Fanfiction
Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XIII
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia
O wyznaczonej wcześniej godzinie,
Magnus zaczął wyganiać swoich towarzyszy z domu. Był niecierpliwy
i chciał jak najszybciej przejść do działania i konkretów. Był
przecież człowiekiem czynu i nawet on irytował się bezczynnym
siedzeniem na tyłku i niekończącym się planowaniem. Teraz
wszystko to miało się zmienić, teraz miał przejść do akcji i z
całą mocą czuł na sobie ciężar niedalekiej przyszłości.
Zresztą nie tylko on. Jego przyjaciele
zapewne również powtarzali w myślach to jedno istotne pytanie: „a
co zrobię jeśli...?”. „Co zrobię jeśli czarownik się nie
nabierze?”, „Co zrobię jeśli eliksir nie zadziała?”, „Co
zrobię jeśli będzie miał gościa, który nie będzie skory
wyjść?”. Zadziwiające jak wiele może się nie udać, w
przypadku prostego, banalnego wręcz planu.
- Chyba zaraz zwymiotuję. - Alec objął
ramionami brzuch, ale dzielnie parł do przodu chodnikiem, nie
zatrzymując się ani na krok. Przyjaciele musieli tylko przekręcić
głowy pod odpowiednim kątem, aby móc na niego spojrzeć. - No co?
To nie moja wina, że to ciało reaguje na stres nudnościami!
- To nie prawda! - oburzona Clary
zmierzyła chłopaka ostrym spojrzeniem. - Nigdy nie wymiotowałam ze
stresu, ani nawet nie byłam temu bliska!
- Po prostu nie zwracałaś na to do
tej pory uwagi. Dla ciebie to było normalne. - Alec rozłożył
ramiona na boki. - To ciało jest jak pies Pawłowa! Nawet zaczyna
się ślinić, kiedy tylko czuje zapach palonej kawy!
Cóż, w to akurat Clary potrafiła
uwierzyć. Winna! Już od pewnego czasu podejrzewała, że jest
uzależniona od kofeiny, więc teraz nie mogła zaprzeczyć słowom
Aleca.
- Alec, znowu przesadzasz. - Jace
westchnął ciężko klepiąc przyjaciela po ramieniu.
- Doprawdy? - młody Lightwood spojrzał
groźnie na przyjaciela.
- Zawsze mogłeś obudzić się w ciele
naszej matki. - Isabelle ruszyła przyrodniemu bratu na ratunek. - Co
byś wtedy powiedział, braciszku?
- Nienawidzę, kiedy masz rację.
- Wiem. - Izzy posłała Alecowi jeden
ze swoich najsłodszych i najbardziej niewinnych uśmiechów.
Poklepała go po ramieniu tak, jak wcześniej zrobił to Jace.
Magnus uśmiechnął się pod nosem.
Nocni Łowcy chyba nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że
potrafili bez najmniejszego problemu rozładować napiętą
atmosferę. Wystarczyło pozwolić im na chwilę dziecinnego
przekomarzania się i rezultaty były natychmiastowe.
Komórka w jego kieszeni zawibrowała,
odebrał więc nadal zadowolony, co było słychać w jego głosie i
czego jego rozmówczyni nie zapomniała skomentować.
„Dobrze się bawisz?” komórka
zniekształcała nieznacznie głos Catariny.
- Nie najgorzej. - opowiedział
zaczepnie. - Jesteśmy już niedaleko.
„Tym lepiej, ponieważ ja jestem
gotowa i mam dosyć czekania. Chcę mieć to już z głowy. Mam
odnowić znajomość z kimś, kogo planowałam nie widzieć przez
najbliższe kilka stuleci. Nawet teraz jest na to dla mnie zbyt
wcześnie. W każdym razie, robię to dla większego dobra, więc
lepiej się pospiesz zanim obleci mnie strach i zmienię zdanie.”
- Jasne, daj nam pięć minut. -
pożegnał się z przyjaciółką i popędził swoją ekipę.
Catarina wyglądała naprawdę pięknie.
Wystroiła się i Magnus był pewien, że Sigfrid nie odmówi, kiedy
kobieta zaproponuje mu kieliszek wina. Nawet jeśli nadal będzie na
nią wściekły za to, jak go potraktowała, na chwilę zapomni o
urazach i wpadnie w zastawione na niego sidła. Zresztą, nawet jeśli
już pogodził się z rozstaniem i szalał za kimś innym, w co
Magnus nie wątpił znając wielu innych czarowników pokroju
Sigfrida, to nie odmówi sobie spędzenia chwili w towarzystwie tak
pięknej kobiety. Nie wspominając już o poczuciu wyższości jakie
będzie mu towarzyszyć, kiedy Catarina pojawi się na jego progu z
przeprosinami na ustach, z wyśmienitym winem w dłoni i w
niewątpliwie najlepszej sukni jaką posiada. Może trochę
staromodnej, ale przypominającej im obojgu o spędzonych wspólnie
chwilach. O tak, Magnus nie miał najmniejszych nawet wątpliwości,
że Sigfrid wpadnie jak śliwka w kompot.
- Wyglądasz olśniewająco! -
skomplementował przyjaciółkę.
- Za to ty nadal nie jesteś sobą,
więc załatwmy to czym prędzej, żebym mogła wcisnąć się w
swoje dresowe spodnie i odpocząć jak należy. - cóż, flirt z
Catariną nigdy nie należał do najłatwiejszych zadań. Ta kobieta
potrafiła być czuła, kochająca i jednocześnie oschła i zimna
jak gdyby te cechy wcale się nie wykluczały. Może dlatego miała
takie powodzenie wśród szemranych typów, którzy zawsze grali
Magnusowi na nerwach.
- Wino. - podał kobiecie ładnie
zapakowany trunek i uśmiechnął się szeroko. - Tylko nie próbuj
kosztować, bo będzie nam ciężko znaleźć księcia do pocałunku,
który cię obudzi.
- O to się nie martw. Nawet twoje
najlepsze wina nie są w stanie mnie skłonić do picia w
towarzystwie Sigfrida. - Catarina zamarła z palcami o centymetr od
czoła. Niemal się zapomniała i przesunęła dłonią po włosach,
co najpewniej skończyłoby się długim i wyczerpującym
poprawianiem fryzury, a tego akurat wolała uniknąć dla dobra
własnej psychiki. Zawsze stawiał na prostotę i poręczność, co
bardzo jej pomagało podczas pracy. Nad upięciem włosów w sposób,
który przynajmniej minimalnie będzie pasował do jej stroju
spędziła wieki. Nie przeżyłaby kolejnej udręki. - Dobrze, miejmy
to za sobą. - powiedziała i skupiła się na wyczarowaniu
stosownego portalu.
Przeszła przodem, a za nią podążyli
Nocni Łowcy. Magnus w ciele Aleca przeszedł przez mieniącą się
fioletem zasłonę energii jako ostatni. Uwielbiał to uczucie. To
subtelne, słodkie niemal ssanie w żołądku i łaskotanie
odsłoniętej skóry, kiedy magia otaczała ciało niczym woda. Jakże
żałował, że bez magii musiał ograniczyć się do głupich
spacerów i komunikacji miejskiej! Tylko Catarina ratowała sytuację
i nie pozwalała mu zapomnieć, jakim jest szczęściarzem będąc
tym kim jest. A przynajmniej kim był.
Dom Sigfrida był pokaźną willą,
którą można było dostrzec w oddali nawet bez użycia run.
Odznaczał się na tle lasu bielą i złotem, jakby ktoś wyciągnął
go z jakiejś naiwnej bajki dla napalonych na książęta nastolatek.
Nikt nie zdziwiłby się nawet, gdyby przed wejściem stała kareta
zaprzężona w kilka koni. A już na pewno nie dziwiłby się temu
Magnus. Sam podejrzewał, że nadal ma sentyment do końca XVIII i
początków XIX wieku.
Catarina poprowadziła ich w stronę
willi rzadko uczęszczaną, osłoniętą przez drzewa drogą. W
przeciwieństwie do swoich towarzyszy, znała te rejony jak własną
kieszeń, ponieważ wielokrotnie odwiedzała swojego byłego
kochanka, nie mówiąc już o spacerach, przejażdżkach konnych,
piknikach. Niechciane wspomnienia powracały, kiedy mijała miejsca,
które wydawały się równie niezmienne, co sami czarownicy. Czy
dawne uczucia również do niej powrócą, kiedy po tak długim
czasie spotka się z Sigfridem?
- Tutaj musicie się zatrzymać. -
powiedziała, kiedy tylko kilka kroków dzieliło ich od wyjścia na
otwarty teren. - Jace, bądź tak miły i użyj runy niewidzialności.
- zwróciła się do blondyna. - Kiedy wejdę do środka, będziecie
mogli swobodnie podejść bliżej i ukryć się w różach rosnących
przy ogrodzeniu. Mam nadzieję, że nadal tam rosną... Idziemy! -
spojrzała w miejsce, gdzie jeszcze chwilę wcześniej stał Jace.
Biorąc głęboki, uspokajający oddech
ruszyła przed siebie. Próbowała myśleć o tym, co będzie robiła,
kiedy wróci do domu i zostawi wszystko to za sobą. Usiądzie w
salonie z książką na kolanach i włączonym telewizorem. Może z
nudy obejrzy powtórkę jakiegoś serialu kryminalnego. Napije się
kawy, zje kilka czekoladek i po prostu będzie wiodła dalej swoje
owocne, chociaż nudne i monotonne życie pielęgniarki.
Brama prowadząca na teren rezydencji
Sigfrida była otwarta, co mogło świadczyć o obecności w domu
gościa lub nieobecności pana domu. Mimo wszystko kobieta
postanowiła nie skłaniać się ani do pierwszej, ani do drugiej
opcji. Stając na ganku zachęciła niewidzialnego Nocnego Łowcę do
zrobienia szybkiego rekonesansu i uśmiechnęła się słysząc cichy
pomruk zgody. Teraz musiała tylko czekać. Próbowała odliczać
sekundy, ale tylko się przy tym irytowała, więc zamiast tego
gładziła palcem liście oplatającej poręcz rośliny.
- Nikogo nie widać, więc chyba jest
czysto.
Kobieta aż podskoczyła, kiedy Jace
odezwał się niespodziewanie, stojąc niewidzialny tuż obok niej. O
mały włos nie upuściła butelki z winem, czego Magnus na pewno by
jej nie wybaczył i co mogłoby ich wiele kosztować.
- Dobrze. - szepnęła i niewiele
myśląc nacisnęła na dzwonek, którego cicha, przyjemna dla ucha
melodyjka dobiegła z drugiej strony drzwi.
Catarina zaczynała już poważnie
wątpić w to, że czarownik jest w domu, kiedy drzwi niespodziewanie
stanęły otworem, a ona drgnęła zaskoczona gwałtownym ruchem.
Z początku go nie poznała. Wyglądał
zgoła inaczej niż go zapamiętała, kiedy spotykali się całe
wieki wcześniej. Nadal był wysoki i szczupły, jednak teraz wydawał
się jej mniej kanciasty i chyba nawet przystojniejszy. Och, dobrego
wyglądu nie mogła mu odmówić nigdy, bez względu na to, co mówił
o nim Magnus, ale teraz mogła przyznać z całą powagą, że czas
niewątpliwie służył Sigfridowi.
Jego oczy nadal są ciemne, niemal
czarne, jednak mają w sobie blask, którego dawniej nie miały.
Włosy, dawniej mysie, jak określił to Magnus, mieniły się
różnymi odcieniami blondu, przez co w słońcu przypominały niemal
złote wstęgi brokatu. Nawet jego rogi, zakręcone nieznacznie na
środku, miały w sobie coś uroczego. Jak Catarina mogła go rzucić?
Ubrany w modny garnitur z białego lnu wydawał się młodym bóstwem.
- Cat? - mężczyzna wpatrywał się w
nią zaskoczony, ale jego mocny, zachrypnięty lekko głos sprowadził
kobietę znowu na ziemię.
- Tak, to ja. - powiedziała zagubiona.
- Mogę wejść?
- Oczywiście! Wchodź! - czarownik
odsunął się robiąc jej miejsce. - Jestem zaskoczony. Minęło tak
wiele czasu.
- Tak. To prawda. - Catarina spojrzała
na trzymane w rękach wino i powoli zebrała myśli. Nie, nie
zrezygnowała z pomocy Magnusowi. Nie ważne jak zniewalający wydaje
się jej Sigfrid. Jeśli ma coś wspólnego z tym pentagramem na
planie miasta, wolała dowiedzieć się o tym zanim znowu się w nim
zakocha.
Mężczyzna wprowadził ją do salonu i
z galanterią wskazał miejsce na sofie.
- Ach, właśnie! To dla ciebie. -
powiedziała podając mu butelkę z zakłopotanym uśmiechem, który
był elementem jej gry, do której wróciła po chwilowym
zamroczeniu. Usiadła. - Chciałam przeprosić za to, jak cię
dawniej potraktowałam. Słyszałeś o Ragnorze, prawda? - mężczyzna
skinął głową. - Jego śmierć uświadomiła mi, że może i
jesteśmy wieczni, nieśmiertelni, ale jednak można nas zabić.
Zastanawiałam się nawet ile osób, które znałam, które zostawiły
swój ślad w moim życiu już nigdy nie będzie jego częścią. -
spojrzała na rozmówcę smutnymi oczyma. - Wiem, że już za późno
żebyśmy mogli znowu być razem, ale chcę mieć w tobie
przynajmniej przyjaciela. Tak bardzo mi przykro... - pociągnęła
nosem. Nawet nie wiedziała, że potrafi tak dobrze grać. Chociaż
gdyby Sigfrid nie był tak zaskoczony jej obecnością na pewno
domyśliłby się, że podejrzanie dużo mówi. Cóż, widać trzeba
się trochę nachylić i pokazać dekolt.
- Och, Cat! - czarownik usiadł obok
niej i ujął jej dłonie w swoje.
Rybka połknęła haczyk!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!