Fanfiction
Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XXIV
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia
Magnus, Izzy i Catarina
wspólnie wrócili do salonu, gdzie Clary i Alec zajęci byli rozmową
na temat Przyziemnych oraz łatwości ich kontrolowania, która
wpływała na wzmożoną aktywność demonów. Jak zwykle Clary
usiłowała bronić Przyziemnych, podczas gdy Alec nie miał dla nich
litości, krytykując niemal każdy aspekt ich życia.
Zabawne, ale żadne z nich
nie narzekało już na zamianę ciał i najwyraźniej czuli się w
nich bardziej komfortowo niż na samym początku. Wprawdzie nie
potrafiliby żyć tak dalej i ich chwilowa filozofia zen szybko by
zawiodła, ale z każdą chwilą wydawali się zapominać o
niedogodnościach płynących z całej tej podmiany. Dzięki temu ich
szanse na pokonanie demona wzrastały zarówno ze względu na większy
komfort fizyczny, jak i psychiczny.
Czy mieli jednak realne
szanse w walce z piekielnym paskudztwem, które przywołano? Na to
pytanie nie znali odpowiedzi, ale dzięki umiejętności
przystosowania się do sytuacji, mogli mieć taką nadzieję.
- No dobrze, dzieci. -
Magnus przewrócił oczyma słysząc kłótnię dwójki Nocnych
Łowców - Jace jest już w terenie i na nas również przyjdzie
czas, a to znaczy, że już teraz musimy zająć się tym oto małym
problemem. - wskazał nadąsaną Isabelle, której najwidoczniej nie
podobało się to, jak ją nazwał, chociaż wszyscy mieli
świadomość, jak trafne było to określenie.
- Moja mama na pewno
wiedziałaby jak zająć się dzieckiem... - Alec pożałował swojej
propozycji, kiedy tylko opuściła jego usta, a Magnus spojrzał na
niego jakby miał do czynienia z kimś niespełna rozumu.
- Z całym szacunkiem,
kochanie, ale Maryse nie jest głupia. Domyśli się, że ta mała
klucha podejrzanie przypomina chłopaka jej syna, którego ona nie
potrafi zaakceptować z takich czy innych powodów. Mały, bezbronny
Magnus Bane w jej rękach? Nigdy w życiu! Kocham cię, Alec, ale
twoja matka to ostatnia osoba, której byłbym skłonny zaufać.
- Raphael i Simon mają
swoje własne zmartwienia, podobnie jak wszystkie wilkołaki z watahy
Luke'a. - zauważyła ostrożnie Clary. - Ty Magnusie nie ufasz
Nocnym Łowcom, zaś Faeriom nie ufa nikt z nas. Pozostają tylko
inni czarownicy, o ile znasz takich, którzy mogą się zająć
Isabelle, a nic im się nie stało z powodu pentagramu. W przeciwnym
razie mamy do wyboru tylko jedną opcję. Przyziemnych.
- Kogo proponujesz, Clary? -
czarownik najwyraźniej domyślił się do czego zmierza dziewczyna.
- Mamę Simona.
Alec skrzywił się, jakby
ktoś właśnie przejechał paznokciami po tablicy.
- Masz lepszy pomysł? -
dziewczyna spojrzała na niego wyzywająco.
Chłopak początkowo
dzielnie wytrzymywał jej spojrzenie, ale w pewnym momencie odwrócił
wzrok poddając się. Nie miał żadnej alternatywy dla jej
propozycji, a co najgorsze, doskonale zdawał sobie sprawę z tego,
że nikt tak jak Przyziemna, która poradziła sobie z wychowaniem
Simona, nie zaopiekuje się jego siostrą w ciele małego czarownika.
- Tak myślałam. Powiem
jej, że to dziecko przyjaciółki, która ma kłopoty i podrzuciła
mi je na kilka dni, ale że coś ważnego mi wypadło, szukam dla
chłopca innej opiekunki.
- Sądzisz, że to kupi? -
Catarina wydawała się mieć pewne wątpliwości, ale Clary szybko
je rozwiała.
Uśmiechnęła się szeroko
kiwając potakująco głową.
- Powiem jej, że Luke jest
chory i czuje się koszmarnie, więc muszę się nim zaopiekować,
ponieważ faceci to mięczaki, kiedy w grę wchodzi przeziębienie.
Jestem pewna, że to zrozumie i mi pomoże.
- Wrócimy po ciebie, kiedy
tylko będzie po wszystkim. - Alec wziął Isabelle na ręce i
pocałował ją w policzek. - Bądź dzielna, siostrzyczko.
Podał dziecko Clary i
patrzył, jak Catarina przewiesza dziewczynie przez ramię torbę z
pieluchami i rzeczami niezbędnymi dla dziecka, które kobieta kupiła
zaledwie kilka godzin wcześniej.
Wyczarowany przez
ciemnoskórą portal, przeniósł trzy przedstawicielki płci pięknej
w okolice rodzinnego domu Simona, zostawiając Aleca i Magnusa samych
w mieszkaniu tego ostatniego. Gdyby tylko byli w swoich ciałach,
wiedzieliby jak wykorzystać tę chwilę sam na sam, ale w obecnej
sytuacji mogli tylko opaść ciężko na fotele i mieć nadzieję, że
ich towarzysze szybko wrócą, aby położyć kres marnowaniu cennego
czasu, czemu właśnie się oddawali.
Kilka godzin później,
stanowczo zbyt poźną porą, kiedy wszyscy przysypiali słabo
udając, że wciąż czekają na Jace'a:
Blondyn wpadł do mieszkania
Magnusa z uśmiechem tak szerokim i tak pełnym samouwielbienia, że
prawdopodobnie nikt nie chciałby tego ponownie oglądać. Jego
entuzjazm odrobinę osłabł, kiedy zobaczył śliniących się,
pochrapujących i ogólnie rzecz ujmując nieprzytomnych przyjaciół.
Nie takiego powitania się spodziewał, kiedy wracał do nich z TAKĄ
wiadomością! Powinni witać go już w progu głębokimi ukłonami
wdzięczności! Kilka pochlebstw typu "jesteś niezastąpiony",
"nie masz sobie równych" napewno by nie zaszkodziło, a
nawet połechtałoby dodatkowo jego ego. Niestety, o tym mógł jak
narazie zapomnieć.
- Pobódka, śpiące
królewny! - ryknął z nie małą satysfakcją i padł na ziemię,
kiedy w jego stronę poleciała kula magicznej energii. Cóż,
spodziewał się tego po Catarinie i z rozkoszą zaryzykował
ewentualny uraz, aby zobaczyć miny swoich zaskoczonych przyjaciół.
Wybuchnął śmiechem, kiedy inni próbowali dojść do siebie i
odzyskać jasność myślenia.
- Cholera, Jace! - kiedy
tylko blondyn podniósł się na nogi, Alec uderzył go z całych sił
w głowę. Niestety mięśnie Clary nie spisały się tak jakby
chłopak sobie tego życzył, więc do pustej głowy Jace'a na pewno
nie dotarło, że zachował się jak skończony idiota.
- Daj spokój, księżniczko.
- niższy Nocny Łowca pokazał w uśmiechu pełny garnitur białych
zębów. - Należało się wam. Auć!
Puchnąc z dumy, blondyn nie
zauważył nawet, że Magnus zaszedł go od tyłu i zrobił to, co
wcześniej usiłował zrobić jego chłopak. Ciało Aleca o wiele
bardziej nadawało się do skopania tyłka Jace'owi, więc
wykorzystał przynajmniej kilka z tych obłędnych mięśni, które
śniły mu się po nocy ilekroć myślał o młodym Lightwoodzie.
- Skoro mamy za sobą
wstępy, czemu zawdzięczamy tę jakże dojrzałą pobudkę? -
spojrzenie czarownika było mroczne i groźne.
- Wiem, gdzie pojawi się
demon! - Jace czekał na aplauz. Niestety przyjaciele nie zareagowali
w spodziewany sposób. Nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz. -
Wiem. Gdzie. Pojawi. Się. Demon. - powtórzył powoli na wypadek,
gdyby mózgi jego towarzyszy jeszcze spały.
- Jakieś szczegóły? -
Clary starała się zachęcić go do mówienia.
Jace westchnął ciężko.
Współpraca z przyjaciółmi naprawdę mu się jakoś nie układała.
Postanowił to jednak złożyć na karb późnej godziny i ich
otępienia.
- Za dwa dni w okolicy
będzie miał miejsce koncert jakiegoś pajaca, którego nastolatki
uwielbiają, z którego chłopcy się nabijają, a którego rodzice
nienawidzą. Odbędzie się w okolicy, w której bezsprzecznie
pożywia się ten cholerny demon, więc tego wydarzenia sobie nie
odpóści. To będzie jedno wielkie skrzyżowanie sprzecznych emocji,
kórymi można się bawić i karmić.
- Rozumiem do czego
zmierzasz, ale skąd o tym wszystkim wiesz? - Catarina masowała kark
obolały od dziwnej pozycji, w której usnęła.
- Słyszałem rozmowy
toczące się przed plakatami koncertu. Policja jest już
przygotowana na najgorsze scenariusze, a więc będzie gorąco.
Jestem pewny, że demon nie zdążył jeszcze naładować swoich
cholernych piekielnych baterii do końca, ale po tym koncercie mu się
to uda. Jeśli chcemy odesłać go tam, skąd przyszedł, to może
być nasza pierwsza i zarazem ostatnia szansa.
Chwilową ciszę, która
zapanowała po jakże prawdziwych słowach Jace'a, było można kroić
nożem.
Jeśli zdołają dobrze
poznać teren i przygotować się odpowiednio... Jeśli obmyślą
plan, który zadziała... Jeśli, jeśli, jeśli. Liczba niewiadomych
była ogromna, a możliwości potknięcia mnożyły się z każdą
chwilą. Każde z nich miało własne wątpliwości, każde na swój
sposób oceniało swoje szanse walki.
- Kiedy przyjdzie pora,
będziemy gotowi. - głos Magnusa był pełen zdecydowania, kiedy
obrzucił wszystkich przyjaciół wyzywającym spojrzeniem, jakby
czekając na sprzeciw.
W jego głowie najwyraźniej
właśnie zaczynał kiełkować jakiś szalony pomysł, który mógł
zakończyć się klęską lub zwycięstwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!