poniedziałek, 27 maja 2013

Klątwa Opali - Tamora Pierce



Tytuł:  Klątwa Opali
Autor: Tamora Pierce
Seria: Kroniki Tortallu
Wydawca: Jaguar
Ilość stron: 504
Ocena: -5/6





„Klątwa Opali” stanowi pierwszy tom trylogii o Rebecce Cooper i zdecydowanie wyróżnia się spośród innych wydanych dotychczas powieści fantastycznych. Po pierwsze, mamy do czynienia z typowym pamiętnikiem prowadzonym przez główną bohaterkę, która skrupulatnie opisuje swoje przeżycia poszczególnych dni. Po drugie, akcja powieści toczy się w jednym mieście i nie wychodzi poza jego granice. I w końcu – najistotniejsze, w środku całej tej historii znajdują się nie rycerze, czy inni dzielni wojownicy, ale średniowieczna policja, a ich główną broń stanowią pałki! Jak widać, oryginalności nie trzeba wcale szukać daleko, a co z tego wynika, mamy okazję przekonać się na własnej skórze.

Rebecca Cooper przez pierwsze osiem lat swojego życia wychowywała się w Szambie – jednym z najgorszych rejonów miasta Corus. Kiedy konkubent jej matki opuścił schorowaną kobietę, zabierając ze sobą wszystkie cenne przedmioty, dziewczyna postanowiła dać mu nauczkę i wytropiła go, oddając w ręce Gwardii Starościńskiej. To wydarzenie nie tylko zapewniło rodzinie ośmiolatki protekcję Jaśnie Pana Starosty, ale także przysporzyło jej sławy pośród Psów – jak nazywano członków Gwardii. Teraz, osiem lat później, Becca spełnia swoje marzenie zostając Szczenięciem – stażystką Gwardii Starościńskiej. Dzięki poważaniu, jakie dziewczyna zyskała w dzieciństwie, teraz może szkolić się pod okiem najlepszej pary Psów – Tunstalla oraz Godwin. Pracę dodatkowo ułatwiają jej odziedziczone po ojcu magiczne zdolności, gdyż szesnastolatka jest w stanie porozumiewać się z pyłowymi krętami, słyszy głosy zmarłych przenoszonych przez gołębie i posiada niebagatelnie inteligentnego kota o fioletowych oczach. Wszystkie te drobne dziwactwa okazują się niezastąpione, gdy w grę wchodzą przestępstwa, z których ogromu Gwardia nie zdawała sobie do końca sprawy. Pod pretekstem kopania studni, ktoś wynajmuje bowiem ludzi, których później zabija, a w ręce Psów wpadają niezwykle cenne opale. Mało tego, w mieście giną dzieci, z których część zostaje zwrócona rodzicom martwa. Nic dziwnego, że Becca, jej przyjaciele i Psy mają pełne ręce roboty. Rozwiązanie tych spraw jest priorytetowe, ale do łatwych nie należy.

Prawdę powiedziawszy do „Klątwy Opali” trzeba się przyzwyczaić, jako że na samym początku w oczy rzuca się duża liczba krótkich zdań, które w pewnym stopniu mogą drażnić, lecz stosunkowo szybko zanikają, co na pewno wychodzi powieści na dobre. Należy także wdrożyć się w tempo historii, która miejscami jest powolna, szczegółowa, by w pewnym miejscu ruszyć z kopyta i ponownie zwolnić. Mimo wszystko, raz zbudowane napięcie nie opada całkowicie, co pozwala pod tym względem porównać fabułę do rollercoastera z jego zabójczymi zjazdami w dół i pełnymi wyczekiwania wjazdami do góry. W końcu do zagadek kryminalnych, którymi zajmuje się Becca, i które potrafią chodzić za człowiekiem nawet we śnie – przekonałam się na własnej skórze – dochodzą także przedstawione skrupulatnie elementy obyczajowe i odrobina naprawdę interesującego romansu. Całość komponuje się więc naprawdę dobrze, mimo niewyraźnego początku, na który można przymknąć oko.

Jak już wspomniałam, „Klątwa Opali” to przede wszystkim Corus z jego uliczkami, zaułkami, skrótami, dzielnicami bogatych i biednych, licznymi szynkami, sklepami, targiem i masą innych, tych istotnych i tych mniej ważnych, budynków. O ile inni autorzy w swoich powieściach skupiają się na tworzeniu całego, wielkiego uniwersum obfitującego w rasy, przeróżne krainy, tysiące języków, dialektów, o tyle Tamora Pierce skupiła się na szczegółowym dopracowaniu miasta, w którym rozgrywa się akcja jej powieści. Po co wysyłać bohatera w długą, męczącą podróż, kiedy jego własne otoczenie okazuje się pełne niespodzianek i nieodkrytych miejsc? Autorka zadbała, by czytelnik nie nudził się w Corus, ale poznał to miasto i w pewnym stopniu pokochał je takim jakie jest, z jego ludzkimi i zwierzęcymi mieszkańcami, z jego magią.

A skoro o magii mowa… Tamora Pierce nie tylko obdarzyła drobnymi umiejętnościami niektórych bohaterów, co sprawia, iż jej postaci nie są bezgranicznie sceptyczne w tej kwestii, ale również podarowała krainie Tortallu legendy, nocne mary, którymi straszy się dzieci, konkretną religię i przeróżne folklorystyczne wierzenia. I tak oto, mieszkańcy kraju wznoszą modły do wielu bóstw znajdujących się pod najróżniejszymi postaciami, stawiają im świątynie, podchodzą z rezerwą do słyszanych niejednokrotnie historii o gołębiach noszących dusze zmarłych. Nawet najbardziej oporni z mieszkańców tego kraju nie odrzucają całkowicie ludowych wierzeń, czego dowodem mogą być pyłowe kręty, a jednak nie są skłonni uwierzyć w istnienie Węża Cienia, którego sytuują między bajkami dla niegrzecznych dzieci.

Co się zaś tyczy bohaterów, „Klątwa Opali” obfituje w postaci, które można różnie klasyfikować – dobrzy, źli, niesprecyzowani, ciekawi i nudni, główni oraz poboczni. Jakby na to nie spojrzeć, ludzi otaczających główną bohaterkę poznajemy z jej punktu widzenia, co ogranicza nam pole manewru, ale także sprawia, że niektórzy bohaterowie są bardziej intrygujący, mogą zaskoczyć, a ich intencje nie są do końca sprecyzowane. Także miejsce jakie poświęca się wybranym postaciom jest bardzo ograniczone, nad czym można ubolewać, a co jest nieuniknione w przypadku pierwszoosobowej narracji, a co więcej, w przypadku pamiętnika. Jeśli jednak przyjrzymy się uważnie przyjaciołom Becki, na pewno jesteśmy w stanie odnaleźć wśród nich swoich ulubieńców, a wtedy pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że dziewczyna będzie spędzać z nimi jeszcze więcej czasu.

Niestety, nie obędzie się bez drobnego narzekania, jako że nie potrafię przejść obojętnie obok jednego pozornie drobnego szczegółu. A mianowicie „brzoskwinki”… Nie ulega wątpliwości, że książka przeznaczona jest dla młodzieży, która wie na czym świat stoi, a jednak pomiędzy naturalną narrację i zwyczajną seksualność bohaterów wkradają się pewne zupełnie niepotrzebne niedomówienia. I tak oto, kiedy czytałam o „brzoskwinkach” moja mina wyrażała dosadne: WTF?! Że dziewczyna posiada biust, każdy czytelnik tego rodzaju literatury wie. Skąd więc te „brzoskwinki” u szesnastoletniej dziewczyny? Cóż, mnie sprowadziło to do parteru, chociaż nie wykluczam, że inni przejdą obok tego obojętnie. Ja po prostu musiałam o tym wspomnieć i podzielić się wrażeniami.

Podsumowując, mimo „brzoskwinek” „Klątwa Opali” na pewno zachęca do lektury dalszych tomów serii i zgłębiania historii wstydliwego, ale odważnego Szczenięcia, jakim jest Becca. Chociaż autorka zamyka kryminalną intrygę, to otwiera zupełnie nowe drzwi w życiu swoich bohaterów i całego miasta. Tym samym sprawia, że czytelnik chce wiedzieć, co będzie dalej, czuje dreszczyk emocji wywołany niepewnością, co do dalszych losów bliskich sercu postaci, chce więcej, w jak najkrótszym czasie. Z resztą, jeśli „Klątwa Opali” potrafi wpływać na sny, to na pewno jest pozycją, z którą trzeba się zapoznać.


Recenzja napisana na potrzeby portalu Upadli.pl

3 komentarze:

  1. Chętnie bym ją przeczytała, bo zarówno szata graficzna jak i recenzje bardzo kuszą ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już nie mogę się doczekać kiedy książka wpadnie w moje ręce :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Już okładka mnie zaintrygowała, poza tym lubię tego rodzaju książki i Wydawnictwo Jaguar, mam więc nadzieję, że niebawem zapoznam się z nią.

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!