piątek, 2 grudnia 2016

Fanfiction: Bez ostrzeżenia (Część XIV)


Fanfiction

Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XIV
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia

Catarina uśmiechnęła się smutno i oparła głowę o ramię mężczyzny. W ten sposób nie widział jej twarzy, co pozwoliło jej z powodzeniem przewrócić oczyma, aby w ten sposób pozbyć się napięcia związanego z całą tą grą, jaką musiała odstawiać.
- Cóż, nie myślmy o tym więcej. - powiedziała żeby dodać sobie otuchy i sił, a przynajmniej chciała żeby Sigfrid tak właśnie to odebrał. - Może będzie lepiej jeśli jednak sobie pójdę. Na pewno jesteś bardzo zajęty, a ja przyszłam bez zapowiedzi.
- Nie, nie! - mężczyzna poderwał się z miejsca. - Proszę, zostań. Dopiero co przyszłaś, a przecież na pewno mamy sobie tyle do opowiedzenia. Nie widzieliśmy się przez całe wieki! Napijesz się czegoś?
Catarina uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. Ech, gdyby tylko doszło do tego spotkania w innych okolicznościach... Sigfrid zawsze był czarujący. Z czasem wydawał się jej już nazbyt czarujący i to skłoniło ją do odejścia. Ale teraz? Teraz wydawał się trochę inny. A może tylko jej się wydawało?
- Może wina? - zaproponowała niepewnie po chwili namysłu. - Chciałabym oczyścić umysł i rozerwać się, nie myśląc zbyt wiele o wszystkim, co się wydarzyło ostatnimi czasy. I bardzo chciałabym odbudować nasze relacje, spędzić miło czas... - uśmiechnęła się ponownie, tym razem niezwykle czarująco, zwieszając zalotnie głos.
„Na trzeźwego mogłoby być trudno...” dodała w myślach. „Co ja wygaduję! Jest tak przystojny, że i bez wina bym się z nim rozerwała, ale na to nie ma czasu. Zapłacisz mi za to Magnusie!”.
- Ależ oczywiście, moja droga! - czarownik podszedł do barku i wyciągnął z niego dwa kieliszki. Catarina martwiła się przez chwilę, że zdecyduje się na otwarcie innego wina niż to, które przyniosła, ale na całe szczęście Sigfrid nie planował zostawiać go na inną okazję. Nalał wina do pierwszego kieliszka i podał kobiecie. Następnie napełnił drugi i wyciągnął go w jej stronę. - Za nas! - powiedział raźnie.
- Za nas. - powtórzyła z uśmiechem i lekko stuknęła swoim kieliszkiem o jego.
Sigfrid już miał wziąć łyk, kiedy zadzwoniła jego komórka. Catarina zaczęła przeklinać w myślach tego, który ośmielił się zadzwonić. Mężczyzna wyjął komórkę z kieszeni z zamiarem jej wyłączenia, ale kiedy tylko spojrzał na wyświetlacz, zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- Wybacz, muszę odebrać. Zaraz do ciebie wrócę. - rzucił odkładając wino na stolik i wyszedł z salonu odbierając telefon.
Szlag! A mogli to szybko zakończyć!

Kiedy tylko za Catariną zamknęły się drzwi frontowe, Jace dał sygnał przyjaciołom, informując, że teraz mogą bezpiecznie dostać się na teren posesji czarownika. Zaraz potem zakradł się pod okno salonu, do którego właśnie weszły dwie interesujące go osoby. Wprawdzie nie wiedział o czym rozmawia dwójka czarowników, ale sądząc po tym, co widział, Catarina całkiem nieźle grała damę w opałach – bezbronną, smutną, potrzebującą pocieszenia.
Cholera, kobiety naprawdę wiedziały, jak owinąć sobie faceta wokół palca! Gdyby to Jace był na miejscu Sigfrida i miał do czynienia z dziewczyną, która mu się podoba, na pewno dałby się tak samo obrobić. Tak, bez wątpienia byłby zwykłym mięsem armatnim gotowym spełnić każdą zachciankę ukochanej.
- Cholera! Myślałby kto, że to mężczyźni rządzą światem. - prychnął pod nosem.
„Nareszcie!” krzyknął w myślach, kiedy mężczyzna zaczął nalewać wina do kieliszków.
Jace zacisnął dłonie w pięści, z otwartymi szeroko oczyma wpatrując się w scenę, której wyczekiwał z niecierpliwością od samego początku. Jeszcze tylko kilka milimetrów i...
I co się u licha stało?! Dlaczego odsunął kieliszek?! Czyżby się domyślił? A może coś wczuł?! Czy Catarina znalazła się właśnie w niebezpieczeństwie?!
- Szlag! - syknął widząc, jak czarownik sięga po telefon. - W takiej chwili?
„Zabiłbym tego, który ma takie wyczucie czasu! Wypatroszył gołymi rękoma! Gdzie leziesz, ofermo?!” wrzeszczał do siebie w myślach.
Całe szczęście, że był niewidzialny, ponieważ miny jakie w tamtej chwili robił zdołałyby rozbawić nawet człowieka stojącego nad grobem bliskiej osoby. Pośmiewisko murowane. Twarz Jace'a chyba nigdy jeszcze nie była tak żywa, jak w tamtej chwili, kiedy Sigfrid zniknął mu z oczu. Zresztą, mina wpatrzonej w okno Catariny również zdradzała wewnętrzny krzyk. Nocny Łowca był pewny, że kobieta go nie widzi, ale zapewne domyślała się, że tam jest, że ją obserwuje. Cóż, zapewne miała także świadomość, że chłopak podziela jej frustrację.
Na twarzy Jace'a pojawił się uśmiech rozbawienia. Pomyśleć, że tak przyjemnie i naturalnie współpracowało mu się z czarownikami. Niemal nie znał Catariny, a jednak w tej właśnie chwili, kiedy głupi telefon przeszkodził w ich misternie uknutym planie, czuł więź łączącą go z tą wiekową kobietą. Więź silniejszą, niż te, które czuł współpracując ze świeżo poznanymi Nocnymi Łowcami.
Catarina odwróciła wzrok od okna i spojrzała w stronę drzwi salonu, co powiedziało chłopakowi, że najwyraźniej Sigfrid właśnie wracał by znowu jej towarzyszyć.
Chłopak miał nadzieję, że telefon nie był zapowiedzią końca spotkania, że czarownik nie wyprosi teraz Catariny pod pretekstem niecierpiących zwłoki obowiązków lub czyichś odwiedzin. W takiej sytuacji Jace wpadłby do tego cholernego mini-pałacyku i na siłę wlałby to wino do gardła czarownika.
Jakby na to nie spojrzeć, nie lubił bezczynności, a w tej chwili tylko na nią był skazany. Jak to w ogóle możliwe, że tyle się dzieje w Świecie Cieni, a on zamiast działać musi ciągle być bierny? W końcu wyczekiwanie, przeglądanie książek i archiwów oraz spacerki z Instytutu do Magnusa, od Magnusa do Catariny, od Catariny do Sigfrida ciężko było nazwać aktywnym udziałem w akcji.
„No dalej, podnieś kieliszek. Dobry chłopiec! A teraz pij. Pij do dna. Pokaż pani, że potrafisz dotrzymać jej towarzystwa jak należy.”
Blondyn patrzył w napięciu, jak Sigfrid wychyla kieliszek wina i uśmiechając się do Catariny podejmuje rozmowę na jakiś temat. Kobieta tylko bawiła się swoim trunkiem, przykładała go do ust i odsuwała, kiedy wygłaszała swoje długie tyrady. Grała na zwłokę, jak domyślił się Jace. Czarownik nadal trzymał się na nogach, jakby nigdy nic, więc presja musiała być ogromna.
Kobieta przysunęła się bliżej Sigfrida i odłożyła swój kieliszek na bok. Najpierw dolała wina mężczyźnie, a następnie odrobinę sobie, żeby stwarzać pozory powolnego sączenia trunku. Nie podała jednak kieliszka towarzyszowi. Nie chciała być zapewne natrętna, żeby nie zaczął być podejrzliwy. Wsunęła za to rękę we włosy czarownika, bawiąc się nimi w zalotny sposób, co wielu mężczyzn doprowadziłoby do szału.
Jace był z niej dumny. Catarina doskonale wiedziała jak postępować z facetami. Palcami drugiej dłoni wodziła subtelnie po linii szczęki oraz szyi Sigfrida i przyglądała mu się rozmarzonym wzrokiem. Umiejętnie pokierowała jego głową w taki sposób, żeby widział wyraźnie jej piersi, pochyliła się nad jego uchem i szeptała coś.
Nocny Łowca przełknął ciężko ślinę. Tak, gdyby to on znalazł się w takiej sytuacji, na pewno zaschłoby mu w ustach. I najwidoczniej nie tylko jemu, ponieważ Sigfrid sięgnął po wino i wypił duszkiem kolejny kieliszek.
„Cholera, ten to się trzyma!” Jace przeklinał w myślach mężczyznę, który wciąż był niewzruszony. „Jeśli to nie zadziała, będę musiał wkroczyć do akcji. Działaj, działaj, działaj, do cholery!”.
Catarina właśnie nieśmiało pocałowała swojego towarzysza w policzek, a następnie w żuchwę i brodę. Musiała omijać usta, to oczywiste, ale jednocześnie musiała to robić tak, żeby nie wydało się podejrzane.
Sigfrid położył dłonie na jej talii i spojrzał jej w oczy.
„Dobra, koniec tego! Czas wkroczyć. Nie mogę pozwolić żeby się tak miała poświęcać!”
Jace wyprostował się przy oknie z zamiarem zapukania, odwrócenia uwagi czarownika, kiedy zauważył, że ten zaczyna się kiwać i nagle osuwa do tyłu na podłokietnik sofy.
- Nareszcie!
Chłopak patrzył jak kobieta upewnia się, że Sigfrid aby na pewno jest nieprzytomny i dała mu znak żeby podszedł do drzwi frontowych. Nie trzeba było go prosić dwa razy. Zdjął z siebie zaklęcie niewidzialności i stając przed głównym wejściem do rezydencji zamachał na swoich schowanych w różach przyjaciół.
Catarina otworzyła drzwi z westchnieniem ulgi.
- Myślałam, że się nie uda. - przyznała żeby rozładować napięcie, które nadal odczuwała.
- Przyznaję, że sam miałem wątpliwości, ale najgorsze mamy już za sobą. - poczekał na przyjaciół zanim rzucił cicho, konspiracyjnie. - Musimy go teraz bez słowa przenieść do innego pokoju.
- Najlepiej takiego, który jest wystarczająco odległy od tych, które nas interesują. - przyznał mu rację Alec. - Nie możemy dopuścić do tego, żeby słyszał nasze rozmowy i wiedział, że coś jest nie tak. Później możemy go obudzić i odgrywać dalej tę szopkę.
- Muszę się z wami zgodzić. Może nam być jeszcze potrzebny, więc lepiej nie palić tego mostu za wcześnie. - Magnus skinął głową dwójce parabartai. - Cat, mogłabyś się tym zająć? Jako jedyna panujesz nad magią.
- Nie ma problemu. Zamelinuję go w jego sypialni. Tam na pewno nie będziemy wchodzić. - kobieta odwróciła się szeleszcząc suknią i zniknęła im z oczu.
- W takim razie zapraszam w moje skromne progi. - Jace uśmiechnął się szeroko pokazując pełny garnitur zębów i machnął ręką w głębokim ukłonie. - Wchodźcie i rozgośćcie się.
Jego towarzysze pokręcili głowami przewracając oczyma. Po kolei mijali w drzwiach wciąż zgiętego w pół chłopaka i nie mówiąc ani słowa kierowali się w stronę głównych schodów, a stamtąd prosto do salonu, z którego Catarine właśnie magicznie lewitowała nieprzytomnego, śpiącego czarownika.
Grupa Nocnych Łowców mimowolnie zwróciła uwagę na fakt, iż wbrew temu, co mówił Magnus, Sigfrid wcale nie wydawał się wyglądać tak koszmarnie, jak został im przedstawiony. Każde z nich zachowało to jednak dla siebie, w myślach odhaczając pierwszą część planu jako wykonaną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!