Tytuł: Bohatyr. Żelazny Kostur
Autor: Juraj Červenák
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Liczba stron: 512
Ocena: 5/6
W nocy przed świętem letniego przesilenia Murom zamienił się w bezbronną wioskę, w której ludzie myśleli tylko o dobrej zabawie i radości płynącej ze świętowania. Nikt nie spodziewał się, że zagłada jest zaledwie o krok, póki nie było za późno. Najeźdźcy nie znali litości. Wymordowali stawiających opór wojowników, starców i dzieci, na innych mieszkańcach postanowili zarobić sprzedając ich w niewolę, uprowadzili także młode dziewice, które miały stać się pokarmem czczonego w Suwarze smoka. O ironio, tylko słaby, zapijaczony kaleka, Ilja, wyszedł z tego starcia cało. Niemniej jednak, przelana w Muromiu krew niewinnych musiała zwrócić uwagę bogów, którzy na drodze kaleki postawili wyjątkowych podróżnych. Tak jak czary uczyniły z młodzieńca wyrzutka i niepotrzebny ludzki ochłap, tak one teraz podarowały mu nową przyszłość. Ilja wyrusza na poszukiwanie zemsty i swojego przeznaczenia, które nieubłaganie popycha go w ramiona wojaczki oraz wielkich czynów, zaś w samym centrum tego nowego świata znajduje się nie kto inny, jak tylko Kijowski książę Światosław.
Przypomnijcie sobie osadzone w średniowieczu powieści, które mieliście okazję do tej pory przeczytać, sięgnijcie pamięcią do filmów, które obejrzeliście. Ile z nich przedstawiało prawdziwy obraz tamtych czasów z jego krwawymi, bezlitosnymi wojnami? Podejrzewam, że stosunkowo niewiele. I właśnie dlatego, w tym temacie „Bohatyr. Żelazny Kostur” ma najwięcej do powiedzenia. Przede wszystkim Juraj Červenák osadził swoją powieść na żyznym podłożu historii wczesnośredniowiecznej Rusi i odważnie obdarł ją z kokonu subtelności, czystych, bezkrwawych bitew, radosnego życia woja, które najczęściej obserwujemy. Zamiast tego przedstawił świat takim, jakim najprawdopodobniej był – brutalnym, krwawym, bezlitosnym. Zresztą, także fantastyka, jaką dodał do swojego dzieła daleka jest od Tolkienowskiej delikatności. W końcu „Bohatyr” to opowieść o walce toczonej każdego dnia z samym sobą, z innymi ludźmi czy z paranormalnymi istotami. 100% prawdziwej wojaczki!
Szczególną uwagę warto zwrócić także na fakt, iż czytając „Żelazny Kostur” czujemy przepływającą przez niego historię, a to za sprawą miejsc, ludzi i wierzeń. Przede wszystkim poruszamy się po świecie, który bez najmniejszych trudności możemy usytuować nawet na naszych mapach. To nie odległe nieznane nikomu krainy stają się miejscem toczących się bezustannie wojen, ale wczesnośredniowieczne terytoria, które dobry historyk zapewne z łatwością wskaże nam palcem. Co więcej, wiele postaci historycznych również odnalazło swoje przytulne miejsce na kartach powieści. To istotne, jako że w pewnym momencie mamy wrażenie, że także bohaterowie fikcyjni mogli jednak istnieć w rzeczywistości. Tym bardziej, że większość z nich należy do konkretnych, istniejących dawniej ludów i wyznaje prawdziwe religie.
A skoro o tym mowa, zatrzymajmy się dłużej przy temacie wierzeń, jako że w „Żelaznym Kosturze” jest to jeden z niezwykle istotnych i rzucających się w oczy elementów. Chodzi bowiem o wiarę w Allaha, czyli o fakt, iż główną religią monoteistyczną, z którą mamy tu do czynienia nie jest chrześcijaństwo. Dlaczego warto o tym wspomnieć? Ponieważ przywykliśmy do tego, iż w zatrważającej większości powieści zawierających elementy historyczne, to właśnie chrześcijanie grają pierwsze skrzypce. Niemniej jednak, to nie Allah „odzywa się” w „Bohatyrze”, ale starzy, pogańscy bogowie. Nie ma wątpliwości, że to za ich sprawą Ilja staje się kimś wyjątkowym. Tym samym to nie Allah odpowiada na wezwania swoich wiernych, ale właśnie ci, o których współczesny świat wydaje się zapominać. Przyznaję się, mam słabość do pogaństwa i nie potrafię przejść obojętnie obok tego tematu.
W wideo-recenzji wspominałam już o porównaniu „Bohatyra” do „Pieśni Lodu i Ognia”, ale muszę do tego wrócić, jako że wydaje mi się to bardzo istotne i wyznaję wyższość powieści Juraja Červenáka nad serią Georga R.R. Martina. Kiedy myślę o „Grze o Tron” od razu przychodzą mi na myśl: seks, wyżynanie się, trochę nudy, jeszcze trochę seksu, jeszcze więcej wyżynania, trochę interesującej akcji. Tymczasem „Żelazny Kostur” to prawdziwa wojna, przygoda, krew, bohaterstwo, braterstwo, elementy folkloru, historii. Tak więc fanom Martina na pewno poleciłabym „Bohatyra”, ale miłośnikom Červenáka nie koniecznie doradzałabym „Grę o Tron”.
Podsumowując, Juraj Červenák kolejny raz udowodnił, że potrafi tworzyć powieści różnorodne, interesujące i bardziej wartościowe niż czysta fantastyka. Jego „Bohatyr” to seria zdecydowanie inna niż „Czarnoksiężnik”, bardziej krwawa, ale nie mniej godna zainteresowania, w której czytelnik znajdzie wszystko, czego tylko szuka w tego typu literaturze. Zresztą, przekonajcie się sami.
Wakacyjnie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!