Tytuł: Szczęśliwa godzina w Piekle
Autor: Tad Williams
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 484
Ocena: 4/6
Panie, Panowie, dziś serwujemy Wam recenzję drugiego tomu przygód Bobby’ego Dolara, czyli „Szczęśliwa godzina w Piekle”. A jak Piekło to po prostu trzeba zacząć od fragmentu starego, ale dobrego dowcipu, który, przed mrokami powieści, wprowadzi nas w dobry nastrój:
(…) Diabeł oprowadza ateistę po piekle, stając co chwilę przed kolejnymi salami i tłumacząc:
– To jest bar, w którym masz otwarty kredyt. To jest restauracja, w której zaserwują ci wszelakie dania na twoje życzenie. Tu jest kino, w którym zawsze będą grane filmy jakie wybierzesz. Tu masz basen i sale odnowy dostępne o każdej porze…
Po kilku minutach przechodzili obok wielkiej szklanej ściany, za którą można było dostrzec postacie zwijające się w spazmach bólu, topione w smole, obdzierane ze skóry i przypiekane żywcem. Przerażony ateista pyta diabła:
– Co to za ponure miejsce i kim są ci ludzie?
Na co diabeł odpowiada:
– To? A nie, tym się nie przejmuj. To są katolicy, oni sami sobie tak wymyślili.
No dobrze, a jak mają się te piekielne sprawy w przypadku anioła Doloriela?
Nie od dziś wiadomo, że Bobby’ego Dolara charakteryzuje wrodzony talent do pakowania się w kłopoty. Cóż, ten typ tak ma. W dodatku jest mężczyzną – anielskim bo anielskim, ale jednak mężczyzną – napalonym na uroczą diablicę, hrabinę Zimnoręką, która wyraźnie odwzajemnia jego zainteresowanie. Problem w tym, że ta piękna i przychylna Bobby’emu kobieta sama w sobie jest kłopotem. I nie chodzi tu już o „ciemną stronę”, ale o fakt „przynależności” do potężnego demona, z którym przebywa aktualnie w Piekle. Zakochanemu aniołowi nie pozostaje nic innego, jak tylko dostać się w to „zapomniane przez Boga miejsce” i odnaleźć swoją lubą. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że w rzeczywistości Piekło trudno sobie wyobrazić takim, jakim jest naprawdę. Wiedzieć, że to miejsce kaźni to jedno, ale wpaść w ten kocioł, to coś zgoła innego. Niestety, nie ma już odwrotu i teraz Dolar musi zebrać całą swoją siłę fizyczną i psychiczną by przejść przez to piekło.
Jak na pewno zauważyliście, pewien wątek tego tomu serii brzmi niezwykle znajomo. Cóż, nie mam wątpliwości, że każdy czytelnik sięgający po „Szczęśliwą godzinę w Piekle” spotkał się wcześniej z mitem o Orfeuszu, który zszedł do Tartaru pragnąc przywrócić swoją ukochaną Eurydykę do życia. Prawdę mówiąc, nie on jeden i nie ostatni, co potwierdza przypadek Bobby’ego Dolara. Inne okoliczności, różnica panteonu, kochanka zamiast żony… – mit i powieść zdecydowanie nie są tym samym, a jednak w tym tomie czuje się tę atmosferę starożytności. Nic więc dziwnego, że porównanie nasuwa się samo, a wraz z nim pytanie o zakończenie, ale to musicie już poznać sami. Zresztą, nie tylko motyw karkołomnej podróży na drugą stronę łączy ze sobą powieść i dawną cywilizację. Do tej listy należałoby dodać przede wszystkim brutalność, niezwykle istotną u Teda Williamsa i jakże naturalną w mitologii – zapomnijcie jednak o bajkach dla dzieci Parandowskiego, które wydarły prawdziwym mitom całe ich prawdziwe oblicze. Niemniej jednak, wróćmy do tematu powieści.
W „Szczęśliwej godzinie w Piekle” akcja zostaje w dużej mierze zastąpiona przez opisy Piekła i jego „uroków”. Autor tworzy barwny świat Piekła, co jest niefortunnym określeniem, jeśli weźmiemy pod uwagę, iż dominującą barwą tego tomu jest kolor przelanej krwi. Pod tym względem raczej nie możemy odmówić Williamsowi oryginalności, chociaż brutalność tego miejsca sprawia, że tracimy coś wyjątkowego, co było obecne w poprzednim tomie, a teraz rozpłynęło się bezpowrotnie. Oliwy do ognia dolewa również temat odkupienia i zadośćuczynienia, które pozwoliłoby potępionym uzyskać wybaczenie. Poważny problem, poważne zamiary i bestialskie, brutalne Piekło… Brzmi mało zabawnie i raczej dramatycznie, prawda?
Prawdę mówiąc, prawdziwy, „stary” humor, który wypełniał „Brudne ulice Nieba”, możemy dostrzec tylko na samym początku powieści, kiedy to akcja rozgrywa się na Ziemi. Wtedy to mamy do czynienia z dobrym, starym Dolorielem, jego niekonwencjonalnym otoczeniem i czujemy się związani z poprzednim tomem serii, który odznaczał się istnym szaleństwem wydarzeń, sytuacji i humoru. Niestety, „Szczęśliwa godzina w Piekle” w pewnym momencie wypiera wszystkie te pozytywne, raczej optymistyczne elementy i zastępuje je dramatem oraz lekko horrorowym +18. Podejrzewam, że większość osób raczej nie tego spodziewa się po kontynuacji raczej komediowej powieści. Osobiście zaliczam się właśnie do tych osób i czuję się trochę zawiedziona, choć przyznaję, było to interesujące doświadczenie. Zupełnie jakbym miała do czynienia z dwiema różnymi książkami, jeśli weźmiemy pod uwagę lżejszy początek i ciężką resztę tego tytułu.
Przy okazji poprzedniej części przygód Bobby’ego Dolara narzekałam trochę na wątek miłosny, który pasował mi do powieści, jak kij do oka. To się bynajmniej nie zmieniło, chociaż trzeba przyznać, że gdyby nie ten romans, drugi tom mógłby wcale nie powstać. W końcu to pociąg Doloriela do hrabiny nakręca całą tę historię. To dla niej, czy też dla jej ciała, anioł pokonuje liczne trudności i przechodzi przez piekło – dosłownie i w przenośni. Widać nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Podsumowując, „Szczęśliwa godzina w Piekle” to duże zaskoczenie ze względu na całkowitą zmianę klimatu serii, który z komediowego zamienia się w dramatyczny. Osoby, które lubią mocne wejścia zapewne uznają to za plus, podczas gdy minusem będzie to dla tych, którzy gustują w niezobowiązującym śmiechu. Osobiście nie jestem zwolennikiem takich zwrotów akcji, ale cenię sobie religijną różnorodność i nieszablonowość powieści Tada Williamsa, toteż na kolejne jego książki z tego cyklu na pewno będę czekać.
Coś mnie ciągnie do tej serii :D Może sam fakt, że to urban fantays, które uwielbiam :D
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu zabrać się za tę serię, ponieważ ciągnie mnie do niej od pierwszych zapowiedzi :)
OdpowiedzUsuń