czwartek, 23 października 2014

Wirus - Guillermo Del Toro, Chuck Hogan



Tytuł: Wirus
Autor: Guillermo Del Toro, Chuck Hogan
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 558
Ocena: -4/6




Gdy księżyc przysłania słońce, budzą się wampiry. Nie świecą, nie są zniewalająco piękne, nie zakochują się i nie przeżywają miłosnych uniesień, ale za to pożywiają się i zarażają swoją przypadłością. Czyżby czasy wampirów dla młodzieży dobiegły końca i rozpoczynała się era wampiryzmu dla starszego czytelnika? O tym przekonamy się dopiero w przyszłości, a już teraz możemy z powodzeniem zapoznać się z tytułem, który kontynuuje, odnawia i oferuje nam inne spojrzenie na znany nam doskonale temat wampiryzmu.

Kiedy długodystansowy samolot pasażerski dosłownie nieruchomieje na płycie lotniska, wszystkie służby zostają postawione w stan gotowości. Uśpiona maszyna kryje w sobie zagadkę, którą należy odkryć, a ponieważ wyjaśnienie nasuwa się tylko jedno, do akcji wkraczają specjaliści z Centrum Zwalczania i Prewencji Chorób. Ze wszystkich pasażerów lotu tylko czwórka przeżyła, a ich stan pozostawia wiele do życzenia. Nikt nie jest pewny, co spowodowało masowy zgon, brakuje poszlak by stwierdzić, co za choroba zaczęła trawić ludzi w przeciągu jednej chwili i przyczyniła się do ich śmierci. Mimo nieskończonej liczby pytań, świat na chwilę zamiera, kiedy dochodzi do jednego w swoim rodzaju, powtarzającego się tylko co kilkaset lat zaćmienia słońca. Chociaż zjawisko jest chwilowe, zaraz po nim wszystko zaczyna powoli stawać na głowie, zaś tajemnica „uśpionego” samolotu krok po kroku wychodzi na jaw. Tak się jednak składa, że wyjaśnienie wydaje się niewiarygodne, zaś fakty przeczą rozsądkowi. Nowy Jork staje na granicy zagłady, a wszystkiemu winien jest jeden pradawny i krwiożerczy wirus.

Na samym początku, pragnę zwrócić uwagę czytelników na fakt, iż „Wirus” nie jest zwyczajną, szarą powieścią, a to ze względu na ilustracje, które rozpoczynają poszczególne rozdziały. Właśnie ten fakt sprawia, że książka przyjmuje formę bardzo zbliżoną do japońskich light novels, które w najbliższym czasie zaleją nasz rynek. Osobom, które jeszcze nie spotkały się z tym gatunkiem wyjaśnię, iż chodzi o powieści wzbogacone ilustracjami w stylu mangowym, których wydawanie zostało zapoczątkowane w tym roku publikacją powieści „Na skraju jutra. All you need is kill”. Czyżby właśnie rozpoczynała się nowa era w dziejach literatury światowej?

A teraz wróćmy do samej powieści. Do tej pory, wampiryzm był przedstawiany na wiele różnych sposobów, z czego jedne z nich były całkiem oryginalne, inne się powtarzały, a jeszcze inne były tylko pretekstem do stworzenia słabego romansu. Tak się jednak składa, że mimo wielu lat wampirzej kariery w literaturze, nie przypominam sobie powieści, w której ujęto wampiryzm pod kątem choroby, jak czynią to Guillermo Del Toro i Chuck Hogan. „Wirus” jest więc bezsprzecznie oryginalny pod tym kątem, a co najważniejsze, tworzy sensowne wyjaśnienia dla niektórych zakładanych teorii. W jaki sposób zabić wampira, który już jest trupem ożywionym za pomocą pasożytującego na martwym ciele robala? Autorzy tej powieści nie szukali daleko. Przede wszystkim posłużyli się właściwościami srebra oraz światła jako naturalnych odkażaczy. W końcu mamy do czynienia z chorobą, a więc jako takową wampiryzm traktujmy. Przynajmniej do pewnego stopnia, gdyż nie przeszkodziło to autorom wprowadzić do fabuły coś więcej, niż tylko stare jak świat metody zabijania wampirów. Tak się składa, że w „Wirusie” znajdziemy również inne elementy właściwe dla klasyki, jak wiekowi wampirzy ojcowie czy nawet stary, doskonale poinformowany o wszystkim łowca-naukowiec. Są to naprawdę ogromne plusy tej powieści, które sprawiają, że klasyka splata się ze współczesnością.

Muszę także przyznać, że Guillermo Del Toro oraz Chuck Hogan doskonale wiedzą, jak należy budować napięcie w swojej powieści. Zaczynają niewinnie, ale już po chwili wprowadzają do historii elementy grozy, wywołują poruszenie i sprawiają, że czekamy z niecierpliwością na kolejne wydarzenia, jakie będą miały miejsce. To bardzo istotne, jako że powieść bazuje na losie wielu postaci, które bardzo szybko ulegają zmianie. Warto jednak zauważyć, że mimo raczej krótkich epizodów mających miejsce w życiu bohaterów, ciągle na nowo wzbudzają oni nasze zainteresowanie i nakłaniają nas do dalszego czytania powieści. Nie możemy wprawdzie liczyć na mrożące krew w żyłach klimaksy, ale i bez nich czytając „Wirus” czujemy ten dreszczyk, który bezustannie towarzyszy horrorom, a to znak, że autorzy wiedzą, w jaki sposób pokierować nerwami czytelnika.

Czas jednak przejść do tej mniej „różowej” strony powieści. Jedną z większych wad jest bardzo długi „rozbieg”, jaki „Wirus” bierze przed rozkręceniem się akcji – o ile tak naprawdę rozkręca się ona na dobre, ale o tym odrobinę później. Prawdę powiedziawszy, dobrych 120 stron to przygotowanie do tego, co ma nastąpić, przedstawianie licznych postaci, bardzo wolne budowanie dalszej fabuły. Później następuje kilka naprawdę interesujących fragmentów i znowu wraz z każdorazową zmianą bohatera powoli zmierzamy w stronę czegoś interesującego. Tym samym, to nie tylko cała powieść potrzebuje „rozbiegu”, ale także każdy fragment z osobna. Pod tym względem powieść przypomina trochę sztukę teatralną bogatą w akty, z czego każdy zaczyna się od przedstawienia głównych bohaterów. Na początku można przymknąć na to oko, ale po 200 stronach zaczynamy odczuwać lekką irytację. Wyobraźcie sobie samochód, który najpierw odpala przez 10 minut by później przejechać kilkadziesiąt metrów i „rozkraczyć się”, kolejne 10 minut odpalania i kolejne kilkadziesiąt metrów. Jeśli lubicie tego rodzaju przejażdżki z „przygodami” to na pewno nie zawiedziecie się czytając „Wirus”, w każdym innym przypadku, musicie wziąć pod uwagę podobny odbiór powieści.

Powyżej wspomniałam o akcji, więc teraz na jej temat słów kilka. Przede wszystkim, łączy się ona silnie z napięciem, które bezustannie budują Guillermo Del Toro i Chuck Hogan. Czytelnik przedziera się przez wstęp, który płynnie przechodzi w ekscytującą zapowiedź czegoś wyjątkowego, napięcie rośnie, serce przyspiesza, oddech staje się urywany, zaraz poznamy zwycięzcę tej edycji popularnego programu rozrywkowego! Ale nazwisko zwycięscy nie pada, ponieważ skończył się czas antenowy, program zostaje przerwany i rozpoczyna się inny. Oto kolejny minus powieści – liczne, bezustanne antyklimaksy. Tak naprawdę, nie wracamy już do chwili, w której opuściliśmy naszego bohatera, ale skaczemy odrobinę dalej w przyszłość. Zresztą, zanim znowu mamy okazję poznać losy wybranej postaci, najpierw musimy przejść przez podobny proces z kilkoma innymi, tak więc napięcie i wyczekiwanie ulatniają się w mgnieniu oka, a to ogromna strata dla powieści, która przecież z powodzeniem mogłaby spędzać nam sen z powiek.

Mając to wszystko na uwadze, bardzo ciężko jest mi ocenić „Wirus”, gdyż jest to powieść, w której zalety i wady przeplatają się bezustannie, a na domiar złego są ze sobą nierozerwanie złączone. Historia przedstawiona przez Guillermo Del Toro i Chucka Hogana niewątpliwie ma potencjał, o czym świadczy powstały na jej podstawie serial, ale swoista nadgorliwość pisarzy i jednocześnie niedociągnięcia w akcji robią swoje. Komu więc polecić tę powieść? Niewątpliwie osobom zainteresowanym wampirami w ujęciu pozbawionym romantycznych uniesień oraz tym, którzy lubią klimat starych horrorów w stylu „Nosferatu”.

Poniżej prezentuję Wam trailer serialu „Wirus”, o którym wspominałam.

1 komentarz:

  1. Epidemie teraz w modzie xD Chyba jednak nie moje tematy.
    Drugastronaksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!