Tytuł serii: Shadowhunters
Sezon: 1
Odcinek: 13
Liczba odcinków: 13
Czas trwania: 42 min.
Ocena: 4++/6
Sneak peek:
Po tym jak Valentine namieszał w głowie Jace'a, Clary ma kłopot z dotarciem do chłopaka, który zamknął się przed nią przekonany, że jest równie zły co ojciec. Sytuację pogarsza zdrada Hodge'a oraz ciężki stan Lydii, którą Magnus i Alec znaleźli nieprzytomną w gabinecie Roberta Lightwooda. Co gorsza, Kielich Anioła zniknął i kwestią czasu jest, kiedy dostanie się w ręce Valentine'a. Mając do pomocy watahę Luke'a, Jace i jego parabatai wyruszają tropem zdrajcy. Tymczasem Clary wraz z Isabelle i Simonem muszą rozmówić się z Camille, która jest w posiadaniu Białej Księgi mogącej obudzić matkę rudowłosej. Na drodze staje im jednak niechętny całemu przedsięwzięciu Raphael. Czas ucieka, a sprawy tylko bardziej się komplikują z każdą chwilą nieuniknionej zwłoki.
„[...]We are the same...” (Clary)
„No, we're not, Clary. No, we are not.” (Jace)*:
Muszę przyznać, że jedną z najmocniejszych stron tego odcinka jest niewątpliwie relacja Clary i Jace'a, a dokładniej mówiąc to, co ich dzieli. Nie oszukujmy się, do tej pory w Clace nie mogliśmy doszukać się głębi, czy większego znaczenia psychologicznego. Teraz w końcu otrzymujemy coś więcej niż napalone spojrzenia, nieudolne flirty i głębokie pocałunki. „Trzynastka” kładzie bowiem nacisk na różnicę między „dziedzictwem” krwi, a wychowaniem. W pierwszym obozie króluje Clary, która porównuje sytuację swoją i Jace'a, biorąc pod uwagę wyłącznie więzy krwi między nimi a Valentinem. Obóz drugi to domena blondyna, który kładzie nacisk na fakt, iż przez lata wychowywał się pod skrzydłami ojca, co uniemożliwia porównywanie go do wychowywanej przez matkę Clary. W tym kontekście nie bez znaczenia jest także sposób, w jaki tych dwoje reaguje na informację o swoim pokrewieństwie, albowiem chłopak jest zdruzgotany, tymczasem dziewczyna trzyma się całkiem nieźle. Naprawdę cieszę się, że twórcy poruszyli w serialu temat krwi i wychowania, ponieważ pozwala nam to na dogłębniejszą analizę dwójki niezwykle istotnych bohaterów.
„A loyal friend standing in the shadow of the chosen one.”** (Hodge Starkweather):
Na swoje miejsce w tej recenzji zasłużył także Hodge, który do tej pory stał spokojnie z boku i był po prostu bardzo miłą dla oka ozdobą serii. Jego jedynym osiągnięciem była rada udzielona Alecowi, którą chłopak niewątpliwie wziął sobie do serca. „Wierny przyjaciel stojący w cieniu wybrańca.** Nie popełniaj moich błędów.” ostrzegał w odcinku trzecim były członek Kręgu. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ nie od dziś wiadomo, że łatwiej udzielać rad, niż samemu się do nich stosować. Hodge, który jedną krótką rozmową sprawił, że Alec postanowił się usamodzielnić i wyjść z cienia Jace'a, sam wybrał zupełnie inną drogę. Mężczyzna niczym ćma ciągnie do światła, którym w tym wypadku jest Valentine. Tym samym, Starkweather jest kolejną postacią, która nabrała w tym odcinku znaczenia i głębi, które mogą poruszyć widza.
Malecowe puzzle:
Cóż, przyznaję, że ten pairing mogę „wałkować” do znudzenia, jednakże nie bez powodu kolejny raz poświęcam trochę miejsca związkowi Aleca i Magnusa. A wszystko dlatego, iż w przypadku tej dwójki, Shadowhunters porównałabym do skomplikowanych puzzli, w których niezwykle istotny jest zarówno pierwszy plan, jak i to, co znajduje się w tle i których piękno można dostrzec dopiero po złożeniu całości układanki. Postawiłam tezę, czas więc poprzeć ją przykładami. W jednej z początkowych scen, Robert Lightwood ostrzega syna przed Magnusem, zwracając uwagę na fakt, iż czarownik jest wyjątkowo samolubnym i nieodpowiedzialnym kochankiem. Tak się jednak składa, że sytuacja wygląda zgoła inaczej, kiedy w grę wchodzi Alec. „Nie żałujesz tego, prawda?” pyta Nocnego Łowcę wyraźnie zatroskany Magnus. „Wszystko wydarzyło się tak szybko. Nie miałem czasu pomyśleć.” pada odpowiedź, którą czarownik bierze sobie do serca, ponieważ już po chwili proponuje: „Hej, słuchaj, może moglibyśmy zwolnić. Dlaczego nie zaczniemy od randki, którą jesteś mi winien?”. To zdecydowanie nie jest zachowanie, jakiego spodziewalibyśmy się po samolubnym, nieodpowiedzialnym mężczyźnie. Krótko mówiąc, te dwie sceny pokazują, że Alec jest tym, który wyciąga z Magnusa to, co dobre. To jednak nie koniec wspomnianych puzzli, albowiem jest jeszcze jedna scena, o której muszę wspomnieć. Tak się bowiem składa, że w tym odcinku Alec sam odpowiada na swoje pytanie z „dwunastki”: „Flirtujesz, śmiejesz się, używasz magii, ale co ostatecznie ryzykujesz?” (Alec, odcinek 12). „Tak, ale to co powiedziała o twojej nieśmiertelności... Ma rację. Patrzysz jak ludzie, o których się troszczysz starzeją się i umierają.” (Alec, odcinek 13). Sądzę, że te przykłady mówią same za siebie. Shadowhunters to niesamowity serial.
Szybko, szybko, za szybko!:
Podobnie jak miało to miejsce w przypadku poprzedniej części, tak i teraz największym minusem jest pośpiech. Jest to zrozumiałe, biorąc pod uwagę finał sezonu i limit 13 odcinków, jednakże nie działa to na pewno na korzyść serii. Niektóre wydarzenia naprawdę potrzebują więcej czasu na rozwój, podobnie jak problemy, których dramat w większości zostaje zdominowany przez wspomniany już pośpiech. Przyznaję, że jako osoba niezwykle wrażliwa na fikcję wolę unikać dramy, która rozerwałaby moje serducho na strzępy, ale mimo wszystko nawet ja dostrzegam potrzebę zwolnienia tempa. Cóż, pozostaje wierzyć, że drugi sezon Shadowhunters przyniesie zmianę w tym temacie.
Krótko mówiąc:
Trzynasty odcinek Shadowhunters to nie najgorsze zakończenie sezonu. Interesujący, bogaty w akcję, humor i dramat, niepozbawiony psychologicznej głębi oraz Malecowych scen. Idealny, chciałoby się powiedzieć, chociaż naturalnie idealny nie jest. Na pewno jednak zachęca do wyczekiwania na kolejny sezon, a to chyba w tym przypadku najważniejsze.
**Clary: Jesteśmy tacy sami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!