyglądała mu się rozmarzonym wzrokiem. Umiejętnie pokierowała
jego głową w taki sposób, żeby widział wyraźnie jej piersi,
pochyliła się nad jego uchem i szeptała coś.
Nocny Łowca przełknął ciężko
ślinę. Tak, gdyby to on znalazł się w takiej sytuacji, na pewno
zaschłoby mu w ustach. I najwidoczniej nie tylko jemu, ponieważ
Sigfrid sięgnął po wino i wypił duszkiem kolejny kieliszek.
„Cholera, ten to się trzyma!” Jace
przeklinał w myślach mężczyznę, który wciąż był
niewzruszony. „Jeśli to nie zadziała, będę musiał wkroczyć do
akcji. Działaj, działaj, działaj, do cholery!”.
Catarina właśnie nieśmiało
pocałowała swojego towarzysza w policzek, a następnie w żuchwę i
brodę. Musiała omijać usta, to oczywiste, ale jednocześnie
musiała to robić tak, żeby nie wydało się podejrzane.
Sigfrid położył dłonie na jej talii
i spojrzał jej w oczy.
„Dobra, koniec tego! Czas wkroczyć.
Nie mogę pozwolić żeby się tak miała poświęcać!”
Jace wyprostował się przy oknie z
zamiarem zapukania, odwrócenia uwagi czarownika, kiedy zauważył,
że ten zaczyna się kiwać i nagle osuwa do tyłu na podłokietnik
sofy.
- Nareszcie!
Chłopak patrzył jak kobieta upewnia
się, że Sigfrid aby na pewno jest nieprzytomny i dała mu znak żeby
podszedł do drzwi frontowych. Nie trzeba było go prosić dwa razy.
Zdjął z siebie zaklęcie niewidzialności i stając przed głównym
wejściem do rezydencji zamachał na swoich schowanych w różach
przyjaciół.
Catarina otworzyła drzwi z
westchnieniem ulgi.
- Myślałam, że się nie uda. -
przyznała żeby rozładować napięcie, które nadal odczuwała.
- Przyznaję, że sam miałem
wątpliwości, ale najgorsze mamy już za sobą. - poczekał na
przyjaciół zanim rzucił cicho, konspiracyjnie. - Musimy go teraz
bez słowa przenieść do innego pokoju.
- Najlepiej takiego, który jest
wystarczająco odległy od tych, które nas interesują. - przyznał
mu rację Alec. - Nie możemy dopuścić do tego, żeby słyszał
nasze rozmowy i wiedział, że coś jest nie tak. Później możemy
go obudzić i odgrywać dalej tę szopkę.
- Muszę się z wami zgodzić. Może
nam być jeszcze potrzebny, więc lepiej nie palić tego mostu za
wcześnie. - Magnus skinął głową dwójce parabartai. -
Cat, mogłabyś się tym zająć? Jako jedyna panujesz nad magią.
- Nie ma problemu. Zamelinuję go w
jego sypialni. Tam na pewno nie będziemy wchodzić. - kobieta
odwróciła się szeleszcząc suknią i zniknęła im z oczu.
- W takim razie zapraszam w moje
skromne progi. - Jace uśmiechnął się szeroko pokazując pełny
garnitur zębów i machnął ręką w głębokim ukłonie. -
Wchodźcie i rozgośćcie się.
Jego towarzysze pokręcili głowami
przewracając oczyma. Po kolei mijali w drzwiach wciąż zgiętego w
pół chłopaka i nie mówiąc ani słowa kierowali się w stronę
głównych schodów, a stamtąd prosto do salonu, z którego Catarine
właśnie magicznie lewitowała nieprzytomnego, śpiącego
czarownika.
Grupa Nocnych Łowców mimowolnie
zwróciła uwagę na fakt, iż wbrew temu, co mówił Magnus, Sigfrid
wcale nie wydawał się wyglądać tak koszmarnie, jak został im
przedstawiony. Każde z nich zachowało to jednak dla siebie, w
myślach odhaczając pierwszą część planu jako wykonaną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!