czwartek, 3 grudnia 2015

Wszechświaty. Utopia - Leonardo Patrignani




Tytuł: Wszechświaty. Utopia
Autor: Leonardo Patrignani
Wydawnictwo: Dreams
Liczba stron: 352
Ocena: 5/6





Życie Alexa, Jenny i Marco już od osiemnastu lat jest tylko złudzeniem, które oferuje pozorne bezpieczeństwo i stabilizację. To kim byli i co potrafili wcześniej zostało zapomniane, a oni pozwolili wchłonąć się Wszechświatowi, w którym teraz żyją. A jednak przeszłość upomina się o nich wraz z powracającą powoli pamięcią. Jedno po drugim, otwierają oczy, które dotąd wydawały się być zamknięte. Ich codzienność w jednej chwili wypełnia się pytaniami o to, co wydarzyło się do tej pory i co będzie dalej. Wszechświaty są jak obraz stworzony z puzzli. Nie ważne ile razy by ich nie składać, one zawsze będą się sypać przy próbie ich podniesienia. Pewną opcją byłoby więc pozostawienie ich w bezpiecznej pozycji, ale ktoś wyraźnie nie chce na to pozwolić. Ktoś dysponuje darem, który posiada trójka przyjaciół i to właśnie ten ktoś stara się teraz zniszczyć obraz ich Wszechświata. Czy Alex, Jenny i Marco zdołają skleić rozsypujące się Wszechświaty w permanentną całość? Czy to w ogóle możliwe, kiedy ma się do czynienia z codziennością zbudowaną z puzzli?

To, od czego chciałam zacząć tę recenzję, na pewno nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, ani tym bardziej nie zalicza się do specjalnie odkrywczych spostrzeżeń, niemniej jednak naprawdę warto zwrócić na to uwagę. Naturalnie chodzi o naszego czarującego i niezaprzeczalnie utalentowanego autora oraz jego styl, który rozwija się bezustannie. Chociaż Leonardo Patrignani już zaczynając swoją trylogię mógł pochwalić się wcale nie najgorszym warsztatem, to podczas lektury Utopii, czytelnik bez większego trudu dostrzega zmiany zachodzące w jego stylu, który rozwija się bezustannie, co widzimy spoglądając już nie na pojedyncze części, ale na całą serię. Rozpoczynaliśmy naszą przygodę od rozwijającej się miłości dwojga oddzielonych od siebie wszechświatami ludzi, przeszliśmy przez „ponowne narodziny”, które zacieśniały więzi między trójką najważniejszych dla nas bohaterów, by teraz na nowo odkrywać to, co ich połączyło. Sądzę więc, że autor miał spore pole do popisu i mógł w pełni rozwinąć skrzydła pokazując nam czego nauczył się pisząc dwie poprzednie części trylogii Wszechświatów. To naprawdę ogromny plus, ponieważ pozwala nam nie tylko rozkoszować się samą powieścią, ale także oddać się studiom nad Wszechświatami.

Myślę, że kolejną zaletą tego tomu jest fakt, że autor niejako podsumował to, co pisał do tej pory, jak także stworzył powieść, którą można czytać bez szczególnej znajomości części poprzednich. Naturalnie odradzałabym taką próbę, jako że naprawdę wiele stracicie, jednakże jeśli w prezencie świątecznym dostaniecie Wszechświaty. Utopia, warto rozpocząć lekturę bez zrażania się brakiem znajomości poprzednich tomów. To zawsze można nadrobić, a przecież w waszych rękach znajdzie się naprawdę wartościowe dzieło, które po prostu musicie poznać. Wróćmy jednak do tematu i samej powieści, która pozwala nam na przeżywanie od nowa wszystkich tych pięknych, tajemniczych, niespokojnych chwil, w których tak lubuje się Leonardo Patrignani. A wszystko to dlatego, że nasi bohaterowie uczą się siebie i swojego świata na nowo, walczą o spokój, którego do tej pory nie mogli do końca zaznać, stawiają pierwsze kroki na ścieżce, którą mieli już okazję kiedyś podążać. Wyobraźcie sobie, że po latach suszy znowu możecie poczuć na skórze cudowne krople deszczu lub zakochujecie się na nowo po latach spędzonych na odpychaniu od siebie uczuć. Właśnie taki jest świat Utopii. Autor na fundamentach przeszłości buduje przyszłość, nie zapisuje na nowo kartek, jakimi są jego bohaterowie, ale pociąga ołówkiem po wyżłobionych wcześniej w papierze liniach.

Przyznaję, że bardzo podoba mi się sposób, w jaki nasi bohaterowie kolejny raz stają w obliczu niebezpieczeństwa, aby móc ostatecznie zamknąć trylogię. Jest w tym coś znanego, ale jednocześnie zupełnie nowego i o ile do tej pory wszystkie wydarzenia miały na celu utarcie drogi kontynuacji, o tyle teraz mamy przed sobą ostateczny koniec serii. Najważniejszy wydaje mi się jednak fakt, że w tym tomie naprawdę to czujemy. Strona po stronie, otaczamy się aurą ostateczności, którą autor nasączył tę powieść już od pierwszego zdania. Myślę, że bardzo ciężko jest to dokładnie wyjaśnić, ponieważ przypomina to trochę degustację wina, w przypadku której bierzemy pod uwagę nie tylko smak, ale w pierwszej kolejności kolor i zapach. Utopia ma zapach końca i kolor nieodwracalności, zaś jej smak to coś znajomego, ale ulotnego, co budzi w nas emocje, wywołuje niepokój w sercu, odkurza zepchnięte na margines umysłu wspomnienia. To po prostu powieść, którą nie tylko się czyta, ale którą także się czuje.


Podsumowując, kolejny raz mamy do czynienia z lekturą bardzo inteligentnie napisaną, pasjonującą i łączącą w sobie fikcję, naukę oraz wymykające się rozumowi uczucia. Jestem pewna, że Utopia nie zawiedzie wiernych fanów autora, a osoby sceptyczne może przekonać do jego twórczości. Obok powieści takich jak ta, nie można przejść obojętnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za zostawienie po sobie śladu!