niedziela, 10 kwietnia 2016

Serial: Shadowhunters sezon 1 odcinek 5

Tytuł odcinka: Moo Shu to Go
Tytuł serii: Shadowhunters
Sezon: 1
Odcinek: 5
Liczba odcinków: 13
Czas trwania: 42 min.
Ocena: =5/6


Sneak peek:
Dotychczasowa „beztroska” i samowolka grupki młodych Nocnych Łowców dobiega końca, kiedy do Instytutu wraca matka dwójki Lightwoodów i od razu zaczyna rozstawiać swoich podopiecznych po kątach. Jace i Isabelle otrzymują zadanie rozmówienia się z Meliornem, podczas gdy Alec jest skazany na niańczenie Clary. Dziewczyna nie zamierza mu jednak ułatwiać sprawy. Kiedy przypomina sobie o tajemniczym pudełku matki, postanawia wrócić do domu i sprawdzić nowy trop na drodze do odnalezienia Kielicha Anioła. Chociaż Alec jest temu przeciwny, Clary stawia na swoim wymykając się z Instytutu, co zmusza chłopaka do podążenia jej śladem. Niestety w terenie nawet opieka wiecznie nadąsanego Nocnego Łowcy okazuje się niewystarczająca, przez co Clary oraz towarzyszący jej niemal nieodłącznie Simon wpadają w łapy bynajmniej nienastawionej pokojowo watahy wilkołaków.






Nie ma jak u mamy”:
Tak, jak niebo różni się od ziemi, a dzień od nocy, tak i rodzice potrafią różnić się od siebie. Jedni będą przyjaciółmi, inni nadopiekuńczymi marudami, jeszcze inni wymagającymi, nieznoszącymi sprzeciwu dyktatorami. Jak wiadomo, temat rodziny rzadko była łatwy i przyjemny, toteż niewątpliwie należy zwrócić uwagę na to, że w tym odcinku Shadowhunters wpływają na te płytkie i niebezpieczne wody. Można powiedzieć, że pod pewnym względem jest to jeden z głównych tematów tego odcinka. Z jednej strony poznajemy bowiem poważną, niemal nadętą matkę Aleca i Izzy, z drugiej dowiadujemy się więcej o przyjacielskiej, kochającej rodzicielce Clary, a w końcu widzimy także opiekuńczą i jakże zwyczajną mamę Simona. Niewątpliwie dobrze się stało, że te trzy pełniące jakże podobne, ale różne funkcje kobiety pojawiły się w jednej części serii. Dostrzegamy dzięki temu, że nawet bohaterowie mają swoje zwyczajne, codzienne problemy, których nie sposób rozwiązać za pomocą Run czy broni. Co tu dużo mówić, to jedna z zalet tego odcinka.


Jalec (Jace/Alec):
Jak łatwo się domyślić, problemy rodzinne nie są jedynymi z jakimi bohaterowie muszą się teraz zmagać. Już przy okazji poprzednich odcinków zauważyliśmy, że między Jacem i Aleciem nie dzieje się najlepiej, zaś teraz sytuacja się zaognia i nie ulega wątpliwości, że powodem jest Clary. Myślę, że to, co dzieje się między dwójką parabatai zostało naprawdę dobrze oddane w tym odcinku. Widz naprawdę wyczuwa całe to napięcie, jakie towarzyszy każdej sprzeczce chłopaków i jest w stanie wyczytać wszystkie uczucia Aleca względem Jace'a. Także Isabelle niejednokrotnie ma w tym wszystkim swój udział, ponieważ i ona wydaje się dla nas otwartą księgą. Dowodzi to niewątpliwie, że mimo wielu błędów popełnionych przy produkcji serialu, udało się także wpleść do historii mocne i godne pochwały akcenty, a jednym z nich jest dobór niektórych aktorów, którzy teraz maja okazję rozwinąć skrzydła.




Wilkołaki:
Nazwa bloga zobowiązuje, toteż nie może w tej recenzji zabraknąć miejsca dla wilkołaków, które w końcu pojawiły się w serialu. Prawdę powiedziawszy nie wiedziałam początkowo czego się po nich spodziewać, toteż po prostu na nie czekałam nie robiąc sobie żadnych niepotrzebnych nadziei. Teraz mogę ze spokojem powiedzieć, że nie mam nic przeciwko nim, a ich wilcza forma przypadła mi do gustu. Bądźmy szczerzy, mają w sobie to coś, co zmienia rytm bicia serca i za to im chwała. Muszę także dodać, iż niesamowicie spodobał mi się sposób, w jaki wataha witała nowego lidera. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie, ponieważ miało w sobie coś epickiego, niemal średniowiecznego. Jako osoba zakręcona na punkcie wilkołaków mogłam tylko piszczeć wewnętrznie podziwiając tę scenę po raz pierwszy, a dodam, że wciąż tak na nią reaguję.




Alberto Rosende jako Simon:
Mocną stroną „piątki” jest także niewątpliwie Simon, który z każdym odcinkiem wydaje się mieć coraz większe znaczenie dla historii. Przyznaję, że mamy do czynienia z całkiem interesującym bohaterem, który swoje wycierpieć musi zarówno w miłości, jak i w życiu, ale słowa pochwały należą się także aktorowi, który wcielił się w tę postać. Uważam, że Alberto Rosende naprawdę doskonale odgrywa swoją rolę i właśnie dzięki niemu widz może w pełni cieszyć się serialowym Simonem. O ile rozpoczynając swoją przygodę z Shadowhunters nie byłam pewna czego tak naprawdę oczekuję po tym bohaterze, o tyle teraz muszę przyznać, że jestem z niego w pełni zadowolona. W końcu książka to jedno, zaś serial to drugie, więc wszystko mogło pójść nie tak. Na szczęście tak się nie stało i teraz mogę zaliczyć Alberto Rosende w poczet doskonale dobranych aktorów.


Krótko mówiąc:
Shadowhunters coraz pewniej wchodzą na drogę dobrych odcinków i sądzę, że w tej chwili serial może się nam podobać. To, co wcześniej biło po oczach, teraz zaczyna się rozmywać, zaś oczywiste minusy zostają zepchnięte na dalszy plan przez pewniejsze i silniejsze zalety. Inaczej mówiąc, po prostu jest dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!