Tytuł: Wszechświaty. Utopia
Autor: Leonardo Patrignani
Wydawnictwo: Dreams
Liczba stron: 352
Ocena: 5/6
Życie Alexa, Jenny i Marco już od
osiemnastu lat jest tylko złudzeniem, które oferuje pozorne
bezpieczeństwo i stabilizację. To kim byli i co potrafili wcześniej
zostało zapomniane, a oni pozwolili wchłonąć się Wszechświatowi,
w którym teraz żyją. A jednak przeszłość upomina się o nich
wraz z powracającą powoli pamięcią. Jedno po drugim, otwierają
oczy, które dotąd wydawały się być zamknięte. Ich codzienność
w jednej chwili wypełnia się pytaniami o to, co wydarzyło się do
tej pory i co będzie dalej. Wszechświaty są jak obraz stworzony z
puzzli. Nie ważne ile razy by ich nie składać, one zawsze będą
się sypać przy próbie ich podniesienia. Pewną opcją byłoby więc
pozostawienie ich w bezpiecznej pozycji, ale ktoś wyraźnie nie chce
na to pozwolić. Ktoś dysponuje darem, który posiada trójka
przyjaciół i to właśnie ten ktoś stara się teraz zniszczyć
obraz ich Wszechświata. Czy Alex, Jenny i Marco zdołają skleić
rozsypujące się Wszechświaty w permanentną całość? Czy to w
ogóle możliwe, kiedy ma się do czynienia z codziennością
zbudowaną z puzzli?
To, od czego chciałam zacząć tę
recenzję, na pewno nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, ani tym
bardziej nie zalicza się do specjalnie odkrywczych spostrzeżeń,
niemniej jednak naprawdę warto zwrócić na to uwagę. Naturalnie
chodzi o naszego czarującego i niezaprzeczalnie utalentowanego
autora oraz jego styl, który rozwija się bezustannie. Chociaż
Leonardo Patrignani już zaczynając swoją trylogię mógł
pochwalić się wcale nie najgorszym warsztatem, to podczas lektury
Utopii, czytelnik bez większego trudu dostrzega zmiany
zachodzące w jego stylu, który rozwija się bezustannie, co widzimy
spoglądając już nie na pojedyncze części, ale na całą serię.
Rozpoczynaliśmy naszą przygodę od rozwijającej się miłości
dwojga oddzielonych od siebie wszechświatami ludzi, przeszliśmy
przez „ponowne narodziny”, które zacieśniały więzi między
trójką najważniejszych dla nas bohaterów, by teraz na nowo
odkrywać to, co ich połączyło. Sądzę więc, że autor miał
spore pole do popisu i mógł w pełni rozwinąć skrzydła pokazując
nam czego nauczył się pisząc dwie poprzednie części trylogii
Wszechświatów. To naprawdę ogromny plus, ponieważ pozwala
nam nie tylko rozkoszować się samą powieścią, ale także oddać
się studiom nad Wszechświatami.
Myślę, że kolejną zaletą tego tomu
jest fakt, że autor niejako podsumował to, co pisał do tej pory,
jak także stworzył powieść, którą można czytać bez
szczególnej znajomości części poprzednich. Naturalnie
odradzałabym taką próbę, jako że naprawdę wiele stracicie,
jednakże jeśli w prezencie świątecznym dostaniecie Wszechświaty.
Utopia, warto rozpocząć lekturę bez zrażania się brakiem
znajomości poprzednich tomów. To zawsze można nadrobić, a
przecież w waszych rękach znajdzie się naprawdę wartościowe
dzieło, które po prostu musicie poznać. Wróćmy jednak do tematu
i samej powieści, która pozwala nam na przeżywanie od nowa
wszystkich tych pięknych, tajemniczych, niespokojnych chwil, w
których tak lubuje się Leonardo Patrignani. A wszystko to dlatego,
że nasi bohaterowie uczą się siebie i swojego świata na nowo,
walczą o spokój, którego do tej pory nie mogli do końca zaznać,
stawiają pierwsze kroki na ścieżce, którą mieli już okazję
kiedyś podążać. Wyobraźcie sobie, że po latach suszy znowu
możecie poczuć na skórze cudowne krople deszczu lub zakochujecie
się na nowo po latach spędzonych na odpychaniu od siebie uczuć.
Właśnie taki jest świat Utopii.
Autor na fundamentach przeszłości buduje przyszłość, nie
zapisuje na nowo kartek, jakimi są jego bohaterowie, ale pociąga
ołówkiem po wyżłobionych wcześniej w papierze liniach.
Przyznaję, że bardzo podoba mi się
sposób, w jaki nasi bohaterowie kolejny raz stają w obliczu
niebezpieczeństwa, aby móc ostatecznie zamknąć trylogię. Jest w
tym coś znanego, ale jednocześnie zupełnie nowego i o ile do tej
pory wszystkie wydarzenia miały na celu utarcie drogi kontynuacji, o
tyle teraz mamy przed sobą ostateczny koniec serii. Najważniejszy
wydaje mi się jednak fakt, że w tym tomie naprawdę to czujemy.
Strona po stronie, otaczamy się aurą ostateczności, którą autor
nasączył tę powieść już od pierwszego zdania. Myślę, że
bardzo ciężko jest to dokładnie wyjaśnić, ponieważ przypomina
to trochę degustację wina, w przypadku której bierzemy pod uwagę
nie tylko smak, ale w pierwszej kolejności kolor i zapach. Utopia
ma zapach końca i kolor nieodwracalności, zaś jej smak to coś
znajomego, ale ulotnego, co budzi w nas emocje, wywołuje niepokój w
sercu, odkurza zepchnięte na margines umysłu wspomnienia. To po
prostu powieść, którą nie tylko się czyta, ale którą także
się czuje.
Podsumowując, kolejny raz mamy do
czynienia z lekturą bardzo inteligentnie napisaną, pasjonującą i
łączącą w sobie fikcję, naukę oraz wymykające się rozumowi
uczucia. Jestem pewna, że Utopia nie zawiedzie wiernych fanów
autora, a osoby sceptyczne może przekonać do jego twórczości.
Obok powieści takich jak ta, nie można przejść obojętnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!