Tytuł serii: Shadowhunters
Sezon: 1
Odcinek: 10
Liczba odcinków: 13
Czas trwania: 42 min.
Ocena: 5/6
Sneak peek:
Clary jest zdeterminowana by odnaleźć ojca-psychopatę i odzyskać matkę, toteż przyjmuje propozycję Maliorna, za którym wraz z Jacem podążają do jednego z wymiarów świata Faerii. Jak się okazuje, odłamek portalu, który dziewczyna otrzymała od Jocelyn, pochodzi ze świata alternatywnego i to właśnie tam musi podążyć świeżo upieczona Nocna Łowczyni aby móc w końcu dobrać się Valentine'owi do skóry. Zadanie nie jest niestety takie proste, ponieważ rzeczywistość innego świata może wciągnąć jej świadomość i uwięzić ją na zawsze w wymiarze alternatywnym. Tymczasem młodzi Lightwoodowie mają na głowie zdecydowanie większe problemy. Lydia oskarża bowiem Isabelle o zdradę i planuje wytoczyć przeciwko niej proces w imieniu Clave. Zdesperowany Alec postanawia wymienić Kielich Anioła na wolność siostry, niestety właśnie wtedy odkrywa, że karta tarota, w której zaklęty był Kielich zniknęła. To zmusza go do podjęcia drastycznych środków, mających na celu ocalenie Izzy.
Gdy ktoś szaleje...:
Na kilka chwil, kolejny raz zagłębmy się w psychice Aleca, który i w tym odcinku pokazuje, do jak dalece skomplikowanych postaci należy. Szczery, wciąż niewinny i nadal zagubiony, jest przerażony myślą o możliwej stracie siostry, dla której jest w stanie zrobić wszystko. Co więcej, czuje się dotkliwie zraniony oszustwami i brakiem zaufania Jace'a, co przelewa czarę goryczy. Dotknięty do żywego sytuacją, nad którą nie ma najmniejszej kontroli, ucieka się do ryzykownych metod, które dyktuje mu złamane serce, wściekłość i strach. Prawdę powiedziawszy, dopiero w tym odcinku Alec naprawdę wychodzi z cienia Jace'a. Niemniej jednak, nie jest sobą i słuchając złego doradcy, jakim jest ból oraz urażona duma, popełnia błędy. To pokazuje, że w serialu tak jak w powieści, Alec jest postacią, która ewoluuje w swoim własnym czasie, niespiesznie i raczej naturalnie, nie zaś nagle z potrzeby chwili. Co tu dużo mówić, jak dla mnie jest to niewątpliwą zaletą.
...ktoś inny staje na nogi:
Ostatnie odcinki były dla Simona raczej trudne i pełne dramatu. Po doprowadzających go do szaleństwa skutkach wypicia wampirzej krwi, śmierci, powrocie do życia jako wampir oraz wymuszonym sytuacją dołączeniu do klanu Raphaela, nasz raczej niepozorny nerd w końcu zaczyna czuć się lepiej w swojej skórze. Wprawdzie wciąż musi się wiele nauczyć, jednakże już teraz widzimy go jako kogoś innego, odmienionego, czującego się bardziej swobodnie w swojej nowej skórze. Sądzę, że jest to stosunkowo istotne, ponieważ w tej sytuacji Simon stanowi kontrast dla Aleca. Podczas gdy Nocny Łowca poddaje się emocjom i wszystkim, co robi sprzeciwia się swojej naturze, o tyle świeżo upieczony wampir daje się ponieść fali zmian, dostosowuje się do nich, łączy nowego i starego siebie w jedno. Sądzę, że takie zestawienie tej dwójki postaci naprawdę zasługuje na pochwałę.
Alternatywny wymiar:
Poza ewolucją postaci oraz zapleczem psychologicznym, dziesiąty odcinek Shadowhunters ma dla nas także coś więcej. Tak się bowiem składa, że równie wartą wspomnienia i naprawdę genialną stronę tej części jest świat alternatywny. Po pierwsze, widzimy idealny wymiar, w którym wszystkie niedoskonałości świata, z którego przybywamy zniknęły. Nasi alternatywni bohaterowie mogą żyć spokojnie i szczęśliwie nienękani żadnymi demonicznymi i egzystencjalnymi problemami. Co więcej, świat alternatywny nosi wyraźne znamiona „naszego” wymiaru, co jest doprawdy fantastyczne. Myślę, że warto pokusić się tutaj o jakieś przykłady. I tak, Clary i Simon rzucają aluzjami do wampiryzmu, zaś Alec spotyka Magnusa właśnie dzięki rudowłosej. Dodatkowo, nasza niesamowita dwójka – Malec – niejako zamienia się rolami. Alec czuje się doskonale w swojej skórze, jest pewny siebie i odważnie podejmuje flirt z Czarownikiem, co poniekąd odpowiada Magnusowemu z „naszego” świata. Gdy dodamy do tego temat przewodni przyjęcia w Instytucie – „Po Drugiej Stronie Lustra” – zauważymy, że wszystko splata się w zgrabną całość.
Krótko mówiąc:
Odcinek dziesiąty dostarcza nam niemal wszystkiego, czego tylko możemy chcieć, chociaż w raczej wyważonych ilościach. Z jednej strony zapewnia doskonałą rozrywkę, wywołuje uśmiech na twarzy i przywraca odrobinę Maleca, z drugiej nie stroni od dramatu i zadawania bólu bohaterom oraz widzom. Cóż, na pewno nie ma na co narzekać, gdyż „dziesiątkę” ogląda się z przyjemnością, a i zakończenie jest interesujące, toteż niewątpliwie warto nadal trwać przy Shadowhunters i zostać z tym serialem do końca.
<- POPRZEDNI ODCINEK
<- POPRZEDNI ODCINEK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!