piątek, 17 lutego 2017

Fanfiction: Bez ostrzeżenia (Część XIX)


Fanfiction

Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XIX
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia

Idąc u boku Catariny, Isabelle spoglądała na nią ukradkiem. Słyszała o niej, widziała jej akta w archiwach Nocnych Łowców, ale nie miała z nią wcześniej do czynienia osobiście. Podobnie jak Magnus, Catarina należała do grona czarowników, którzy w gruncie rzeczy nikomu nie wadzili i przy bliższym spotkaniu wiele zyskiwali. To nasuwało dziewczynie pytanie: co młodzi Nocni Łowcy tak naprawdę wiedzieli o Podziemnych? Czytanie akt jeszcze nikomu nie pozwoliło naprawdę poznać drugiej osoby, jako że suche fakty są pozbawione kontekstu, sprawozdania zaś zawierają punkt widzenia piszącego. Tym samym, żadne z tych źródeł nie było godne zaufania, ale to docierało do Isabelle dopiero teraz. Prawdę mówiąc, nigdy wcześniej jakoś szczególnie jej to nie obchodziło, co było błędem, który planowała naprawić.
- Nie wątpię w pomysłowość czarowników, ale czy masz jakiś plan, w jaki sposób możemy się czegokolwiek dowiedzieć? Przyziemni nie są szczególnie otwarci na obcych zadających dziwne pytania. - Izzy odrzuciła swoje filozoficzne niemal rozmyślania, aby skupić się na kwestiach w tej chwili zdecydowanie ważniejszych.
- Prawdę mówiąc mam zamiar wykorzystać odrobinę magii. Przyziemnych bardzo łatwo nią nakłonić do zwierzeń. Zademonstruję ci. - Catarina wprowadziła Isabelle na jedno z podwórzy i zapukała do drzwi niewielkiego domku. - Dzień dobry, Pomoc Społeczna. - przedstawiła się w skrócie, kiedy drzwi otworzyła drobna kobieta po czterdziestce. – Ostatnia burza wyrządziła duże szkody w wielu domostwach w mieście, toteż pragnę zapytać o sytuację w pani domu. Czy wszystko w porządku? Nie potrzebuje pani pomocy jakiegoś fachowca lub medycznej? - ciemnoskóra kobieta nie przerywając kontaktu wzrokowego z rozmówczynią, wyszeptała coś w obcym języku i przesunęła dłonią przed twarzą pani domu, której oczy rozbłysły fioletem.
- Dwa dni temu, podczas burzy nie było mnie w domu. Moja siostra rodziła i wraz z mężem spędziliśmy ten czas w szpitalu. - nieznajoma naprawdę była rozmowna. - Pies sąsiadów zdechł na naszym podwórku, ale mąż przerzucił go niepostrzeżenie na ich stronę z samego rana, kiedy tylko wróciliśmy. Paskudna sprawa. Nasze rybki w akwarium też pozdychały, ale mąż spuścił je w sedesie, więc nie ma o czym mówić.
- Ach, tak. Bardzo dziękujemy. - Catarina znowu machnęła ręką przed twarzą kobiety, która zamknęła im drzwi przed nosem z pustym wyrazem twarzy. - Będzie przekonana, że otwierała drzwi skautom sprzedającym ciasteczka. - wyjaśniła swojej towarzyszce w ciele Magnusa. - Nauczę cię tych sztuczek i jutro będziemy mogły się rozdzielić.
Na początek, Catarina nauczyła Isabelle słów zaklęcia. Było niezwykle proste i krótkie, co niezmiernie ucieszyło dziewczynę. Także jego wymowa nie należała do skomplikowanych, toteż Izzy pojęła wszystko w mig. Trochę więcej czasu zajęło jej opanowanie odpowiednich ruchów palców, co w tym wypadku było o tyle istotne, że musiało wyglądać naturalnie i odbyć się szybko. Czarownicy nie potrzebowali zwracać na siebie uwagi przechodniów, ani też wzmagać czujności swoich rozmówców. Chodziło o płynne przejście od niewinnej rozmowy do zaklęcia.
- Na początek spróbujesz wykorzystać to w praktyce, a ja zajmę się drugą częścią. Modyfikowanie pamięci jest trudniejsze, dlatego warto go używać tylko w sytuacji, kiedy dowiesz się czegoś, czego w normalnych okolicznościach ktoś by ci nie zdradził.
- Zrozumiałam. Myślę, że dam sobie radę. - Isabelle skinęła potakująco głową i w myślach powtórzyła zaklęcie oraz wyobraziła sobie ruch ręki, jaki musi wykonać. Kilka razy zademonstrowała Catarinie to, czego właśnie się nauczyła, aby ta mogła w razie potrzeby ją poprawić. Na szczęście nie było wiele do korekty, toteż mogły wypróbować wszystko w praktyce.
Tym razem to Izzy zapukała do drzwi i czekała. Mężczyzna, który się w nich pojawił, nie wyglądał na uprzejmego. Wysoki, łysy, zarośnięty. Czuć było od niego piwo i tytoń. Typowy obrzydliwy Przyziemny.
- Dzień dobry, jesteśmy z Pomocy Społecznej. - zaczęła, starając się skupić na sobie uwagę mężczyzny, chociaż w ciele Magnusa wcale nie było to takie proste. Mężczyzna był wyraźnie rozkojarzony, a jego spojrzenie częściej spoczywało na milczącej ciemnoskórej, niż na męskim rozmówcy, który najwyraźniej nie był w jego typie. Magnus może i był przystojny, wyzywający, kuszący, ale ten Przyziemny ogr wyraźnie wolał cycki, a sądząc po lubieżnym błysku w jego oku, im większe tym lepsze. Może właśnie z tego powodu to Catarina rzuciła zaklęcie i powtórzyła pytanie o wydarzenia sprzed dwóch dni, które wcześniej zadała Isabelle, ale którego mężczyzna nie usłyszał. Może jego mały, niemal gładki móżdżek był w stanie odbierać i przetwarzać tylko jeden bodziec na razi? To możliwe. Zamiast słuchać Isabelle w ciele Magnusa, wolał spoglądać na atrakcyjną, cycatą kobietę.
- O tak, pierdzielnęło niedaleko stąd, piękna pani! - facet uśmiechnął się szczerbatą gębą zwracając się do Catariny. - Psa mi zabiło, wszystkie ptaki z drzewa pospadały. Martwe, co do jednego! Na zawał padły pewnie, kiedy dupnęło, albo zaraza jakaś je wzięła. Byłem wtedy nawalony do nieprzytomności. Piękna pani rozumie, chrzciny siostrzeńca i te sprawy. Ale nie ma tego złego! Ptaki już mi na tego starego grata na podjeździe nie srają.
- Tak, to rzeczywiście zaleta całej sytuacji. - Catarina zmusiła się do ciepłego uśmiechu. - Rozumiem, że to wszystko?
Mężczyzna podrapał się po łysej głowie zamyślony.
- Jeśli piękna pani wybierze się ze mną na piwko to na pewno znajdzie się jeszcze kilka interesujących opowieści.
- Na pewno nad tym pomyślę. Do widzenia! - kobieta złapała mocno ramię Isabelle i odciągnęła ją od drzwi, a następnie wyprowadziła poza podwórze. Facet nadal stał w drzwiach odprowadzając ją spojrzeniem, które z dżentelmenem nie miało nic wspólnego.
Na Anioła, co to w ogóle było?! Izzy niejednokrotnie słyszała różne słabe teksty na podryw, ale ten był wyjątkowo koszmarny. Nie mówiąc już o samym „Romeo”. Cóż, takie sytuacja nazywały się chyba „wypadkami przy pracy” i należało o nich czym prędzej zapomnieć, a tę rozmowę nie tylko ona chciała wyrzucić z pamięci. Gdyby na swojej drodze spotkała więcej takich typków jak ten, zapewne zdecydowałaby się zostać Żelazną Siostrą nie oglądając się za siebie.
- Masz powodzenie. - mruknęła do swojej towarzyszki, która posłała jej ostrzegawcze, ostre spojrzenie. Biedna Isabelle z trudem powstrzymywała śmiech, ponieważ cała ta sytuacja mimo wszystko należała jej zdaniem do zabawnych.
- Ta zgryźliwość jest twoja, czy płynie w żyłach Magnusa i nie mogłaś się powstrzymać?
- To doskonałe pytanie i nie potrafię na nie odpowiedzieć. - Isabelle zaśmiała się krótko, kierując się w stronę kolejnego domu. Miała nadzieję, że tym razem uda jej się zaczarować rozmówcę i nie będzie on intelektualną czarną dziurą, jak w przypadku poprzedniego.
Pech chciał, że dwa kolejne domy były puste, ponieważ ich mieszkańcy najwyraźniej wciąż byli w pracy, zaś dalej osiedle mieszkalne przechodziło w plac budowy oraz alejkę wielkich śmietników restauracyjnych zamieszkiwaną przez bezdomnych. Jeśli któryś z nich umarł lub przytrafiło mu się cokolwiek innego, nikt nie znałby szczegółów, najpewniej nawet oni sami. Zresztą, jak ocenić który bezdomny zmarł śmiercią naturalną, a który padł ofiarą pentagramu?
- Zaczekaj na mnie chwilę tutaj. Możliwe, że dowiem się czegoś od Yogiego. To czarownik tak samo jak ja, ale mieszka na ulicy. - Izzy spojrzała zdziwiona na kobietę, która uśmiechnęła się delikatnie. - Nie każdy czarownik jest taki jak Magnus, który gustuje w luksusach, ale ma dobre serce, nie każdy też prowadzi proste życie jak ja. Yogi mieszka na ulicy, ponieważ tylko w taki sposób może pomagać bezdomnym, którzy nie ufają ludziom spoza ich świata. Ma to chyba coś wspólnego z jedną z jego byłych kochanek. Zamierzchłe czasy. W każdym razie podejście Yogiego do innych ludzi, jest takie samo, jak w przypadku reszty bezdomnych, więc lepiej będzie jeśli pójdę sama. Przyznaję, że nie darzy mnie zaufaniem, ale na pewno wskóram więcej sama. Zresztą, Magnus przez wieki narobił sobie wielu wrogów i nie chciałabym się przekonać, że Yogi jest jednym z nich. Przynajmniej nie teraz, kiedy jest nam potrzebny.
- Zaczekam, ale gdyby coś się działo, gdyby coś poszło nie tak lub miałabyś kłopoty, krzyknij, zatłucz się lub zrób cokolwiek żeby zwrócić moją uwagę. Nawet w ciele Magnusa potrafię się bić.
- Dziękuję. - Catarina obdarzyła Isabelle pełnym wdzięczności uśmiechem i wzięła głęboki oddech zanim weszła w zaśmieconą alejkę, w której zapewne śmierdziało gorzej niż poza nią.

Catarina starała się obserwować otoczenie i wyczuwać je dzięki wysyłanym dookoła, niewidocznym dla oczu Przyziemnych wiązkom energii. W jej umyśle tworzył się dzięki temu obraz całej alei: śmietników, pudeł będących domem dla mieszkających tam bezdomnych, stert szmat o podobnym przeznaczeniu, przemykających pod ścianą restauracji oraz płachtą odgradzającą teren budowy szczurów i wybiedzonych psów, leżących u boków swoich równie zaniedbanych właścicieli. Nie wyczuła niczego dziwnego. Żadnych martwych ludzi lub zwierząt, ale też nie mogła wykluczyć, że trupów pozbyto się na rozkaz Yogiego, który miał więcej rozumu w głowie niż wszyscy jego podopieczni razem wzięci.
Kobieta, śledzona uważnymi, często zniesmaczonymi spojrzeniami bezdomnych, podeszła do największego pudła, które stało w honorowym miejscu na końcu alejki.
„Niczym szaman”, pomyślała stając przed wyobklejaną reklamówkami tekturą.
- Jesteś w domu, stary skunksie? - zapytała stwierdzając, że takie imię na pewno pasowałoby do Yogiego.
- A kto pyta? - doszedł z pudła niewyraźny bełkot.
- Osoba, która zawsze była ci przychylna i teraz potrzebuje zasięgnąć języka.
- Cat! - pudło zachwiało się niebezpiecznie, jakby zaraz miało się rozlecieć. - Zaprosiłbym cię do środka, ale sama rozumiesz. Zresztą, mogłabyś się nie zmieścić. Mam kłopoty, Catarino. Zajrzyj do mnie i sama się przekonaj.
Catarina nie kryła obawy, kiedy przykucnęła przy pudle. Wiedziała, że wewnątrz pentagramu mogły wydarzyć się różne okropności, toteż spodziewała się nawet, że podobnie jak wielu innych czarowników, Yogi także popadł w obłęd. Okazało się jednak, że żył, ale...
W pudle siedziała karykatura człowieka. Wielka głowa o ogromnym nosie i wyłupiastych oczach Skrzata Domowego z serii o Harrym Potterze zajmowała 1/4 wnętrza, kolejną ćwiartkę wolnego miejsca zajmowały wielkie hobbitowe stopy, równie ogromne były dłonie, co sprawiało, że zajmujący ostatnią ćwierć powierzchni tułów był po prostu malutki.
- O, bogowie! - wymknęło jej się.
- To miłe z twojej strony, ale obawiam się, że z bogami nie ma nic wspólnego. - rzucił dziwaczny człowiek w pudle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!