niedziela, 4 września 2016

Damy we fiolecie - Marcin Majchrzak




Tytuł: Damy we fiolecie
Autor: Marcin Majchrzak
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 322




Loke, trudniący się stosunkowo mało opłacalnym zawodem złodzieja, od zawsze mógł narzekać na swoje pokrętne szczęście, ale bez wątpienia nigdy nie sądził, że odegra jakąkolwiek rolę w politycznych walkach, które zakłócą monotonię przewidywalnego życia mieszkańców Morbus – państwa-miasta mieszczącego się w samym sercu Feerii. Niestety wszystko wskazuje na to, że los zadrwił sobie z niego i powołał go do „wielkości”, której mężczyzna nigdy sobie nie życzył.
Cesarzowa Segvina również znalazłaby powód lub dwa do przeklinania Fortuny, jako że zignorowane przez nią pierwsze głosy sprzeciwu wobec jej tyrańskich rządów pociągają za sobą kolejne. Okazuje się, że prosty lud planuje walczyć o swoje, nawet jeśli sam do końca nie wie, w co właściwie się pakuje. Rewolucja wisi w powietrzu, zaś iskrą, która przyczynia się do wzniecenia pożaru jest prosta i raczej nieszczególnie wykształcona Alena.

Tym, co rzuca się nam w oczy już na samym początku lektury „Dam we fiolecie” jest niewątpliwie prowadzona z lekkim przymrużeniem oka narracja, dzięki której powieść nie tylko może nas zainteresować, ale także rozbawić. Narrator nie jest bowiem patetycznym, martwym głosem relacjonującym nam chłodno wszystkie wydarzenia, ale miejscami zakrawa na kogoś równie sarkastycznego, co nasz drobny złodziejaszek. Przyznaję, że jest to niewątpliwy plus tego tytułu, nawet jeśli na samym początku musimy przyzwyczaić się do tak charakterystycznego stylu. Dodajmy też, że sam autor wydaje się nie podchodzić całkiem poważnie do tworzonej przez siebie historii, ale zachowuje zdrowy dystans względem fikcji i wręcz się nią bawi. Sami powiedzcie, czy wyobrażacie sobie żeby bohaterowie innych powieści fantastycznych byli ścinani na margarynie? Lub żeby do okrutnego władcy zwracano się per „Wasza Złość”, „Wasza Nienawiść”? Im dalej zagłębiamy się w lekturę, tym więcej takich smaczków możemy wyłapać i tym większy jest uśmiech, jaki pojawia się na naszej twarzy.

Jak więc łatwo się domyślić, w „Damach we fiolecie” ogromne znaczenie odgrywa humor, który towarzyszy nam niemal na każdym kroku i naprawdę może wywołać u czytelnika parsknięcie śmiechem w najmniej spodziewanym momencie. Wierzcie mi, kiedy traficie na moment, który przypadnie Wam do gustu, nie pomoże nawet fakt tego, iż często wątek komediowy został połączony z poważniejszą tematyką. Tym bardziej, że nie mamy do czynienia z zawoalowanym, ukrytym między wierszami dowcipem, który zrozumie tylko garstka odbiorców, ale z prostymi, zrozumiałymi dla każdego humorem. Przyznam, że pod tym względem podczas lektury w centrum mojego czytelniczego świata znajdował się przede wszystkim Lock, który całym sobą oddawał to, co najbardziej lubię w bohaterach jego pokroju – sarkastyczny, impertynencki pechowiec, którego szczerość względem siebie i świata potrafi zwalić z nóg. Można tylko żałować, że często musiał ustępować miejsca innym postaciom, w tym wszędobylskiej Alenie.

Myślę, że w kontekście tej powieści należy zwrócić szczególną uwagę także na fakt, iż w przeciwieństwie do wielu tytułów z gatunku fantasy, „Damy we fiolecie” kręcą się głównie wokół tematu bardzo rewolucyjnej polityki. Poruszony zostaje bowiem problem tyranii, wspomnianej przed chwilą powoli kwitnącej rewolucji oraz demokracji. Niezadowolone z rządów cesarzowej jednostki zaczynają powoli wszczynać bunt i stawiać fundamenty pod nowy ustrój polityczny, szukają sposobu na urzeczywistnienie swoich planów, na „zaistnienie”. Nie bawimy się więc w zamianę jednego władcy na drugiego, ale w coś poważniejszego, bardziej skomplikowanego. Jest to więc coś, co wyróżnia ten tytuł na tle innych, podobnie jak miejscami humorystyczny sposób przedstawienia tej cięższej tematyki.

Na koniec pozwolę sobie bardzo krótko wspomnieć o tym, co męczyło mnie podczas lektury, a więc o problemie z usytuowaniem powieści „w czasie”. Przyznam, że lubię mieć jasność, co do świata przedstawionego i zawsze staram się wpasować go w mniejszym lub większym stopniu w znane mi z historii, bądź literatury okresy w dziejach ludzkości, a z tym w przypadku tej powieści miałam pewien kłopot. Jakkolwiek byśmy na to nie spojrzeli, miejscami mamy wrażenie, że życie w Morbus wpisuje się w ramy dalekiej przeszłości, aby po chwili rozważać możliwość usytuowania tego państwa-miasta bliżej XIX wieku i jego dzielnic fabrycznych. Nigdy nie sądziłam, że będę narzekać na pozostawienie mojej wyobraźni zbyt dużej wolności twórczo-interpretacyjnej, ale widać zawsze jest ten pierwszy raz.


Podsumowując, „Damy we fiolecie” to jedna z bardziej charakterystycznych książek, jakie przyszło mi czytać, co powieść zawdzięcza luźnej narracji oraz specyficznemu, prostemu humorowi. Skupiając się wokół zmian politycznych i nic nieznaczących osób, które bardziej lub mniej dobrowolnie zaczynają odgrywać istotne role w życiu całego kraju, tytuł ten stanowi niewątpliwie interesującą lekturę. Sądzę więc, że warto polecić „Damy we fiolecie” czytelnikom lubiącym powieści odchodzące od ogólnie przyjętych norm, które pozwalają na chwilę niezobowiązującej rozrywki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!