Fanfiction
Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XXI
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia
Zaledwie przecznicę dalej przeszły ze
skrajności w skrajność. Jeszcze niedawno znajdowały się na ulicy
pełnej ludzi i życia, śmiechu, krzyków, zabawy, zaś teraz w
obrębie wzroku nie było żywego ducha, nie dało się słyszeć
żadnych dźwięków wskazujących na to, że ktoś jest na podwórku,
kręci się koło domu, pieli w ogródku. Nic. Cisza, bezruch. Ghost town.
- To nie może być normalne. -
Isabelle ściszyła głos niemal do szeptu. Nie chciała żeby jej
słowa odbijały się echem na tym pustkowiu.
- Może wszyscy są jeszcze w pracy. -
zaproponowała wyjaśnienie Catarina.
- A dzieci? Lekcje w szkole na pewno
już się skończyły.
- Są na zajęciach dodatkowych.
- Wszystkie?
- To inteligentne i ambitne dzieci.
Izzy spojrzała na swoją towarzyszkę
z powątpiewaniem.
Oczy czarownika miały teraz żółty, koci kolor i pionowe źrenice, co oznaczało, że w pewnym momencie magia otaczająca zawsze ciało Magnusa musiała stracić na sile, zaś niedoświadczona dziewczyna nie zdołała tego wyczuć.
Oczy czarownika miały teraz żółty, koci kolor i pionowe źrenice, co oznaczało, że w pewnym momencie magia otaczająca zawsze ciało Magnusa musiała stracić na sile, zaś niedoświadczona dziewczyna nie zdołała tego wyczuć.
- No dobrze, a co ze zwierzętami?
Tutaj nie widać i nie słychać żadnych zwierząt. Psów, kotów,
nawet głupich ptaków.
- Może mieszkańcy nie lubią
zwierząt. - Catarina rzuciła szybkie zaklęcie maskujące
czarodziejskie piętno urodzenia Magnusa, jego znak czarownika.
Zrobiła to tak, by Isabelle o niczym nie wiedziała, ponieważ
obawiała się, że ambitna dziewczyna będzie chciała sama się z
tym uporać, a ostatnim czego było im trzeba był Nocny Łowca
próbujący w jakikolwiek sposób zaczarować ciało wiekowego
Podziemnego.
- Sama nie wierzysz w to, co mówisz.
- Może i nie, ale jest to sensowne i
bardzo przyziemne wytłumaczenie.
- Jak dla mnie jest strasznie
naciągane. - mruknęła pod nosem dziewczyna w ciele Magnusa i
wchodząc na jeden z podjazdów, zajrzała do otwartego szeroko
garażu. Nagle cofnęła się o kilka kroków w tył i spojrzała na
całkowicie puste rabatki. - Nie brakuje ci tu czegoś?
Catarina przyjrzała się uważnie
pustym miejscom w rozkopanej ziemi, w których bez wątpienia kiedyś
były posadzone kwiaty.
Podchodząc do oddzielającego jedną
posesję od drugiej żywopłotu, dziewczyna rzuciła okiem na ogródek
sąsiadów.
- Teraz mi powiesz, że kwiatów też
tutaj nie lubili, więc je wszystkie powyrywali, a drzewa wycięli? -
prawdę mówiąc, Izzy dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że na
całym osiedlu nie rosło ani jedno drzewo.
To miejsce wyglądało po prostu
dziwacznie, upiornie, nienaturalnie. Nie ważne jakie „sensowne”
i „przyziemne” wymówki Catarina miała jeszcze w rękawie,
Isabelle wiedziała, że na tym osiedlu musiało stać się coś
potwornego. Nie było tu ludzi, nie było zwierząt, zniknęły nawet
kwiaty i drzewa. Niemal wszystko, co żyło, nagle jakby wyparowało.
Została tylko trawa, z pewnością nieprzycinana od dwóch, trzech
dni, puste domy, porzucone na podjazdach i w garażach samochody.
Wróciły na chodnik powoli mijając
kolejne budynki. W niektórych miejscach widziały puste budy,
rzucone na trawniku dziecięce rowerki i inne zabawki. Zaglądały
przez okna do wnętrza domów, ale wszędzie było zupełnie pusto. Ani
cienia żywej duszy. Nawet dzwonki nad frontowymi drzwiami jednego z
domów były całkowicie nieruchome z powodu braku najmniejszego
nawet podmuchu wiatru. To osiedle wyglądało jak świat po jakiejś
paranormalnej katastrofie, po apokalipsie, niczym w jednej z tych
dziwnych książek, które z jakiegoś powodu zachwycały
nastoletnich Przyziemnych.
Simonowi mogłoby się spodobać. Izzy była
ciekawa jak chłopak zareagowałby na to miejsce, gdyby tylko nie
świecił tak jasno i mógł opuścić Hotel DuMort. Och, na pewno
uznałby to za okropne, przerażające, ale jednocześnie dziwnie
fascynujące.
- W tym domu, przecinają się ramiona
pentagramu. - Cat wskazała punkt na mapie, a następnie ładny,
dwupiętrowy budynek.
Podeszły bliżej i przez okno rzuciły
okiem na salon, a następnie idąc na tył budynku na kuchnię. To,
co tam zobaczyły było gorsze od wszechobecnej pustki osiedla. Na
ziemi przy wysepce kuchennej leżała rozkładająca się martwa
kobieta. Robaki pełzały po gnijącym ciele. Przy stole siedział, o
ile można to było nazwać jeszcze siedzeniem, mężczyzna. Oparty
głową o stół, był w takim samym stadium rozkładu, co jego żona.
- Na Anioła, mam nadzieję, że nie
mieli dzieci! - Isabelle łzy zakręciły się w oczach. Co innego
oglądać na co dzień trupy demonów lub Podziemnych, z całym
szacunkiem dla nich, ale widok Przyziemnych, którzy umarli podczas
prostych codziennych czynności to coś zgoła innego. A może
Isabelle po prostu zmiękła po tym wszystkim, co ją do tej pory
spotkało? Dawniej na pewno odczuwałaby niespotykaną potrzebę
przeprowadzenia kilku testów i badań, aby dowiedzieć się dlaczego
i jak zmarła ta rodzina. Teraz wcale ją do tego nie ciągnęło. A może to
efekt przebywania w ciele Magnusa? Tak, to było o wiele bardziej
prawdopodobne, niż nagła zmiana nastawienia do życia.
Dziewczyna nawet nie zwróciła uwagi
na to, że nadal wpatruje się uparcie w rozkładające się ciała,
dopóki Catarina nie rozłożyła na parapecie przed nią ich kawałka
mapy.
- Jeśli zgon nastąpił tutaj. -
wskazała punkt, w którym teraz się znajdowały. - To istnieje
możliwość, że także tu, tu, tu i tu. - zaczęła po kolei
pokazywać wszystkie miejsca przecięcia się ramion celtyckiego
pentagramu. - Nie mam pewności, więc będziemy musiały to
sprawdzić.
- Myślę, że powinnyśmy wejść do
środka.
- Co?! - niespodziewana propozycja
Isabelle zaskoczyła jej ciemnoskórą towarzyszkę.
- Uważam, że powinnyśmy sprawdzić
na co zmarli. Nie będziemy mieszać się w sprawy Przyziemnych, nie
będę przeprowadzać sekcji. Chcę tylko się im przyjrzeć.
Przynajmniej z grubsza. Może mają jakieś zewnętrzne obrażenia,
które mogłyby mnie na coś naprowadzić.
- Isabelle, nie jestem przekonana, czy
to aby na pewno dobry pomysł. Pamiętaj, że cokolwiek ich spotkało,
miało magiczne źródło, a my chcemy się pozbyć problemu, a nie
wpakować w jeszcze większe tarapaty.
- Och, daj spokój, Catarino! Tylko
rzucę okiem, nic się nie stanie! - Izzy zignorowała kobietę
poklepując ją krzepiąco po ramieniu i dobierając się do okna,
które chciała potraktować runą, póki nie przypomniała sobie, że
teraz jest czarownikiem, więc powinna do tego użyć magii. - Na
pewno jest jakieś zaklęcie, które pomoże nam dostać się do
środka. - zagruchała prosząco.
- Będę tego żałowała. -
powiedziała do siebie Catarina, po czym przy pomocy prostego
zaklęcia otworzyła okno, z którego buchnął koszmarny smród.
Kobieta odsunęła się na kilka kroków zasłaniając nos.
Isabelle tymczasem niezrażona
koszmarnym zapachem wsunęła się przez otwarte okno do środka.
Zawisła z nogami w dół siedząc na parapecie i obejrzała się za
siebie na swoją zatroskaną towarzyszkę.
- Nie przejmuj się. Nic się nie
stanie. Idziesz?
- Myślę, że sobie to podaruję zanim
stracę węch. Może mi się jeszcze przydać, a magia go nie
zastąpi.
Isabelle przewróciła oczyma i
wskoczyła do środka. Miała wrażenie, że spada stanowczo zbyt
długo, a przecież była pewna, że dotknęła nogami podłogi po
kilku setnych sekundy. Spojrzała na okno zadzierając głowę do
góry.
Chwila?! Przecież okno znajdowało się
na poziomie jej piersi, więc jakim cudem żeby spojrzeć na nie z
tej strony musiała tak się starać? Przesunęła spojrzeniem po
pomieszczeniu, które nagle okazało się wielkie, zupełnie jakby
była Alicją, która zmniejszyła się do rozmiarów myszy.
- O bogowie, wiedziałam, że to zły
pomysł! - głos Catariny docierał do Isabelle z góry. Znowu
musiała podnieść zdecydowanie wzrok żeby cokolwiek zobaczyć. -
Chodź tu do mnie, maleńki. Podnieś łapki. - Catarina wychyliła
się przez okno wyciągając ramiona do Isabelle.
Izzy spojrzała na towarzyszkę jak na
wariatkę, a przynajmniej miała nadzieję, że jej to wyszło. „O
co ci chodzi?!” chciała zapytać, ale z jej ust wydobył się
tylko jakiś gulgot. To otworzyło jej oczy. Spojrzała na samą
siebie i zamarła.
Na anioła! Niewątpliwie nadal była w
ciele Magnusa, ale teraz było to ciało niespełna rocznego dziecka,
które siedziało na ziemi w stanowczo za dużych ubraniach.
I pomyśleć, że Cat ostrzegała, że
to może być w jakiś sposób niebezpieczne, ale ona uparcie nie
chciała słuchać dobrych rad! No to się doigrała.
Spróbowała się podnieść, ale małe,
pulchne nóżki nie chciały jej utrzymać tak, jakby sobie tego
życzyła. Przytrzymała się podłogi, prostując nogi i odepchnęła
się równie pulchnymi rączkami. Zatoczyła się, ale utrzymała
równowagę. Spróbowała zrobić krok, ale od razu runęła prosto
na tyłek. Chociaż tyle, że ubrania Magnusa zamortyzowały upadek.
Wygrzebała się z kotłowaniny drogich ciuchów i na czworakach
zbliżyła się do ściany pod oknem. Po kolei łapała w drobną
rączkę część garderoby i podpierając się jedną ręką, drugą
wystawiała nad głowę ile tylko mogła. Miała nadzieję, że
Catarina domyśli się, że muszą zabrać ze sobą wszystko, co
przyniosły, a w tym wypadku wszystko, co Magnus miał na
sobie.
W końcu przyszła pora na samą
Isabelle, teraz w ciele małego dzidziusia. Jej towarzyszka wychyliła
się z okna i złapała ją pod pachy. Owinięta w koszulę Magnusa
Izzy, siedziała wściekła na samą siebie w ramionach ciemnoskórej
kobiety, która zamknęła za nimi okno i roześmiała się, kiedy
tylko napięcie opadło.
- Nigdy nie widziałam Magnusa tak
maleńkim, ale muszę stwierdzić, że naprawdę był słodziutkim
bobaskiem.
„Dzięki!” chciała prychnąć
Izzy, ale zamiast tego z jej ust znowu wydobyły się jakieś do
końca niezrozumiałe rzeczy.
Magnus ją zabije!
- Magnusie, gdzie jesteś? - serce
Isabelle niemal stanęło, kiedy usłyszała, że Catarina rozmawia
przez telefon z osobą, której ciało dziewczyna doprowadziła do
takiego staniu. - Mamy problem. Najprawdopodobniej bardzo poważny
problem, więc rzuć wszystko, co robisz i spotkajmy się u ciebie.
Nalegam na pośpiech. - rozłączyła się i rzuciła okiem na
dziecko w swoich ramionach. - Nie płacz, kochanie. Magnus nic ci nie
zrobi. Taką przynajmniej mam nadzieję.
Cat nie odważyła się otwierać
portalu na tym złowrogo pustym osiedlu. Postanowiła na piechotę
wrócić do mieszkania Magnusa. Coż, na piechotę i z dzieckiem w
ramionach. Miała dziwne wrażenie, że to bynajmniej nie koniec
czekających na nią problemów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!