piątek, 6 grudnia 2013

Czas Żniw - Samantha Shannon




Tytuł: Czas Żniw
Autor: Samantha Shannon
Wydawca: Sine Qua Non (SQN)
Ilość stron: 520
Ocena: 5+/6






Na pierwszy rzut oka „Czas Żniw” to niewątpliwie zgrabne połączenie science-fiction z fantastyką. Wystarczy jednak przyjrzeć się bliżej by dostrzec głębię zawartą w tej powieści. Dostrzeżemy w niej, bowiem moce, które rzadko kojarzą nam się z prawdziwym, fizycznym cierpieniem, wyobcowaniem, prześladowaniami; nowoczesny świat opierający się na brutalnym reżimie; wszechobecną śmierć, strach, nienawiść i zdradę, ale również wyjątkowe jednostki wierzące jeszcze w ideę przyjaźni, miłości i oddania.

Rok 2059 – przyszłość alternatywna. Sajon Londyn wydaje się podzielony na dwa główne obozy – zwyczajnych, szarych ludzi oraz osoby obdarzone nadprzyrodzonymi mocami. Ci ostatni dzielą się na starających się ukryć swoją moc, niewinnych obywateli; wyjątkowych jasnowidzów pracujących dla kryminalnej podziemnej organizacji; tych, którzy zdradzając swoich, wykorzystują moce w służbie rządu.
Paige Mahoney jest dziewiętnastolatką o wyjątkowej, niepowtarzalnej mocy oficjalnie pracującą w barze z tlenem, zaś w rzeczywistości przemierzającą senne krajobrazy innych ludzi dla Jaxona Halla, jednego z mim-lordów syndykatu. Dziewczyna wiedzie względnie spokojnie, choć niepozbawione ryzyka życie, które w jednej chwili ulega zmianie, gdy przyciśnięta do muru zabija Podstrażnika, zaś drugiego poważnie „uszkadza”. To wydarzenie zapoczątkowuje serię zmian, które zachodzą w jej życiu. Odurzona trucizną i pojmana przez nieznanych sobie ludzi, zostaje przewieziona do kolonii karnej, o której istnieniu nawet nie miała pojęcia. W mgnieniu oka z cennej faworyty szefa staje się zwykłą niewolnicą trafiając w ręce Naczelnika – otaczanego tajemnicami, wysoko postawionego Refaita. Tak się, bowiem składa, iż kolonią żądzą potężne, bezwzględne istoty traktujące ludzi jak mięso armatnie, a ich przywódczyni z rozkoszą pozbędzie się dysponującej imponującymi mocami Paige.

O czym myślę, kiedy słyszę „Czas Żniw”? O skomplikowanym, misternie utkanym świecie opartym na alternatywnej przeszłości, która poprowadziła tę inną rzeczywistość, aż do alternatywnej przyszłości. Albowiem szarzy ludzie dokonując w swoim życiu codziennych wyborów kierują wyłącznie losem swoim i kilku otaczających ich osób, zaś jednostki wybitne posiadają władzę pozwalającą jednym gestem zmienić cały świat. Właśnie w ten sposób Edward VII wprowadził w Anglii zamęt, który rozprzestrzenił się na całą Ziemię. To za jego sprawą człowiek uzyskał dostęp do świata duchów, a niektóre dzieci rodziły się z nadprzyrodzonymi darami. To także z jego winy powstał Sajon, który prześladując jasnowidzów zmusił ich do ukrywania się. Jak się jednak okazuje, ludzie i duchy nie są jedynymi bytami, które mają dostęp do Ziemi. Samantha Shannon powołuje do życia także tajemniczą, fascynującą rasę Refaitów, których istnienie najwyraźniej ma coś wspólnego z mitologicznym Adonisem. Kim są naprawdę? Co sprowadziło ich na Ziemię? Czego chcą? Nie mam wątpliwości, że kreacja świata przedstawionego to w przypadku „Czasu Żniw” jeden z największych i w pełni zasłużonych plusów.

Choć sama w to nie wierzę, to muszę pochwalić autorkę także za sposób, w jaki stworzyła główną bohaterkę. Paige nie jest zwykłą dziewczyną posiadającą dar stawiający ją ponad innymi, nie jest głupiutką kwoczką zakochującą się bez pamięci od pierwszego wejrzenia, nie jest także przesadną super-bohaterką, która irytuje pewnością siebie i płytkością wnętrza. Paige, z którą zapoznaje nas Samantha Shannon jest osobą o skomplikowanej psychice, którą kształtowała trudna przeszłość, tajemnica jasnowidzenia, brak przekonania o własnej wartości, poszukiwanie swojego miejsca na ziemi oraz zawód miłosny. Główna bohaterka bezsprzecznie należy do osób silnych, zdecydowanych i odważnych, które przeciwstawiają się reżimowi Refaitów, ale równocześnie brakuje jej wiary w siebie, ma wrażenie, że nie liczy się jako człowiek, a jedynie jako wyjątkowy jasnowidz. Jest także zamknięta w sobie, bardzo nieufna, przepełniona nienawiścią, uprzedzeniami, w samotności męczy się ze swoimi wspomnieniami, a przecież równocześnie łatwo przywiązuje się do ludzi, pragnie uratować ich za wszelką cenę, obwinia się o całe zło, jakie ich spotka. Co jednak najważniejsze, Paige pozostając nieprzerwanie sobą, zmienia się w miarę rozwoju wydarzeń, otwiera się, zaczyna rozwiązywać swoje skrywane skrzętnie problemy, niejako uczy się żyć poza wybudowanym przez siebie murem. Wszystko to sprawia, iż jest ona postacią wartościową, fascynującą i naprawdę godną uwagi.

Na uznanie zasługuje również wątek niezbyt szczęśliwej, gdyż nieodwzajemnionej pierwszej miłości bohaterki, dzięki któremu „Czas Żniw” odchodzi od utartego schematu. Paige, jak przystało na młodą dziewczynę, zakochuje się w mężczyźnie idealnym – przystojnym, inteligentnym, opiekuńczym. Nie ma jednak odwagi wyznać swoich uczuć, ukrywa je do ostatniej chwili. W pewnym momencie mogłoby się nawet wydawać, że to on zdecyduje się powiedzieć jej o swoich uczuciach i rzeczywiście się tak dzieje, jednakże obiektem miłości tego ideału jest ktoś zupełnie inny, niewątpliwie niespodziewany. Te właśnie rewelacje, których zwolennikiem jestem całym sercem, jak również zaskakująca reakcja Paige świadczą o wyjątkowości, braku przesadnej naiwności oraz niewątpliwej dorosłości powieści Samanthy Shannon.

Co więcej, „Czas Żniw” w pewnym stopniu kojarzy mi się z „Ai no Kusabi” – japońską powieścią boys love wydaną w naszym kraju wiele lat temu. Tajemnicza, piękna i potężna rasa Refaitów dominująca nad ludźmi i mająca ich za byle niewolników naprawdę przypomina mi obecnych w „Miłości na uwięzi” Blondynów, a osoba Naczelnika ma w sobie coś z Iasona. Zresztą, zarówno Riki, jak i Paige znajdują się w niewoli, będąc całkowicie zależnymi od swojego „właściciela”. I w końcu, w obu tych pozycjach widać uczucie rodzące się w bólach z popiołów nienawiści. Niemniej jednak, „Czas Żniw” skupia się przede wszystkim na fabule i dokładnym przedstawieniu świata, w jakim przyszło żyć bohaterom, zaś wątek miłosny spychany jest na dalszy plan, co pozwala by uczucie było budowane powoli i wplecione między wiersze. Nie zaprzeczę także, iż pełen tajemnic Naczelnik przypadł mi do gustu zdecydowanie bardziej, niż Iason, zaś nadal mglista przeszłość oraz prawdziwe oblicze Refaity są torturą zważywszy na fakt, iż na kolejny tom serii przyjdzie mi trochę poczekać.

Mając na uwadze powyższe, muszę stwierdzić, iż „Czas Żniw” zaskoczył mnie okazując się zdecydowanie lepszym, niż przypuszczałam. Tej pozycji na pewno nie można odmówić całkiem interesującej fabuły, elektryzujących postaci, pełnego szczegółów świata przedstawionego, jak również oryginalności. Żałować można tylko jednego, a mianowicie tego, iż seria nadal powstaje, a to oznacza niecierpliwie wypatrywanie kolejnych tomów.



Recenzja dla portalu:

3 komentarze:

  1. Miałam dokładnie tak samo jak Ty. Nie spodziewałam się niczego specjalnego i bardzo pozytywnie zostałam zaskoczona. Naprawdę dobry tytuł i wyczekuję jeszcze lepszej kontynuacji :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Po paru pozytywnych recenzjach bardzo nakręciłem się na tę książkę, ale chyba jeszcze trochę czasu minie zanim uda mi się z nią zapoznać. No i druga sprawa to właśnie kolejne tomy, na które trzeba będzie pewnie sporo czekać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę świetna książka, a jej zakończenie po prostu zwala z nóg. Już nie mogę się doczekać kolejnego tomu :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!