czwartek, 21 czerwca 2018

Witchbane - Morgan Brice (PL)




Tytuł: Witchbane
Autor: Morgan Brice
Seria: Witchbane
Tom: 1/?
Wydawnictwo: Darkwind Press
Liczba stron: 244
Czytane po: angielsku
Format egzemplarza recenzenckiego: epub






Ocena:




Kończąc służbę wojskową i wracając w rodzinne strony, Seth Tanner spodziewał się rozpocząć życie na nowo, ale bez wątpienia nie w taki sposób. Niewinne uganianie się za miejską legendą w noc Halloween skończyło się tragicznie i całkowicie zachwiało światem Setha. Jego młodszy brat został brutalnie zamordowany przez siły, których istnienie do tej pory wydawało się czystą fikcją. Ponieważ to, czego doświadczył Seth dla zwykłych ludzi było niczym innym, jak dowodem szaleństwa, były żołnierz postanowił na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość.
Teraz, w dwa lata po tamtych wydarzeniach, Seth jest samotnym łowcą, którego cel stanowi dorwanie nieśmiertelnych uczniów powieszonego w 1900 roku czarownika, Rhyfela Gremory’ego. To właśnie on przed laty zapoczątkował długą serię rytualnych morderstw, których ofiarą padł Jesse Tanner. Idąc po sznurku do kłębka, Seth trafia do Richmond, gdzie musi zabawić się w ochroniarza, ocalić życie przyszłej ofiary jednego z uczniów czarownika i pozbyć się jego samego. Problem w tym, że Seth nie ma pojęcia jak wygląda ten, którego ma chronić, a na drodze do całkowitego oddania się zadaniu staje pod każdym względem kuszący Sonny.

Morgan Brice (pod tym pseudonimem kryje się nie kto inny jak Gail Z. Martin) talentu do tworzenia interesujących i sympatycznych postaci nigdy nie można było odmówić, dlatego bardzo cieszy mnie fakt, iż sprawdziło się to także w przypadku głównych postaci „Witchbane”. Nie jest tajemnicą, że jednym z najważniejszych elementów każdej powieści są właśnie bohaterowie, którzy na czas lektury stają się naszymi przyjaciółmi, rodziną lub wrogami. To oni potrafią umilić nam czas spędzony nad książką lub zamieniają go w istny koszmar, więc nie sposób pominąć ich w tej recenzji. Tym bardziej, że Seth i Sonny szybko podbijają serca czytelników, nie tylko jako idealnie dobrana para, ale także jako indywidualne jednostki o wyraźnie zarysowanych charakterach, zazębiających się niczym tryby wadach i zaletach, skonkretyzowanych oczekiwaniach względem życia i ludzi oraz odbijającej się na ich życiu teraźniejszym przeszłości. Widać więc od razu, że pisząc „Witchbane” autorka oddała tym młodym mężczyznom serce i postarała się wykreować ich od A do Z. Równie istotny wydaje mi się fakt, że Seth i Sonny są stuprocentowymi, prawdziwymi mężczyznami, nie tylko z charakteru, ale także aparycji – wysokimi, dobrze zbudowanymi. Przyznaję, że zwracam na to szczególną uwagę, ponieważ jako osobę interesującą się komiksem japońskim – mangą – otoczona jestem tytułami wypełnionymi stereotypowymi homoseksualnymi bohaterami – delikatnej budowy, nierzadko niemal kobiecymi chłopakami „na dole” oraz bardziej męskimi „na górze”. W pewnym momencie naprawdę ma się tego dosyć, więc tym bardziej pokochałam Setha i Sonny’ego za to, że są jacy są.

Co się zaś tyczy świata przedstawionego, jest on nie najgorzej zbudowany, chociaż nie miałabym nic przeciwko, gdyby autorka rozwinęła go jeszcze bardziej szczegółowo pod względem paranormalnym. W końcu wiemy, że Seth zmagał się już z niejedną kreaturą nie z tego świata i miło byłoby dowiedzieć się na ten temat trochę więcej. Na to jednak może przyjdzie jeszcze czas, jeśli pojawią się kolejne tomy serii. Na magię, będącą ogromną zaletą powieści, nie trzeba było na szczęście czekać. W swoim świecie Morgan Brice uczyniła magiczne zdolności dostępnymi nawet dla zwyczajnego człowieka. Magia jest tutaj porównywana do przyziemnych talentów, jak chociażby gra na instrumencie. Utalentowany człowiek może dać popis swoich umiejętności bez wysiłku, co od każdej przeciętnej osoby wymagałoby niesamowitego nakładu pracy. Ważne jest jednak to, że byłoby to możliwe, choć już nie z tym samym natężeniem, co u geniusza. I tak właśnie, ku mojemu niekłamanemu zachwytowi, jest z magią w powieści. Tym, czego jednak w „Witchbane” naprawdę mi brakowało, były wyjaśnienia niektórych sposobów stawiania czoła duchom. Chodzi mi mianowicie o zastosowanie soli i żelaza, jako że podczas lektury naprawdę odczuwało się sentyment autorki do serialu „Nie z tego świata”, w którym podobne starcia znajdowały się na porządku dziennym. Myślę, że tych kilka słów wyjaśnienia w tym temacie, mogłoby uczynić sposoby na trzymanie duchów w ryzach bardziej przynależnymi do tej książkowej serii, a mniej do serialu.

Recenzując „Witchbane” nie sposób pominąć tematu scen łóżkowych. W powieści ich nie brakuje, jednakże nie dominują całkowicie nad fabułą. Wprawdzie są momenty, kiedy to sercem rozgrywającej się akcji jest napięcie seksualne oraz dawanie mu upustu, jednak patrząc na powieść całościowo, sceny seksu są raczej obszerniejszym dodatkiem do treści, a nie esencją książki. Co więcej, nie każde zbliżenie dwójki głównych bohaterów kończy się zaliczeniem ostatniej bazy, co naprawdę przemawia na korzyść „Witchbane”. Pamiętacie „Czarodziejkę z Księżyca” lub „Power Rangers”, gdzie podczas walki czas jakby się zatrzymywał, aby bohaterowie mogli się przemienić? Teraz wyobraźcie sobie sytuację, gdzie czas musi stanąć w miejscu, aby bohaterowie mogli się kochać. Tak, to byłoby straszne. I na całe szczęście Morgan Brice oszczędza nam takich kwiatków. Co się zaś tyczy samego seksu, cechuje go płynność, wyczuwalne napięcie oraz świetna chemia między bohaterami, która sprawia, że sceny erotyczne są wystarczająco gorące, aby rozpalić nie tylko Setha i Sonny’ego, ale także czytelnika. Co tu dużo mówić, czyta się je z prawdziwą przyjemnością.

Skoro wspomniałam o fabule, myślę, że warto trochę ten temat rozwinąć. Przede wszystkim „Witchbane” jest powieścią, która nie obraca się całkowicie wokół związku homoseksualnego, ale po prostu się on w niej pojawia i zajmuje istotne miejsce. W pierwszej kolejności mamy więc do czynienia z urban fantasy, a dopiero później z romansem erotycznym. Główną oś fabuły stanowi bowiem polowanie na uczniów czarownika, a co za tym idzie zemsta oraz próba ocalenia życia – czyjegoś, w przypadku Setha, i własnego, w przypadku Sonny’ego. Jednocześnie bohaterowie zmagają się ze swoimi demonami, które ciągną się za nimi niczym nieodłączny cień. Romans zajmuje tu więc dopiero trzecie miejsce i pod wieloma względami zależny jest od dwóch pierwszych elementów fabuły. Dzięki temu powieść naprawdę wiele zyskuje i nie tylko emocjonuje nas romantycznymi uniesieniami, ale także rozbudza nasze zainteresowanie przedstawioną historią.

Podsumowując, „Witchbane” to całkiem dobre urban fantasy, które w moim prywatnym rankingu tego typu książek plasuje się na naprawdę niezłej pozycji. Akcja, uczucia, seksualne uniesienia, trochę magii oraz sporo duchów, a co najlepsze, bohaterowie, którzy szybko przypadają czytelnikowi do gustu i zachęcają do ponownego z nimi spotkania. Krótko mówiąc, uważam, że jest to tytuł wart polecenia.


Recenzja po angielsku: Witchbane - Morgan Brice (ENG)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!