środa, 12 listopada 2014

Ostatnia spowiedź tom 3 - Nina Reichter



Tytuł: Ostatnia spowiedź
Tom: 3 (ostatni)
Autor: Nina Reichter
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 374
Ocena: -5/6





Ludzie chcą wierzyć, że ich życie, jak i całe istnienie tego świata jest nieskończone. Bezustannie jakiś etap zostaje zamknięty, ale coś innego się wtedy rozpoczyna i tak bez przerwy, raz za razem. Tom pierwszy, drugi i w końcu trzeci – ostatni. Historia miała swój początek, odnalazła koniec, ale jednocześnie weszła w zupełnie nową fazę istnienia. Zespół, jakże istotny dla pojawienia się powieści, ale uśpiony od lat, niczym pchnięty niewidzialną ręką losu, tworzy na nowo i wypuszcza swoje klipy na niedługo przed pojawieniem się ostatniej części trylogii Niny Reichter. Nazwiecie to przypadkiem, przeznaczeniem, może wymysłem chorej wyobraźni, ale fakty są niezaprzeczalne. To magiczne zrządzenie losu, które udowadnia, że świat jest maleńki i wszystko może się zdarzyć, więc warto marzyć i wierzyć.


Życie Allly w końcu wskoczyło na właściwe tory – zakochana i zaręczona z mężczyzną, za którym szaleje, robi karierę na stanowisku, o którym nawet bała się otwarcie marzyć. Do pełni szczęścia brakuje jej tylko małego, rozkrzyczanego brzdąca, który byłby miniaturką jej ukochanego. Niestety, nie tak łatwo dostać to czego chce się najbardziej, a za szczęście trzeba najwidoczniej zapłacić srogą cenę, gdyż zbudowany przez Ally i Bradina piękny domek z kart zaczyna się rozsypywać jeszcze zanim został tak naprawdę ukończony. Przeszłość młodego muzyka upomina się o niego w najgorszy możliwy sposób, tajemnice splatają się w czułym uścisku z kłamstwami, w bohaterach budzą się ukryte dotąd żądze i uczucia, które wcześniej wydawały się nie mieć znaczenia. Życie zamienia się w krwiożerczą bestię, która odgryzie głowę każdemu, kto tylko przez chwilę pomyśli, że wyszedł na prostą. Ally i Bradin nie są jedynymi ludźmi na świecie, zaś liczba osób pragnących ich szczęścia oraz tych chcących im zaszkodzić wcale nie jest od siebie tak różna.

Już w pierwszym tomie, Nina Reichter pchnęła nas w ramiona powieści romantycznej, słodko-gorzkiej, w której motywem przewodnim jest nie tylko obezwładniające uczucie, ale również odrodzenie. Jej bohaterowie przeżywają je na wiele różnych sposobów już od samego początku, ale chyba najistotniejszym jest to, które zachodzi w samej głównej bohaterce. Nasza Ally okazuje się bowiem idealna wyłącznie z wierzchu. Piękna, utalentowana, ale zniszczona w środku, stłamszona przez rodzinę i jej ambicje. W drugim tomie mieliśmy okazję zobaczyć, jak dziewczyna walczy z tym jaka jest naprawdę, a jaka stała się z winy wszystkich nacisków otoczenia. Jaka jest jednak teraz, w tomie trzecim? Przede wszystkim okazuje się wewnętrznie silniejsza, bardziej pewna swojej wartości, wie czego pragnie i dąży do tego. Niestety, nie chce polegać na innych, a jej samodzielność godna jest politowania. Ally jest tylko człowiekiem, nie może ze wszystkim borykać się sama, a jednak robi to i zostaje wciągnięta przez ruchome piaski konsekwencji swoich decyzji oraz przewrotnego losu. Mimo wszystko, nasza bohaterka jest żywotna jak karaluch, toteż powoli wychodzi z opresji, zmienia się w dalszym ciągu, ale zawsze pozostaje w pełni sobą. Nina Reichter bez wątpienia wykazała się niemałymi umiejętnościami kreacji swojej bohaterki, która nie zatraca siebie, mimo że za każdym razem robi krok do przodu i próbuje stać się lepsza.

W przypadku Bradina sytuacja ma się zdecydowanie inaczej, ponieważ chłopak nie jest skłonny do kształtowania samego siebie. Nawet jeśli rusza do przodu, w pewnym momencie znowu zaczyna się cofać do tego, co było wcześniej. Podobnie jest z jego miłością, która nie dorasta, ale pozostaje tak samo niepewna, pozbawiona wiary w uczucie Ally, jak wyglądało to na samym początku ich znajomości. Bradin tak naprawdę nie wierzy w swoją ukochaną, nie wierzy w jej miłość, ponieważ skupia się w głównej mierze na sobie. Wszystko, co robi wydaje się koncentrować właśnie na nim, na jego uczuciach, jego pragnieniach, jego potrzebach, które zwyczajnie czasami odpowiadają temu, czego potrzebuje jego ukochana. Prawdę mówiąc, ciężko określić, czy właśnie to jest powodem nieświadomego zadania naszej bohaterce najgłębszej rany, jaką można zadać normalnej kobiecie, ale Bradin właśnie to robi – nie pierwszy zresztą raz. Tym samym, ponownie staje się on przeciwieństwem swojego brata, który wydawał się zaliczać do tych najgorszych, zaś w rzeczywistości okazał się ukrywać przed światem piękną duszę. Tom jest więc tą drugą stroną medalu, jest kimś, kto dostrzega i szanuje wyjątkowość Ally, kocha ją nie dla siebie, ale dla niej. Kiedy już poznaje prawdę o swoich uczuciach i zaczyna je akceptować, pozostaje im wierny, jest gotowy przyjmować niezliczone razy w imię miłości do dziewczyny, która okazała się znać drogę do jego serca. Dwaj bliźniaczy bracia są różni od siebie jak ogień i woda, dzień i noc, są bezgranicznie różną od siebie braterską jednością.

Nina Reichter w bardzo, nie oszukujmy się, brutalny sposób poruszyła w tym tomie kwestię pytania, jakie zadają sobie chyba tysiące nieszczęśliwie zakochanych osób: skąd wiesz, że to naprawdę miłość? W końcu mówi się, że kocha się za nic, a nie za coś. Czym w takim razie jest miłość? Masochizmem? Jeśli kochamy za nic i jedyne co otrzymujemy to ciągłe ciosy, rany, bezustanny ból, to jak inaczej można ją nazwać? W Ostatniej spowiedzi kwestia ta narasta poprzez schematyczny rozwój akcji – szczęście, wydumany problem, wzajemne ranienie się, kłótnia, rozstania i powroty. Niby ciągle to samo, ale jednak autorka przedstawia to naprawdę kusząco, co sprawia, że powieść po prostu chce się przeczytać. Słodycz, romantyzm, wielkie nadzieje, ból związany z uczuciem, które nie zależy tylko od nas, ale także od tej drugiej osoby, na którą nie mamy wpływu. Łzy poleją się nie tylko w powieści, ale także skapną na jej strony z Waszych oczu! Wróćmy jednak do treści. Jak jest z Ally? Czy Bradin naprawdę jest tym jedynym? Nie liczcie na moją odpowiedź!

Przejdźmy jednak troszkę dalej. Pamiętacie na pewno ten miły dreszczyk emocji towarzyszący rozwijającym się w pierwszym tomie uczuciom, który znika wraz z postawieniem sprawy jasno. W „trójeczce” przeżyjemy to samo, chociaż jednocześnie jest to coś zupełnie innego, ponieważ zmienią się nam aktorzy. Czy wszyscy? W jakim stopniu będą inni? Musicie przeczytać powieść by się tego dowiedzieć, ale zapewniam Was, że ten słodki dreszczyk powróci!

Na koniec zajmijmy się zakończeniem powieści. Bez obaw, nie zdradzę Wam jakie jest, ponieważ musicie sami przepłynąć przez morze łez swoich i bohaterów, musicie poczuć w sobie te radości i smutki, to podniecenie i ból, miłość i nienawiść. Ale do rzeczy! Zakończenie Ostatniej spowiedzi po prostu nie mogło być inne! Ta powieść nie miała prawa skończyć się inaczej i wiedziałam to już po przeczytaniu pierwszych 100 stron - może dlatego, że czytając ten tom z jakiegoś niewiadomego powodu miałam przed oczyma sceny z pewnej mangi, gdzie, jak się okazało, finał był ciut podobny. Czyżby babska intuicja?. Niemniej, to nagromadzenie nieszczęść, drobnych radości, kłamstw, szachownica uczuć, wyznania miłości, brak wzajemności i przeciwnie, wzajemność, to wszystko kumulowało się od pierwszej części by w trzeciej osiągnąć swoje apogeum i doprowadzić nas do takiego, a nie innego zakończenia. Przyznam się bez bicia, że nie miałabym nic przeciwko innemu rozegraniu tego wszystkiego, ale to już kwestia tylko i wyłącznie mojej „ciepłokluchowości”. Nie moja wina, że tak się wzruszam czytając!

Podsumowując finałowy tom Ostatniej spowiedzi, mogę jedynie powiedzieć Wam: „Tak, sięgajcie, czytajcie! Warto poznać tę historię, warto dotrzeć do jej końca” oraz udzielić Wam kilku rad: zaopatrzcie się w karton chusteczek higienicznych, zadbajcie by nikt Wam nie przeszkadzał, nie czytajcie tego tomu przed wyjściem z domu, ponieważ nie łatwo naprawić rozmazany przez łzy makijaż, a zapuchnięte oczy są nie mniej trudne do ujarzmienia. Ostrzegam, docierając do końca powieści nie będziecie mogli znaleźć dla siebie miejsca, poczujecie się jak rozbity szklany łabędź, a historia Ostatniej spowiedzi zostanie z Wami może nawet na zawsze.

5 komentarzy:

  1. Słyszałam o tej serii, ogólnie o autorce jest bardzo głośno. Kiedyś na pewno zacznę od pierwszej części tę serię ;)

    http://pasion-libros.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Za mną już dwie pierwsze części i stałam się fanką tej trylogii. Oczywiście muszę znać jej finał, bo to jedyna książka romantyczna jaka kiedykolwiek mi się spodobała :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę. Przeczytać. Tę. Trylogię.

    Muszę.

    Muszę.

    Muszę!

    OdpowiedzUsuń
  4. małego, rozkrzyczanego brzdąca - Jezu Nazaretański, nigdy tego nie przeczytam, nawet jeśli ktoś mi będzie groził torturami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam dwa pierwsze tomy. Trochę się obawiam ostatniej części, ale obym przetrwała!

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!