Fanfiction
Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XVII
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia
Jace wziął głęboki, uspokajający
oddech i otworzył drzwi.
- Maryse, - wypowiedział imię
stojącej pod drzwiami kobiety w ramach powitania. - W czym mogę ci
pomóc?
- Gdzie twoje rodzeństwo? - Maryse
rozejrzała się pospiesznie po pozornie pustym wnętrzu pokoju.
- W terenie. - odpowiedział chyba
trochę zbyt szybko i nadgorliwie, sądząc po podejrzliwym
spojrzeniu kobiety. - To znaczy, Isabelle jest chyba w swoim pokoju,
wróciliśmy zabrać kilka rzeczy i wracamy do pracy. Alec i Clary
są... w terenie. - przez chwilę miał zamiar dorzucić do
wszystkiego imię Magnusa, jednak wiedział, że to wcale nie
uspokoiłoby jego przyrodniej matki. Wręcz przeciwnie. Byłaby
wściekła wiedząc, że jej pierworodny włóczy się po mieście w
towarzystwie swojego chłopaka, który był jej solą w oku.
Towarzystwo Clary nie byłoby tu żadną pociechą. Każdy, kto znał
dziewczynę wiedział, że była sercem i duszą za związkiem
młodego Lightwooda z zaprzyjaźnionym czarownikiem. Problem w tym,
że Maryse Lightwood znała Magnusa Bane'a jeszcze jako członek
Kręgu, co sprawiało, że ich wzajemne stosunki do przyjacielskich
nie należały.
- W terenie... - kobieta powtórzyła
za Jacem powoli, jakby ważyła te słowa, starała się je poczuć,
wyłapać w nich smak kłamstwa.
- Coś odkryliśmy i może nawet
wyjdzie z tego misja, ale najpierw musimy to sprawdzić. Nie chcemy
niepotrzebnie wszczynać alarmu. Znasz tę historię o pastuszku i
wilku, wiesz tę, w której pastuszek straszy mieszkańców wioski, a
kiedy naprawdę zjawia się wilk, nikt mu już nie wierzy. Żeby tego
uniknąć, postanowiliśmy najpierw sprawę zbadać, a dopiero
później panikować. I dlatego nikt poza nami o niczym jeszcze nie
wie.
- Jace, zdajesz sobie sprawę z tego,
że twoje wyjaśnienie brzmi bardzo pokrętnie i na kilometr śmierdzi
kłamstwem?
- Tak, mam tego świadomość, ale to
nie jest kłamstwo. Badamy sprawę, o której nikt nie wie. -
przynajmniej w Instytucie, dodał w myślach. - Zaufaj nam i daj
trochę swobody.
- Jace, czy ja wam kiedykolwiek ufałam?
- Touché! Ale tym razem musisz nam
zaufać, Maryse. Nie jesteśmy tutaj nikomu potrzebni, a w mieście
wiele się dzieje, nawet jeśli w Instytucie nikt o tym nie wie.
Poszukaj Isabelle, ona na pewno powie ci to samo.
- Najwyraźniej nie mam wyboru. -
kobieta poddała się. - Proszę cię tylko żebyście na siebie
uważali i dajcie od czasu do czasu jakiś znak życia. Chciałabym
wiedzieć, że nic wam nie jest.
- Jasne! - blondyn uśmiechnął się
szeroko i rozłożył ramiona zapraszająco.
Jego przyrodnia matka uściskała go
mocno i poklepała po plecach.
- Pójdę już, może zdołam złapać
Isabelle zanim wyjdziecie. - Maryse uśmiechnęła się
melancholijnie, jakby właśnie zaczęła żałować, że jej małe
dzieci tak szybko dorastają i wyszła z sypialni Jace'a, dzięki
czemu chłopak mógł zamknąć drzwi, zanim Clary wypadła z szafy
na podłogę, jak jakaś upchnięta na siłę góra ubrań.
- Auć, moje biodro. - jęknęła.
- Prawdę mówiąc to tylko czekałem,
aż szafa zacznie się przez ciebie otwierać i będę musiał się o
nią oprzeć żebyś nie wyleciała tak jak teraz.
- Och, zamknij się! Było mi
niewygodnie i straciłam trochę równowagę. Nie sądziłam, że
ktoś to usłyszał.
- Cała szafa się zatrzęsła.
- Niemożliwe!
- Możliwe, Clary i nie zapominaj, że
jestem genetycznie zmodyfikowanym Nocnym Łowcą, na którym
Valentine przeprowadzał swoje eksperymenty. Coś takiego jak ruch
szafy, kiedy ktoś się w niej gzi, nie umknie mi na pewno. To tak na
wypadek gdybyś planowała ukrywać w niej Simona.
- Jak słowo daję, Jace, zrobię ci
dzisiaj krzywdę! Ale to później, teraz wynośmy się stąd, póki
Maryse kręci się wokół pokoju Isabelle.
Dwójka Nocnych Łowców opuściła
pokój Jace'a i przemknęła pospiesznie do wyjścia. Zdołali
wymknąć się na zewnątrz niezauważeni przez nikogo, a
przynajmniej nikogo ważnego, i teraz pospiesznie oddalali się od
Instytutu.
Dzięki tej wizycie, Clary mogła
odznaczyć przynajmniej jedno miejsce na ich mapie miasta.
Najwyraźniej nikt, poza ich drobną grupką, nie ucierpiał podczas
nocnego oberwania chmury i przywoływania demona. Szczęście w
nieszczęściu, chciałoby się powiedzieć. Tym bardziej, że nie
mogli mieć nigdy całkowitej pewności, że ktoś podobnie jak oni
nie stara się ukryć szkód, jakie poczynił pentagram.
Tak jak mieli to w planach, rozpoczęli
oględziny swojej części miasta od śledzenia linii pentagramu, a
więc miejsc, w których działanie magii było podczas przywołania
najsilniejsze. Początek był najłatwiejszy, ponieważ śledząc
godziny zamknięcia poszczególnych sklepów, mogli ustalić, że w
interesującym ich czasie, nikogo nie powinno być w środku. Tym
samym wyładowania magii trafiały tutaj w próżnię. Problemy
zaczęły się, kiedy dotarli do pierwszego domu mieszkalnego,
ponieważ tam prawdopodobieństwo następstw przywołania wzrastało
zdecydowanie.
- No dobrze, geniuszu. I co teraz? Nie
zapukam żeby zapytać, czy nie wydarzyło się ostatnio nic
podejrzanego. Widziałam to w jednym serialu, ale to słaby pomysł.
Nie wkradniemy się też do środka, bo to nie ma do końca sensu.
- Możemy to połączyć. Ty będziesz
zagadywać mieszkańców i spróbujesz z nich coś wycisnąć, a ja w
tym czasie będę wchodził do domu żeby się rozejrzeć.
- Będą stać w drzwiach, nie
wślizgniesz się. - dziewczyna spojrzała na chłopaka z
powątpiewaniem. - Zresztą jak to sobie wyobrażasz? Będę pukać i
wciskać kit, że ktoś porwał mojego pieska, wysłał mi list z
żądaniem okupu, ale policja ma to w nosie, bo chodzi o psa, więc
biorąc sprawę w swoje ręce chciałam zapytać, czy nie widzieli
lub słyszeli czegoś podejrzanego, bo wszystko może mieć
znaczenie? Jace, proszę cię, nie próbuj nawet udawać, że to
dobry pomysł, ponieważ taki nie jest.
- Masz lepszy?
- Nie, ale to nie znaczy, że
skorzystamy z tegooo
Zanim jednak dziewczyna zdążyła
postawić kropkę na końcu zdania, Jace zadzwonił do drzwi i
aktywował runę niewidzialności. Clary została postawiona przed
faktem dokonanym.
- Zabiję cię później! - syknęła,
ponieważ ktoś właśnie otwierał drzwi. - Dzień dobry! -
dziewczyna podeszła bliżej, mając nadzieję, że stojąca w
wejściu kobieta uzna, że właśnie miała zamiar odejść żeby się
nie naprzykrzać. - Nazywam się Clary... Clarissa Morgenstern. -
uznała, że lepiej podać dane bliskie rzeczywistym, ale nieużywane.
Tak dla bezpieczeństwa. - Przepraszam, że tak panią nachodzę, ale
czy ostatnio nie wydarzyło się w okolicy coś dziwnego? Cokolwiek,
co odbiegałoby od normy. Naprawdę wszystko może mieć znaczenie,
nawet dziwne zachowanie zwierzaka. Widzi pani, chodzi o to, że ktoś
ukradł mojego pieska. Takiego małego, białego pudla. Wabił się
Jace. - dziewczyna udała zrozpaczoną. Miała nadzieję, że jej
chłopak słyszał, co właśnie powiedziała. Niech wie, że
„awansował” na pudla. - To tylko pies, więc policja nie chce
się tym zająć, ale ja nie chcę się poddać. Odkryłam, że w
ostatnich miesiącach zginęło o wiele więcej zwierząt - starała
się wykorzystać uroki ciała Isabelle, jej duże, ciemne oczy, aby
były jak czarne jeziora smutku i wrodzony urok osobisty, którym
ciemnowłosa potrafiła zaskarbić sobie serca innych. Naturalnie
Izzy miała także inne talenty, w szczególności, kiedy chodziło o
zawrócenie komuś w głowie, ale w tej chwili nie było jej to
szczególnie potrzebne.
- Prawdę mówiąc złotko, nie jestem
pewna. - kobieta w średnim wieku, która otworzyła drzwi, a teraz
słuchała jej cierpliwie, podrapała się po brodzie. - Nie
przypominam sobie nic osobliwego, chociaż mój Miluś niedawno
zachorował. Biedactwo straciło wszystkie pióra. Weterynarz
podejrzewa, że to jakiś wirus. Och, tak mi przykro z powodu twojego
pupila. Mam nadzieję, że to znajdziesz.
- Dziękuję pani. Cóż, będę szukać
dalej. Do widzenia i zdrowia dla Milusia. - Clary uśmiechnęła się
do kobiety i odwróciła powoli, czekając aż ta zniknie za
drzwiami.
To było koszmarne! Gdyby trafiła na
kogoś mniej nawiedzonego, mogłaby nawet wpakować się w kłopoty.
Podejrzana dziewczyna chodząca od domu do domu i zadająca dziwne
pytania utrzymując, że chodzi o jej porwanego pudla, nie budziła
zaufania innych.
To nie miało sensu. Najmniejszego!
Musieli znaleźć inny sposób, musieli coś wymyślić. Czuła, że
w ten sposób tylko wpakują się w jakieś kłopoty, a tych wolała
uniknąć. Przynajmniej teraz, kiedy nie do końca była sobą.
- Dobra, robimy to jeszcze raz! Może
tym razem wejdę do domu. - Jace potarł o siebie dłonie w geście
zdradzającym niecierpliwość i gotowość do działania.
- Nie! - Clary złapała go za ramię
zatrzymując. - To debilizm i ja nie zamierzam dalej brać w tym
udziału. To nam nie pomoże i dlatego musimy znaleźć inne
rozwiązanie.
- Jakie?! - blondyn prychnął
poirytowany. - Daj spokój Clary, nic innego nie wymyślimy. Musimy
iść na żywioł!
- Ty jesteś mięśniami, a ja mózgiem,
więc daj mi pomyśleć. - dziewczyna zakryła mu usta dłonią żeby
go uciszyć. Czy istniał jakiś sposób żeby dowiedzieć się
czegoś na temat ludzi mieszkających w domach na liniach pentagramu?
Musiał być!
- Hympf hym hymmym. – wymamrotał
Jace zza jej dłoni.
- Co?
- Humpf hum hummym. - powtórzył.
- Nie rozumiem, co mówisz. -
prychnęła.
- Więc zabierz tę rękę! - warknął,
kiedy złapał ją za nadgarstek i odsunął dłoń od swojej twarzy.
- Mówię żebyśmy spróbowali jeszcze tylko raz. Jeden raz, Clary.
Może to nam podpowie jakiś nowy pomysł, dobra? Tutaj, w tym domu z
ładnym ogródkiem. Wygląda na miejsce, gdzie mieszkają dobrzy,
uczciwi ludzie.
- Jace... - Clary wahała się przez
dłuższą chwilę. - Ale tylko tutaj, dobrze?
- Jasne, masz moje słowo!
- I tak mi się to nie podoba. -
mruknęła dziewczyna i zadzwoniła do drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!