piątek, 21 października 2016

Fanfiction: Bez ostrzeżenia (Część XI)


Fanfiction

Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XI
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia

- Doprawdy, Catarino, musisz zadbać o kondycję. Ile czasu potrzebujesz żeby pokonać dystans ze swojego salonu do kuchni?
- Doprawdy, Magnusie, musisz zacząć uważać na słowa, jeśli nie chcesz żeby ktoś uszkodził trwale tę twoją śliczną buźkę.
- Czyżby wyczuwał groźbę w twoich słowach?
- Obietnicę, Magnusie. Obietnicę.
Dwójka czarowników uśmiechnęła się do siebie porozumiewawczo niczym psotne dzieci. Nie ulegało wątpliwości, że musieli być ze sobą blisko i znać się doskonale. W końcu nie każdy może pozwolić sobie na taką poufałość w kontaktach z Wysokim Czarownikiem Brooklynu. Nawet Isabelle traktowała go bardziej jak zaprzyjaźnionego nauczyciela, niż jak „kolegę z piaskownicy”, mimo że przecież był chłopakiem jej brata. Widać wieki znajomości oraz umiejętności magiczne robiły swoje.
- Więc, w czym mogę wam pomóc?
- Musisz rzucić kilka zaklęć. Są trudniejsze i obawiam się, że Isabelle może sobie nie poradzić.
Dziewczyna w ciele Magnusa skinęła energicznie głowżą przyznając mu rację. Oszukiwanie się nie miałoby najmniejszego sensu. Proste zaklęcie mogło jej jakimś cudem wyjść, ale te skomplikowane mogły doprowadzić do katastrofy. Nie chciała niepotrzebnie tracić czasu na bezustanne powtarzanie tych samych etapów warzenia eliksiru tylko dlatego, że wyśpiewała jedną sylabę na złą melodię lub położyła akcent w niewłaściwym miejscu. To byłoby zbyt frustrujące dla osoby z jej temperamentem i energią do działania.
- To jednak nie zwalnia cię z obowiązku towarzyszenia mi i uczenia się, Isabelle. - Magnus zwrócił się do dziewczyny tonem mentora, który brzmiał dziwnie w ustach jej brata. Ilekroć Alec próbował osiągnąć ten sam efekt, zawsze musiał zrobić coś nie tak, przez co Izzy miała ochotę wybuchnąć śmiechem lub musiała go w czymś poprawić. Jak na starszego brata Alec był doprawdy słodki.
- Tak, wiem. Jak długo jestem w twoim ciele, może mi się to przydać. - odparła zdawkowo.
Magnus posłał jej zadowolone spojrzenie „dumnego tatuśka”. Tą myślą wolała się jednak z nim nie dzielić dla własnego dobra. Szczerze wątpiła czy wiekowy czarownik doceniłby ten drobny żarcik.

W tym samym czasie Alec zaczął narzekać na wszystko, począwszy od pozycji, w której siedział, aż po obolałą skórę głowy, czego powodem były opłakane umiejętności fryzjerskie Jace'a. Zdaniem Aleca, przyjaciel wyrwał mu chyba połowę włosów i teraz z powodzeniem mógłby je sprzedać na perukę. Naturalnie blondyn miał na ten temat inne zdanie, ale uznał, że tłumaczenie tego Alecowi nie miałoby najmniejszego sensu. W końcu chłopak miał „TE dni”, a więc jego wrodzona uciążliwość została pomnożona przez pięć lub siedem, w zależności jak długo Clary zazwyczaj musiała zmagać się z miesiączką.
- Przestań się kręcić! - Jace syknął na swojego parabatai, kiedy pasemko włosów wyślizgnęło mu się spomiędzy palców, niszcząc i tak krzywy warkoczyk.
- Więc tak nie ciągnij!
- Nie ciągnę, to ty się kręcisz!
Clary walczyła z chęcią wybuchnięcia śmiechem przygryzając wargi i starając się nie patrzeć na chłopaków, którzy zachowywali się jak dzieci. Nocni Łowcy walczący z demonami i strzegący Przyziemnych? Tak, jasne! Z łatwością mogła wyobrazić sobie Aleca z małym, plastikowym łukiem i strzałkami z przyssawkami oraz Jace'a biegającego za nim z nie mniej plastikowym mieczem. Jak dwóch dorosłych mężczyzn mogło zachowywać się tak dziecinnie?
- Niech zgadnę, zaraz zaczniecie się bić i szarpać za włosy? - zapytała panując nad sobą ostatkiem sił.
- Czy my wyglądamy jak para trzylatków walczących o pluszowego misia? - Jace skarcił dziewczynę ostrym spojrzeniem, które miało zapewne stanowić ostrzeżenie. Z kim jak z kim, ale z nim nie należało zadzierać. Problem w tym, że Clary nie zwykła wykonywać poleceń i nie bała się blondyna w najmniejszym nawet stopniu.
- Naprawdę chcesz znać odpowiedź? - wskazała na jego dłonie, w których chłopak nadal trzymał rude włosy Aleca.
Jace przeanalizował sytuację oraz pozycję w jakiej się znalazł. Był na przegranej pozycji i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Nie było pytania. - mruknął zrezygnowany.
- Tak też myślałam.
- Jak to możliwe, że zakochałem się w takiej jędzy?
- Coś ty powiedział?!
Clary rzuciła się na chłopaka z zaciętą miną, obejmując jego szyję drobnymi, ale silnymi dłońmi Isabelle i lekko go przydusiła. Był to jednak wyłącznie wymowny gest, który nie miał nic wspólnego z prawdziwą walką. Dziewczyna potrząsnęła chłopakiem, a ten pozwolił żeby jego głowa kiwała się do przodu i tyłu, jak samochodowa zabawka na wybojach. Roześmiał się głośno, na co dziewczyna odpowiadała wojowniczym prychaniem, ale po jej ustach również błąkał się uśmiech. Biedny Alec nawet nie wiedział kiedy został zakleszczony między nogami przyjaciela, który splótł je na jego tułowiu.
- Mówiłem, że macie być cicho! - Magnus wypadł z kuchni i obrzucił Nocnych Łowców poirytowanym spojrzeniem. Uniósł wysoko lewą brew i przekrzywił głowę patrząc na tę dziwaczną plątaninę ciał, jaką stanowiła w tamtej chwili trójka przyjaciół. - Szkoda, że my nie bawimy się tak dobrze ślęcząc nad tym eliksirem. - mruknął ni to do siebie, ni to do nich. - Zajmijcie się czymś pożytecznym! - tym razem nie było wątpliwości do kogo się zwrócił. - Nauczcie się mapy na pamięć, przestudiujcie pentagram. Sam nie wiem, ale nie przeszkadzajcie! I najważniejsze. Jace, co mój chłopak robi między twoimi nogami? Ja rozumiem, że to jedyna taka okazja, ale jeśli nie chcesz mieć we mnie wroga... - zwiesił wymownie głos, a Jace szybko uwolnił zaczerwienionego, speszonego Aleca i odsunął się od niego na bezpieczniejszą odległość.
- Przypominam, że to ciało mojej dziewczyny! - prychnął blondyn, który starał się irytacją zamaskować zawstydzenie wywołane słowami czarownika. Magnus potrafił sprawić, żeby nawet niewinna, głupia zabawa wydawała się perwersyjna. Jace współczuł przyjacielowi takiego chłopaka.
Magnus zignorował jego uwagę i wrócił do męczących się z eliksirem dziewcząt, zostawiając skonsternowaną trójkę Nocnych Łowców samym sobie. Clary spojrzała niepewnie na Jace'a, ten zaś odpowiedział jej wzruszeniem ramion, po czym przeniósł wzrok na swojego parabatai.
- Po prostu siedźmy i nudźmy się, póki nie skończą. - zaproponował Alec.

Dzień zbliżał się ku końcowi, kiedy eliksir był już ostatecznie gotowy, toteż Magnus postanowił zaczekać z dalszymi krokami do dnia następnego, kiedy to zmiesza go z jednym ze swoich najlepszych win. Nie chciał się spieszyć, ponieważ w obecnej sytuacji wolał być przede wszystkim dokładny. Nic nie mogło zastąpić ostrożności, od której zależało powodzenie ich planu.
Czarownik i czwórka jego przyjaciół pożegnali Catarinę, umawiając się na kolejną sesję „knucia czegoś nie do końca legalnego”, a następnie piechotą wrócili do apartamentu Magnusa. Gdyby nie otaczające go bariery ochronne, kobieta na pewno stworzyłaby dla nich portal, który przeniósłby całą piątkę na miejsce bez zbędnych opóźnień. Niestety, tylko Magnus mógł otworzyć portal prowadzący do jego domu, a tak się składało, że czarownik chwilowo był pozbawiony magii niczym zwykły śmiertelnik. Swoją drogą, był śmiertelnikiem. Nocnym Łowcą, ale jednak śmiertelnikiem.
- Czy powinniśmy powiadomić Instytut lub waszych rodziców o tym, że zostajecie u mnie? - zadane jeszcze w drodze pytanie czarownika wyrwało wszystkich z zamyślenia. Mężczyzna powiódł spojrzeniem po twarzach Nocnych Łowców. - Cześć mamo, zostaję dziś na noc u Magnusa, mamy coś do załatwienia. Nie martw się, nie będziemy świntuszyć. Izzy, Jace i Clary też z nami będą. - udał rozmowę telefoniczną.
- Nie! Kategorycznie się nie zgadzam! - Alec nawet nie bawił się w subtelności. Spojrzał na czarownika w swoim ciele wielkimi, niemal wystraszonymi oczyma. - Ty na pewno nie będziesz rozmawiał z moją matką!
- Z kolei Clary na pewno zacznie się jąkać lub będzie zbyt miła i mama zacznie coś podejrzewać. - pozwoliła sobie zauważyć Isabelle. - Jeśli ktoś miałby dzwonić, musiałby to być Jace. Ale wtedy będzie całkowicie pewna, że coś kombinujemy... Lepiej nikomu nic nie mówić. Może się nam upiecze, a jeśli nie to wymyślimy jakąś wymówkę na poczekaniu.
- Z doświadczenia wiem, że lepiej od razu coś wymyślić i pomyśleć nad uwiarygodnieniem swojego alibi. - Magnus podrapał się po brodzie. - Niech będzie tak... W mieście ma miejsce seria dziwnych zdarzeń, wiecie wszystko o wampirach, wilkołakach i czarownikach, więc możecie zdradzić kilka szczegółów. Poprosiłem was o pomoc, ponieważ potrzebowałem kogoś, kto nie należy do żadnej z Podziemnych ras. Związałem was tajemnicą, więc nie możecie wyjawić nikomu szczegółów, ale nad wszystkim panujemy i bla bla bla, bla bla bla. - machnął lekceważąco ręką. - Maryse mnie nie lubi, więc nie będzie chciała nawet przebywać ze mną zbyt długo w jednym pomieszczeniu. Sprawa załatwiona, a ja otrzymałem odpowiedź na swoje pytanie.
Pierwszym, co zrobili po powrocie do mieszkania czarownika było zamówienie pizzy i wzięcie relaksującej kąpieli, a przynajmniej taką miała być z założenia, ponieważ w rzeczywistości nie obyło się bez drobnych i możliwych do przewidzenia problemów. Alec nie chciał pozwolić Magnusowi na zostanie sam na sam ze swoim nagim ciałem, toteż ślęczał nad mężczyzną przez cały czas i pilnował by ten nie robił niczego niestosownego, nie wspominając już o bezustannym pospieszaniu, które działało Magnusowi na nerwy. Później to sam młody Lightwood musiał męczyć się ze swoim nowym ciałem, co również zaowocowało ekspresowo szybkim prysznicem. Cóż, chyba tylko Jace, Isabelle i Clary nie mieli z niczym problemu, chociaż i oni nie mogli liczyć na długie wylegiwanie się w ciepłej wodzie, kiedy do drzwi dobijała się kolejna czekająca na łazienkę osoba.
Magnus z bólem poświęcił swoje ubrania, pożyczając je przyjaciołom i chociaż sam miał największy kłopot ze znalezieniem czegoś pasującego na siebie, ostatecznie udało mu się wygrzebać z szafy coś sensownego.
- Isabelle śpi ze mną w łóżku, Jace na podłodze, Clary i Alec na sofie. - oświadczył po smacznej, chociaż mało zdrowej kolacji. - Bez magii nie mogę zaoferować wam szczególnych luksusów, więc mam nadzieję, że to wam wystarczy. - Magnus z ciężkim sercem zabrał się za ręczne rozkładanie sofy. Do czego to doszło, żeby Wysoki Czarowni Brooklynu musiał martwić się o coś tak przyziemnego. Jace ruszył mu z pomocą, za co mężczyzna był mu wdzięczny. W końcu chcąc lub nie, tylko oni dwaj byli teraz mężczyznami w 100%.
Tej nocy Morfeusz otulił ich wszystkich swoimi silnymi, bezpiecznymi ramionami i pozwolił spać do samego rana. Żadne z nich nie odczuło niewygody lub dyskomfortu spowodowanego towarzystwem. Byli na to zbyt zmęczeni. To był długi i doprawdy dziwaczny dzień, a jutrzejszy wcale nie miał być inny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!