Tytuł: Poza czasem
Autor: Alexandra Monir
Wydawca: Jaguar
Ilość stron: 288
Ocena: 4/6
Mówi się, że miłość jest jak jabłko, a każda ze stron to inna jego połówka. Razem tworzą słodki, pełny owoc, idealny w swoim kształcie, zaś osobno są tylko namiastką tego, czym być powinny. Niestety, nie każdy swoją połówkę może odnaleźć, jako że nienasycony robak czasu, choroby, odległości czy losu nie ustaje i kęs po kęsie uniemożliwia nam stworzenie całości z osobą nam przeznaczoną.
Nastoletnia Michele Windsor uważa się za dziewczynę pod każdym względem przeciętną. Jest skromna, spokojna, skrycie marzy o profesjonalnym pisaniu tekstów piosenek – ot, nic szczególnego. Jej życie rodzinne także nie stanowi wielkiej atrakcji – będąca projektantką mody matka wychowuje ją samotnie, jako że ojciec zniknął z ich życia niedługo po tym, jak Michele została poczęta, a wszystko wskazuje na to, iż winni temu są starzy Windsorowie, dziadkowie dziewczyny. Także problemy nastolatki nie należą do szczególnie wyszukanych, gdyż zaliczyć do nich można pojawiające się od lat sny o przystojnym nieznajomym oraz niedawne rozstanie z chłopakiem. Wszystko zmienia się jednak, kiedy matka dziewczyny ginie w wypadku, zaś opieka nad Michele przechodzi w ręce jej dziadków. Przeprowadzka, nowa szkoła, życie pełne luksusu, zakazów, nakazów, tęsknota i samotność, pytania bez odpowiedzi. I nagle, zwyczajna nastolatka staje się kimś wyjątkowym, obdarzonym mocą przenoszenia się w czasie, zaś w roku 1910 przystojny nieznajomy z jej snów okazuje się być bardzo, bardzo realny.
Romans, romans i jeszcze więcej romansu. Oto esencja „Poza czasem”, pierwszego tomu debiutanckiej serii Alexandry Monir. Choć początek na to nie wskazuje, akcja powieści zostaje zredukowana do minimum na rzecz romantycznych uniesień, szczerych wyznań, rozkradania drobnych, szczęśliwych chwil razem, zaś gdy już coś się dzieje, nasza bohaterka jest raczej bierną obserwatorką, nie zaś aktywną stroną wszystkich wydarzeń. Naszym przewodnikiem po tej historii są przede wszystkim jej myśli, które początkowo nie krążą wokół niczego konkretnego, by później skupić się na utraconej na zawsze matce oraz wyśnionym ukochanym z przeszłości. To właśnie one oraz uczucia bohaterki wyznaczają kierunek, w którym powoli płynie opowieść. Jeśli liczycie na szalone tempo akcji, to tutaj go nie uświadczycie.
Prawdę mówiąc, „Poza czasem” charakteryzuje się trzema kluczowymi elementami, które razem tworzą nie najgorszą całość. Pierwszym z nich jest bez wątpienia miłość, która stanowi rdzeń powieści i wypełnia każdą stronę niczym powietrze. Wśród mnożących się w zastraszającym tempie romansów, Alexandrze Monir na pewno nie było łatwo się wybić, a jednak, znalazła drobną lukę, którą mogła zapełnić swoją twórczością. Należy, bowiem zwrócić uwagę na fakt, iż stworzona przez nią dwójka kochanków znajduje się w naprawdę beznadziejnej sytuacji. Przede wszystkim, we współczesnym ukochanemu świecie Michele jest niczym duch, którego widzą tylko wybrane osoby, zaś Philip nie może przenieść się wraz z nią do świata XXI wieku. Co więcej, każda podróż wiąże się z konsekwencjami poważnych zmian we współczesności i stanowi zderzenie się dwóch zupełnie innych rzeczywistości. Autorka nie zapomina jednak by trochę namieszać, dać nam pewną nadzieję, zaskoczyć nas i rozbudzić ciekawość. Tym samym, kolejny tom już teraz zapowiada się interesująco i lepiej od pierwszego.
Drugim z istotnych elementów powieści jest muzyka, która łączy kochanków, dzieli rodzinę i stanowi most pomiędzy fikcją, a samą autorką. Alexandra Monir jest, bowiem kompozytorką i wokalistką, a co ciekawsze, wykonuje piosenki, o których możemy przeczytać w „Poza czasem”. Nic więc dziwnego, że seria jest wręcz przesiąknięta tym motywem i zarówno główna bohaterka, jak i jej ukochany oraz prababcia mają ogromną słabość do muzyki. Zauważmy także, że w kontekście tej powieści stwierdzenie, iż „muzyka łączy pokolenia” nabiera o wiele głębszego znaczenia. Po pierwsze, różnica „wieku” między Michele a Philipem oraz Lily to około 100/85 lat, niemniej jednak, dogadują się całkiem nieźle. Co więcej, chłopak i utalentowana prababka wyprzedzają swoje rasistowskie czasy pod względem gustów muzycznych. I w końcu, teksty pisane przez Michele zdobywają spore grono zwolenników w czasach zdecydowanie poprzedzających rok ich stworzenia. Jeśli więc nie „czujecie” muzyki podejrzewam, że nie uświadczycie w pełni czaru „Poza czasem”.
Ostatnim składnikiem powieści, o którym należy wspomnieć są Stany Zjednoczone początku XX wieku, które autorka odmalowuje z wyczuwalną przyjemnością. Jak sama wspomina w jednym z wywiadów, pisząc swoją powieść wczuwała się w ten świat sprzed kilku dziesięcioleci do tego stopnia, że traciła kontakt z współczesnością i właśnie tym chciała się z nami podzielić. I tu pojawia się drobny problem. Wprawdzie czytelnik ma okazję poznać niektóre wydarzenia historyczne, które wyraźnie naznaczyły przeszłość Stanów Zjednoczonych, zawiłości kulturowe, jak na przykład przewrażliwienie w temacie różnic rasowych, a także liźnie odrobinę mody dawnych czasów, niestety, Alexandra Monir nie pozwala sobie na rozwinięcie skrzydeł, gdyż perspektywa głównej bohaterki jest bardzo okrojona, zamknięta w pomieszczeniach, z których niesamowicie rzadko wychodzi. Tym samym, w „Poza czasem” niesamowicie brakowało mi obrazu miasta i zwykłych ludzi.
Podsumowując, „Poza czasem” jest powieścią, która spodoba się osobom potrafiącym odnaleźć się w osobie głównej bohaterki oraz dzielącym jej pasje, ale niekoniecznie przypadnie do gustu miłośnikom akcji i tajemnic, jako że nad tym autorka skupia się możliwie najmniej. Po przeczytaniu pierwszego tomu czujemy równocześnie niedosyt i przesyt, co wywołuje mieszane uczucia. Bez wątpienia jednak, najmocniejszą stroną powieści jest jej koniec, który w pewnym stopniu zaskakuje i zapowiada coś niezwykle interesującego. I właśnie dlatego, myślę, że warto czekać na tom drugi.
Nastoletnia Michele Windsor uważa się za dziewczynę pod każdym względem przeciętną. Jest skromna, spokojna, skrycie marzy o profesjonalnym pisaniu tekstów piosenek – ot, nic szczególnego. Jej życie rodzinne także nie stanowi wielkiej atrakcji – będąca projektantką mody matka wychowuje ją samotnie, jako że ojciec zniknął z ich życia niedługo po tym, jak Michele została poczęta, a wszystko wskazuje na to, iż winni temu są starzy Windsorowie, dziadkowie dziewczyny. Także problemy nastolatki nie należą do szczególnie wyszukanych, gdyż zaliczyć do nich można pojawiające się od lat sny o przystojnym nieznajomym oraz niedawne rozstanie z chłopakiem. Wszystko zmienia się jednak, kiedy matka dziewczyny ginie w wypadku, zaś opieka nad Michele przechodzi w ręce jej dziadków. Przeprowadzka, nowa szkoła, życie pełne luksusu, zakazów, nakazów, tęsknota i samotność, pytania bez odpowiedzi. I nagle, zwyczajna nastolatka staje się kimś wyjątkowym, obdarzonym mocą przenoszenia się w czasie, zaś w roku 1910 przystojny nieznajomy z jej snów okazuje się być bardzo, bardzo realny.
Romans, romans i jeszcze więcej romansu. Oto esencja „Poza czasem”, pierwszego tomu debiutanckiej serii Alexandry Monir. Choć początek na to nie wskazuje, akcja powieści zostaje zredukowana do minimum na rzecz romantycznych uniesień, szczerych wyznań, rozkradania drobnych, szczęśliwych chwil razem, zaś gdy już coś się dzieje, nasza bohaterka jest raczej bierną obserwatorką, nie zaś aktywną stroną wszystkich wydarzeń. Naszym przewodnikiem po tej historii są przede wszystkim jej myśli, które początkowo nie krążą wokół niczego konkretnego, by później skupić się na utraconej na zawsze matce oraz wyśnionym ukochanym z przeszłości. To właśnie one oraz uczucia bohaterki wyznaczają kierunek, w którym powoli płynie opowieść. Jeśli liczycie na szalone tempo akcji, to tutaj go nie uświadczycie.
Prawdę mówiąc, „Poza czasem” charakteryzuje się trzema kluczowymi elementami, które razem tworzą nie najgorszą całość. Pierwszym z nich jest bez wątpienia miłość, która stanowi rdzeń powieści i wypełnia każdą stronę niczym powietrze. Wśród mnożących się w zastraszającym tempie romansów, Alexandrze Monir na pewno nie było łatwo się wybić, a jednak, znalazła drobną lukę, którą mogła zapełnić swoją twórczością. Należy, bowiem zwrócić uwagę na fakt, iż stworzona przez nią dwójka kochanków znajduje się w naprawdę beznadziejnej sytuacji. Przede wszystkim, we współczesnym ukochanemu świecie Michele jest niczym duch, którego widzą tylko wybrane osoby, zaś Philip nie może przenieść się wraz z nią do świata XXI wieku. Co więcej, każda podróż wiąże się z konsekwencjami poważnych zmian we współczesności i stanowi zderzenie się dwóch zupełnie innych rzeczywistości. Autorka nie zapomina jednak by trochę namieszać, dać nam pewną nadzieję, zaskoczyć nas i rozbudzić ciekawość. Tym samym, kolejny tom już teraz zapowiada się interesująco i lepiej od pierwszego.
Drugim z istotnych elementów powieści jest muzyka, która łączy kochanków, dzieli rodzinę i stanowi most pomiędzy fikcją, a samą autorką. Alexandra Monir jest, bowiem kompozytorką i wokalistką, a co ciekawsze, wykonuje piosenki, o których możemy przeczytać w „Poza czasem”. Nic więc dziwnego, że seria jest wręcz przesiąknięta tym motywem i zarówno główna bohaterka, jak i jej ukochany oraz prababcia mają ogromną słabość do muzyki. Zauważmy także, że w kontekście tej powieści stwierdzenie, iż „muzyka łączy pokolenia” nabiera o wiele głębszego znaczenia. Po pierwsze, różnica „wieku” między Michele a Philipem oraz Lily to około 100/85 lat, niemniej jednak, dogadują się całkiem nieźle. Co więcej, chłopak i utalentowana prababka wyprzedzają swoje rasistowskie czasy pod względem gustów muzycznych. I w końcu, teksty pisane przez Michele zdobywają spore grono zwolenników w czasach zdecydowanie poprzedzających rok ich stworzenia. Jeśli więc nie „czujecie” muzyki podejrzewam, że nie uświadczycie w pełni czaru „Poza czasem”.
Ostatnim składnikiem powieści, o którym należy wspomnieć są Stany Zjednoczone początku XX wieku, które autorka odmalowuje z wyczuwalną przyjemnością. Jak sama wspomina w jednym z wywiadów, pisząc swoją powieść wczuwała się w ten świat sprzed kilku dziesięcioleci do tego stopnia, że traciła kontakt z współczesnością i właśnie tym chciała się z nami podzielić. I tu pojawia się drobny problem. Wprawdzie czytelnik ma okazję poznać niektóre wydarzenia historyczne, które wyraźnie naznaczyły przeszłość Stanów Zjednoczonych, zawiłości kulturowe, jak na przykład przewrażliwienie w temacie różnic rasowych, a także liźnie odrobinę mody dawnych czasów, niestety, Alexandra Monir nie pozwala sobie na rozwinięcie skrzydeł, gdyż perspektywa głównej bohaterki jest bardzo okrojona, zamknięta w pomieszczeniach, z których niesamowicie rzadko wychodzi. Tym samym, w „Poza czasem” niesamowicie brakowało mi obrazu miasta i zwykłych ludzi.
Podsumowując, „Poza czasem” jest powieścią, która spodoba się osobom potrafiącym odnaleźć się w osobie głównej bohaterki oraz dzielącym jej pasje, ale niekoniecznie przypadnie do gustu miłośnikom akcji i tajemnic, jako że nad tym autorka skupia się możliwie najmniej. Po przeczytaniu pierwszego tomu czujemy równocześnie niedosyt i przesyt, co wywołuje mieszane uczucia. Bez wątpienia jednak, najmocniejszą stroną powieści jest jej koniec, który w pewnym stopniu zaskakuje i zapowiada coś niezwykle interesującego. I właśnie dlatego, myślę, że warto czekać na tom drugi.
Jestem bardzo ciekawa tej lektury
OdpowiedzUsuńMimo wszystko jestem dość ciekawa tej powieści :)
OdpowiedzUsuń