Fanfiction
Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XXV
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia
Dzień później:
Magnus mruczał pod nosem i uśmiechał
się lekko do siebie niemal przez cały ranek. Był w znakomitym
humorze, ale nikt nie mógł zmusić go do wyjawienia kryjącej się
za tym tajemnicy. Tym, co jednak najbardziej przyciągało uwagę nie
był fakt, że na kilka dni przed starciem z pradawnym demonem
czarownik niemal tańczył w miejscu z radości, ale to, że robił
to wszystko w ciele Aleca.
- Nie mogę na to patrzeć. - Nocny
Łowca w ciele rudowłosej rzucił zbolałe spojrzenie swojemu
chłopakowi, który właśnie dziwacznie kręcił biodrami stojąc
przed półką z książkami. Może w ciele Magnusa wyglądałoby to
ponętnie, ale wysokie ciało Aleca zdecydowanie się do tego nie
nadawało.
- Co ty mówisz, człowieku. Ja nawet
nie wiedziałem, że potrafisz się tak wyginać. - Jace poklepał
przyjaciela po plecach rozbawiony. Było widać, że z trudem
powstrzymuje śmiech. Ale czy można było mu się dziwić?
Alec rzucił mu mordercze spojrzenie
kogoś, kto jest gotowy na wszystko, jeśli usłyszy jeszcze jedno
słowo.
- Dobrze już, dobrze, ani słowa
więcej na ten temat, ale przyznaj, że sam nie podejrzewałeś się
o taką gibkość. Auć! - Jace zaczął rozmasowywać potylicę, w
którą właśnie otrzymał cios dłonią od swojego parabatai.
Przynajmniej do takich ciosów ciało rudej było w pełni
przygotowane i wystarczająco skoordynowane.
Młody Lightwood odetchnął głęboko
odwracając wściekłe spojrzenie od przyjaciela i utkwił je w
swoich biodrach. Skrzywił się po raz setny, widząc jak poruszają
się płynnie kierowane wolą Magnusa i dla świętego spokoju skupił
się na czymś zupełnie innym – swojej komórce, którą trzymał
w dłoniach od wczorajszego wieczora. Od kiedy Isabelle została pod
opieką mamy Simona, chłopak nie wypuszczał telefonu z rąk, jakby
czekając aż coś się wydarzy.
- Alec, nie martw się. Pani Lewis
wychowała dwójkę dzieci, z czego jedno jest teraz wampirem. Na
pewno poradzi sobie z maleńkim czarownikiem. - Clary przysiadła się
do chłopaka i położyła dłoń w pocieszającym geście na jego
kolanie. - Można jej zaufać.
- Kiepskim wampirem.
- Co?
- Jedno z jej dzieci jest kiepskim
wampirem. - zauważył rozsądnie Nocny Łowca.
- Izzy jest kiepskim czarownikiem, więc
myślę, że mama Simona da sobie radę. - Jace uśmiechnął się do
przyjaciela czarująco, jakby drobny żarcik mógł chociaż odrobinę
ulżyć najstarszemu z rodzeństwa Lightwoodów.
Alec nie wydawał się przekonany tym
argumentem, jednak posłusznie skinął głową uznając, że
spieranie się o szczegóły nie miałoby najmniejszego nawet sensu.
Isabelle była kiepskim czarownikiem, to fakt, a matka Simona
bezsprzecznie wiedziała jak opiekować się bobasami. Chłopak był
po prostu przewrażliwiony.
- Magnusie, błagam, nie kręć tak
moim tyłkiem. - Alexander zmienił temat na dogodniejszy dla siebie
i nie mniej naglący, ponieważ sposób, w jaki poruszał się jego
chłopak stanowił teraz nie lada problem. Gdyby w pokoju była rura,
Magnus pewnie owijałby się o nią w tej chwili. - Moje ciało
zostało stworzone do walki z demonami, a nie do tańca.
- Bzdura, Alexandrze!
- Powiedz nam, jak masz zamiar pokonać
demona. - Jace przerwał powoli rozpoczynającą się kłótnię
kochanków, z których żaden na pewno nie chciałby ustąpić. - W
końcu musisz nam to zdradzić, jeśli mamy być przygotowani do
walki.
- Starcie z nim będzie jak odebranie
dziecku cukierka. Jace, bądź tak miły i rzuć okiem na jakąkolwiek
stronę z informacjami kulturalnymi naszego uroczego miasta. Będziesz
wiedział czego szukać, kiedy tylko to znajdziesz.
Nocni Łowcy spojrzeli po sobie
nawzajem i pochylili się nad komórką blondyna, który posłusznie
włączył wyszukiwarkę. Po chwili ich oczom ukazała się tabela
kalendarza oraz najnowsze doniesienia ze świata kulturalnego.
Jedno, dwa, trzy nowe wydarzenia,
których zapowiedzi Jace nie widział podczas swojego małego
rekonesansu dnia poprzedniego, a które będą mieć miejsce w tym
samym czasie i w tej samej okolicy, co koncert. Parada równości,
koncert zespołu satanistycznego oraz koncert religijny.
- Nie rozumiem... - Jace przeniósł
spojrzenie z komórki na czarownika, który uśmiechnął się
czarująco.
- Odrobina magii i uroku osobistego
Catariny wystarczyły żebyśmy mogli nakarmić naszego demona tak
skrajnymi emocjami, że nie będzie w stanie się oprzeć takiej
uczcie. Będzie najedzony, skołowany i ociężały, łatwiejszy do
pokonania. Bardzo możliwe, że na miejscu pojawią się także grupy
szukające zaczepki z policją, która bez wątpienia będzie
ochraniała niektóre z tych imprez, więc nie mamy się czym
przejmować. To, co najważniejsze mamy już za sobą. Reszta to
tylko kwestia naszych umiejętności walki.
Przyjaciele patrzyli na niego z
niedowierzaniem. Podczas, kiedy oni martwili się wszystkim i niczym,
czarownik zdążył ułożyć nieskomplikowany plan, który od razu
wcielił w życie.
Alec był niesamowicie dumny ze swojego
chłopaka i gdyby nie ta cholerna zamiana ciał, na pewno nagrodziłby
jego starania przynajmniej serią pocałunków. Teraz mógł tylko
wpatrywać się z uwielbieniem w samego siebie, co wcale nie wydawało
mu się takie straszne, kiedy myślał tylko o tym, że gdzieś tam
pod tą powłoką Nocnego Łowcy kryje się jego ukochany.
- Na Anioła, Alec. - Jace z
westchnieniem przeczesał dłonią swoje idealnie ułożone blond
włosy. - Masz serduszka w oczach CLARY, kiedy patrzysz na SIEBIE. -
zaakcentował najważniejsze słowa, aby uzmysłowić przyjacielowi,
o co mu w tej chwili chodzi. - To niemal obrzydliwe, więc błagam
cię, przestań. Auć! Musiałeś mnie kopnąć?!
- Zasłużyłeś. - prychnął
poirytowany chłopak i dla odciągnięcia myśli od Magnusa, zaczął
na nowo martwić się o swoją siostrę.
Tym razem Jace'owi oberwało się także
od Clary, która skarciła go szeptem za to, że przez niego Alec
znowu zachowywał się koszmarnie depresyjnie. Może nawet bardziej
niż zwykle, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że przecież Alexander
Lightwood nigdy nie należał do osób, które cieszyłyby się
życiem w pełni. Nawet mając przy sobie Magnusa potrafił być
nachmurzony i marudny. Wprawdzie z każdym tygodniem coraz rzadziej,
ale jednak wciąż miewał swoje gorsze dni.
- No dobrze, nie ma sensu marnować
dłużej czasu. - Magnus nagle zupełnie zmienił swoje nastawienie,
jakby zamienił się w całkowicie inną osobę. Z kogoś niemal
niezdrowo zrelaksowanego stał się kimś niezwykle rzeczowym. Nawet
zaklaskał w dłonie, niczym nauczycielka próbująca zwrócić na
siebie uwagę swoich podopiecznych. - Catarina wykonała za nas lwią
część pracy, więc teraz my musimy dotrzeć możliwie najbliżej
osób, które przywołały demona.
- Nie wiemy czy szukamy Podziemnych,
którzy chcą wzniecić panikę wśród ludzi, czy z Przyziemnymi,
którym udało się przywołać demona przez przypadek. - zauważyła
rozsądnie Clary.
- I właśnie dlatego, moja droga,
założymy, że prawdziwe są obie opcje. Ty i Jace będziecie
uganiać się za Przyziemnymi, zaś ja i Alexander spróbujemy
powęszyć wśród Podziemnych. Chodzi o to żeby popytać tu i tam,
dotrzeć do informacji, o których mówi się szeptem.
- To się nie może udać. - Alec
westchnął ciężko odrywając spojrzenie od wyświetlacza telefonu
i chowając go do kieszeni.
- To wcale nie musi się udać,
Alexandrze. Na początek musimy tylko spróbować. O, jest Catarina!
Świetnie się spisałaś! - czarownik całą uwagę poświęcił
teraz ciemnoskórej kobiecie, która właśnie przeszła przez
portal.
- To nie było trudne, Magnusie. Nawet
nie sądziłam, że Przyziemni są tak łasi na tak niszowe rozrywki.
Chór gospel niemal całował mnie po rękach za chęć
zorganizowania im koncertu.
- Byli przekonani, że jesteś ich
siostrą w wierze.
- Nie istotne. - kobieta machnęła
lekceważąco ręką. - Liczy się to, że nikt nie zadawał zbędnych
pytań i nie chciał nawet wiedzieć, kto za to wszystko zapłaci.
Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, ile będzie cię to
wszystko kosztować?
- Jestem przekonany, że Instytut
pokryje wszystkie koszta, kiedy dowie się, że chodziło o
pradawnego demona, o którego pojawieniu się nie mieli pojęcia. Z
całym szacunkiem dla was, moi mili. - uśmiechnął się
przepraszająco do swoich przyjaciół. - Nikt nie chciałby przecież
żeby po mieście rozeszła się pogłoska, jakoby Nocni Łowcy nie
przykładali się do swojej pracy, przez co Podziemni musieli wziąć
sprawy w swoje ręce.
- To jest jakiś argument.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!