Fanfiction
Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XI
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia
- Doprawdy, Catarino, musisz zadbać o
kondycję. Ile czasu potrzebujesz żeby pokonać dystans ze swojego
salonu do kuchni?
- Doprawdy, Magnusie, musisz zacząć
uważać na słowa, jeśli nie chcesz żeby ktoś uszkodził trwale
tę twoją śliczną buźkę.
- Czyżby wyczuwał groźbę w twoich
słowach?
- Obietnicę, Magnusie. Obietnicę.
Dwójka czarowników uśmiechnęła się
do siebie porozumiewawczo niczym psotne dzieci. Nie ulegało
wątpliwości, że musieli być ze sobą blisko i znać się
doskonale. W końcu nie każdy może pozwolić sobie na taką
poufałość w kontaktach z Wysokim Czarownikiem Brooklynu. Nawet
Isabelle traktowała go bardziej jak zaprzyjaźnionego nauczyciela,
niż jak „kolegę z piaskownicy”, mimo że przecież był
chłopakiem jej brata. Widać wieki znajomości oraz umiejętności
magiczne robiły swoje.
- Więc, w czym mogę wam pomóc?
- Musisz rzucić kilka zaklęć. Są
trudniejsze i obawiam się, że Isabelle może sobie nie poradzić.
Dziewczyna w ciele Magnusa skinęła
energicznie głowżą przyznając mu rację. Oszukiwanie się nie
miałoby najmniejszego sensu. Proste zaklęcie mogło jej jakimś
cudem wyjść, ale te skomplikowane mogły doprowadzić do
katastrofy. Nie chciała niepotrzebnie tracić czasu na bezustanne
powtarzanie tych samych etapów warzenia eliksiru tylko dlatego, że
wyśpiewała jedną sylabę na złą melodię lub położyła akcent
w niewłaściwym miejscu. To byłoby zbyt frustrujące dla osoby z
jej temperamentem i energią do działania.
- To jednak nie zwalnia cię z
obowiązku towarzyszenia mi i uczenia się, Isabelle. - Magnus
zwrócił się do dziewczyny tonem mentora, który brzmiał dziwnie w
ustach jej brata. Ilekroć Alec próbował osiągnąć ten sam efekt,
zawsze musiał zrobić coś nie tak, przez co Izzy miała ochotę
wybuchnąć śmiechem lub musiała go w czymś poprawić. Jak na
starszego brata Alec był doprawdy słodki.
- Tak, wiem. Jak długo jestem w twoim
ciele, może mi się to przydać. - odparła zdawkowo.
Magnus posłał jej zadowolone
spojrzenie „dumnego tatuśka”. Tą myślą wolała się jednak z
nim nie dzielić dla własnego dobra. Szczerze wątpiła czy wiekowy
czarownik doceniłby ten drobny żarcik.
W tym samym czasie Alec zaczął
narzekać na wszystko, począwszy od pozycji, w której siedział, aż
po obolałą skórę głowy, czego powodem były opłakane
umiejętności fryzjerskie Jace'a. Zdaniem Aleca, przyjaciel wyrwał
mu chyba połowę włosów i teraz z powodzeniem mógłby je sprzedać
na perukę. Naturalnie blondyn miał na ten temat inne zdanie, ale
uznał, że tłumaczenie tego Alecowi nie miałoby najmniejszego
sensu. W końcu chłopak miał „TE dni”, a więc jego wrodzona
uciążliwość została pomnożona przez pięć lub siedem, w
zależności jak długo Clary zazwyczaj musiała zmagać się z
miesiączką.
- Przestań się kręcić! - Jace
syknął na swojego parabatai, kiedy pasemko włosów
wyślizgnęło mu się spomiędzy palców, niszcząc i tak krzywy
warkoczyk.
- Więc tak nie ciągnij!
- Nie ciągnę, to ty się kręcisz!
Clary walczyła z chęcią wybuchnięcia
śmiechem przygryzając wargi i starając się nie patrzeć na
chłopaków, którzy zachowywali się jak dzieci. Nocni Łowcy
walczący z demonami i strzegący Przyziemnych? Tak, jasne! Z
łatwością mogła wyobrazić sobie Aleca z małym, plastikowym
łukiem i strzałkami z przyssawkami oraz Jace'a biegającego za nim
z nie mniej plastikowym mieczem. Jak dwóch dorosłych mężczyzn
mogło zachowywać się tak dziecinnie?
- Niech zgadnę, zaraz zaczniecie się
bić i szarpać za włosy? - zapytała panując nad sobą ostatkiem
sił.
- Czy my wyglądamy jak para trzylatków
walczących o pluszowego misia? - Jace skarcił dziewczynę ostrym
spojrzeniem, które miało zapewne stanowić ostrzeżenie. Z kim jak
z kim, ale z nim nie należało zadzierać. Problem w tym, że Clary
nie zwykła wykonywać poleceń i nie bała się blondyna w
najmniejszym nawet stopniu.
- Naprawdę chcesz znać odpowiedź? -
wskazała na jego dłonie, w których chłopak nadal trzymał rude
włosy Aleca.
Jace przeanalizował sytuację oraz
pozycję w jakiej się znalazł. Był na przegranej pozycji i
doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Nie było pytania. - mruknął
zrezygnowany.
- Tak też myślałam.
- Jak to możliwe, że zakochałem się
w takiej jędzy?
- Coś ty powiedział?!
Clary rzuciła się na chłopaka z
zaciętą miną, obejmując jego szyję drobnymi, ale silnymi dłońmi
Isabelle i lekko go przydusiła. Był to jednak wyłącznie
wymowny gest, który nie miał nic wspólnego z prawdziwą walką.
Dziewczyna potrząsnęła chłopakiem, a ten pozwolił żeby jego
głowa kiwała się do przodu i tyłu, jak samochodowa zabawka na
wybojach. Roześmiał się głośno, na co dziewczyna odpowiadała
wojowniczym prychaniem, ale po jej ustach również błąkał się
uśmiech. Biedny Alec nawet nie wiedział kiedy został zakleszczony
między nogami przyjaciela, który splótł je na jego tułowiu.
- Mówiłem, że macie być cicho! -
Magnus wypadł z kuchni i obrzucił Nocnych Łowców poirytowanym
spojrzeniem. Uniósł wysoko lewą brew i przekrzywił głowę
patrząc na tę dziwaczną plątaninę ciał, jaką stanowiła w
tamtej chwili trójka przyjaciół. - Szkoda, że my nie bawimy się
tak dobrze ślęcząc nad tym eliksirem. - mruknął ni to do siebie,
ni to do nich. - Zajmijcie się czymś pożytecznym! - tym razem nie
było wątpliwości do kogo się zwrócił. - Nauczcie się mapy na
pamięć, przestudiujcie pentagram. Sam nie wiem, ale nie
przeszkadzajcie! I najważniejsze. Jace, co mój chłopak robi między
twoimi nogami? Ja rozumiem, że to jedyna taka okazja, ale jeśli nie
chcesz mieć we mnie wroga... - zwiesił wymownie głos, a Jace
szybko uwolnił zaczerwienionego, speszonego Aleca i odsunął się
od niego na bezpieczniejszą odległość.
- Przypominam, że to ciało mojej
dziewczyny! - prychnął blondyn, który starał się irytacją
zamaskować zawstydzenie wywołane słowami czarownika. Magnus
potrafił sprawić, żeby nawet niewinna, głupia zabawa wydawała
się perwersyjna. Jace współczuł przyjacielowi takiego chłopaka.
Magnus zignorował jego uwagę i wrócił
do męczących się z eliksirem dziewcząt, zostawiając
skonsternowaną trójkę Nocnych Łowców samym sobie. Clary
spojrzała niepewnie na Jace'a, ten zaś odpowiedział jej
wzruszeniem ramion, po czym przeniósł wzrok na swojego parabatai.
- Po prostu siedźmy i nudźmy się,
póki nie skończą. - zaproponował Alec.
Dzień zbliżał się ku końcowi,
kiedy eliksir był już ostatecznie gotowy, toteż Magnus postanowił
zaczekać z dalszymi krokami do dnia następnego, kiedy to zmiesza go
z jednym ze swoich najlepszych win. Nie chciał się spieszyć,
ponieważ w obecnej sytuacji wolał być przede wszystkim dokładny.
Nic nie mogło zastąpić ostrożności, od której zależało
powodzenie ich planu.
Czarownik i czwórka jego przyjaciół
pożegnali Catarinę, umawiając się na kolejną sesję „knucia
czegoś nie do końca legalnego”, a następnie piechotą wrócili
do apartamentu Magnusa. Gdyby nie otaczające go bariery ochronne,
kobieta na pewno stworzyłaby dla nich portal, który przeniósłby
całą piątkę na miejsce bez zbędnych opóźnień. Niestety, tylko
Magnus mógł otworzyć portal prowadzący do jego domu, a tak się
składało, że czarownik chwilowo był pozbawiony magii niczym
zwykły śmiertelnik. Swoją drogą, był śmiertelnikiem. Nocnym
Łowcą, ale jednak śmiertelnikiem.
- Czy powinniśmy powiadomić Instytut
lub waszych rodziców o tym, że zostajecie u mnie? - zadane jeszcze
w drodze pytanie czarownika wyrwało wszystkich z zamyślenia.
Mężczyzna powiódł spojrzeniem po twarzach Nocnych Łowców. -
Cześć mamo, zostaję dziś na noc u Magnusa, mamy coś do
załatwienia. Nie martw się, nie będziemy świntuszyć. Izzy, Jace
i Clary też z nami będą. - udał rozmowę telefoniczną.
- Nie! Kategorycznie się nie zgadzam!
- Alec nawet nie bawił się w subtelności. Spojrzał na czarownika
w swoim ciele wielkimi, niemal wystraszonymi oczyma. - Ty na pewno
nie będziesz rozmawiał z moją matką!
- Z kolei Clary na pewno zacznie się
jąkać lub będzie zbyt miła i mama zacznie coś podejrzewać. -
pozwoliła sobie zauważyć Isabelle. - Jeśli ktoś miałby dzwonić,
musiałby to być Jace. Ale wtedy będzie całkowicie pewna, że coś
kombinujemy... Lepiej nikomu nic nie mówić. Może się nam upiecze,
a jeśli nie to wymyślimy jakąś wymówkę na poczekaniu.
- Z doświadczenia wiem, że lepiej od
razu coś wymyślić i pomyśleć nad uwiarygodnieniem swojego alibi.
- Magnus podrapał się po brodzie. - Niech będzie tak... W mieście
ma miejsce seria dziwnych zdarzeń, wiecie wszystko o wampirach,
wilkołakach i czarownikach, więc możecie zdradzić kilka
szczegółów. Poprosiłem was o pomoc, ponieważ potrzebowałem
kogoś, kto nie należy do żadnej z Podziemnych ras. Związałem was
tajemnicą, więc nie możecie wyjawić nikomu szczegółów, ale nad
wszystkim panujemy i bla bla bla, bla bla bla. - machnął
lekceważąco ręką. - Maryse mnie nie lubi, więc nie będzie
chciała nawet przebywać ze mną zbyt długo w jednym pomieszczeniu.
Sprawa załatwiona, a ja otrzymałem odpowiedź na swoje pytanie.
Pierwszym, co zrobili po powrocie do
mieszkania czarownika było zamówienie pizzy i wzięcie relaksującej
kąpieli, a przynajmniej taką miała być z założenia, ponieważ w
rzeczywistości nie obyło się bez drobnych i możliwych do
przewidzenia problemów. Alec nie chciał pozwolić Magnusowi na
zostanie sam na sam ze swoim nagim ciałem, toteż ślęczał nad
mężczyzną przez cały czas i pilnował by ten nie robił niczego
niestosownego, nie wspominając już o bezustannym pospieszaniu,
które działało Magnusowi na nerwy. Później to sam młody
Lightwood musiał męczyć się ze swoim nowym ciałem, co również
zaowocowało ekspresowo szybkim prysznicem. Cóż, chyba tylko Jace,
Isabelle i Clary nie mieli z niczym problemu, chociaż i oni nie
mogli liczyć na długie wylegiwanie się w ciepłej wodzie, kiedy do
drzwi dobijała się kolejna czekająca na łazienkę osoba.
Magnus z bólem poświęcił swoje
ubrania, pożyczając je przyjaciołom i chociaż sam miał
największy kłopot ze znalezieniem czegoś pasującego na siebie,
ostatecznie udało mu się wygrzebać z szafy coś sensownego.
- Isabelle śpi ze mną w łóżku,
Jace na podłodze, Clary i Alec na sofie. - oświadczył po smacznej,
chociaż mało zdrowej kolacji. - Bez magii nie mogę zaoferować wam
szczególnych luksusów, więc mam nadzieję, że to wam wystarczy. -
Magnus z ciężkim sercem zabrał się za ręczne rozkładanie sofy.
Do czego to doszło, żeby Wysoki Czarowni Brooklynu musiał martwić
się o coś tak przyziemnego. Jace ruszył mu z pomocą, za co
mężczyzna był mu wdzięczny. W końcu chcąc lub nie, tylko oni
dwaj byli teraz mężczyznami w 100%.
Tej nocy Morfeusz otulił ich
wszystkich swoimi silnymi, bezpiecznymi ramionami i pozwolił spać
do samego rana. Żadne z nich nie odczuło niewygody lub dyskomfortu
spowodowanego towarzystwem. Byli na to zbyt zmęczeni. To był długi
i doprawdy dziwaczny dzień, a jutrzejszy wcale nie miał być inny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!